PDA 2024 – materiały i technologie dla Architekta. Korzystaj z darmowej wersji online
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Trójmiasto. Na co czekają Nowi Mieszczanie?

02 stycznia '23

Artykuł z numeru A&B 05|2022


Niby oczywizm z perspektywy sensu całego cyklu „Wielomiasta”, Trójmiasto to przecież największy wielomiejski klasyk w naszym kraju, ale czy wszystko już powiedziano o nadbałtyckiej metropolii? Czy patrząc na bliskie relacje Gdyni, Gdańska i Sopotu, widzimy prawdziwy obraz? Czy w pełni zdajemy sobie sprawę z łączących je więzi i oddzielających je barier? Otóż, z całą pewnością, nie.

W Gdańsku mieszkałem, o Gdyni napisałem scenariusz serialu, dla Sopotu opracowałem strategię, wydawałoby się więc, że mam odpowiednie kompetencje, by zasiąść do tego tekstu.

Od lat uwielbiam Trójmiasto, nie jestem w tym oryginalny, cała Polska dobrze wie, że to świetne miejsce. Mieszkańcy również potrafią docenić miasto, w którym żyją (świadomie, specjalnie używam liczby pojedynczej, co może i powinno nieco oburzyć patriotów gdańskich, sopockich, a zwłaszcza gdyńskich). Jak zatem podejść do zadania — stworzenia gęstej, syntetycznej monografii wielomiasta, ale takiej, która jednak Czytelniczkę i Czytelnika czymś zaskoczy? Pokaże inny od tego powierzchownego obraz, odkryje nowe perspektywy? Droga do ponownego odkrycia czy raczej głębszego zrozumienia jest oczywista — tajemnica tkwi w historii i diagnostyce tożsamości. A zatem do dzieła.

Kilka lat temu udało mi się zorganizować i poprowadzić podczas Open Eyes Economy Summit spotkanie prezydenckiej trójki: z Gdańska, Gdyni i Sopotu przybyli wówczas odpowiednio Aleksandra Dulkiewicz, Wojciech SzczurekJacek Karnowski. Trochę się wtedy, podczas „Trójgłosu o Trójmieście”, śmialiśmy razem z tego, że jest to ich pierwsze merytoryczne spotkanie w historii. Wymowa tego spostrzeżenia jest jednak głęboka. Pokazuje, jak bardzo naszym życiem potrafi zarządzać historia, jak bardzo tożsamość miast i ich społeczności kształtują stereotypy i uprzedzenia.

Bez żadnej analizy można bowiem stwierdzić, że Gdynia jest ze swej natury postawiona w swoistej opozycji do Gdańska. Tak zbudowano to miasto: jako urodzonego wroga, jako polski port, który miał unieważnić wrogi port niemiecki. Odświeżmy sobie tę historię, bez jej pełnego zrozumienia nie stworzymy bowiem pełnowartościowej analizy, diagnozy i prognozy. A ta ostatnia umożliwi powstanie czegoś w rodzaju szkicu strategii rozwoju dającego szansę na jego optymalizację, równowagę, podniesienie wysoko poprzeczki z ambicjami.

Zacznijmy od historii najnowszej. W latach 20. XX wieku, czyli sto lat temu, Polska odzyskała dostęp do morza. Ale bez portu. Tymczasem niemieckojęzyczny Gdańsk z portem morskim, do którego Wisłą i linią kolejową spływały towary z całej Polski, miał praktyczny monopol na obsługę polskiego eksportu (importu zresztą też). Pamiętajmy, że w tamtych czasach po drogach nie jeździły setki tysięcy tirów, nie istniała branża lotniczego cargo, nie było internetu, a i telefon kablowy miał ograniczone zastosowania. W tamtej epoce wszystko szło pocztą, ludzie pisali do siebie papierowe listy, towary w skali makro podróżowały wyłącznie wodą i po szynach, a cywilizacja docierała tam, dokąd sięgały linie kolejowe.

Zależność od Gdańska dla Polski była nie do przyjęcia, dlatego zapadła spektakularna decyzja o budowie Gdyni. Marszałek Józef Piłsudski zlecił to zadanie swoim najlepszym ludziom: na wybrzeże przybyli między innymi inżynierowie Tadeusz Wenda i Eugeniusz Kwiatkowski oraz generał Gustaw Orlicz-Dreszer.

Muzeum Emigracji w dawnym budynku Dworca Morskiego w Gdyni, przebudowa proj.: ae fusion Studio

Muzeum Emigracji w dawnym budynku Dworca Morskiego w Gdyni, przebudowa proj.: ae fusion Studio

fot.: Bogna Kociumbas

Budowa Gdyni była przedsięwzięciem spektakularnym w skali całego świata. W dziesięć lat powstał największy pod względem możliwości przeładunkowych port na Bałtyku. Najnowocześniejsze miasto na planecie. Perła modernizmu, estetycznie w tamtych czasach szokująca na tle reszty Polski — szarej, burej i ponurej, biednej, zacofanej, porozbiorowo wyniszczonej. Była ta Gdynia dumą całego narodu, najmodniejszym kierunkiem wycieczek, obiektem podziwu delegacji przybywających między innymi z Japonii, Wielkiej Brytanii czy Włoch.

Musimy sobie w pełni uświadomić, czym była Gdynia dla Polski przedwojennej: epickim wysiłkiem, ułańską fantazją i dowodem na to, że Polska naprawdę potrafi. Gdynia stała się tym, co w Polkach, Polakach i w Polsce najlepsze: światowym, kolorowym, tętniącym życiem, porywającym miastem portowym. Tu w klubach grały zespoły jazzowe z Nowego Jorku, tędy do Polski wlewał się cały świat, najnowsze trendy i mody. Gdy udało się gdyński port spiąć ze Śląskiem magistralą węglową, cały Polski eksport przeniósł się do Gdyni, a całkowicie odpłynął z Gdańska.

Oba miasta patrzyły na siebie ze specyficzną nienawiścią: do niedawna niemiecki Gdańsk z nieudawanym poczuciem wyższości, ale wyrażanej z perspektywy podupadającej, dawnej potęgi. Prastary Gdańsk gwałtownie biedniał, gdy młodziutka Gdynia równie gwałtownie rozrastała się i bogaciła. Gdynia skumulowała w sobie energię całej Polski — ambitnej, lecz historycznie głęboko upokorzonej, chcącej jak najszybciej nadrobić lata zmarnowane pod rozbiorową okupacją.

Wyobraźmy sobie tamtą Gdynię: supernowoczesne city otoczone ze wszystkich stron zapomnianymi dziś slumsami, gdzie w barakach z byle czego koczowały dziesiątki tysięcy robotników, budujących miasto i port. Same nazwy tych dzielnic biedy mają swoją poetykę: dowcipny Budapeszt, szalony Meksyk, zatłoczony Pekin, czy Drewniana Warszawa coś ważnego mówią o tamtych czasach, ilustrują budowę tego, co do dziś widać na pierwszy rzut oka, czyli budowę wielkiego portu i pięknego centrum dzisiejszej Gdyni.

Budowę, którą rokrocznie odwiedzały setki tysięcy zachwyconych nią Polaków. Gdynia była najskuteczniejszym pokrzepieniem dla polskich serc. Sama biała flotylla Braci Wilke woziła po gdyńskim porcie w latach 30. ponad 200 tysięcy turystów rocznie! Ludzie ówcześni Gdynię kochali, budziła najwyższe emocje, okazała się zresztą również spektakularnym sukcesem biznesowym, błyskawicznie spłacając wzięte na budowę kredyty i wychodząc na plus pomimo gigantycznych kosztów. Trudno to sobie wyobrazić tak, jak to wtedy naprawdę było — przez Gdynię płynął prawie cały polski eksport i import, przypływały tu setki statków z całego świata, transatlantyki przewoziły stąd dosłownie miliony ludzi migrujących z przeludnionej Polski do swoich nowych Ziem Obiecanych w Ameryce. Warto przejść się po tym mieście z taką podwyższoną świadomością, po wizycie w muzeach Emigracji, Marynarki Wojennej i Miasta Gdyni. Wystarczy unieść głowę, dostrzec modernistyczne fasady, by poczuć porywającą atmosferę tamtych czasów, zew od Bałtyku, który unosił wówczas cały kraj, na czele z piszącym w Gdyni Stefanem Żeromskim, autorem „Wiatru od morza”.

gdyński modernizm - kamienica Albina i Marianny Orłowskich z roku 1936, proj.: Zbigniew Kupiec

gdyński modernizm — kamienica Albina i Marianny Orłowskich z roku 1936, proj.: Zbigniew Kupiec

fot.: Przemek Kozłowski

Mieszkańcy Gdyni byli przed wojną nieprawdopodobnie ze swoim miastem związani, zbudowali je własnymi rękoma, brali aktywny udział w procesie jego narodzin, dorastania i błyskawicznego dojrzewania. Gdy wybuchła wojna, mimo porzucenia przez Sztab Generalny i rezygnacji z faktycznej, strategicznej obrony, mieszkańcy Gdyni nie byli w stanie skapitulować. Walczyli o swoje ukochane miasto zaciekle, na śmierć i życie, nie mogąc sobie wyobrazić oddania czegoś tak ważnego, tak po prostu, butnym i przekonanym o swojej wyższości, faszystowskim i rasistowskim Niemcom.

I walczyli pięknie, niezwykle, za pomocą nie tylko wojska pułkownika Dąbka, niezłomnej załogi Półwyspu Helskiego admirała Józefa Unruga, ale też z pomocą wszystkich mieszkańców, kosynierów gdyńskich i niewiarygodnego pociągu pancernego Smok Kaszubski, który sami zbudowali od zera w cztery dni i cztery noce (zaprawdę, Polska potrafi!). Jest to na tyle niesamowita historia, że napisałem o tym scenariusz serialu, który — mam nadzieję — zobaczymy na ekranach w stulecie uzyskania praw miejskich przez Gdynię, czyli już za cztery lata. Niezwykli ludzie, którzy bronili Gdyni i polskiego Wybrzeża, zupełnie zaskoczyli aroganckich Niemców, zadając im dotkliwe straty mimo niewiarygodnej dysproporcji sił.

Napięcie między Gdynią i Danzig, między Niemcami i Polakami, jest w tym miejscu tak wielkie, że historia wybiera właśnie przyszłe Trójmiasto na arenę wybuchu II wojny światowej, co dziś puentuje swoją ekspozycją niezwykły budynek Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku (proj.: Studio Architektoniczne Kwadrat).

bryła i ekspozycja Muzeum II Wojny Światowej dopełniają tożsamość Trójmiasta: miejsca, w którym zaczęła się największa wojna w historii ludzkości, proj.: Studio Architektoniczne Kwadrat

bryła i ekspozycja Muzeum II Wojny Światowej dopełniają tożsamość Trójmiasta: miejsca, w którym zaczęła się największa wojna w historii ludzkości, proj.: Studio Architektoniczne Kwadrat

fot.: Jerzy Pinkas

Nie przypadkiem to tu strzela słynny pancernik Schleswig-Holstein, to tu heroicznych czynów dokonują obrońcy Gdyni i Kępy Oksywskiej, a potem najdłużej ze wszystkich miejsc w Polsce broni się Hel, skutecznie przeganiając Niemców ogniem baterii im. Heliodora Laskowskiego, walącej z niepokornych i niepokonanych do samego końca, nowoczesnych dział Boforsa. To wszystko stworzy mit założycielski późniejszego Trójmiasta, ale teraz, jeszcze zanim wkroczymy we współczesność, na chwilę cofnijmy się w czasie.

 

Głos został już oddany

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE