II Decapharmakos dla Miasta
1. Polityka społeczna
Diagnoza 1: Koszmar partycypacji, aktywiści, społecznicy. Prawdziwa cena propagandy
Markus Miessen w swojej książce „Koszmar partycypacji” świetnie uchwycił, jak wyczerpała się formuła partycypacji. Podstawowe wypaczenia to instrumentalne stosowanie partycypacji jako usprawiedliwienia niektórych decyzji władz (presja czasu czy brak pieniędzy), manipulacje informacyjne i niereprezentatywność grupy, z którą dyskutuje się dany problem, oraz zbyt skomplikowane przygotowanie merytoryczne zagadnień, z jakimi mają się zmierzyć ankietowani. Trwała, jakby się wydawało, zdobycz ruchów miejskich bardzo często okazuje się karykaturą uczciwej deliberacji. To rodzi w mieszkańcach, zwłaszcza tych społecznie zorganizowanych, frustrację i agresję spowodowaną bezsilnością. Idea budżetu obywatelskiego zamiast definiować na zasadzie eksperymentu najbardziej palące problemy danej społeczności zmieniała się w międzyszkolny plebiscyt z nagrodami typu tablica multimedialna czy komplet ognioodpornych spodni dla miejscowej straży pożarnej. Stowarzyszenia miejskie w tej sytuacji radykalizują się i upodobniają do małych partii politycznych, które nie są zainteresowane dialogiem, a tylko nieprzejednaną jednostronną krytyką ośrodków władzy. Operują ostrym językiem, atakami personalnymi na urzędników czy projektantów inwestycji miejskich, nierzadko posuwając się do wyzwisk, epitetów i hejtu. W efekcie odmawiają uczestnictwa w konsultacjach społecznych i bojkotują je, nie wierząc w ich uczciwość i sprawczość. Paradoksalnie władze miasta skwapliwie korzystają z takiej sytuacji, by przy pozorach instrumentów demokracji bezpośredniej podejmować jak najszybciej decyzje inwestycyjne, nie wykorzystując energii, zaangażowania i wiedzy mieszkańców. Urzędnicy średniego i niskiego szczebla ulegają frustracji i poczuciu braku sprawczości, tracą poczucie misji, a w ogniu zjadliwej krytyki często opuszczają swoje stanowiska, szukając lepszego wynagrodzenia czy spokojniejszej atmosfery pracy. Bezpowrotnie tracony jest zdobyty przez nich kapitał doświadczenia i wiedza, by ustąpić miejsca innym, często mniej kompetentnym, bo bez doświadczenia, nieświadomym następcom. Na placu boju pozostają ofiary tej bezsensownej walki: wypaleni urzędnicy i sfrustrowani społecznicy, którzy często potulnie lądują na podrzędnych urzędniczych stanowiskach, gdy muszą dokonać bilansu zysków i strat swojej działalności non-profit. Podstępna pułapka machiny urzędniczej mówi: „tyle krzyczałeś, zapraszamy do nas, pokaż, jak to się robi!”. Po roku najaktywniejsi czują się zmieleni biurokratyczną rutyną, a władze samorządu przeznaczają znaczne kwoty z budżetu miejskiego na propagandę sukcesu. Darmowe gazetki miejskie, fanpejdże społecznościowe dotowane z kasy miasta czy zatrudnianie lokalnych dziennikarzy. Zamiast promocji rzeczywistych osiągnięć z informacją o trudnych wyzwaniach, mamy cyfrowe bombardowanie naszych umysłów „sukcesem” utrzymującym nas w sztucznej euforii. Nikt nie lubi marudzenia, poproszę niebieską pigułkę! Społeczeństwo paliatywne… Społeczeństwo wypalenia… gdzieś już o tym czytałem, w jakiejś filozoficznej książce…
Pharmakos 1: W stronę rzeczywistego dialogu z obywatelami miasta
Recepta jest prosta i jednocześnie bardzo trudna: uczciwa debata z mieszkańcami, interesariuszami, grupami interesu czy stowarzyszeniami miejskimi. Cierpliwość i wytrwałość w wypracowaniu strategii miejskich, poszukiwanie innowacji i nowoczesnych rozwiązań, stałe ich doskonalenie. Przeznaczanie poważnych kwot w budżecie miejskim na ciągłe gromadzenie danych o procesach zachodzących w miastach. Zamiast stawiać tylko na propagandę sukcesu, warto stworzyć optymalną politykę społeczną, w tym również dla szczególnie wrażliwych grup społecznych — seniorów, dorastającej młodzieży czy osób z niepełnosprawnościami. Konieczne jest śmielsze inwestowanie w kadry urzędnicze poprzez dbanie o ich kariery i rozwój, szczególnie inwestowanie w młodych ludzi. Inwestowanie w ich kompetencje, instrumentami pozapłacowymi, poprzez finasowanie szkoleń, studiów podyplomowych, podróży studialnych, oraz zapewnienie im odpowiedniej ochrony, gdy pełnią szczególnie narażone na krytykę czy agresję zadania na pierwszej linii miejskiego frontu (jak streetworkerzy MOPS-ów). Potrzebna jest też przemyślana oferta dla młodych ludzi, zarówno absolwentów uczelni, jak i szkół zawodowych, aby pozostali w mieście po zakończeniu edukacji.
Łódź może być miastem idealnym dla współczesnej wizji planowania — pasaż Barbary Wachowicz-Napiórkowskiej, proj.: 3darchitekci
fot.: Rafał Tomczak
2. Planowanie miasta
Diagnoza 2. Prawdziwa cena zaniechań — zaplanuj i giń (politycznie)
Trwający spór: miasto dziewiętnastowieczne (historyczne) czy modernistyczne, to fałszywa alternatywa i anachroniczny problem. Utopią jest myślenie, że historyczne miasta były harmonijne i piękne. Podobnie jak utopijne wizje miasta modernistycznego nie przystają do współczesnych wyzwań. Długotrwała procedura uchwalania planów miejscowych nie może być panaceum. To tylko fundament dla dalszych ewaluacji opracowań planistycznych, z uwzględnianiem zmieniających się coraz szybciej uwarunkowań. Martwi instrumentalne stosowanie przez samorządy mechanizmów zastępczych, na przykład „specustawy mieszkaniowej”, zwanej popularnie Lex deweloper. Tak krytykowana przez samorządy ustawa rządowa staje się świetnym narzędziem do omijania ustaleń planów miejscowych. Demokratyczne, przejrzyste i jawne procedury z częścią partycypacyjną zmieniają się w ich karykaturę: niejasne decyzje są podejmowane w pośpiechu przez znajdującą się pod presją radą miasta. Społeczeństwo transparencji… Gdzieś to już czytałem, w jakiejś filozoficznej książce…
Pharmakos 2. Co to znaczy zaprojektować miasto? Tylko krew, pot i łzy
W kwestii uzdrowienia planowania miast, nie ma innej recepty niż konsekwentne uchwalanie planów miejscowych, ale to nie jest recepta na pełny sukces. Potrzebne są szczegółowe studia i analizy dodatkowe, współpraca z biznesem przy wdrażaniu nowoczesnych technologii, monitorowanie procesów miejskich. Inwestowanie w kadry i odpowiedni sprzęt oraz oprogramowanie, jakim powinny dysponować miejskie pracownie. Kongresy programowe, debaty, konsultacje czy warsztaty to tylko niektóre narzędzia, jakie powinny dać odpowiedź na najbardziej palące problemy miasta. Trzeba ogłaszać konkursy urbanistyczne i architektoniczne, z elementami konsultacji społecznych, w miejscach szczególnie newralgicznych lub potrzebujących szybkiej interwencji. W ten sposób miejskie służby planistyczne mogą dysponować uzupełnianą na bieżąco bazą danych do analiz i podejmowania decyzji. Nie warto oszczędzać na planowaniu. Te oszczędności na sprzęt, etaty, podróże studialne, wymianę międzynarodowych doświadczeń czy debaty skutkują katastrofalnymi błędami w strategicznych decyzjach inwestycyjnych i mogą przynieść ogromne straty w przyszłych budżetach miejskich lub generować błędy w nowych realizacjach. Efekty prawidłowego planowego zarządzania procesami inwestycyjnymi nie przyjdą od razu, nie w jednej czy dwóch kadencjach samorządowych, ale warto konsekwentnie realizować wieloletni plan ponad podziałami. Można się spierać o szczegóły tej wizji, ale czy istnieje alternatywa dla naszych miast? Wszystkie narzędzia do realizacji tej koncepcji są w rękach włodarzy miast i mieszkańców.
3. Zamieszkanie
Diagnoza 3. Dyktat deweloperów, głód mieszkań i inne bajki — jak jest naprawdę?
Przyznam, że podziwiam determinację i wytrwałość obecnego rządu w pomysłach na rozwiązanie palącego problemu, jakim jest kwestia zamieszkania dla większości Polaków. Ile jeszcze razy można się potknąć na polityce mieszkaniowej? Mieszkanie+, dom do 70 m2, dom bez pozwolenia, specustawa mieszkaniowa, Społeczne Inicjatywy Mieszkaniowe, kredyt 2%... O czymś zapomniałem? Tak, ale o tym na samym końcu tej części. Trudno powiedzieć, ile mieszkań brakuje w Polsce. Ja szacuję, że potrzeba około poł miliona. Nie prowadzę własnych badań ani wyliczeń, ale dolna granica z kilku raportów wydaje mi się najbliższa prawdzie. Według analityka rynku nieruchomości Tomasza Narkuna, czym innym jest spekulacyjna chłonność rynku. Jeśli doliczyć do tej podstawowej potrzeby mieszkania „drugie i trzecie” kupowane na potrzeby jednego gospodarstwa domowego, mieszkania „kaprysowe”, gdzieś w pięknym miejscu, oraz mieszkania traktowane jako lokata kapitału, to możemy szacować, że chłonność rynku mieszkań w Polsce może sięgnąć nawet dwóch milionów lokali mieszkalnych. Do tego dochodzą inne procesy: napływ imigrantów zza wschodniej granicy, statystyczne zmniejszanie się gospodarstwa domowego. Trudno się dziwić koniunkturze w sektorze deweloperskim, choć jest to również branża szczególnie narażona na ryzyko w prowadzeniu biznesu: zmiany legislacyjne, ryzyko kredytowe, inflacja. Nikt jednak dziś nie rozczula się nad losem wytwórców mieszkań, którzy stali się chłopcem do bicia dla młodych ludzi narzekających na ceny mieszkań i dla polityków szukających winnych sytuacji w tej branży. Dlaczego zatem państwo czy samorządy tak słabo odnajdują się na tym rynku jako inwestorzy mieszkań komunalnych? Społeczeństwo osiągnięć… Gdzieś to już czytałem, w jakiejś filozoficznej książce…
Pharmakos 3. Oddajmy ludziom inicjatywę — kooperatywy mieszkaniowe
Rola samorządów i państwa w tworzeniu miejskich polityk mieszkaniowych jest olbrzymia i niezbędna. Łódź dysponuje olbrzymim zasobem mieszkaniowym w centrum, który zamiast być atutem i kartą w rozgrywce na polu rynkowej konkurencji, jest balastem do zagospodarowania i utrzymania. Zdaję sobie sprawę ze stanu zasobu mieszkaniowego miasta, składającego się w większości ze zdekapitalizowanych budynków, ale nie rozumiem, dlaczego władze nie sięgają po finasowanie centralne, tak bardzo potrzebne na początku procesu. W pierwszej kolejności należy naprawić najbardziej kluczowe zaniedbania, szczególnie w tkance zabytkowej. Później stworzyć pakiet łatwiejszych w adaptacji kamienic dla lokalnych firm budowalnych, które mogłyby po wyremontowaniu dwóch, trzech kamienic kolejną otrzymać jako wynagrodzenie. Wtedy to prywatny biznes zaciąga kredyt lub lokuje posiadany kapitał, nie zwiększając zadłużenia miasta. Część tak uzyskanego zasobu mieszkaniowego może być prowadzona dla właściwej polityki społecznej: wsparcie dla potrzebujących, ale również jako oferta dla młodych absolwentów czy pożądanych w rozwoju miasta branż (lekarze, prokuratorzy, policjanci). Część działek, małych zabudowanych posesji można przeznaczyć dla kooperatyw mieszkaniowych. Kooperatywy to bardzo ciekawy projekt legislacyjny. To znakomity pomysł dla grup trzech–czterech rodzin chcących wspólnie wybudować lub wyremontować dla siebie mieszkanie w małych, cztero-, sześciorodzinnych budynkach. Taka inicjatywa przy niewielkim wsparciu samorządu: wieloletniej taniej dzierżawie gruntu, preferencyjnym kredycie, wsparciu przy dokumentacji budowlanej, mogłaby wyzwolić energię i inicjatywę oddolną. Dodatkowo byłaby to oferta dla ludzi, którzy nie chcą zaciągać w bankach kredytów na całe życie. Powrót do międzywojennej idei spółdzielczości naprawdę jest dziś możliwy. Z całego DecaPharmakosu polityka mieszkaniowa wydaje się najbardziej palącą sprawą, która może spowodować rozwiązanie pozostałych wyzwań dla miasta.
zamieszkanie powinno być priorytetem dla władz miasta — współczesna kamienica komunalna TBS w Łodzi, proj.: 3darchitekci
fot.: Rafał Tomczak
4. Klimat i ekologia
Diagnoza 4. Ekologiczny klincz
Zarówno w kraju, jak i na świecie trwa dyskusja, jak przeciwdziałać zmianom klimatycznym. Gremia ekspertów prześcigają się w propozycjach, które łączy jedna cecha: wysokie koszty społeczne wprowadzanych zmian. Społeczeństwa są na przemian zastraszane wizją zagłady naszej planety oraz kosztami adaptacji do zmian klimatu, jakie musi ponieść przeciętny obywatel. Sir Roger Scruton ostrzega przed taką polityką, proponując, w moim odczuciu, zbyt idealistyczną receptę. Zgadzam się z nim w jednej kwestii: że zastraszone społeczeństwo może zostać albo zmuszone poprzez manipulację do akceptacji zmian wbrew swojej woli lub, jeśli zwyciężą mechanizmy demokratyczne, „społeczeństwo paliatywne” przyzwyczajone do wygody i niechętne bolesnym wyrzeczeniom może odrzucić ekologiczny program, grzebiąc projekt klimatyczny. …gdzieś to już czytałem, w jakiejś filozoficznej książce…
Pharmakos 4. Homeostaza miasta. Wizja zielonej miejskiej polityki
W obszarze zielonej polityki miasta, narzędzia, jakimi dysponują mieszkańcy i ich władze, wydają się ograniczone. Warto zastanowić się, w jakie rozwiązania mogą inwestować miasta samodzielnie, nie czekając na odgórne zmiany prawa i regulacji. Tu jest olbrzymia rola dla planowania przestrzennego, które może regulować kwestie bilansu przyrodniczego, na przykład nasadzeń, zieleni, powierzchni aktywnej biologicznie, retencji, zielonych dachów. Trzeba wykorzystać fakt, że mieszkańcy chcą się opodatkować na rzecz większej ilości zieleni w mieście, a deweloperzy, szukając przewagi konkurencyjnej, będą gotowi postawić na proekologiczne rozwiązania. Wizja miasta z rozwiniętą zieloną infrastrukturą to także lek na stres i złe samopoczucie, z jakim zmaga się większość mieszkańców.