Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize
Konkurs „Najlepszy Dyplom ARCHITEKTURA”

Morza szum, Czechów śpiew, ryki Seby pośród drzew

19 grudnia '24

Wreszcie trafiłem do Ustki. Nie kłamali, że tam ładnie. Na środkowym Pomorzu naprawdę leży niewielka miejscowość, która nie wyżera wzroku. Więcej: jest to „oczu kąpiel” i to nie tylko ze względu na odnawiane szachulcowe domy, czyli wyróżnik miasta, który tam się pieści, odnawia i rekonstruuje. Przestrzenią miasta rządzi spójna myśl: od wycyzelowanych dworców autobusowego i kolejowego, przez turystyczne centrum oraz parki, po promenadę i plażę. Ulice przeobrażają tam według jednego pomysłu, nowe domy w porcie mają dobrą skalę, widać dbałość o zieleń, nie traci swojego charakteru dzielnica pensjonatów sprzed ponad stu lat, a miejsce po dawnym kościele doczekało się udanej instalacji przypominającej jego historię.

Ustka wiele zawdzięcza programowi rewitalizacji rozpoczętemu w 2005 roku i udowadnia, jak dużo znaczą perspektywiczne myślenie i konsekwencja. Rzecz jasna nie jest idealnie, bo tu i ówdzie widać jakiś przestrzenny wyskok z pokracznym hotelem Grand Lubicz na czele, są też — tego się chyba w Polsce nie uniknie — enklawy nadmorskiej tandety. Ale jest wystarczająco dobrze. I bardzo dobrze. Ustka nie obsunęła się, na szczęście, w polski glamour à la Sopot i kurorty na Helu oraz w tamtejsze ceny. Nie obsunęła się też w Międzyzdroje z ich budowanym właśnie hotelem na plaży (niech mu piasek lekkim będzie) albo Pobierowo — z zigguratem Gołębiewskiego. Nie wyrodziła się, w — za przeproszeniem — Mielno.

Co prawda siedziałem sobie w Ustce we wrześniu, kiedy poszybowała w dół liczba balonów, pluszowych gęsi, amuletów oraz gofrów w przeliczeniu na głowę mieszkańca. Było więc pewnie milej niż w sezonie, co dodatkowo uprzyjemniał język, którego nad Bałtykiem nie słyszałem nigdy wcześniej. Z szumem fal i kwikiem mew mieszała się mowa Rumburaka i Hrabala. Po raz kolejny w tym roku okazało się więc, że wieści o inwazji czeskich turystów nie zmyślił chat GPT. To się naprawdę dzieje. Słyszałem ostatnio wiele razy czeski na ulicach Poznania, Krakowa, Wrocławia i Warszawy. Teraz doszedł Bałtyk, który Czesi — jak czytałem w licznych artykułach — wybierają dziś zamiast Adriatyku. Nie musimy już zatem wypowiadać wojny Republice Czeskiej i od razu się poddawać, co jest od lat mokrym snem polskich czechofili. Oto Czesi każą Chorwatom wypchać się knedlem i sami ruszyli w Polskę. Odkryli ze sporym poślizgiem, że doszlusowaliśmy do państw jako tako poukładanych. Czasem bardziej niż same Czechy, co przyznają ze zdumieniem i czescy turyści, i ja sam — po niedawnej lustracji kilku czeskich i morawskich miast średniej wielkości. Lepsze bywają dziś u nas i drogi, i hotele, i jedzenie oraz poziom obsługi (choć trzeba przyznać, że wściekły kelner gotowy zdzielić klienta ścierą to w Czechach również gatunek na wymarciu). Z dbałością o zabytki architekturę też bywa różnie.

Wreszcie, Czesi są mocno do tyłu z podejściem do samochodów. W stutysięcznym Hradec Královém najważniejszy historyczny plac miasta jest w połowie regularnym parkingiem! To tak jak by u nas przerobić na miejsca postojowe rynek w Bielsku-Białej lub Gliwicach. Gdzie indziej bywa lepiej, ale i tak w powietrzu wiszą komunikacyjne lata 90., a piesi i rowerzyści nie mają łatwo nawet w całkiem dobrze poukładanym Brnie. Kiedy rok temu oprowadzałem po Poznaniu wycieczkę zagranicznych doktorantów, to właśnie Czech dociekał ze zdumieniem, jakim cudem, podstępem lub przemocą udało się nam oczyścić z parkujących aut plac Kolegiacki. Na szczęście, dla równowagi, w grupie był też Niemiec, który nie mógł pojąć, dlaczego nie zlikwidowaliśmy jeszcze miejskiej autostrady, która przerżnęła historyczne części miasta w latach 60. i 70.

Inna rzecz, że oprócz Czechów i Niemcom podoba się u nas coraz bardziej. Nogami głosują Hiszpanie, przybywa nawet Włochów. Poza mniejszym skwarem, mamy bowiem to, co u nich właśnie zaczyna się sypać lub podupadać: całkiem nową infrastrukturę drogową i turystyczną oraz, niekiedy, wyższe standardy obsługi. Nawet PKP wzięły wreszcie kurs na poziom niemieckich kolei sprzed zapaści, której doświadcza dziś Deutsche Bahn i może ten poziom za dwadzieścia lat osiągną. Oczywiście ceny też grają dużą rolę, ale nie tylko one. W zagranicznych mediach peanów doczekała się nawet Warszawa. Że ciekawa, różnorodna, żywa i — czysta. Co nie dziwi, bo stolica dziś i przed ćwierćwieczem to — mimo wad — niebo i ziemia.

Wszystko dlatego, że ciągle jeszcze staramy się, napinamy, leczymy kompleksy. Bywa zabawnie, ale jest raczej w porządku: ambicja pomaga. Byle w inwestycyjnym zadęciu nie niszczyć przyrody, dziedzictwa i krajobrazu. Byle bardziej perspektywicznie myśleć oraz analizować, zanim zrobi się coś na hurra. Niech nie uśpią nas tak lubiane w Polsce miłe opinie cudzoziemców. W sprawach przestrzennych mamy do odrobienia wiele lekcji. Zresztą nie tylko w urbanistyce, ale też w mieszkalnictwie, dostępie do komunikacji publicznej, ożywieniu mniejszych miast, ochronie przyrody. O służbie zdrowia, emeryturach, sądownictwie, obronie cywilnej wspomnę tylko dla porządku, bo to nie ta gazeta.

Wreszcie, skoro jako tako ucywilizowaliśmy drogi, ulice, place i parki, czas zabrać się i za siebie. Ubrać, to się Polak ubrał już dawno, gorzej z obyciem. W odnowionych przestrzeniach zachowuje się często jak w dzikich latach 90. Za głośno, zbyt zamaszyście, za szeroko, bez oglądania się na innych. Może to brzmi głupio, ale głupie nie jest: przyda się jakaś narodowy coaching nauki chodzenia po chodnikach i schodach, korzystania z restauracji oraz z tramwaju, autobusu, pociągu i z cichszego wydawania dźwięków paszczą (z uwzględnieniem ujadających piesków). Wreszcie, co szczęśliwie stało się ostatnio przedmiotem publicznej debaty, może ktoś położy kres podrasowanym samochodom, ich wyjącym wyścigom i kierowcom mordującym przechodniów dla rozrywki. Nie po to robimy te Ustki, place i ulice, żeby ich władcą stał się (wybaczcie klasizm, seksizm, autofobię i pierdowstręt) Morderczy Seba w Pierdzącej Furze.

 
Jakub Głaz

więcej: A&B 11/2024 – DUSZA EUROPY, DUSZA MIASTA,
pobierz bezpłatne e-wydania A&B 

Głos został już oddany

Okna dachowe FAKRO GREENVIEW – nowy standard na nowe czasy
Okna dachowe FAKRO GREENVIEW – nowy standard na nowe czasy
Lakiery ogniochronne UNIEPAL-DREW
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE