Udzielenie jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o kierunek, w jakim zmierza współczesna architektura, jest zadaniem karkołomnym. Kierunków tych jest bowiem wiele — zależą zarówno od geografii, kontekstu ekonomicznego i politycznego, jak i świadomości oraz odpowiedzialności samego środowiska. Nawet jeśli skupimy się na najbliższym nam otoczeniu, Europie i Polsce, to rozjazd między architekturą głównego nurtu, komercyjną i stanowiącą przeważającą część aktywności na rynku, a tą bardziej zaangażowaną i awangardową jest znaczący. Wydaje się, że aby lepiej ująć obecną, dynamiczną sytuację, należałoby zadać dwa pytania — o aspiracje i realia. W jakim kierunku chcemy zmierzać? A w jakim rzeczywiście zmierzamy?
w jakim kierunku chcemy zmierzać?
Niezaprzeczalnym sukcesem osób działających na polu krytyki i teorii architektury, wystawiennictwa i projektów badawczych jest fakt, że autorzy i autorki współcześnie realizowanych projektów muszą się liczyć z koniecznością odpowiadania na pytania dotyczące ich wpływu na środowisko, zielonych rozwiązań, przestrzeni publicznych czy dostępności. Nie przyszedł on szybko, ale dzięki takim inicjatywom jak kolejne numery kwartalnika „Autoportret” poświęcone środowisku, wystawy „Antropocen”, „Zgruzowstanie” czy „Więcej zieleni” do szerokiej publiczności przebija się komunikat o znaczeniu architektury dla przyszłości w obliczu kryzysu klimatu. Architekturze stawia się obecnie wymagania dotyczące ograniczania śladu węglowego, zużycia energii, optymalizacji użycia materiałów. Promowany jest ponowny użytek i inwestowanie na obszarach już zurbanizowanych. Architektura przyszłości to więc przede wszystkim większa odpowiedzialność za kształtowanie przestrzeni i wpływ na otoczenie, zmniejszanie negatywnego wpływu na przyrodę, a w wersji optymalnej — jej regeneracja przy użyciu narzędzi projektowych.
W dyskusji o przestrzeniach miejskich pojawiają się argumenty dotyczące osób często dyskryminowanych — rodziców, dzieci, osób z niepełnosprawnościami, osób LGBT+, kobiet. Realizacja postulatów związanych z ich potrzebami działa na korzyść wszystkich użytkowników i użytkowniczek przestrzeni, co wyraża się w dostępności komunikacyjnej, infrastrukturze pieszej i rowerowej, zapleczu sanitarnym i publicznych toaletach, a także zapewnieniu poczucia bezpieczeństwa. Na realizacji postulatów mniejszości korzystamy wszyscy i dlatego zauważenie naszych różnic i rozbieżnych potrzeb, ich mapowanie, włączenie przedstawicielek i przedstawicieli mniejszości w proces planowania, również osób zajmujących się zawodowo socjologią, psychologią czy antropologią w proces kształtowania projektów jest przyszłością architektury, w której wszyscy będziemy mogli poczuć się dobrze. Dziś to inicjatywy takie jak Bal Architektek czy Architekoniczki wskazują, jak profesja będzie się zmieniać w przyszłości.
Zmiana nie dokonuje się jednak jedynie na poziomie „miękkich” cech i wartości architektury. Ewoluuje także podejście do samych budynków — ich wartości historycznej, artystycznej, także środowiskowej. Jeszcze kilkanaście lat temu ruchy miejskie walczyły o zachowywanie pojedynczych ikon socmodernizmu, również architektury międzywojennej. Niestety nie zawsze skutecznie — Polska straciła najcenniejsze ikony tego okresu, zaczynając od dworca PKP w Katowicach, przez warszawski Supersam i Emilię, po nieudolnie odbudowaną Rotundę. Obecnie coraz trudniej podważać wartość architektury modernistycznej, nie udałoby się to jednak, gdyby nie inicjatywy takie jak Krakowski Szlak Modernizmu i Pomoszlak, Tu Było Tu Stało. Kolejnym krokiem w tej ewolucji jest spostrzeżenie, że budynki nie wymagają zachowania jedynie ze względu na swoje wartości architektoniczne i historyczne, lecz także ze względu na wartości środowiskowe. Stanowią bowiem zasób materiałów, ale też wartości przestrzennych, z których powinniśmy korzystać. Ochrona budynków przed wyburzeniem musi wyjść poza ramy dyskusji historyczno-sztucznej i wkroczyć na pole odpowiedzialności środowiskowej. Tej dyskusji będą musiały towarzyszyć jednak rozwiązania prawne — ułatwienia w adaptacji i ponownym wykorzystaniu budynków przy jak najmniejszym zakresie przekształceń, zachęty finansowe do ponownego wykorzystywania materiałów, również podatki i ograniczenia związane z pustostanami, spekulacją oraz wyburzaniem obiektów w dobrym stanie technicznym. Cyrkularność i ponowny użytek to przyszłość terenów zurbanizowanych, a architekci i architektki będą musieli nauczyć się bardziej patchworkowego podejścia, korzystania z gotowych elementów — w taki sam sposób, jak robią to osoby projektujące wnętrza.
w jakim kierunku rzeczywiście zmierzamy?
Jako architekt z zazdrością przyglądam się zmianom zachodzącym w dziedzinie architektury krajobrazu. Ich dynamika i jasny kierunek dążący do zwiększania bioróżnorodności, retencji, wykorzystywania potencjału czwartej przyrody czy kreowania miejsc dzikości w mieście o lata wyprzedzają zmiany, które powoli dzieją się w obszarze projektowania budynków. To właśnie architektura krajobrazu daje dziś nadzieję dla polskich miast, skrzywdzonych przez dziesiątki wyśmiewanych „rewitalizacji” placów i rynków, z których gros projektowali wybrani w konkursach, nieprzygotowani do tego (i niezdający sobie z tego sprawy) architekci. Jeszcze dekadę temu architektura krajobrazu nie była istotnym obszarem zainteresowania inwestorów i opinii publicznej. Osiedla i parki biurowe wypełniały geometryczne ogrody zen i przycięte trawniki. Dziś nikt nie wyobraża sobie projektowania zieleni w ten sposób, a realizacje takie jak park Akcji Burza zaprojektowany przez topoScape i Archigrest, zdobywają kolejne nagrody w konkursach dotychczas zdominowanych przez pracownie architektoniczne. To właśnie współpraca tych dwóch branż, dostrzeżenie przez architektki i architektów własnych ograniczeń i oddanie części kompetencji, także w obszarze sędziowania konkursów i budowania ich regulaminów, jest przyszłością projektowania. Przykładem takiej łączącej krajobraz z architekturą praktyki może być między innymi działalność krakowskiej pracowni eM4 . Pracownia Architektury . Brataniec.
Choć architektom i architektom coraz trudniej ukrywać się za zasłoną greenwashingu, do opinii publicznej przesiąkają wątpliwości dotyczące certyfikacji budynków, a wiedza o szkodliwym wpływie na środowisko powstawania i funkcjonowania architektury jest coraz powszechniejsza, to na pierwszy rzut oka trudno rozróżnić budynki projektowane dziś od tych powstających dziesięć lat temu. Wciąż w panoramie dużych polskich miast wyrastają szklane pudła wieżowców wymagające ogromnych nakładów energii do utrzymywania w nich optymalnych warunków termicznych, które stanowią jedynie emanację ego i możliwości finansowych inwestora, a także aspiracji i rozwoju. W panoramie stołecznej Woli zlewają się one jednak w bezkształtną masę niebieskiego szkła, która wygląda jak projektowana raczej przez konsultantów od fasad niż architektki i architektów, tworząc generyczne nie-miejsce, które z powodzeniem mogłoby być dzielnicą biurową zarówno Astany, jak i Brukseli. Próżno tu szukać ambitnych środowiskowo projektów wykorzystujących na przykład drewno.
Podobną unifikację dostrzec można w zakresie architektury mieszkaniowej. Znaczną jej część stanowią zestandaryzowane do bólu bloki o z góry określonej estetyce mieszczącej się w spektrum od białych brył w szare paski po białe bryły z wstawkami z drewna (drewnopodobnych okładzin). Patrząc na wznoszone dziś osiedla, wprawne oko — po detalach czy materiałach — może z łatwością odgadnąć inwestora. Osoby projektujące architekturę sprowadzane są do roli upychaczy PUM-u. Pojawiają się jednak realizacje bardziej ambitne, choć zwykle także mniej dostępne cenowo. Jedną z przyczyn kryzysu dostępności mieszkań jest projektowanie na granicy prawa — lokali użytkowych jako mikroapartamentów. Pozytywnym przykładem są realizacje całych kwartałów i większych założeń, kilkanaście lat temu zupełnie nieobecne. Realizacje i projekty takie jak Browary Warszawskie czy Towarowa 22 przygotowane przez JEMS pokazują, że gdy do dyspozycji jest większa działka i ciekawszy program, jesteśmy w stanie tworzyć żyjące fragmenty miasta wnoszące do okolicy wartość dodaną. Wciąż stanowią one jednak ofertę dla zamożnych. Dlatego najciekawsze, co można obserwować w architekturze mieszkaniowej, to rozwój budownictwa społecznego i komunalnego. To tam jest miejsce na innowacje, których celem nie jest pomnażanie zysku, a kreowanie wartościowych rozwiązań przestrzennych, widać to między innymi w Nowym Nikiszowcu pracowni 22Architekci, osiedlu w Łowiczu dwóch pracowni GDA Łukasz Gaj i Pracownia Architektury Rafał Mazur czy rybnickim bloku TBS zaprojektowanym przez SLAS Architekci.
Kacper Kępiński
więcej: A&B 11/2024 – DUSZA EUROPY, DUSZA MIASTA,
pobierz bezpłatne e-wydania A&B