PDA 2024 – materiały i technologie dla Architekta. Korzystaj z darmowej wersji online
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

15 lat FRAG-u. „Zabudowę przestrzeni całkowicie oddaliśmy w ręce deweloperów”

09 października '24

„Po 15 latach działalności zastanawiamy się w jakim kierunku iść w przyszłości. Z naszej perspektywy dialog z miastem w ogóle nie istnieje. Owszem, zachodzą pewne zmiany, ale są głównie fasadowe” – mówi Karol Spieglanin, prezes Forum Rozwoju Aglomeracji Gdańskiej, organizacji, która walczy o ład przestrzenny w Trójmieście.

Ewa Karendys: W tym roku FRAG obchodzi 15-lecie istnienia. Czy przestrzeń miasta zmieniła się w tym czasie na lepsze?
Karol Spieglanin, prezes Forum Rozwoju Aglomeracji Gdańskiej — trójmiejskiej organizacji pożytku publicznego skupionej na problematyce polityki przestrzennej: — Jest wiele rzeczy, które faktycznie się poprawiły. Przede wszystkim widzę ogromną zmianę podejścia mieszkańców. Jeszcze 15 lat temu nie było poparcia społecznego dla budowy nowych naziemnych przejść dla pieszych, wszyscy chcieli więcej miejsc parkingowych. A ten kto żądał czegoś innego był po prostu nazywany oszołomem. Przez lata narracja w podejściu do przestrzeni bardzo mocno się zmieniała.

Dziś chcemy spędzać czas w ładnym otoczeniu, chcemy chodzić po równym chodniku, żyć blisko zieleni. W niektórych dzielnicach Gdańska sami mieszkańcy domagają się stref płatnego parkowania, bo widzą, że to porządkuje przestrzeń, chroni trawniki przed rozjeżdżaniem, ułatwia poruszanie się.

Co się nie udało?
Gorzej wypada poziom realizacji nowych inwestycji. Niestety przez te 15 lat straciliśmy całkiem sporo wartościowej zabudowy, chociażby na terenach postoczniowych, ale też całe rozpadające się kwartały zabudowy kamienic na Dolnym Mieście, z których pozostały tylko fasady. Jenocześnie zaczęliśmy zabudowywać nową przestrzeń, oddając ten proces całkowicie w ręce deweloperów.

Nie stworzyliśmy w nowych dzielnicach, choćby na Gdańskim Południu, żadnych nowych przestrzeni publicznych, integrujących mieszkańców, nie tworzymy ich nawet i teraz na Letnicy, cały czas powtarzając te same błędy. Wydaje mi się, że ta przepaść między nami a innymi miastami pod tym względem rośnie, z czego mieszkańcy Gdańsk mogą niekoniecznie zdawać sobie jeszcze sprawę. Nowa zabudowa ciągle jest na niskim poziomie, wciąż plany zagospodarowania są o wiele gorszej jakości niż w Łodzi czy we Wrocławiu.

Gorszej?
Radzę wszystkim, żeby zrobili sobie eksperyment i weszli na stronę Miejskiej Pracowni Urbanistycznej w Łodzi, czyli odpowiednika naszego Biura Rozwoju Gdańska. I porównali sobie dowolne plany zagospodarowania przestrzennego w centrum miasta. W Łodzi będziemy mieli plan, w którym dokładnie wiadomo ile kondygnacji ma budynek, jakiej jest wysokości, gdzie będzie linia zabudowy. Wiemy co powstanie. W Gdańsku wciąż jest bardzo dużo planów, które nawet jeżeli nie są już aż tak złe, jak były te 15-20 lat temu, to nie określają na przykład liczby kondygnacji czy przebiegu linii zabudowy.

W efekcie mamy w Gdańsku takie kwiatki, jak inwestycja sąsiadująca z fabryką „Batycki”, gdzie pół kondygnacji zostało wkopane w ziemię i zamiast lokali usługowych mamy suterenę i balkony na wysokości głowy. W innych dużych miastach w Polsce nie powstają tego typu inwestycje lub są to pojedyncze przypadki. Wystarczyłyby dwa zapisy, określenie oprócz wysokości także liczby kondygnacji oraz nakaz wejścia z poziomu chodnika, żeby uniknąć podobnych sytuacji. Oszczędziliśmy na linijce tuszu, zepsuliśmy kawałek miasta.

W Gdyni, gdzie do planów miejscowych dla najbardziej atrakcyjnych śródmiejskich lokalizacji, miasto wpisało wymóg konkursów, jest lepiej?
Wprawdzie nie było tam tak spektakularnych inwestycji jak w Gdańsku, ale niemal każda inwestycja w centrum poprawiała kawałek przestrzeni. Jest tam presja na wyższy poziom inwestycji, dostosowanie się do modernistycznego otoczenia, tymczasem w Gdańsku tej presji nie ma. Choć i u nas zdarzają się inwestorzy, którzy pochodzą z szacunkiem do przestrzeni, np. firma Vastint, która wybudowała nad Motławą osiedle Riverview czy Hossa z projektem Garnizon, która wykreowała nowy fragment Wrzeszcza.

Osiedle Riverview

Osiedle Riverview

Vastint



W pierwszych latach waszej działalności skupialiście się „dziurach wstydu”. Postulowaliście o zabudowę atrakcyjnych działek w centrum Gdańska. Czy są miejsca w których „dziura wstydu” byłaby jednak lepsza niż to co powstało dzisiaj?

Takim przykładem jest dla mnie Deo Plaza na Wyspie Spichrzów. Uważam, że zdecydowanie lepiej byłoby czekać na zabudowę tej działki – nawet do tej pory. Moim zdaniem sprawiliśmy, że przestrzeń tam jest bardzo plastikowa i sztuczna.


Chodzi o elewacje?
Chodzi o elewację – wybór materiałów i kolorystykę, ale o monofunkcję, bo powstało miejsce wyłącznie dla turystów.

Ale nastawiona na turystów jest cała Wyspa, nie tylko ta jedna inwestycja.
Postawiliśmy tandetne, krzykliwe budynki projektu Kozikowski Design naprzeciwko Żurawia, na jednej z najlepszych działek w obrębie Bałtyku. W tym miejscu powinien powstać wybrany w konkursie projekt, który mógłby konkurować z projektami z Amsterdamu, Oslo czy Kopenhagi. Czekaliśmy na tę zabudowę 70 lat. Osobiście uważam, że na Wyspie Spichrzów najlepiej wygląda inwestycja Granaria w części zaprojektowanej przez Studio Kwadrat.

Za chwilę oddany do użytku będzie też najnowszy etap Granarii – autorstwa pracowni Mąka Sojka Architekci.
Ten etap też się broni, zwłaszcza od strony Szafarni, choć zmiany, które wprowadził poprzedni konserwator nie wyszły na dobre.

Na jaką szkolną ocenę – całościowo zasługuje cała Wyspa Spichrzów?
Nie chcę odpowiadać na to pytanie, bo znowu wpadnę pułapkę „nie jest źle, bo przecież mogło być gorzej”. Takie zdanie często słyszmy w Gdańsku.

„Przed nową zabudową na Wyspie Spichrzów były chaszcze…”
… „A przed Forum Gdańsk straszyła Gilida”. Na wyspie Spichrzów są budynki i dobre, i złe. Gdybym miał wybór, żeby Wyspa wyglądała tak jak 15 lat temu i teraz została zabudowywana na nowo, projektami wybranymi w konkursach, to wolałbym poczekać na bardziej wartościową zabudowę. Bo tak naprawdę to przedsięwzięcie będzie z nami przez dekady, jeżeli nie stulecia.

Na Wyspie Spichrzów – która powstała przecież w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego z miastem — brakuje funkcji społecznej – choćby biblioteki czy domu kultury. Nie do wyobrażenia było, żeby w tym miejscu powstało choćby trochę mieszkań komunalnych. Ale z drugiej strony, dlaczego nie?
No właśnie, czemu nie? Przynajmniej mielibyśmy tam stałych mieszkańców. A jeżeli nie mieszkania komunalne, to jakaś funkcja, które służyłaby mieszkańcom: inkubator przedsiębiorczości, mediateka. W tym momencie mamy bardzo drogie mieszkania na wynajem oraz restauracje, które nie są ofertą dla lokalnych mieszkańców, bo są nastawione typowo na turystów.

Deo Plaza na Wyspie Spichrzów

Deo Plaza na Wyspie Spichrzów

Ewa Karendys



15 lat temu nie było też nowych inwestycji na terenie Młodego Miasta. Były natomiast wielkie oczekiwania wobec tego, co powstanie.
Znowu można powiedzieć „nie jest źle”. Z dużą nadzieją podchodzę do planów Stoczni Cesarskiej, które dają nadzieję na najwyższy poziom w mieście. Ale z drugiej strony przez lata zabiegaliśmy o przygotowanie Gdańskiego Standardu Ulicy Miejskiej. Tymczasem w inwestycji Żurawie YIT powstaje budynek, który ma pustą ścianę garaży od strony ul. Nowej Wałowej (ks. Popiełuszki). Nie ma też chodnika, którym można byłoby dojść NOMUS-a. I w tym momencie zastanawiam się, po co te wszystkie dyskusje o przestrzeni Młodego Miasta i godziny spędzone na opracowanie standardów?

15 lat temu mówiliśmy też, że trzeba zmienić plany dla Młodego Miasta. Ale tutaj nic się nie zmieniło.
Plany miejscowe nie zostały zmienione i nie zostaną już zmienione. Znowu cały proces zabudowy oddajemy w ręce deweloperów.

Gdańskowi udała się za to uchwała krajobrazowa.
Pod względem przestrzeni to jedna z najważniejszych zmian, które zaszły w mieście w ciągu ostatniej dekady. Uchwałę krajobrazową zawdzięczamy w dużej mierze Pawłowi Adamowiczowi, który uparcie dążył do jej wprowadzenia. Dzięki temu dzisiaj pod względem porządkowania chaosu reklamowego jesteśmy wzorem dla innych miast.

Zmieniło się też podejście do estetyki miasta. Jednym z naszych pierwszych postulatów było powołanie referatu zajmującego się estetyką w Urzędzie Miejskim. To się udało, powstał referat estetyzacji, przejęty później przez Gdański Zarząd Dróg i Zieleni. Jako stowarzyszenie przyczyniliśmy się zatem pośrednio do tego, że np. ulica Stągiewna została po remoncie zmieniona w deptak, jej standardy estetyczne się zmieniły na lepsze.

Udało się też wyremontować niskim kosztem wiele fasad na Głównym Mieście w programie Fasady OdNowa.


Program zastopował jednak poprzedni konserwator.
Mamy nadzieję, że do tego projektu jeszcze wrócimy. Udał się też podwórzowy program zamykaniem kwartałów na Głównym Mieście, o który też zabiegaliśmy, tłumacząc, że przestrzeń między głównymi ulicami musi wyglądać lepiej.

Cieszymy, że udało się zastopować powstanie parkingów kubaturowych w Gdańsku. Te na Podwalu Staromiejskim były gwoździem do trumny polityki parkingowej śródmieścia. Mam nadzieję, że kiedyś parkingi kubaturowe powstaną, ale że będą zrobione z głową i w całkiem innych lokalizacjach.

Udało się zmienić podejście do jakości powietrza. Kilka lat temu wspólnie z LPP i Wyższą Szkołą Bankową zbudowaliśmy społeczną sieć czujników jakości powietrza. A początkowo byliśmy przez władze miasta krytykowani, że czegoś takiego nie potrzebujemy, bo przecież u nas powietrze jest świetne. Tymczasem dziś wymieniamy piece, są specjalne jednostki w Straży Miejskiej, które kontrolują to, czym palą mieszkańcy.

Ostatnio jednak można zauważyć, że jesteście mniej aktywni, rzadziej zabieracie głos w tematach przestrzeni. Dlaczego?
Przez pandemię oraz ograniczone środki dla organizacji pozarządowych, na przestrzeni ostatnich lat skupiliśmy się na działalności mniej widocznej w przestrzeni publicznej, a bardziej na pracy z uczelniami. Wciąż np. kontynuujemy, finansowany dzięki LPP, projekt monitoringu jakości powietrza. Jesteśmy w trakcie instalacji pierwszych czujników, które będą monitorowały wnętrza biurowców LPP. Wyniki tych pomiarów będą materiałem do ustalenia wytycznych dot. norm jakości powietrza budynków użyteczności publicznej na poziomie Unii Europejskiej. Projekt realizujemy we współpracy naukowej m.in. Wyższej Szkoły Bankowej i Uniwersytetu Technicznego im. Arystotelesa w Salonikach. Aktywnie współpracujemy też z Architekturą Przestrzeni Kulturowych na Akademii Sztuk Pięknych i studentami z Polski, Słowacji czy Chorwacji.

Po 15 latach działalności sami zastanawiamy się w jakim kierunku iść w przyszłości. Czy w formie bardziej naukowo-think-tankowej, czy jednak zabierając, jak wcześniej, głos w debacie publicznej. W ostatnich latach wspomniana pandemia, polaryzacja polityczna, czy wojna na wschodzie, sprawiły, że tematy przestrzenne zeszły na drugi plan. Część z tego mamy już za sobą. Wiele osób zwraca nam uwagę na to, że w publicznej dyskusji o przestrzeni publicznej brakuje w Gdańsku krytycznego spojrzenia wobec działań realizowanych przez władze miasta. Niestety postawa miasta w odpowiedzi na merytoryczną krytykę jest dość „teflonowa”.

Co to znaczy?
Niestety podeście ratusza do krytyki jest dziś inne niż za czasów prezydenta Pawła Adamowicza. Z naszej perspektywy dialog z miastem w ogóle nie istnieje. Mam wrażenie, że włodarze są przekonani o swojej wspaniałości, bo nie mają z kim przegrać, PiS ma małe poparcie w stolicy województwa pomorskiego. Generalnie ratusz robi to, na co sam ma ochotę, zdanie mieszkańców nie ma znaczenia.

Po lewej Długie Pobrzeże w Gdańsku, po prawej: inwestycja Deo Plaza

Po lewej Długie Pobrzeże w Gdańsku, po prawej: inwestycja Deo Plaza

Ewa Karendys



Ważną decyzją dotycząca przestrzeni było powołanie stanowiska Architekta Miasta...
Owszem, zachodzą pewne zmiany, ale są głównie fasadowe. Przykładem jest Standard Ulicy Miejskiej – niby jest, ale co z tego, jeśli zapisy tego dokumentu nie są stosowane?

O stanowisko Architekta Miasta zabiegaliśmy, spotykając się w tej sprawie z wiceprezydentem Piotrem Grzelakiem i Alanem Aleksandrowiczem. Powstało jednak w całkowicie innej formie niż postulowaliśmy. Z mniejszymi kompetencjami.

Pozycja miejskiego architekta jest za słaba?
Stanowisko to powinno mieć silniejszą pozycję w hierarchii urzędu. Zdaję sobie sprawę, że prof. Piotr Lorens ma pełne ręce roboty, udało mu się zatrzymać kilka koszmarków – choćby okropne 100-metrowe wieże w Letnicy. Ale nie oszukujmy się, wielkiej, systemowej, poprawy jakości inwestycji w mieście nie ma. Władze Gdańska nieraz wysyłały sygnały, że nie ma woli, żeby coś rewolucyjnie zmienić.

Pod koniec września Gdańsk powołał stanowisko miejskiego urbanisty. Jednak nie ma co liczyć na zmianę polityki przestrzennej, bo funkcję tę powiązano ze stanowiskiem dyrektora BRG.
Z jednej strony, żeby zaspokoić organizacje takie jak nasza, decyduje się o realizacji jakiegoś przejścia, dosadzeniu drzew, realizacji drogi rowerowej. Z drugiej strony Gdańsk puszcza oko do zmotoryzowanych, chwaląc się rankingami, według których jest wśród miast najbardziej przyjaznych kierowcom. Miasto stoi w rozkroku i nie ma woli, żeby to zmienić. Praktycznie na każdej płaszczyźnie. Jest administrowane, ale nie zarządzane. A w ten sposób po prostu daleko nie zajedziemy. Drepczemy w miejscu, podczas gdy inni żwawym krokiem prą do przodu.

Rozmawiała Ewa Karendys

Głos został już oddany

okno zamknie się za 5

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE