Analizując trzydzieści lat rozwoju Rzeszowa, można zaryzykować stwierdzenie, że decydenci z braku planowania przestrzennego uczynili strategię, która jest szyta przede wszystkim na miarę inwestorów. W rezultacie dzisiejsze miasto to swoisty eksperyment urbanistyczno-architektoniczny, którego autorami są głównie deweloperzy. Jednocześnie włodarze wyznaczyli stolicy Podkarpacia ambitne cele. W polityce miejskiej pojawiają się odniesienia do miasta innowacyjnego, smart city, metropolii. Czy w tym względzie ratusz zamieni deklaratywność na działanie? Pierwszy krok uczynił, powołując na nowy urząd — Architekta Miasta Rzeszowa — Janusza Sepioła.
Paweł Kraus: Porozmawiajmy o Rzeszowie jako mieście typowym — dużym, dwustutysięcznym, o powierzchni ponad 100 kilometrów kwadratowych, będącym stolicą województwa.
Janusz Sepioł: No właśnie, jaki typ miasta Rzeszów reprezentuje? Do jakiej grupy należy? Wydawałoby się, że to proste pytanie, ale odpowiedź nastręcza wiele problemów, bo — w moim przekonaniu — jest to miasto w transformacji. Rzeszów przechodzi z jednej grupy do drugiej.
Aleja Kopisto — Wzdłuż alei Kopisto wznoszone są kolejne budynki mieszkalne z usługami w parterach. Między budynkami a chodnikiem rozpościerają się betonowe place. Pozbawione nasadzeń, szczelnie wypełnione zaparkowanymi samochodami, skutecznie utrudniają pieszym dostęp do budynków. W efekcie, trakt o wielkomiejskich aspiracjach staje się nieatrakcyjną dla człowieka przestrzenią.
Fot. Paweł Kraus
Paweł: Decydentom marzy się Rzeszów metropolitalny. Czy to słuszny kierunek?
Janusz Sepioł: Polskie miasto, które pod kątem rozwoju metropolitalnego jest poza konkurencją, to Warszawa. Obok stolicy istnieje grupa dziewięciu miast wielkich, które w polskich warunkach także nazywamy metropoliami. Rozwijają się one z różną dynamiką. Bodaj najlepiej Wrocław, Trójmiasto i Kraków. Do drugiej grupy należą miasta aspirujące do statusu ośrodka metropolitalnego. Wygląda na to, że w tej grupie Rzeszów jest liderem. Udało mu się ostatnio znacząco poprawić wizerunek jako miasta bardzo dynamicznego, mimo że Rzeszów wielu parametrów miast drugiej grupy wciąż nie osiąga. Stolica Podkarpacia to, obiektywnie rzecz biorąc, nieduże miasto, do którego niedawno dołączono rozległe tereny wiejskie. Ale gdy spojrzymy na przykład na taki wskaźnik, jak dochody budżetowe na mieszkańca, to Rzeszów plasuje się w Polsce na granicy pierwszej dziesiątki. Jeśli spojrzymy na ruch lotniczy, przede wszystkim ruch cargo, to port w Jasionce znajduje się w pierwszej dziesiątce. A co najważniejsze, jeśli spojrzymy na ruch budowlany, liczbę oddawanych mieszkań na tysiąc mieszkańców, to w 2020 roku Rzeszów uplasował się na pierwszym miejscu w kraju. Liczba rozpoczętych budów i wydanych pozwoleń na budowę dają pewność, że przez kolejny rok lub dwa Rzeszów będzie nadal najszybciej rozwijającym się pod tym względem miastem w Polsce. To oczywiście ma swoje cienie. Pod względem pokrycia obszaru miasta planami zagospodarowania przestrzennego wśród szesnastu miast wojewódzkich Rzeszów jest ostatni. Można zatem powiedzieć, że jest miastem szybko się rozwijającym, ale bez strategicznego namysłu, bez harmonizowania wzrostu strategicznym planowaniem. Skala pokrycia planami pokazuje, że istnieje luka w programowaniu rozwoju.
A teraz spójrzmy na Rzeszów przez pryzmat funkcji metropolitalnych. Czy Rzeszów jest miejscem istotnych operacji finansowych? Czy jest miejscem kreacji, innowacji bazujących na wiedzy? Czy w Rzeszowie znajdują się siedziby banków, centrale wielkich firm? W przypadku sektora bankowego żadne miasto poza Warszawą się nie liczy. Ale w przypadku lokalizacji siedzib dużych firm, niektóre miasta mają już czym się pochwalić. W tym sensie Rzeszów jeszcze nie jest metropolią. Jeśli mówimy o potencjale intelektualnym, o sferze kreacji, innowacji, to Rzeszów słusznie się szczyci, że działają tu uniwersytet i politechnika, ale obie uczelnie w swoich rankingach znajdują się na dość odległych pozycjach. Sytuację tę można i trzeba zmienić. Oczywiście uczelnie Rzeszowa nie będą konkurencją dla Uniwersytetu Jagiellońskiego czy Politechniki Warszawskiej, ale uczelnie w Olsztynie, Białymstoku, Bydgoszczy, Kielcach, Opolu mogłyby spokojnie zostać wyprzedzone. Kolejny aspekt metropolitalności to przestrzeń, kształt architektoniczny, charakter ulic, placów, wnętrz publicznych dające poczucie wielkomiejskości. W Rzeszowie panuje przekonanie, że symbolem wielkomiejskości jest wysokość budynków. I nie ważne, że to są budynki mieszkalne, niebiurowe. Czy są w Rzeszowie inne obiekty komunikujące metropolitalne funkcje miasta? W zasadzie nie ma. Popatrzmy na konkurencję, na jaki przykład dworzec autobusowy buduje Lublin, jaką filharmonię wybudowały Kielce… Jaką imponującą salę koncertową wzniósł Toruń, jakie biblioteki wybudowały Gorzów Wielkopolski, Opole czy Jaworzno? W Rzeszowie brakuje znaczących realizacji obiektów publicznych. W ostatnich latach wzniesiono ich w Polsce bardzo wiele, ale Rzeszów w tym procesie nie uczestniczył. Te obiekty należy dopiero zaprogramować i zadbać, by charakteryzowały się architekturą wysokiej jakości. W pewnym sensie to wielka szansa miasta.
Halę targową, jeden z kilku wybitnych budynków użyteczności publicznej powstałych w Rzeszowie po drugiej wojnie światowej (konstrukcja – Stanisław Kuś), skutecznie szpecą kolejne „modernizacje” oraz rozstawione wokół zdezelowane stragany.
Fot. Paweł Kraus
Paweł: Jak w tym kontekście ocenia Pan miejskie dokumenty strategiczne? Trudno się w nich doszukać optymizmu inwestycyjnego, o którym przed chwilą Pan wspomniał. Czy po kilku miesiącach urzędowania i w perspektywie przygotowania kolejnej strategii zdefiniował Pan kierunki rozwoju Rzeszowa w odniesieniu do kształtowania przestrzeni?
Janusz Sepioł: Strategia dla Rzeszowa to szerszy problem. Obecnie obowiązujący dokument z 2015 roku już się nieco zdezaktualizował, jest zresztą tak obszerny, a jednocześnie drobiazgowy, że trudno zidentyfikować jego priorytety. Myślę, że niedawne wydarzenia polityczne, w tym napływ imigrantów i nowa polityczna rola miasta, wymagają zupełnie nowego podejścia. A co do spraw przestrzennych, oczywiście są pewne obszary, w których dostrzegam moją odpowiedzialność. Przede wszystkim będę działał na rzecz uporządkowania procesów inwestycyjnych, zmniejszenia znaczenia decyzji o warunkach zabudowy w rozwoju miasta. Będę zabiegał o stworzenie miejsc i obiektów, którestaną się wizytówką i nową charakterystyką Rzeszowa. Należy zdefiniować te zadania inwestycyjne i zapewnić ich realizację drogą konkursową. W tym kontekście dobrym przykładem z ostatniego czasu jest rozstrzygnięcie konkursu na budowę Podkarpackiego Centrum Zdrowia Dziecka [w konkursie zwyciężyła pracownia Atelier Tektura — przyp. red.]. Prace nagrodzone pierwszą i drugą nagrodą to po prostu świetne projekty. Ale przed chwilą uczestniczyłem w komisji, na której oceniano projekt żłobka i przedszkola. Przygotowano go w trybie poszukiwania najtańszej oferty i efektem jest bardzo nieciekawy projekt. W tej sprawie jestem po słowie z prezydentem — wszystkie inwestycje publiczne będziemy realizować drogą konkursów. Kilka takich tematów już się zarysowało, zaczynamy nad nimi pracować. Mamy nadzieję, że to ukaże Rzeszów — miasto innowacji — jako miejsce, w którym architektura jest elementem innowacji.
Nabrzeże Wisłoka — Postępująca zabudowa nabrzeży Wisłoka, podejmowanie bezprecedensowych decyzji o warunkach zabudowy, betonowanie kolejnych zielonych obszarów w centrum miasta niskiej jakości architekturą przez inwestorów wspieranych krótkowzrocznością decydentów, to spuścizna poprzedniego prezydenta miasta – Tadeusza Ferenca.
Fot. Paweł Kraus
Paweł: Skoro wspomniał Pan o innowacyjnym charakterze miasta: ambicje te zostały zapisane w strategii marki komunikatem „Rzeszów — stolica innowacji. Miasto z klasą”, to muszę Panu powiedzieć, że tylko 3 procent ankietowanych zapytanych o pierwszą rzecz, która przychodzi im do głowy, gdy myślą o Rzeszowie, kojarzy miasto z innowacją, a niecałe 2 procent z nowoczesnymi rozwiązaniami. Rozdźwięk jest duży. Czy należy kontynuować myślenie o Rzeszowie jako stolicy innowacji?
Janusz Sepioł: Rzeszów nie jest bardzo dużym miastem, więc może być sprytniejszy, zwinniejszy, a w niektórych aspektach szybszy i lepiej zorganizowany niż większe miasta. Po prostu „smart”. A jeśli chodzi o badania, jestem sceptyczny. Ludzie, wbrew pozorom, nie do końca wiedzą, co byłoby naprawdę użyteczne, ale dokładnie wiedzą, czego by chcieli. Cechą mądrego przywództwa jest aplikowanie tego, co potrzebne, a nie tylko tego, na co ludzie mają ochotę. Bo często nie wiedzą, czego mogliby chcieć. Każdy z nas tego doświadcza, gdy zaczyna podróżować i obserwować. Ludzie wiedzą, że miasto potrzebuje więcej zieleni, ale nie wiedzą, co by to mogło znaczyć w praktyce.
Wydaje mi się, że postawienie na innowacje jest dobrym pomysłem. Rzeszów jest niedoceniany jako miejsce zaawansowanego przemysłu. Sam jestem zaskoczony liczbą ważnych firm przemysłowych, jakie się tu pojawiły, oraz jakością architektury przemysłowej. Myślę, że to niespodzianka dla każdego, kto przybywa do Rzeszowa. Już dziś w tym kontekście wizerunek miasta jest budujący.
Nabrzeże Wisłoka — Wschodnie nabrzeże Wisłoka, to dosłownie pole bitwy między deweloperem a ratuszem. W efekcie mieszkańcy Rzeszowa zostali odcięci od terenów spacerowo-rekreacyjnych.
Fot. Paweł Kraus
Paweł: Proszę powiedzieć, jaki sposób zarządzania miastem, jeśli chodzi o kształtowanie przestrzeni, jest Panu bliższy? Partycypacyjny, menadżerski? Jak Pan sobie wyobraża relacje decydent–mieszkaniec w „mieście dla ludzi”?
Janusz Sepioł: Wydaje mi się, że odpowiedzią na postulaty słynnego urbanisty Jana Gehla jest działalność prezydenta Rzeszowa, który ma dar życzliwego bycia wśród ludzi i reagowania na ich problemy: dłuższy pas włączania się do ruchu, dodatkowa ławka, nowe przejście dla pieszych, park kieszonkowy i tak dalej. Jest konkretna potrzeba — jest konkretne działanie. To wiele ważnych, ale doraźnych spraw. I to jest super. Ale obok muszą być programowane działania w perspektywie kilku, kilkunastu lat. Przygotowanie rankingu strategicznych potrzeb miasta nie jest łatwe. Proszę zobaczyć, co się dzieje koło hali targowej, albo na placu Wolności, pokrytym zaniedbanymi straganami. Tak nie może być. To są palące problemy, które należy rozwiązywać. Dobrze jest „zaatakować” wiele takich problemów i przekonać się, jaki jest opór materii w każdym przypadku. Dużą część mojej aktywności stanowią obecnie kontakty z deweloperami. Oni decydują o dynamice tego miasta, organizują miejsca pracy, operują środkami finansowymi i mają różne pomysły, nie zawsze najszczęśliwsze. W tym kontekście dobre plany są potrzebne Rzeszowowi jak powietrze. Kilka planów musi ukierunkować działania deweloperów. Koncepcja rozwoju miasta wyłącznie na wuzetkach jest dramatycznie niedobra.
Paweł: Czy Rzeszów jest przygotowany na plany miejscowe? Mam na myśli koszt wynikający z uchwalenia takich dokumentów.
Janusz Sepioł: Tego na pewno nie wiem, ale to nie jest miasto biedne, a koszty rozwoju bezplanowego są na pewno wyższe. Jeśli Gdańsk pokryty jest planami w 80 procentach, a Rzeszów w 16, to zdecydowanie jest tu pole do zmiany.
Chciałbym wrócić do kwestii, od której Pan zaczął: Rzeszowa na tle innych ośrodków. Wszystkie miasta w Polsce, poza Warszawą i Krakowem, przeżywają kryzys demograficzny. Rzeszów zaś to jedyne, obok Warszawy, miasto z pozytywną prognozą do 2050 roku. Jeśli spojrzymy na sytuację niektórych miast podobnejwielkości: Bydgoszcz, Gliwice, Kielce, Zabrze, to tam sytuacja jest dramatyczna. Nie wspomnę o dużej grupie miast, takich jak Tarnów czy Krosno, które utraciły status miast wojewódzkich. Nastrój ulicy w Tarnowie a Rzeszowie to różne światy. Dynamika, ruch budowlany, jakość transportu publicznego. Wydaje mi się, że Rzeszów może być miastem nowego typu. Jest miastem o skromnych zasobach dziedzictwa. Był — powiedzmy to wprost — prowincjonalny, przed wojną liczył mniej niż czterdzieści tysięcy mieszkańców. Jego sylwety nie tworzyły wieże czy kopuły. Jego sylweta tworzy się dzisiaj. Nie ulega wątpliwości, że jest to metropolia w fazie narodzin.
Olszynki Park — Na zachodnim nabrzeżu Wisłoka, w centrum Rzeszowa, na obszarze do niedawna pełniącym funkcję rekreacyjno-sportową (korty tenisowe), ponad okoliczną dwu-, trzykondygnacyjną zabudowę wyrastają kilkudziesięciokondygnacyjne budynki mieszkalne zespołu Olszynki Park. Wyższa wieża będzie mieć 161 metrów, a więc o 1 metr przewyższy warszawski Cosmopolitan. W tym przypadku dominacja rzeszowskiej architektury nad mieszkaniówką w stolicy, sprowadza się wyłącznie do rozmiarów.
Fot. Paweł Kraus
Paweł: A czy nie jest to sylweta zdefiniowana przez socrealizm i socmodernizm?
Janusz Sepioł: To jest następna sprawa, na którą chciałbym w mojej działalności położyć nacisk. Rzeszów ma bardzo dobrą architekturę międzywojennego modernizmu i świetną architekturę socrealistyczną. Ma też kilka naprawdę dobrych budynków modernistycznych powojennych. Tę tradycję należałoby eksponować, podkreślić wartość architektoniczną Rzeszowa. Wystarczy wspomnieć budynek filharmonii [projekt: Wacław Kryszewski, Jerzy Mokrzyński i Eugeniusz Wierzbicki; przebudowa: KKM Kozień Architekci — przyp. red.] czy hali na Podpromiu [projekt: Maciej Gintowt, Maciej Krasiński, konstrukcja: Stanisław Kuś — przyp. red.]. Trochę gorzej z kościołami z XX wieku.
Paweł: Jeden z nich zaprojektował Romuald Loegler.
Janusz Sepioł: Akurat ten jest najlepszy — kościół Matki Bożej Różańcowej na Baranówce.
Paweł: A obok nas wznosi się budynek…
Janusz Sepioł: …biurowo-mieszkalny przy ulicy Targowej. Tak, jego pierwsza realizacja w Rzeszowie. Ale projektowali tu także Witold Cęckiewicz, duet Gintowt Krasiński, słynna grupa Warszawskie Tygrysy czy Tomasz Konior.
Park Szafera — Park im. Władysława Szafera, to dziewiętnastowieczny zabytek, rarytas, od wielu lat czekający na rewitalizację. Właścicielem części założenia jest miasto. Obok deweloper wznosi kompleks mieszkalny Dzielnica Parkowa i bez zażenowania sprzedaje 800 mieszkań w sąsiedztwie zaniedbanego terenu zielonego.
Fot. Paweł Kraus