Trójmiasto. Na co czekają Nowi Mieszczanie?
Nowy Mieszczanin — wizja współczesnej tożsamości mieszkańca Trójmiasta
Trójmiasto jest punktem styków i rozgraniczeń: morze i morena, ujście Wisły, kaszubskie wzgórza przechodzące w płaską depresję Żuław — bez dostrzeżenia tej trójwymiarowej wersji widzenia, Trójmiasta nie zrozumiesz. Jak twierdzi profesor Cezary Obracht-Prondzyński — dla mnie największy kaszubski autorytet socjologiczny — trzeba wybrać się na Obwodnicę Południową i spojrzeć z estakady nad Motławą na kościół Mariacki, jak wyrasta z płaskiego terenu i konfrontuje się z widocznymi z tamtej perspektywy potężnymi wzgórzami morenowymi. Tak widziany Gdańsk jest przede wszystkim „pomiędzy”.
Dotarliśmy do naszych czasów. Nadeszły dekady szaroburej komuny, która jednak była w Trójmieście jakaś lepsza i ciekawsza niż w głębi Polski, bo statki, bo promy do i ze Szwecji, bo marynarze z całego świata, bo więcej kolorowych towarów, bo Baltona. Bo morze, które zawsze było piękne, bo plaże, turyści.
Wspomnienia po tamtej epoce istnieją i często mają się świetnie. Róża Wiatrów w Gdyni — kultowa knajpa, w której w latach 80. podrywaliśmy jako maturzyści żony marynarzy — wciąż działa niezmieniona i ma ten sam wdzięk, jakim dysponuje równie kultowa Stylowa w Nowej Hucie.
Nie ma już za to Maxima („u Maxima w Gdyni”, śpiewał Lady Pank w „Tańcz, głupia tańcz”, to fajna emanacja ówczesnych klimatów). Przetrwał na szczęście najbardziej chyba kultowy sopocki SPATiF przy Monciaku. Trójmiasto wbrew komunie wytwarza własną energię, portowy zakapior niechętnie znosi socjalistyczne represje. Raz w Gdyni, a raz w Gdańsku ogniskują się antykomunistyczne emocje.
Trójmiasto znowu przyciąga uwagę świata. To znów tu dzieją się ważne rzeczy, zdarzenia które zmieniają świat. To nie przypadek, w DNA tej okolicy jest wpisane „NAJ”. Dlatego to tutaj Janek Wiśniewski padł, a Lech Wałęsa przelazł przez płot. To w Trójmieście został pokonany olbrzymi, komunistyczny potwór. To trójmiejska, gdańska Solidarność dała nam współczesność: dzisiejsze członkostwo w NATO i Unii Europejskiej, dzisiejszy dobrobyt, wolność i perspektywy.
Widziane z tego punktu widzenia Trójmiasto wydaje się miejscem, w którym po prostu dzieją się Rzeczy Wielkie, co obok bryły MIIWŚ, podsumowuje również budynek i ekspozycja ECS (Europejskiego Centrum Solidarności, proj.: FORT).
Europejskie Centrum Solidarności z ekspozycją dobrze podsumowującą rolę Trójmiasta i Stoczni w obaleniu komunizmu, proj.: FORT
fot.: Dominik Paszliński
Sopocki kurort, naturalnie kulturalny, jak to określiliśmy w strategii miasta, by zadbać o sopocką przyrodę i kulturę wysoką, pozostał wierny pewnym standardom i ideałom, mimo nadmiernego sukcesu komercyjnego i konsekwencji związanych z sezonowym na szczęście problemem z overtourismem. Jak ktoś nie lubi tłumów, niech przyjeżdża do Sopotu poza sezonem turystycznym, skręca w boczne uliczki, a znajdzie w nim starą, dobrą, kameralną atmosferę.
Kurort nie byłby miejscem elitarnym bez swojego Davos — ma więc Sopot swoje Europejskie Forum Nowych Idei, z pasją prowadzone przez Henrykę Bochniarz. Do końca życia będę czuł sentyment i do miejsca, i do wydarzenia — w końcu to tu wspólnie z profesorem Jerzym Hausnerem ogłosiłem powstanie Open Eyes Economy.
Kurortowy, inteligencki, tenisowy, hippiczny, imprezowy, kulturalny, snobistyczny, bogaty Sopot pozostaje zawieszony pomiędzy Gdynią i Gdańskiem, jest takim jakby punktem równowagi między nimi, łącznikiem i rozjemcą, miejscem styku. Ale ta równowaga nie jest zachowana — większy Gdańsk siedząc na swojej stronie huśtawki, przeważa mniejszą Gdynię, niejako wbrew jej naturalnym ambicjom i charakterowi. Poniemieckość kurortu oraz topografia terenu każą mu zresztą trzymać bliższą sztamę z dawnym Danzig. Dlatego we dwójkę, Gdańsk i Sopot, na granicy miast zbudowali swoją wspólną halę widowiskową Ergo Arena (proj.: KIPP Projekt). Często się też razem pokazują — współpraca jest na tym polu bardziej intuicyjna.
Ta nieustająca huśtawka, na której drugim końcu buja się Gdynia, to nie jest jednak instalacja z placu zabaw, tylko bardzo poważny proces kształtujący potęgę metropolii. Zwraca uwagę pewne zaburzenie znanych praw fizyki: otóż młodsza i jakby lżejsza Gdynia, jak słynny lecący trzmiel, nie wie, że mniej waży. W związku z tym magicznie ta lekka Gdynia potrafi się z ciężkim Gdańskiem całkiem skutecznie huśtać. Robi to właśnie jak trzmiel — ten nie wie, że jest za ciężki i ma za małe skrzydełka, więc leci jakby wbrew prawom fizyki. Gdynia jest młoda, dynamiczna, przebojowa, jedyna w swoim rodzaju, Gdynia dalej ma ten swój przedwojenny napęd i wciąż jeszcze mnóstwo nieodpalonej energii. Mój ulubiony trójmiejski żart to mem: „Wolne Miasto Gdańsk… i szybka Gdynia”.
A więc bujają się na huśtawce te dwa miasta na G. A bujając, wytwarzają mnóstwo energii… Zgodne to jest z moją teorią dynamicznej relacji antagonizmów — najbardziej efektywny silnik to ten, który napędzają dwa przeciwstawne bieguny utrzymane w równowadze i dynamicznie zamieniające się miejscami.
Od kilku lat trójmiejska współpraca z coraz bardziej aktywnym udziałem Gdyni coraz lepiej się rozwija. Z różnych przyczyn — jedną z nich z całą pewnością są przepisy i dostęp do funduszy na rozwój metropolitalny, inną — otwarta dyskusja o rozwoju całego zespołu miejskiego, w którym warto zauważyć zwiększające się znaczenie Gdyni, w praktyce już przyłączone: Wejherowo, Rumię, Redę, Bolszewo, Kosakowo, Gościcino… Tak liczona Gdynia ma już ponad 400 tysięcy mieszkańców, a więc huśtawka się naprawdę równoważy.