Gapię się na to wszystko z coraz większą satysfakcją. Jest coś przejmującego w skali tego całego portu. Uderza w nim wiele wątków: choćby samotność długodystansowców — bo panowie najczęściej siedzą w restauracji sami, oddzielnie, nie rozmawiając z sobą — w końcu są wiecznie w drodze, nigdzie nie zagrzewają miejsca, nie ma warunków do bieżącego nawiązywania kontaktów, tworzenia stałych relacji. Są tu ludzie z czterech stron świata, najwięcej oczywiście Polaków i Ukraińców, ale też wielu Gruzinów, a zdarzają się ludzie właściwie z całej Europy.
Jest to specyficzna samotność, kontynuowana potem w ciężarówce, w wiecznej drodze do następnego punktu, z następnym ładunkiem. Lubię podróżować, wiem, że takie przemieszczanie się może być stylem życia i stanem umysłu. Samochód staje się drugim domem, ruchomą sypialnią, pełną różnych patentów na to, jak żyć w ciągłym ruchu. Każdy ma tu własne wynalazki, składane taborety do siedzenia obok auta na parkingu, wentylatory w kabinie, indywidualne aranżacje artystyczne, często bardzo złożone instalacje z iluminacjami i kreatywnymi przekazami skierowanymi do reszty samochodowego świata.
widoki miasta z lotu ptaka
© UM Radomska
Jednocześnie jest w tym świecie mnóstwo części wspólnych, wspólnych mianowników, zwyczajów, tradycji i nawyków. Jest specyficzna stylówka w ubiorach, która tylko zaczyna się od laczków, klapek i sandałów. Jest specyficzne poczucie humoru — tak, knajpa obok parkingu naprawdę nazywa się Polisz Kebab. A jak jest subkultura, to jest i kultura. Tę najlepiej oddaje slang, mowa kierowców, żargon służący do obsługi CB radia. Choć epoka CB radia powoli przemija, urządzenie odchodzi do lamusa, wypierane przez smartfony, tanie połączenia, mobilny internet i nawigacje satelitarne, związany z nim język jest ciekawą reprezentacją dla całej społeczności.
„Kaśka” to nawigacja GPS, „muchomory” to autostopowicze, „miśki na hulajnodze” to policjanci na motocyklach, „sałaciarze” to taksówkarze, „pielgrzym” to nauka jazdy, „łapiduchy na dyskotece” to karetka na sygnale, „krokodyle” to inspekcja transportu drogowego, „lemoniada” to paliwo, „suszarka” — ręczny radar policyjny, „śmietnik” — fotoradar stacjonarny, „mobilek” to kierowca, „dyrekcja” to najczęściej żona, „firanka” to ciężarówka z naczepą, „patelnia” to to samo, ale z naczepą otwartą, „ścieżka” albo „dróżka” to stan drogi, „marginesik” to oczywiście pobocze, „amba” to mgła, „lunatyk” to auto jadące na zgaszonych światłach, „wentyl” to rowerzysta, „kino objazdowe” to nieoznakowany radiowóz, „kolega” to użytkownik CB radia. Lubię to, a więc panowie: SZEROKOŚCI!
widoki miasta z lotu ptaka
© UM Radomska
Spędzam w Porcie Radomsko dwie noce, śpiąc w kamperze. Chyba się polubiliśmy, bo nikt nie chce tu ode mnie pieniędzy — ani za parking, ani za podłączenie się do prądu. Dla mnie to taki specyficzny, współczesny polski Dziki Zachód, zasiedlony przez odrębne plemię kierowców — nomadów XXI wieku. Gdy już uznaję Port za ogarnięty z mojego punktu widzenia, wsiadam na rower i ruszam w stronę miasta. Po drodze mijam niepokojąco długi budynek — to fabryka firmy Whirlpool, dawniej był tu Indesit. Kojarzę go, widać było tę budowlę z gierkówki, teraz widać z autostrady. Dopiero jednak z bliska można poczuć, jaki to wielki budynek, niewysoki, ale rozległy. Pedałuję, przesuwają się kilometry, a wraz z nimi kolejne, podobne, monumentalne budowle przemysłowe.
Myślę sobie — zaskakuje mnie to Radomsko. Najpierw Port, teraz jakaś gigantyczna strefa ekonomiczna. Dojeżdżam wreszcie do miasta. Na pierwszy rzut oka nic szczególnego. Bloki, jakieś starsze zabudowania, wizualnie — typowy polski bałagan (którego nie lubię), upstrzony reklamami i epatujący powszechną w kraju nad Wisłą drobną przedsiębiorczością (którą lubię i szanuję).
jest w Radomsku sporo hipsterskiej zieleni
fot.: Mateusz Zmyślony
Sporo retoryki prawicowej na ścianach budynków, trochę zaniedbanych, dosyć małomiasteczkowych kamieniczek, jakoś ponadnormatywnie dużo napisów „meble”. Dojeżdżam do centrum, rozkopanego, w trakcie kapitalnego remontu. Tu pierwsze zaskoczenie: serce miasta, rynek — nie ma betonozy! W przeciwieństwie do ogólnopolskiej plagi płytek, betonów, gazonów i „polbruków”, w Radomsku rosną piękne drzewa na zielonej trawce. Mnóstwo kwiatów, dużo cienia i wyczuwalna przyjazna atmosfera.
neobarokowy kościół pw. św. Lamberta
fot.: Mateusz Zmyślony