Artykuł z numeru A&B 02|2023
Trochę jakbym był stąd. Rodzice wychowali się pod Krotoszynem, w typowej wielkopolskiej wsi Lutogniew. Jeździłem tu w dzieciństwie na żniwa i wakacje. Czułem tę Wielkopolskę jako normalność. Jej bezdyskusyjnym sercem był Poznań, dla całej rodziny miasto — wzorzec z Sèvres. Poznań to było oczywiste terytorium sukcesu, kierunek rozwoju, must have — dlatego rodzice zmuszali mnie do zdawania na studia na UAM. Zmuszanie to jednak nie jest dobry pomysł, ja chciałem do Krakowa.
Przez to zmuszanie i przyzwyczajenia, wczesne oswojenie, Poznań nigdy nie był dla mnie egzotyczny. Był normalny, ale i zwykły. Zwłaszcza w latach 90. wydawał mi się chyba najmniej atrakcyjną z polskich metropolii. Nie było w nim ani wrocławskich tajemnic, ani rozmachu odbitej w architekturze krakowskiej historii z magią żydowskiego Kazimierza, nie było nowojorskiej przestrzeni stolicy, nie było portowego charakteru i różnorodności Trójmiasta. Poznańskie lata 90., jak wszędzie mozolnie zmywające z siebie szarość i brud PRL-u, z mojej perspektywy nie były nadmiernie pociągające. Brakowało nocnego życia, które w Krakowie było na wyciągnięcie ręki, nie było gdzie pójść w sensie towarzyskim, to był świat bez fajnych knajp.
Potem, w swoim poznańskim stylu, miasto wzięło udział w tej niesamowitej polskiej metropolitalnej rewolucji rozwojowej, o której jest cały cykl „Wielomiasta”. Poznań robił swoje w wielkopolskim wydaniu: spokojnie, porządnie, w sposób w miarę sensownie zorganizowany, pragmatycznie. Nastąpił czas wdrażania strategii „Poznań Miasto know-how”. W mediach i na wielu kongresach wyrażałem się o niej pozytywnie. To była sensowna interpretacja tego miasta: ogarniętego, zorganizowanego, zgodnie ze stereotypem porządnego właśnie.
Zamek Cesarski — symbol germanizacji, ale i trop, skąd się wzięło to know-how
fot.: Radosław Maciejewski
Nie zmieniało to faktu, że w mojej głowie Poznań pozostawał metropolią ostatniego wyboru. Gdybym miał wybierać miasto do życia — często o tym rozmawiam ze znajomymi — ponownie zdecydowanie i stanowczo wybrałbym Kraków. Kiedyś na drugim miejscu byłby Wrocław, ale dzięki ostatnim dekadom zmian na drugie miejsce, ex aequo, wskoczyło Trójmiasto. Na trzecie weszła Warszawa. Przeprowadzka do Katowic, Łodzi czy Poznania nie wchodziła w przeszłości w grę — mimo że zawsze były to według mnie świetne miasta do odwiedzenia. Ale czas płynie, świat się zmienia, a polskie miasta przechodzą na naszych oczach rewolucyjną metamorfozę. Dziś mógłbym już zamieszkać na Śląsku czy w Łodzi. Pytanie, czy dobrze poczułbym się w Poznaniu? W poszukiwaniu odpowiedzi — ruszyłem odkryć Poznań od nowa.
Ktoś kiedyś zapytał, czego mi w wizerunku Poznania brakuje, co w marce miasta należałoby zmienić, jaki z tej mojej perspektywy Poznań NIE JEST, a powinien być. Powiedziałem wtedy, że Poznań nie jest dla mnie sexy. Bo nie był. Na tle pozostałych największych polskich miast Poznań rzeczywiście prezentował się w przeszłości trochę jak najnudniejsza polska metropolia.
Niby w tym mieście wszystko jest, instytucje kultury jak należy. Są Międzynarodowe Targi Poznańskie, okno na świat — w wielu wymiarach najmocniejszy atut Poznania. Wszyscy wiemy, że Poznań jest mocnym ośrodkiem biznesowym. Gospodarczo to gracz wagi ciężkiej, mnóstwo jest tu wielkich firm i inwestycji. To oczywiście bardzo ważne — uniwersalnym kluczem do sukcesu każdego miasta jest przecież „gospodarka, głupcze!”.
Stare Miasto jest przytulne, ma swój styl i klimat
fot.: Radosław Maciejewski
Zanim odkryję jednak ten nowy dla mnie Poznań, który zobaczyłem anno domini 2022, jeszcze trochę na wielkopolską stolicę ponarzekam. Nie lubię sposobu, w jaki to miasto jest poprzedzielane torami kolejowymi. Nie znoszę poznańskiego dworca, jest chyba najgorszy w Polsce. Trudno jest nacieszyć się tym miastem z powodu ekstremalnej liczby placów budowy, rozkopów, płotów, wykopek i przekopek. To oczywiście minie, ale tu i teraz ma jakiś wpływ na odczuwanie miasta. Do tego dochodzi niezbyt porywające otoczenie: Kraków ma swoje Tatry, Wrocław — Karkonosze, Gdańsk — Bałtyk. Tu otaczają nas smętnawe polskie równiny, co Poznaniowi nie pomaga.