Konkurs „Najlepszy Dyplom ARCHITEKTURA”
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Wyobraź sobie miasto, w którym jest miejsce na nowoczesność i dzikość...

25 listopada '24

Wyobraź sobie miasto, w którym jest miejsce na nowoczesność i dzikość. Miasto, które nas karmi i wspiera nasze zdrowie. Miasto, w którym człowiek żyje w harmonii z otaczającą go przyrodą. Piękna wizja, prawda? O tym, jak możemy zrobić krok ku jej realizacji, opowiada Kasper Jakubowski.

Kasper Jakubowski

Kasper JAKUBOWSKI — architekt krajobrazu, wykładowca, edukator ekologiczny, prezes Fundacji Dzieci w Naturę, popularyzator koncepcji czwartej przyrody i lasów kieszonkowych metodą Miyawaki. W 2019 roku obronił pracę doktorską na temat przyrodniczego i społecznego potencjału miejskich nieużytków i parków miejskich. W latach 2012–2018 badał miasta europejskie od ich dzikiej strony, analizując parki, które wyglądają jak „miejskie rezerwaty przyrody”, nowe centra edukacji ekologicznej czy projekty renaturyzacji miejskiej przyrody. We współpracy z Kwiaty i Badyle zaprojektował zieleń na osiedlu Nowy Strzeszyn w Poznaniu (proj.: Insomia), z pracownią Archigrest i Kają Kusztrą opracował stałą ekspozycję i ścieżkę edukacyjną po czwartej przyrodzie na Kopcu Powstania Warszawskiego.

 
Ola Kloc
: Z jednej strony jesteśmy świadomi zmian klimatycznych, odczuwamy na własnej skórze dotkliwy brak zieleni w mieście, a z drugiej okazuje się, że projektowanie zieleni na terenach inwestycyjnych wcale nie jest dobre. Co więc powinniśmy robić?

Kasper Jakubowski: Potrzebujemy bardzo zróżnicowanych rozwiązań, dostosowanych do konkretnych miejsc i potrzeb. Rzeczywiście możemy pytać o sens sadzenia małych drzew, zwłaszcza że przyjeżdżają one na przykład z Holandii, ich uprawa bazuje na torfie, którego skutki wydobycia są druzgocące dla klimatu i bioróżnorodności. W miastach powinniśmy sadzić przede wszystkim bardzo duże drzewa, drzewa owocowe i lasy kieszonkowe. Należy też na nowo przemyśleć temat kompensacji przyrodniczych, nie powinny one polegać tylko na tak zwanych nasadzeniach zamiennych, ale na odtwarzaniu siedlisk przyrodniczych. U nas praktycznie ta kompensacja nie istnieje. Jeżeli więc inwestujemy na jakimś terenie, pozbawiamy go naturalnej pokrywy roślinnej, bioróżnorodności, to powinniśmy pomyśleć, jak możemy to zrekompensować w środowisku, być może należy odtworzyć tereny bagien, sadzić mikrolasy albo usunąć gatunki inwazyjne.

AskØgade, Kopenhaga

AskØgade, Kopenhaga

fot.: Agata Cieszewska, CoAdapt

Jestem też za mądrym zazielenianiem budynków, wprowadzaniem zieleni wszędzie po to, żeby architektura też stała się elementem biotopu. Może niekoniecznie w postaci ogrodów pionowych, bardziej poprzez wprowadzanie pnącz. Mamy tyle pionowych ścian w miastach, które z powodzeniem można by pokryć fotosyntetyzującą roślinnością, a dzięki temu osiągać też inne korzyści, jak obniżenie temperatury i tworzenie dodatkowych siedlisk dla ptaków. Nie jestem również przeciwnikiem zielonych dachów, przyczyniają się do ograniczania miejskiej wysypy ciepła.

Miasta, zwłaszcza polskie, to też wciąż tereny, które nie są zabudowane. Tworzy to konflikt między miastem gęstym, kompaktowym a rezerwą półdzikich, półnaturalnych terenów podlegających sukcesji ekologicznej. Pojawia się więc pytanie, jaką część przeznaczyć pod zabudowę, a jaką chronić. Wydaje mi się, że czas zacząć chronić duże tereny zieleni wokół obszarów zabudowanych, powrócić do idei zielonych pierścieni wokół miast, osiedli, tworzyć zielone bufory.

Podsumowując: potrzebujemy dzisiaj zieleni wielofunkcyjnej, nie tylko estetycznej, ale i takiej, która będzie retencjonować wodę, pochłaniać pyły, która będzie elementem korytarzy ekologicznych i umożliwi przemieszczanie się zwierząt, będzie dla nich schronieniem. Potrzebujemy też zieleni, która edukuje i dostarcza pożywienia.

 Osiedle Tiedemannsparken w dzielnicy Ensjo, Oslo

Osiedle Tiedemannsparken w dzielnicy Ensjo, Oslo

fot.: Agata Cieszewska, CoAdapt

 
Ola Kloc
: Jak te elementy pogodzić z rozwojem miast? Czy może być w mieście miejsce zarówno dla ludzi, jak i innych istot?

Kasper Jakubowski: To kwestia mądrego planowania, decyzji politycznych, oddolnej presji mieszkańców i naukowców, myślenia o przestrzeni w wyższym standardzie.

Zaczęliśmy już o tę zieleń w mieście dbać, powstają parki kieszonkowe, zieleń urządzona jest coraz lepsza, czas więc pomyśleć o tym, żeby była bardziej bioróżnorodna, żeby było też miejsce na dzikość w mieście. Nie jest to kwestia mody na ekologię czy głośnych postulatów grupy zapaleńców, potrzeba bardziej bioróżnorodnej zieleni pojawia się oddolnie, coraz częściej domagają się jej mieszkańcy. Pomogła w tym pandemia, wtedy zobaczyliśmy, jak ważna jest zieleń dookoła nas, że potrzebujemy jej nie tylko w urządzonej formie, ale też na przykład terenów leśnych relatywnie blisko miejsca, w którym mieszkamy. Zieleń pojawia się dzisiaj we wszystkich postulatach, wystarczy spojrzeć na projekty budżetów obywatelskich, na ankiety sondażowe mieszkańców. Zaczyna być naprawdę ważna i nie chodzi tylko o te ładnie urządzone trawniczki, klomby, pojedyncze drzewa, ale o łąki, lasy, żeby tej zieleni było po prostu więcej.

Queen Elisabeth Olimpic Park w Londynie

Queen Elisabeth Olimpic Park w Londynie

fot.: Kasper Jakubowski

Warto też myśleć o tym, żeby w budżetach na zieleń były pieniądze nie tylko na utrzymanie i zakładanie nowych parków, ale i na wykupowanie oraz zabezpieczanie terenów, które dzisiaj nie są chronione, które są w rękach prywatnych. Postrzeganie rezerwy zieleni, która jeszcze do Miasta nie należy, jako inwestycji prośrodowiskowej jest kluczowe, zwłaszcza że wielu z tych terenów nie trzeba urządzać za pomocą wysokonakładowych inwestycji. Idealnym przykładem jest las łęgowy w Warszawie, po praskiej stronie. Jest to unikat w skali światowej! Udostępniono tam jedną ścieżkę, z której korzystają dziennie setki biegaczy, rowerzystów, mieszkańców. Różnorodną zieleń nad rzeką udostępniono za pomocą minimalnych środków — nie trzeba wielkich rewitalizacji, żeby udostępnić sporo terenów zieleni.
Musimy dzisiaj odzyskiwać dla zieleni każdy kawałek przestrzeni. W miastach tych terenów na zieleń jest po prostu mniej, więc te fragmenty są cenniejsze. Powinniśmy też zmienić sposób projektowania, wpisać go w światowe i europejskie trendy, żeby parki były dostępne, wielofunkcyjne, ale też bioróżnorodne. Trend bioróżnorodności jest czymś trwałym w architekturze krajobrazu, nie ma od tego ucieczki. Jeśli to zrozumiemy, będziemy jako projektanci tworzyć lepszą przestrzeń dla ludzi i innych istot, z którymi współdzielimy miasta.

 
Ola Kloc
: O trendach jeszcze porozmawiamy, wróćmy na chwilę do kwestii klimatycznych. Czy to myślenie o bioróżnorodności i systemowym projektowaniu zielonej infrastruktury może być odpowiedzią na wyzwania związane z adaptacją do zmian klimatu? 

Kasper Jakubowski: Tak, wydaje mi się, że niczego lepszego nie wymyśliliśmy, nie stworzymy lepszych technologii niż drzewa, gleba i ekosystemy, czyli całe zbiorowiska roślinne i mokradła. Możemy czerpać z natury mnóstwo rozwiązań i zaszczepiać je przy okazji nowych inwestycji. Pokazuje to koncepcja Nature-based Solutions, czyli rozwiązań bazujących na naturze.

Odchodzi się od traktowania zieleni jako ładnego, ostatniego etapu inwestycji, który ma pomóc w sprzedaży mieszkań. Zaczynamy ją postrzegać jako element krajobrazu pracującego, zauważać, że przyroda jako system pracuje dla nas, chłodzi, poprawia komfort życia, pochłania pyły, zapewnia życiodajny tlen, tłumi hałas i sprawia, że w mieście żyje się lepiej i zdrowiej. Badania mówią wprost, że w miejscach, gdzie zieleni jest więcej, żyjemy o kilka lat dłużej, jesteśmy bardziej skłonni do aktywnego trybu życia, częściej wychodzimy na zewnątrz, jesteśmy zdrowsi fizycznie i psychicznie. To jest bardzo ważne. W źle zaprojektowanej przestrzeni, pozbawionej zieleni albo z rachityczną zielenią czujemy się gorzej i prowadzimy bardziej osiadły tryb życia.

Queen Elisabeth Olimpic Park w Londynie

Queen Elisabeth Olimpic Park w Londynie

fot.: Kasper Jakubowski

 
Ola Kloc: Wiemy, ile zawdzięczamy zieleni, a co my możemy dać jej w zamian? Jaka jest rola miast w ochronie przyrody?

Kasper Jakubowski: Najważniejszym narzędziem ochrony przyrody jest edukacja ekologiczna; inwestuje się w nią już w wielu miastach europejskich. Inwestuje się w ludzi, którzy edukują, w infrastrukturę edukacyjną i w tereny — chroni się je po to, żeby edukowały.

Wprowadzane są też nowe kategorie parków, w Polsce praktycznie nieobecne, jak parki ekologiczne, środowiskowe, edukacyjne, przystosowane do tego, żeby edukować przez 365 dni w roku. Powstają zielone sale lekcyjne, centra edukacji ekologicznej i obiekty, które przyciągają dziesiątki tysięcy użytkowników przez cały rok. Organizowane są zajęcia dla szkół i przedszkoli czy weekendowe dla mieszkańców.

Bardzo ważne jest to, że dzięki tym rozwiązaniom przywraca się sprawczość, to nie jest edukacja przez wykład czy samo finansowanie tych obiektów, ale partycypację mieszkańców w działaniach ochronnych — wspólne wykopywanie przy osiedlu nowych zbiorników dla płazów, usuwanie gatunków inwazyjnych czy sadzenie lasów kieszonkowych, odtwarzanie łąk, edukowanie o tym, że czasem ochrona przyrody polega na usuwaniu pewnych zbiorowisk roślinnych po to, żeby przywrócić bioróżnorodne łąki. Myślę, że taka edukacja w mieście bardzo mocno oddziałuje. Średnio 95 procent życia spędzamy w miastach i to, z jaką przyrodą mamy w nich do czynienia, jak rozwijana jest w nich edukacja, ma ogromne znaczenie w naszym postrzeganiu przyrody i de facto wpływa na ochronę ekosystemów poza miastami. To w miastach podejmuje się decyzje, to w nich jest ogromny kapitał, dzięki któremu możemy ochronić naprawdę cenne tereny poza miastami. Zaryzykuję nawet tezę, że ochrona przyrody w XXI wieku rozstrzyga się w miastach.

Queen Elisabeth Olimpic Park w Londynie

Queen Elisabeth Olimpic Park w Londynie

fot.: Kasper Jakubowski

Drugim sposobem na to, jak możemy pomóc dzisiaj przyrodzie, jest renaturyzacja — odbudowa, odtwarzanie ekosystemów. Często w Europie nowym osiedlom, infrastrukturom drogowym, obiektom sportowym towarzyszą duże projekty renaturyzacji, w których odtwarza się lasy łęgowe, przywraca rzekom meandrujący bieg, odtwarza się tereny zalewowe, rozbetonowuje brzegi cieków wodnych, rozmnaża rodzime gatunki roślin i zaszczepia w nowych parkach, odkrywa się rzeki, które dawniej płynęły rurą pod ziemią. Tych działań jest rzeczywiście sporo i dotyczą bardzo dużych ekosystemów. Ten europejski trend jest ogromnym osiągnięciem, po latach instrumentalnego podejścia do przyrody nastąpił zwrot, odbudowuje się ekosystemy, odtwarza ich funkcje, a w tym procesie uczestniczą mieszkańcy. Będąc w Londynie lub Berlinie, możemy zobaczyć w wielu miejscach odtworzone mniejsze cieki wodne, parki, które wyglądają naturalnie, w których możemy poczuć się jak w małym rezerwacie przyrody, a które jeszcze dziesięć, piętnaście lat temu wyglądały zupełnie inaczej. Ich zaletą jest to, że są w zasięgu codziennej pieszej dostępności człowieka — nie musimy wyjeżdżać poza miasto, żeby mieć kontakt z taką przyrodą. Są przy tym bezpieczne, dostępne, żyją, edukują, mieszkańcy mogą się poczuć częścią zachodzących w nich procesów naprawczych, a to jest bardzo ważne. Dzisiaj Londyn, po dwudziestu latach zmiany polityki odnośnie renaturyzacji, wprowadza koncepcję miasta-parku narodowego, czyli miasta, które będzie siecią terenów chronionych, przyrody. Miasta, które chce być nowoczesne, z innowacyjną gospodarką, w którym elementem tej nowoczesności jest też przyroda.

Bow Creek Park Ekologiczny w Londynie       osiedle Nowy Strzeszyn w Poznaniu

Bow Creek Park Ekologiczny w Londynie | osiedle Nowy Strzeszyn w Poznaniu — proj. architektury: Insomia, proj. zieleni: Katarzyna Martyna-Jakubowska, Kasper Jakubowski

fot.: Kasper Jakubowski

 
Ola Kloc
: Mówisz sporo nie tylko o wpływie natury na nasze zdrowie i samopoczucie, ale i o społecznych aspektach wspólnego tworzenia terenów zielonych. Wraz z mieszkańcami tworzysz lasy kieszonkowe w Poznaniu. Jakie są Twoje doświadczenia z takich inicjatyw? Trzeba do nich zachęcać mieszkańców?

Kasper Jakubowski: Sporym zaskoczeniem było dla mnie to, jak duże jest zainteresowanie takimi akcjami. Na zainicjonowaną przez poznańskiego dewelopera akcję wspólnego sadzenia lasów kieszonkowych w pobliżu osiedli przyszło w jeden jesienny weekend tysiąc mieszkańców! To była niesamowita energia i mam wrażenie, że w miastach jest ogromna potrzeba uczestniczenia w działaniach naprawczych dotyczących ochrony przyrody. I nie dotyczy to tylko skądinąd szczytnych akcji sprzątania śmieci — mieszkańcy oczekują czegoś więcej. Ważne jest, żeby były one dobrze zorganizowane i żeby nie stracić zaufania społecznego. Żeby ten aktywizm mieszkańców połączyć z działaniem systemowym, co pozwoli utrzymywać uzyskany efekt w kolejnych latach. Las kieszonkowy jest szczególną inwestycją prośrodowiskową — przygotowujemy glebę, projektujemy miks rodzimych gatunków dopasowanych do siedliska, sadzimy je wspólnie z mieszkańcami — ale wymaga on trzyletniej opieki, zanim stanie się osiedlowym samograjem. Jeżeli zaniechamy tej pielęgnacji w początkowym okresie, to pozytywne postrzeganie mieszkańców może się odwrócić. Mieszkańcy są wyczuleni na działania greenwashingowe, nie mają nic przeciwko, żeby uczestniczyć w akcji dewelopera, pod warunkiem, że opiera się ona na bardzo uczciwych zasadach. Wydaje mi się też, że mieszkańcy są otwarci na różne działania, możemy ich zaprosić do odtwarzania łąki, wykopywania zbiorników dla płazów czy sadzenia lasów kieszonkowych. Najlepiej, gdy towarzyszy temu jakaś radość, element integracyjny. Joanna Erbel napisała w jednym z artykułów, że te mikrolasy, czy lasy bioróżnorodności, jak się je w Polsce nazywa, mogą być kamieniem węgielnym osiedla, pierwszym elementem, który zintegruje mieszkańców. Powstaje dziś wiele „nowych miast” w miastach, miast budowanych w szczerym polu dla dziesiątek tysięcy mieszkańców. Gdy pojawiają się na takim osiedlu ci nowi mieszczanie, którzy są anonimowi, w jakimś stopniu wykorzenieni, wspólne sadzenie lasu kieszonkowego, który będzie rósł za ich oknami, może stać się czymś ważnym. Widzę w tym duży potencjał integracyjny.

London Wetland Centre - rezerwat przyrody

London Wetland Centre — rezerwat przyrody

fot.: Kasper Jakubowski

Jeszcze innym elementem jest wiara, że istnieją alternatywne rozwiązania zagospodarowania przyrody. Przykładem są podkrakowskie Żabie Doły, gdzie udało się przekonać gminę i mieszkańców, żeby niewielki bardzo zanieczyszczony podmokły teren zamienić w przyjazne miejsce spotkania z przyrodą. Po pięciu latach odtworzyliśmy stawy, które tam historycznie występowały, wycięliśmy część drzew, żeby poprawić warunki świetlne, w części kosimy, w części nie, powstał przepiękny pomost. To miejsce fantastycznie funkcjonuje, jest tam kilkaset wizyt rocznie, przyjeżdżają ludzie z Krakowa, odbywa się edukacja. To półdzikie, półnaturalne miejsce jest dowodem, że nie wszystko musi być urządzone, że mieszkańcy są w stanie docenić też te bardziej naturalne rozwiązania terenów zieleni przy ich minimum organizacji. Pomogły nam w tym też takie wydarzenia jak Stacja Natura, czyli pikniki ekologiczno-integracyjne dla mieszkańców i rodzin, podczas których edukowaliśmy na temat lokalnego życia mokradła, opowiadaliśmy o tym, czym są parki mokradłowe. Jest duża potrzeba takich rozwiązań, program wokół tych terenów musi być atrakcyjny.

 
Ola Kloc: Jak zachęcać deweloperów do takich akcji? Rozwiązania niewymagające dużych nakładów finansowych na utrzymanie powinny być niezłą kartą przetargową.

Kasper Jakubowski: Gdybym miał przekonać deweloperów do wprowadzania lasów kieszonkowych, przekonałbym ich ceną. Po trzech latach ograniczamy pielęgnację tych terenów do minimum, a deweloperzy doskonale zdają sobie sprawę z tego, jakie są w kolejnych latach koszty utrzymania zieleni, którą projektują architekci i architektki krajobrazu. Drugi argument dotyczy retencji: musimy myśleć, jak zagospodarować wody opadowe i od tego nie uciekniemy, a ta „zaprojektowana” bioróżnorodność może doskonale odbierać część wód opadowych. Miasto Gdańsk to już pokazuje, w ciągu najbliższych lat stanie się to standardem w wielu realizacjach, dobrze więc zacząć już to wdrażać. Trzecia rzecz to, mówiąc za Janem Mencwelem, betonoza. To słowo zaistniało w świecie deweloperów; czas na rachityczną zieleń wokół inwestycji, jakieś zielone potworki, karykatury drzew już się skończył, trzeba o tej zieleni myśleć poważnie. Jeżeli ma ona być częścią inwestycji, ma być efektowna, to musi być dobrze zaprojektowana i spełniać wiele funkcji; zielona infrastruktura musi być zintegrowana z szarą. Potrzebujemy innej zieleni na osiedlach — dużych drzew, pnączy, po to, żeby te osiedla po prostu lepiej się sprzedawały, a nie były kolejnym przejawem betonozy. Deweloperzy sami dzisiaj szukają rozwiązań. Współpracuję z kilkoma i oczywiście ograniczeniami bywają czas, budżet i powierzchnia działki, powierzchnia biologicznie czynna — tym bardziej więc działania w skali mikro, na przykład mikrolas, mogą być rozwiązaniem i stanowić wartość dodaną inwestycji, zwiększają bioróżnorodność, edukują mieszkańców. I możemy zaprosić mieszkańców do współdziałania.

London Wetland Centre - rezerwat przyrody

London Wetland Centre — rezerwat przyrody

fot.: Kasper Jakubowski

Bardzo ważna jest też współpraca międzysektorowa. Deweloperzy sami z siebie nie zmienią miast na lepsze, mieszkańcy też nie. Potrzebujemy dziś w wielu miastach okrągłych stołów do dyskusji i standardów, rozważenia, co możemy zrobić, co zmienić w prawie, żeby nastawić się na trwałą współpracę różnych stron — naukowców, aktywistów, deweloperów, architektów, architektów krajobrazu, ekologów, urbanistów, ekonomistów, wizjonerów, ludzi, którzy już dzisiaj wdrażają w miastach innowacyjne rozwiązania prośrodowiskowe.

Wspominałem wcześniej o jednym przykładzie — o nasadzeniach zamiennych — one po prostu przestały działać. Sadzenie 500 czy 1000 kolumnowych drzew w inwestycji nie jest żadną kompensacją w przyrodzie. Potrzebujemy innej polityki kompensacji, może mniej drzew, ale niech będą ogromne. Jeżeli wycinamy na osiedlu tak zwane samosiejki to kompensacją wcale nie będzie sadzenie drzew alejowych o kolumnowym pokroju czy kulistych, tylko odtwarzanie zieleni bioróżnorodnej czy biocenotycznej, gdzie nie liczy się znaczenie pojedynczego drzewa, ale zbiorowiska na kilkunastu metrach kwadratowych, o co apeluje ostatnio między innymi architekta krajobrazu Joanna Rayss.

London Wetland Centre - rezerwat przyrody

London Wetland Centre — rezerwat przyrody

fot.: Kasper Jakubowski

 
Ola Kloc
: Co w prawie jest teraz największym hamulcem?

Kasper Jakubowski: To, że bardzo zmniejszyły się kary za wycinkę. Problemem jest też to, że interpretacja ustawy o ochronie przyrody pozwala na wydawanie przez wydziały środowiska i gminy decyzji, w których liczą się tylko obwody drzew. Nawet jeżeli nie ma miejsca na nasadzenia, albo gmina nie jest skłonna, żeby wykonać nasadzenia zamienne na swoim terenie, powinniśmy szukać innych rozwiązań. Tak jak wspomniałem, uważam, że w Polsce w ogóle nie działa polityka kompensacji przyrodniczej. Jeżeli inwestycja powstaje kosztem łąk wilgotnych, mokradeł albo lasu, to kompensacją powinien być ekwiwalent porównywalny do tego, co zostało utracone, czyli powinno się dążyć do odtworzenia stanu siedliska zbliżonego do pierwotnego. Widzimy gdzieniegdzie inwazję gatunków obcych, myślę, że kompensacją w takim przypadku byłaby renaturyzacja takiego miejsca poprzez usunięcie tych gatunków i przywrócenie gatunków rodzimych. Albo objęcie ochroną czynną, a czasami bierną (przez brak ingerencji) jakiegoś terenu w mieście. Mamy bardzo dużo narzędzi. W miastach zachodnioeuropejskich też brakuje terenów pod inwestycje, mimo to dąży się do równoważenia. Deweloperzy nie wezmą tego wszystkiego na siebie, ale we współpracy z miastami można wypracować rozwiązania, dzięki którym przy okazji powstawania nowych osiedli będzie się inwestować także w bioróżnorodne tereny zieleni, które będą miały zarówno swoje naturalne, seminaturalne strefy, jak i starannie zadbane, urządzone części intensywnej rekreacji, bo ich też potrzebujemy w miastach.

plac Tåsinge, Kopenhaga       Browary Warszawskie w Warszawie

plac Tåsinge, Kopenhaga | Browary Warszawskie w Warszawie

fot.: Agata Cieszewska, CoAdapt | fot.: Kasper Jakubowski

 
Ola Kloc
: Wspomniałeś o dobrych rozwiązaniach w Gdańsku — gdzie jeszcze w Polsce dobrze się dzieje w tej kwestii?

Kasper Jakubowski: Mamy już sporo takich rozwiązań. Dobrym przykładem jest Cieszyn, w zeszłym roku posadziłem tam las kieszonkowy, który otworzy nowy park w południowo-wschodniej części miasta. Będzie on założony w duchu czwartej przyrody: udostępnione zostanie to, co jest, to, co natura stworzyła sama, dbając o równowagę między terenami otwartymi, łąkowymi, strefą sukcesji ekologicznej. Pojawi się tam też miejski sad.

Bardzo ciekawy jest projekt kopca Powstania Warszawskiego przygotowany przez Archigrest i topoScape. To udany przykład, nowy punkt odniesienia dla rewitalizacji w Polsce — zwałowisko gruzów powojennej Warszawy zostało zaadaptowane w taki sposób, że powstał ciekawy park, a ingerencja w przyrodę była minimalna. Powstał park bezpieczny, dostępny, świetnie opowiedziany, przy okazji stworzono ścieżkę o gruzach i ścieżkę przyrodniczą, którą miałem okazję projektować. Duża część strefy sukcesji pozostała bez ingerencji, roślinność, która rosła na kopcu od kilkudziesięciu lat, będzie nadal ewoluować w tym miejscu.

Wiem, że niektóre mniejsze miasta i gminy inwestują w tworzenie koncepcji parków, w których nie będą projektowane drzewa, ale lasy kieszonkowe wydzielające poszczególne strefy: chilloutu, wybiegu dla psów, letniej rekreacji. Na niektórych osiedlach deweloperskich widać też coraz bardziej ekosystemowe podejście, są to na razie pojedyncze przykłady, ale liczę, że nastąpi efekt kuli śnieżnej i stanie się to standardem. Projektując jedno z poznańskich osiedli, dostałem od inwestora wytyczne proekologiczne, jak projektować zieleń, żeby była bioróżnorodna i wielofunkcyjna. Szczęka mi opadła z wrażenia! To od dewelopera dostałem informację o tym, że zieleń powinna być bioróżnorodna, że nie powinno się stosować torfu, że zamiast agrowłókniny pod rośliny trzeba dawać włókninę w 100 procentach biodegradowalną, ściółkować naturalnymi materiałami, jak zrębka leśna, zachować duży udział gatunków rodzimego pochodzenia, w tym gatunków biocenotycznych, żeby pojawiały się elementy naturalne, jak martwe drewno, które zwiększają bioróżnorodność. Ta zmiana już się dzieje, dobrze, żeby stała się standardem w strategiach rozwoju miast i zarządów zieleni.

Osiedle Tiedemannsparken w dzielnicy Ensjo, Oslo

Osiedle Tiedemannsparken w dzielnicy Ensjo, Oslo

fot.: Agata Cieszewska, CoAdapt

Wspomnę jeszcze o parku Fosa i Stoki Cytadeli w Warszawie: warszawski Zarząd Zieleni wdraża tam pilotażowe, proekologiczne rozwiązania, na przykład niekoszenie, ściółkowanie liśćmi. Jest to taki poligon doświadczalny, a to, co się sprawdzi, zostanie przeszczepione i wdrożone na innych terenach zieleni. Fantastyczne jest to, że Zarząd Zieleni m.st. Warszawy nie boi się takich eksperymentalnych rozwiązań i dzięki takiemu podejściu na innych warszawskich terenach można wprowadzać tańsze, bardziej ekologiczne rozwiązania. Krakowski Zarząd Zieleni ściółkuje jesienne liście w jednym z trzech posadzonych mikrolasów, zgodnie z zasadami gospodarki obiegu zamkniętego. Zmiana dzieje się na naszych oczach, to wspaniale być jej częścią i widzieć efekty!

Bardzo sobie cenię też rozwiązania, w których niewielkim nakładem środków — poprzez wprowadzenie ścieżki, drewnianych ławek, uporządkowanie terenu ze śmieci, dodanie jakiejś rzeźby — udało się udostępnić tereny. Jest w Zabrzu taki mało spektakularny projekt udostępnienia poprzemysłowych nieużytków nad rzeką Bytomką. Mieszkańcy z nich korzystają, są one bardzo naturalne; jeszcze niedawno były silnie zanieczyszczone, dzisiaj wyglądają jak piękne miejskie łąki, w których delikatnie tylko tę naturę się utrzymuje i udostępnia. I to są moim zdaniem przyszłościowe rozwiązania dla miasta.

 
Ola Kloc: Jakie jeszcze są dziś ważne trendy w projektowaniu krajobrazu?

Kasper Jakubowski: Miasta jadalne i wprowadzanie terenów, które dostarczają żywność. Rozwiązań jest sporo: farmy miejskie, ogrody działkowe, ogrody społecznościowe, szklarnie na balkonach czy drzewa owocowe na osiedlach. To jest też odpowiedź na kryzys bioróżnorodności — drzewa owocowe szybko rosną, szybko więc mogą mieć z nich pożytek dzikie zapylacze. Dzięki wycofaniu benzyny ołowiowej miasta zaczynają być terenami zdatnymi do upraw, jeżeli więc sadzimy drzewa owocowe, możemy z nich bezpiecznie korzystać. Spółdzielnie miejskie i tereny rolne w miastach to też nowy temat, pojawia się uprawa żywności na dachach budynków.

Drugi istotny trend w architekturze krajobrazu to bioróżnorodność. Jest już wiele parków, w których wprowadza się rozwiązania zintegrowane: połowa terenu działa jako współczesny, urządzony park, druga połowa jako bardziej bioróżnorodny teren. Obowiązują w nim inne standardy utrzymania.

Bryggervangen, Kopenhaga

Bryggervangen, Kopenhaga

fot.: Agata Cieszewska, CoAdapt

Trzeci trend to czwarta przyroda, zarastanie, czyli wykorzystywanie procesów sukcesji ekologicznej w projektowaniu, często wręcz brak projektowania czy projektowanie minimalistyczne. Polega to na tym, że tereny pozostawia się naturalnej sukcesji, ale na przykład zaprasza artystów. Zieleń ruderalna, synantropijna też jest bardzo istotnym elementem, który jest wręcz promowany w nowych projektach.

Czwarty trend to renaturyzacja, związany jest z drugim trendem, czyli bioróżnorodnością. Chodzi o odbudowywanie środowisk przekształconych. Na przykład przy okazji nowych inwestycji osiedli odbudowujemy cieki wodne, odtwarzamy łąki, tworzymy lasy Miyawaki, lasy kieszonkowe, ekoparki, zakładamy parki mokradłowe.

Piąty trend polega na poszukiwaniu estetyki środowiskowej. Mówił o tym świętej pamięci profesor Wojciech Kosiński — akceptacja dzikości w mieście nie jest prosta, architekci krajobrazu muszą więc szukać nowej estetyki dla tych proprzyrodniczych rozwiązań, ich nowego uzasadnienia. Profesor przywoływał podejście do natury przez sztukę, jeszcze niewielu projektantów w Polsce potrafi środkami wyrazu architektury krajobrazu czynić tę półnaturalną i bioróżnorodną zieleń, bardziej atrakcyjną w oczach mieszkańców.

 
Ola Kloc
: Od kogo możemy się tego uczyć?

Kasper Jakubowski: Na przykład od Nowego Jorku, gdzie wprowadza się rzeźby w te bardziej naturalne przestrzenie. Ważna jest też koncepcja krajobrazu narracyjnego, czyli opowiadanie o tych miejscach poprzez ścieżki edukacyjne, oraz inwestycje w ludzi. W Londynie przy okazji zakładania takich terenów powstają pawilony edukacyjne, a w nich zatrudniane są osoby, które były wcześniej zaangażowane w ochronę tych obszarów.

Ciekawy jest berliński park natury Südgelände. Niemal 60 procent jego terenu to strefa naturalnej sukcesji, pozbawiona ingerencji, niemal rezerwatowa, gdzie od siedemdziesięciu lat możemy śledzić sukcesję ekologiczną na torowisku w środku miasta. Na około 30–40 procentach obszaru nieco modeluje się tę sukcesję, a pozostała część oddana jest artystom, którzy na tej pokolejowej infrastrukturze prowadzą galerię sztuki.

Problemem w Polsce jest nadmierna komercjalizacja wielu przestrzeni, zwłaszcza poprzemysłowych. Wpuszczenie do nich artystów może wprowadzić nowe życie, miękkimi działaniami społeczno-artystycznymi budujemy wartości, których sam biznes nie jest w stanie wygenerować. Należy jednak uważać, aby te działania nie skończyły się gentryfikacją. Wiele obiektów poprzemysłowych na Górnym Śląsku, które dawniej były niezwykłymi formami architektonicznymi, a po latach pokryły się lasami sukcesyjnymi, znika dziś pod naporem inwestycji lub traci swoją autentyczność zastępowana niskiej jakości „trzecią przyrodą”.

park Zahrādky w Pradze

park Zahrādky w Pradze

fot.: Kasper Jakubowski

Niedawno spacerowałem po hałdzie Wełnowiec w Katowicach, jest to niezwykłe miejsce nazywane przez mieszańców Alpami, z przepiękną panoramą na cały Górny Śląsk. W ramach rewitalizacji powstaje tam mała architektura bardzo niskich standardów, tracimy przez to niezwykły potencjał tego miejsca. W Zagłębiu Ruhry, w parku Duisburg Nord, mała architektura nawiązuje w jakimś stopniu do poprzemysłowej stylistyki, artyści bawią się przestrzenią, bawią się sukcesją ekologiczną, koszeniem i niekoszeniem, tworzą niezwykłe ramy eksponujące sukcesję ekologiczną.

 
Ola Kloc: Co wobec tego u nas nie działa?

Kasper Jakubowski: Rozmawiam z Tobą na jednym z krakowskich osiedli, które powstało w ciągu dwóch lat, i patrząc za okno, wiem doskonale, co tutaj jeszcze nie zadziałało. Brakuje nam myślenia o pionowych elewacjach jako elementach biotopu, o pnączowaniach, naprawdę już czas, żebyśmy każdą ścianę, każdy zjazd do garażu, każdą belkę pokryli pnączami i zyskali dodatkowe powierzchnie biologicznie czynne. Brakuje dużych drzew, zadbania o drzewa istniejące. Powstają duże osiedla, ale nie ma między nimi parków. Jeśli nie ma na nie miejsca, to niech ulice zaczną pełnić tę funkcję, niech pojawi się wyższa zieleń, krzewy, ławki. W uliczce między jednym osiedlem a drugim jest dużo miejsc parkingowych, ale przy chodniku nie ma ani jednej ławki, nie ma krzewów, które stworzyłyby minimalny bufor. Woda spływa do rury, nie ma zieleni bioretencyjnej, jakiegoś ogrodu deszczowego, niecki retencyjnej, która choć trochę spowolniłaby spływ wody.

park Zahrādky w Pradze

park Zahrādky w Pradze

fot.: Kasper Jakubowski

 
Ola Kloc
: Niedawna informacja o posadzeniu drzew na miejscach parkingowych w centrum Warszawy wzbudziła sporo emocji. Jesteśmy gotowi na taką rewolucję?

Kasper Jakubowski: Filip Springer wielokrotnie podkreśla, że kryzys ekologiczny, klimatyczny jest kryzysem wyobraźni. W Polsce często jesteśmy ofiarami nie tego, że brakuje funduszy, ale tego, że nie wyobrażamy sobie, że może być inaczej. Jako architekci krajobrazu powinniśmy być rzecznikami przyrody, nie bać się wdrażać danych rozwiązań po raz pierwszy, wprowadzać bardziej naturalną zieleń po to, żeby wyobraźnia urzędników, inwestorów, architektów zaczęła pracować.

 
Ola Kloc
: Jest taka strona internetowa wykorzystująca sztuczną inteligencję, która zamienia wybrany przez nas widok z map Google na idylliczną, pełną zieleni wersję holenderską (dutchcyclinglifestyle.com). To świetnie działa na wyobraźnię.

Kasper Jakubowski: Rewelacja! Uczestniczę w projekcie CoAdapt, SOS dla warszawskich osiedli prowadzonym przez SGGW i UW. Stworzyliśmy grę „Osiedle z klimatem”, która będzie dostępna w wersji cyfrowej dla całej Polski. W trakcie warsztatów ze społecznościami tych osiedli widać było, że tkwią w fazie narzekania i myślenia, że niewiele już się da zrobić. Dzięki tej grze mieszkańcy zaczęli myśleć rozwiązaniami, zauważali, gdzie można stworzyć ogród warzywny w skrzynkach, gdzie może być łąka kwietna, mikrolas, a może duże drzewo, pnącza na elewacjach. Zobaczyli, jakie mogą być efekty, jak te działania wpływają na ochłodzenie osiedla, jak zwiększa się bioróżnorodność, ile wody zatrzymują. To doświadczenie, wspólne przejście przez ten proces pokazało, jak zmieniło się nastawienie mieszkańców. Może jest to też kwestia lepszych konsultacji — żeby one nie były tylko na papierze, punktem, który trzeba odhaczyć, tylko żebyśmy rzeczywiście zaczęli wszyscy traktować się poważnie, słuchali siebie nawzajem i myśleli rozwiązaniami.

Ola Kloc: Bardzo dziękuję za rozmowę.

 
rozmawiała: Ola Kloc

fot.: Kasper Jakubowski,
Agata Ciszewska (SGGW/CoAdapt)

więcej: A&B 04/2024 – ZIELONE MIASTO,
pobierz bezpłatne e-wydania A&B 

Głos został już oddany

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE