Czytam w ramach szerokiego researchu również strategię Poznania — miasta know-how. Zawsze ją chwaliłem, gdy pytano mnie o nią w mediach czy na konferencjach, oceniając ją na podstawie dość powierzchownej znajomości. Czas zapoznać się bliżej z tym opracowaniem: gdy docieram do zdania „Poznań jest najważniejszym polskim miastem po Warszawie”, zapala mi się czerwona lampka. „Aha, zapachniało jakimiś kompleksami” — pomyślałem, wyobrażając sobie jednocześnie reakcję na tak sformułowane opisanie miasta odczytywane w Gdańsku, Wrocławiu czy Krakowie. „Przykro mi, Poznaniu, ale nie jesteś drugim najważniejszym polskim miastem. Aktualnie nie ma cię nawet na pudle, bo z różnych względów numer jeden to stolica, a o numery 2 i 3 zaciekle biją się właśnie Wrocław z Trójmiastem i Krakowem”. Nie wiem, czy w Poznaniu się na mnie obrażą za te myśli, ale staram się być szczery i jakąś tam wiedzę o tych wszystkich metropoliach jednak mam.
Poznań był drugim najważniejszym polskim miastem historycznie dwa razy — za Mieszka I i za Jagiellonów, ale i to pod warunkiem, że nie bierzemy pod uwagę wypadających nieco poza polską orbitę Wrocławia i Gdańska. Dziś takie stwierdzenie brzmi arogancko, no chyba że potraktujemy je jako wyraz pewnych aspiracji. A w aspiracjach warto stawiać przed sobą ambitne cele — byleby strategii nie przestrzelić. Takie wpychanie się na siłę na drugie miejsce odczuwam jednak bardziej jako wyraz pewnych kompleksów, które zgłaszały się do mnie, gdy spacerowałem po poznańskim Starym Mieście — gdy spojrzeć pod odpowiednim kątem, zobaczy się nad górnym piętrem wielu kamienic dobudowane dla efektu wizualnego dodatkowe szczyty elewacji, za którymi nie kryją się żadne pomieszczenia. Dzięki nim niektóre poznańskie kamienice udają wyższe, próbując urosnąć, dogonić wyższe o jedno czy dwa piętra kamienice Gdańska, Wrocławia i Krakowa. Architektura historyczna wiele mówi o rzeczywistości, jeśli dobrze ją odczytać, ja to czytam — bez złośliwości — ale właśnie w ten sposób. Do historii jeszcze wrócimy, teraz przejdźmy do poznawania współczesnego Poznania.
serce miasta staje się estetyczne i świeże
fot.: Marta Przewoźna
Nie dość, że ogólnie mam wyobrażenie miasta jak wyżej, to jeszcze pechowo trafiam do Poznania w grudniu, w najgorszych odcieniach polskiej zimowej szarugi. Patrząc na moje uprzedzenia, skojarzenia, niekorzystną porę roku i dramatycznie wyglądające w czasie remontu centrum miasta, można by zaryzykować tezę, że ja tego miasta we właściwy sposób nie odczytam, źle je odkryję, nie polubię, że nie ma na to w takich warunkach szans. A jednak.
Odkrywam miasto na nowo, tak jak chciałem. Udaje mi się złapać jakieś dobre przeczucie. Udaje mi się też pozbyć uprzedzeń czy spłaszczających moją percepcję Poznania nawyków z młodości. Wchodzę, wjeżdżam na rowerze w ten Poznań z otwartą głową, pozytywnie nastawiony i z dużą poprawką wziętą na niekorzystne warunki. Kiedy więc jadę przez nieczynny KontenerART, przez bezludną Maltę dookoła zaskakująco dużego jeziora, wyobrażam sobie, jak pięknie tu będzie w sezonie.
KontenerART — sztuka na ulicach to jest to!
fot.: Tomasz Kusiak
Nie zrażam się wszechobecnym placem budowy — wiem, jakie śliczne jest poznańskie Stare Miasto. Razi mnie w nim tylko pawilon Arsenał, w sumie nie rozumiem, czemu tego nie zburzyć i nie postawić czegoś z architektoniczną klasą, z efektownym konceptem otwartym na dialog z historyczną zabudową dookoła.
Lubię to historyczne centrum Poznania za kilka rzeczy. Po pierwsze — za wszechobecne tablice pamiątkowe. Znajduję je na każdym kroku, chętnie czytam. Opowiadają o Poznaniu patriotycznym, nieustępliwie polskim, konsekwentnie germanizowanym, a niezłomnym. To jest Poznań zwycięskich powstań, zwycięskich, bo bardziej pragmatycznych, mierzących zamiary na siły, mniej napędzanych romantycznymi porywami, a po prostu rozsądniej zaplanowanych.
Mam na ten Poznań prosty dosyć przepis: dysponuję listą sprawdzonych przez znajomych polecanych miejsc. To najlepsze w Poznaniu bary śniadaniowe, kawiarnie i restauracje. To, czego kiedyś mi najbardziej w tym mieście brakowało. A więc — jest dobrze. Pod tym względem Poznań dojrzał wspaniale. Lavenda na Starym Mieście, UNO na Jeżycach, BankCook przy ulicy Święty Marcin — świetne jedzenie, fajne wnętrza, super obsługa. Jest tych knajp mnóstwo, wystarczająco. Uff.