PDA 2024 – materiały i technologie dla Architekta. Korzystaj z darmowej wersji online
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Kajś był, KAJ SIĘ CIŚNIESZ – Śląskie Supermiasto

30 stycznia '23

Gliwice powierzchownie: że ładne stare kamienice, że autostrada, że jakoś lepiej niż gdzie indziej na Śląsku. Nie miałem jednak pojęcia, skąd się ta wyjątkowość Gliwic bierze — uświadomił mi to dopiero szef kultury i promocji UM w Bielsku-Białej, Przemysław Smyczek, oraz prace nad strategiami Bielska-Białej i Cieszyna. W wirze dyskusji o stelokach, chadziajach, werbusach, krzokach i ptokach (wszystko to nazwy opisujące migracje ludności po II wojnie światowej, więcej na ten temat w poprzednich numerach A&B) — dotarło do mnie wreszcie kluczowe dla mojego odkrywania Gliwic spostrzeżenie. Otóż pamiętać należy, że do 1945 roku Gliwice nazywały się Gleiwitz, i były — obok Bytomia i Zabrza — miastem niemieckim, niemieckojęzycznym, po niemieckiej stronie granicy, pełniły wobec reszty regionu funkcję strategiczną, wręcz stołeczną. Najważniejsze jest więc dostrzeżenie w tym miejscu prawidłowości, jaką można było zaobserwować po 1945 roku również w innych miastach: uważnie patrzmy na miejsca, z których gwałtownie i na dużą skalę została usunięta przez wojnę społeczność niemieckojęzyczna. W Gliwicach, obok Ślązaków, mieszkała olbrzymia społeczność niemiecka, zajmująca do końca wojny najbardziej wartościową architektonicznie część miasta. Stało się to praprzyczyną decyzji o zlokalizowaniu tu Politechniki Śląskiej. Tak po wojnie do Gliwic, planowo — a nie przypadkowo — trafiła prawie połowa lwowskiej elity naukowej, zwłaszcza kadry profesorskiej dawnej Politechniki Lwowskiej, a szczególnie inżynierów chemików i inżynierów w ogóle. Tego rodzaju i tej klasy uczelnia wyższa stała się fundamentalnym czynnikiem budowania współczesnej gliwickiej tożsamości. Znany z Bielska proces osiedlania się chadziajów — czyli ludności napływowej zza Buga — w Gliwicach miał zupełnie inny charakter i przebieg. Tu do poniemieckich kamienic wprowadzali się, często wraz z całymi rodzinami, a nawet ze służbą, wyśmienicie wykształceni przedstawiciele przedwojennych polskich elit ze Lwowa. Jakość tych kadr wciąż pobrzmiewa w tożsamości, charakterze i sukcesie dzisiejszych Gliwic, miasta zamożnego i wpływowego. Jakby dodał złośliwy, uważny obserwator — zadziwiająco też w ostatnich latach niewyraźnego, nieumiejącego właściwie wykorzystać potencjału. Gdy przemierzam dziś Gliwice, odczuwam w nich taką specyficzną atmosferę skomplikowanego, lokalnego układu, który przytrzymuje to miasto przy ziemi, nie pozwala mu się wzbić wyżej, dać się dostrzec. Tak jakby interesy robiło się w tu według zasady „tisze budiesz, dalsze budiesz”.

Śląskie supermiasto

Śląskie supermiasto

Fot.: Aleksander Małachowski (Hashtagalek)

Dzisiejsze Katowice zupełnie nie przypominają tych sprzed trzydziestu lat. Obok Muzeum Śląskiego wyrosła dzielnica obiektów użyteczności publicznej, razem tworzą najbardziej imponujący tego rodzaju kompleks w Polsce — i jeden z najciekawszych na świecie. Składają się nań budynek NOSPR z magiczną salą koncertową (proj.: Konior Studio), przebijająca się przez zieleń trawników, olbrzymia bryła węgla — czyli świetnie zaprojektowane i imponujące Międzynarodowe Centrum Kongresowe (proj.: JEMS Architekci). Dalej, między innymi, wyremontowany kultowy Spodek (proj.: Maciej Gintowt, Maciej Krasiński, Jerzy Hryniewiecki, konstrukcja: Wacław Zalewski, Andrzej Żórawski), Rondo Sztuki (proj.: Tadeusz Czerwiński), zmodernizowane i ożywione centrum. Pod wszystkim przebiega wielopasmowa, podziemna trasa średnicowa, która równie dobrze mogłaby biec przez Tokio — to wszystko jest ekscytujące, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, jak Katowice wyglądały u progu wielkich zmian, na początku lat 90.

Jednocześnie są Katowice żywym pomnikiem rozwojowych błędów i wypaczeń — wiele dzielnic mieszkaniowych zatrzymało się w czasie w latach 90., z familoków na nowoczesność podejrzliwie łypią chwiejący się lokalsi, centrum miasta wciąż nie umie stać się prawdziwie wielkomiejskie. Zdaje się, że miasto nie ma tak jasno określonych priorytetów, wizji rozwoju, jak miało dwadzieścia lat temu. A potrzebuje takiej wizji, by wyrwać się z pułapki źle pojętej prowincjonalności, jaka nie przystaje do zrealizowanych już ­wielkich inwestycji.

Śląskie supermiasto

Śląskie supermiasto

Fot.: Aleksander Małachowski (Hashtagalek)

Głos został już oddany

Okna dachowe FAKRO GREENVIEW – nowy standard na nowe czasy
Okna dachowe FAKRO GREENVIEW – nowy standard na nowe czasy
Lakiery ogniochronne UNIEPAL-DREW
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE