Wyobraźmy sobie powojenny społeczny krajobraz łódzkiej przestrzeni: zniknęli z niej wszyscy Żydzi, a było ich tu przed wojną 200 tysięcy (!). Zniknęli również łódzcy Niemcy. Powstał olbrzymi zasób pustostanów, jak w innych analogicznych sytuacjach i miastach po 1945 roku, został więc zagospodarowany przede wszystkim przez ludność przesiedlaną zza Buga i migrację ze wsi. Tak powstawała współczesna łódzka społeczność. W mieście robotniczym nagle zabrakło fabrykantów. W mieście dotąd multikulturowym nagle prawie wszyscy mówili wyłącznie po polsku. Łódź znalazła się na mapie republiki ludowej, w której robotnikom miano zapewnić poczesne miejsce w spłaszczonej hierarchii społecznej. Dlatego lata PRL-u nie były dla Łodzi takie złe. Znacjonalizowane fabryki zapewniały niezmiennie pracę, a państwo postanowiło w rozwój robotniczego miasta — czyli szczególnie dla siebie cennego — wreszcie poważnie zainwestować. Dzięki temu w Łodzi pojawiły się wreszcie uczelnie wyższe, w tym słynna „filmówka”.
tak jak Wrocław odmieniło Afrykarium...
fot.: Julian Sojka
Współczesną tożsamość Łodzi z całą pewnością współtworzą dwa kluby piłkarskie, dzielące miasto na dwa plemiona — Widzewa i ŁKS-u. Występują tu społecznie ważące różnice: Widzew jest bardziej „proletariacki”, ŁKS — nieco bardziej „elitarny”. Dlatego rywalizacji sportowej towarzyszy cała rozległa rywalizacja popkulturowa, której losy możemy śledzić na ścianach bloków i kamienic. Dawniej była to wulgarna i rasistowska wymiana obelg, ale z czasem zmieniła charakter w sposób dla Łodzi charakterystyczny i mający z mojej perspektywy wręcz symboliczne znaczenie. Kilkanaście lat temu ktoś (anonimowy artysta) zainicjował dialog oparty na ironii i dobrze pojętym dowcipie. Na murach zaczęły się pojawiać bardzo zabawne napisy w stylu: „ŁKS jeździ na wakacje do Zgierza”. I takie też odpowiedzi na nie: „Widzew kuca przy sikaniu”.
...tak w Łodzi miejscem must be stało się niesamowite Orientarium
fot.: Radosław Jóźwiak | Fotocrew
Uwielbiam te teksty. „ŁKS robi herbatę z wody po pierogach”. „ŁKS korzysta z Naszej Klasy”. „Widzew jeździ TICO”. „RTS się odchudza”. „RTS poszedł po rozum i nie wrócił”. „Widzew śpi z rodzicami”. „ŁKS bije się z myślami”. „ŁKS studiuje w Pabianicach”. „Widzew chrapie”. „ŁKS myśli, że Black Metal to puszka Tajgera”. „Widzew na komunię dostał lanie”. „ŁKS myśli, że in vitro to pizzeria”. „RTS myśli, że paraolimpiada to wyścigi lokomotyw”. „ŁKS ma haluny po pieczarkach”. Pomijając kwestię nagannego smarowania po murach (zwłaszcza tych zabytkowych) i ogólnego zbrzydzania miejskiej przestrzeni za pomocą dzikiego graffiti, taka forma komunikacji społecznej jest jakimś sygnałem. Że można coś ohydnego zmienić za pomocą poczucia humoru w coś wręcz odwrotnego. I taką zmianę przechodzi właśnie cała Łódź. Miasto — dawniej spowite smogiem, poczerniałe od fabrycznych wyziewów, przyszarzałe przez dekady komuny, obsypujące się jak łupieżem tynkiem z nieremontowanych kamienic — w XXI wiek wchodziło brzydkie, trochę na kolanach.
...tak w Łodzi miejscem must be stało się niesamowite Orientarium
fot.: Paweł Łacheta
Bo pamiętać należy też najgorsze dla miasta czasy. Katastrofa nastąpiła w latach 90. Gwałtownie załamał się łódzki przemysł. Miała na to wpływ nie tylko zmiana systemu — w skali globalnej produkcja tkanin i odzieży przemieściła się bowiem do Azji. Dla Łodzi było to bardzo bolesne doświadczenie, między innymi z racji jednej dominującej specjalizacji przemysłowej. Brak dywersyfikacji branż spowodował, że miasto podupadło, zaczęło się demograficznie kurczyć, oddając drugie miejsce rosnącemu dynamicznie Krakowowi. Nie pomagał też Łodzi zasiadający na tronie prezydent Jerzy Kropiwnicki, który rządził Łodzią aż do 2010 roku i, delikatnie mówiąc, nie sprawdził się w tej roli. Nie były to dla miasta łatwe czasy.
Biała Fabryka Geyera — tu uruchomiono pierwszą w Łodzi maszynę parową, dziś mieści się tu Centralne Muzeum Włókiennictwa
© Urząd Miasta Łodzi