Konkurs „Najlepszy Dyplom ARCHITEKTURA”
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Jakiej zieleni potrzebują nasze miasta?

26 marca '24

Rozmowa w ramach cyklu #MiastoMojeawNim

O zieleni w miastach rozmawiamy coraz częściej, pytanie czy ten dyskurs przynosi jakikolwiek pożytek? W ramach cyklu #MiastoMojeawNim przybliżamy różne obszary miasta rozmawiając z ekspertami i ekspertkami. O zieleni miejskiej, tym co króluje w miastach i jak z perspektywy urzędowo-samorządowej poprawiać los zieleni rozmawiamy z doktorą Joanną Rayss — architektką krajobrazu.

Wiktor: Co króluje w Polsce — łopata czy siekiera?

Joanna: Prawa i lewa ręka obywateli. Prawicą kopią, a lewicą rżną. A poważnie to myślę, że nadużywamy obu tych oręży.

Wiktor: Czyli łopaty też?

Joanna: Jak najbardziej, bo łopatą też możemy zaszkodzić przyrodzie. To bardzo dobre pytanie, bo uświadamia, że szkodzić zieleni możemy nie tylko ciąć siekierą, ale również kopiąc i niszcząc system korzeniowy, który w ustawie o ochronie przyrody nie jest faktycznie chroniony — mówi się w niej jedynie o tym, co widoczne nad ziemią. Dlatego kopanie w niewłaściwy sposób i w niewłaściwym miejscu jest równie szkodliwe, co faktycznie cięcie.

różne formy zieleni na dachu w Doki Living Gdańsk

różne formy zieleni na dachu w Doki Living Gdańsk

© Archiwum Autorki

Wiktor: Zapytałem o to, ponieważ łopata kojarzy się z nasadzeniami i nową zielenią.

Joanna: Mi niestety kojarzy z kopaniem w niewłaściwych miejscach i nieśmiertelnym korytowaniem pod remontowane i ulepszane nawierzchnie. Natomiast co do łopaty, to do tworzenia i rozwijania zieleni, łopata też nie zawsze jest potrzebna. Za mało chronimy to, co już rośnie na własnych — czyli najlepszych warunkach, a zbyt często na siłę robimy show z łopatą.

 

Wiktor: Zanim przejdziemy do funkcji i charakteru zieleni miejskiej, muszę zadać inne pytanie — czy słowo betonoza się wypaliło?

Joanna: To trudne pytanie i nie potrafię na nie jednoznacznie odpowiedzieć. Mam jednak nadzieję, że nie. Jestem pewna, że znudziło się mediom, może nawet wielu jego popularyzatorom. Mediom i mało profesjonalnym dziennikarzom potrzebna jest przede wszystkim, co raz to nowa pożywka. W tym sensie może betonoza się znudziła i chcieliby dostać nowe słowo klucz.

W rozmowach o przestrzeni jestem w stanie zapewnić, że betonoza jest obecna, bo problem, który opisuje, jest niestety nadal żywy. To słowo, które powstałoby uprościć rzeczywistość i pokazać problem nadmiaru powierzchni szczelnych w naszych miastach i niedostatku przyrody i w tym sensie jest to problem aktualny.

sztuczne mokradła na Osiedlu Beauforta w Gdańsku

sztuczne mokradła na Osiedlu Beauforta w Gdańsku

© Archiwum Autorki

Wiktor: Na czym polega zmiana w myśleniu o zieleni?

Joanna: Kluczowe dla mnie wydaje się odejście od myślenia zero–jedynkowego. Mamy, albo zieleń dobrą, albo złą. Parki bądź nieużytki, co opiera się o wzorzec estetyczny i uproszczoną funkcjonalność. Przez wiele lat to właśnie estetyka jest podstawą kategoryzacji zieleni. 

Dziś niezbędne staje się dopuszczenie do głosu i wyobraźni tego, że zieleń może być różnorodna w swojej formie i funkcjach, które pełni w miastach. Jeśli spojrzymy na funkcje inne, niż estetyczne zobaczymy, że zieleń może służyć nie tylko do aktywnej rekreacji, ale także jako przestrzeń dla skomplikowanych procesów przemiany i obiegu materii, poprawiania jakości naszego środowiska: wody, powietrza i gleby, może stanowić ostoję bioróżnorodności wszelakich organizmów żywych. Wówczas jesteśmy gotowi na dopuszczenie do naszej wyobraźni zieleń o innych formach i strukturze.

Potrzebujemy nie tylko pięknych kwiatów i drzew, ale także terenów z krzewami, łąk kwietnych, zarówno wilgotnych, jak i ruderalnych czy suchych, zieleni biocenotycznej np. w formie zarośli tarniny czy głogu, ale też i atrakcyjnych wizualnie rabat bylinowych czy bioróżnorodnych trawników. Powoli dopuszczamy usługi ekosystemowe do naszej świadomości. 

 

Wiktor: Na czym polegają te funkcje? 

Joanna: Warto zacząć od strony naukowej. Ekosystemy to jednakowo ich część ożywiona, — czyli tzw. biocenoza, do której należą rośliny, zwierzęta, owady, bakterie, grzyby, ale też ludzie; oraz nieożywiona — tzw. biotop: powietrze, woda, skały czy gleba.

Powiązania w ramach biocenozy (zwane sieciami troficznymi), a także między biocenozą a biotopem są często niewidoczne i nieoczywiste, a to one faktycznie są kluczowe. Dla istnienia ekosystemu najważniejsza nie jest jego sama struktura fizyczna, lecz właśnie ten przepływ energii i materii w ramach struktury ekosystemu. W ten sposób na przykład krąży węgiel: pobierany z atmosfery dzięki zdolności roślin do fotosyntezy, następnie wbudowywany w tkanki i organy tzw. producentów. Dopiero wtedy, w formie białek węglowodanów, et cetera, może być zjedzony przez roślinożerców, a następnie drapieżniki, aby to oni mogli budować swoje organizmy! Po ich śmierci rozkładany przez reducentów trafia do magazynów glebowych. Ten uproszczony obieg materii powinniśmy znać i rozumieć od przedszkola. Niestety w dyskusji popularnej o roli drzew w mieście kończy się nierzadko twierdzeniem, że podstawową ich wartość stanowi produkcja tlenu.

Ta „produkcja” tlenu jest faktycznie jedynie efektem ubocznym w procesie fotosyntezy. Dodatkowo aktualnie na naszej planecie, nie mamy problemu z deficytem tlenu! To kwestia napędzania obiegu węgla powinna być dla nas ważniejsza w kontekście funkcjonalności ekosystemów zarówno z powodów naszego odżywiania, jak i mitygacji zmian klimatu. Mam wrażenie jednak, że więcej w tym względzie dyskusji na temat zbawiania świata autami elektrycznymi, zamiast dojrzałej refleksji o ekosystemach i ich faktycznej roli w kontekście miast zeroemisyjnych.

Marzy mi się poważna dyskusja o miastach jako ekosystemach, gdzie nasze budynki, ulice i sieci infrastruktury technicznej są biotopem a my równoprawnym, ale nie jedynym elementem ekosystemu.

Przepływ węgla (pierwiastka) w miliardach ton na rok

Przepływ węgla (pierwiastka) w miliardach ton na rok

© Wikimedia Commons — Domena Publiczna | aut. Kevin Saff i FischX

Wiktor: To zasadniczo pryncypialny cel natury.

Joanna: Tak! Problem w tym, że o tym się nie mówi…

 

Wiktor: Może to za trudne?

Joanna: Czy to aż tak trudne, gdy o tym teraz rozmawiamy? Mówimy o tlenie, bo wydaje nam się, że jest potrzebny do oddychania, a bez oddychania nie da się żyć. Jednak bez jedzenia także… tlen umiemy na upartego wytworzyć sami, gorzej z białkami, węglowodanami, tłuszczami et cetera. Nie mamy przecież kryzysu związanego z niedostatkiem tlenu, dlatego nie rozumiem, dlaczego ciągle mówimy o tym, że drzewa są potrzebne, bo produkują ten tlen, To błąd. 

 

Wiktor: Obok pryncypialnych wartości jak magazynowanie węgla, jakie funkcje jeszcze pełnią ekosystemy?

Joanna: Warto zwrócić uwagę, że wszystkie funkcje są istotne, ale o tej związanej z obiegiem pierwiastków mówimy najmniej. Polecam film Marsjanin i grę planszową Terraformacja Marsa — tam świetnie widać, że pierwotne usługi ekosystemów to podstawa przeżycia na planecie, niezależnie czy to Mars, czy Ziemia :)

Zdolność ekosystemów do oczyszczania powietrza, wody i gleby jest szczęśliwie powszechnie znana. Z innych ważnych, a nie koniecznie docenianych usług warto wspomnieć nawilżanie powietrza — zieleń w tym aspekcie pomaga faktycznie eliminować pyły — przyczynę alergii i chorób płuc. Przesuszone miejskie powietrze to zazwyczaj skutek braku odpowiedniej ilości zieleni. 

Istotna jest też bioróżnorodność, która jest konieczna do życia na naszej planecie. To ona pozwala, w dłuższym czasie, przetrwać gatunkom i ona właśnie jest podstawą samoregulacji ekosystemów. W sytuacji zaburzeń równowagi, jak nowe choroby, klęski żywiołowe et cetera, to bogactwo gatunkowe i różnorodność genetyczna pozwalają przetrwać dzięki różnorodności form i strategii przetrwania organizmów. Dzięki temu jest szansa, że życie przetrwa nawet najtrudniejsze wyzwania i katastrofy.

Nadmierna sterylizacja i upraszczanie gatunkowe, które uparcie lansujemy w naszych miastach, nakręca spiralę procesów patologicznych. Sterylizacja nie zmienia pojemności środowiska, tylko upraszcza jego skład gatunkowy. Czyli w dużym uproszczeniu, jeżeli na sto metrów kwadratowych trawnika jest miejsce dla określonej ilości owadów, zmniejszając różnorodność gatunkową, doprowadzimy do tego, że będą to jedynie muchy, komary i kleszcze. To szkodniki żyjące z nami tysiące lat, dlatego są wysoko wyspecjalizowane w przetrwaniu naszych różnych form ich eksterminacji. Bioróżnorodność sprawi, że przy tej samej liczbie owadów tych, których nie lubimy, będzie znacznie mniej, bo pojemność tego środowiska trawnikowego jest niezmienna.

wilgotne łąki na osiedlu Beauforta w Gdańsku

wilgotne łąki na osiedlu Beauforta w Gdańsku

© Archiwum Autorki

Wiktor: Porozmawiajmy o rodzajach zieleni w miastach. Niedawno usłyszałem od jednej urzędniczki zajmującej się planowaniem przestrzennym, że dużych parków się nie buduje. Przepraszam, że dużych parków się nie tworzy. Jak to z nimi jest?

Joanna: Myślę, że twoje przejęzyczenie jest nie bez powodu. Faktycznie parki to najczęściej wielkie projekty budowlano–inwestycyjne. A tak nie powinno być — parki powinno się tworzyć. Tym się różnić powinno podejście do powstawania, tworzenia i istnienia zieleni od innych elementów: Buduje się obiekty, a parki powinno się kreować — to proces, z założenia, niekończący się.

Tworząc założenia dla koncepcji parku Południowego w Gdańsku, starałam się właśnie pokazać, że można tworzyć duże parki w sposób nowoczesny i ekosystemowy — Nie przez budowę a poprzez przekształcanie terenów, zmieniając funkcjonalność i wykorzystując zasób, który już wyrósł. Bardzo często takie tereny kategoryzowane są jako tzw. miejskie nieużytki. To fatalne określenie dla terenów o tak bogatej funkcjonalności ekosystemowej. Faktycznie są to tereny zieleni biocenotycznej, w różnym stadium naturalności i rozwoju procesu sukcesji przyrodniczej.

założenia zarysowane przez Joanną Rayss

założenia zarysowane przez Joanną Rayss

© Archiwum Autorki

Wiktor: Można mówić o użytku naturalnym.

Joanna: Dokładnie! Każde miasto ma takie tereny, na których może bazować, tworząc parki na miarę nowoczesnych, zróżnicowanych przestrzeni. Owszem bez wątpienia potrzebujemy parków historycznych czy typowo rekreacyjnych. W ramach ich powierzchni warto tworzyć przestrzenie bioróżnorodne i biocenotyczne, które stanowić będą swoiste szczepionki bioróżnorodności i procesów przyrodniczych, w tych często wysterylizowanych obiektach.

park Południowy

park Południowy

© Archiwum Autorki

Wiktor: A wracając do dużej skali parków? Rozumiem, że mogą one powstawać, ale pod warunkiem, że będą łączyć różne funkcje.

Joanna: Tak. Sądzę, że powinniśmy dokonać redefinicji zarówno terminu park, jak i generalnej klasyfikacji terenów zieleni/ obiektów architektury krajobrazu — po to, by dopuścić istnienie fragmentów oddanych naturze, o bardziej zróżnicowanym charakterze. Potrzebujemy tego także po to, aby narzucić poniekąd procesowy, zmienny i wielofunkcyjny charakter zieleni a jej ekosystemowa funkcjonalność powinna być obowiązkową wytyczną. Obawiam się, że monofunkcyjne nazwy zieleni miejskiej, jak park zabytkowy, cmentarz czy ogród zoologiczny, nie dopuszcza wewnętrznej różnorodności przyrodniczej ich struktury, a co za tym idzie i funkcjonalnej. Dlatego zgodnie z aktualną wiedzą jest błędne i szkodliwe.

projekt strefy dzikiej w parku Południowej

projekt strefy dzikiej w parku Południowej

© Archiwum Autorki

Wiktor: Zaczęliśmy od dużych parków, a teraz zejdźmy poziom niżej — co z małymi parkami w tym parkami kieszonkowymi czy skwerami? Mogą łączyć kilka funkcji?

Joanna: Porównajmy miasto do domu — każdy z nas, niezależnie od tego, czy mieszka w domu, czy niewielkim mieszkaniu zawsze stara się wyznaczyć w nim podstawowe strefy funkcjonalne jak kuchnia, sypialnia czy łazienka. Ten dom może mieć tysiąc metrów kwadratowych, ale może to być równie dobrze trzydziestometrowa kawalerka, zawsze jednak z toaletą, prysznicem lub wanną, miejscem do spania i gotowania.

Podobnie należy myśleć o terenach zieleni w miastach — niezależnie od wielkości miasta i wielkości samego terenu zieleni warunkiem jego funkcjonowania ekologicznego jest wygenerowanie w jego granicach kilku podstawowych stref o różnej funkcjonalności ekologicznej. Zgodnie z tą zasadą na przykład obszar wspominanego już parku Południowego w Gdańsku podzieliliśmy na cztery strefy, w zależności od ich stopnia dojrzałości przyrodniczej, a co za tym idzie stopnia naturalności: strefę „dziką”, strefę „sukcesji”, strefę sadów” zarówno tych udomowionych, jak i naturalnych czyżni, oraz strefę „rekreacji”.

Następnie dopasowaliśmy do tego funkcjonalność typowo rekreacyjną tak, aby nie stała ona w sprzeczności z procesami przyrodniczymi. Czyli im więcej przyrody, tym mniej nas ludzi i odwrotnie — tam, gdzie procesy przyrodnicze są obecne najmniej bez szkody, możemy sobie pozwolić na naszą intensywną obecność.

Na dwóch biegunach jest skrajnie dzika część i skrajnie rekreacyjna część. Myślę, że zawsze powinniśmy starać się szukać takich co najmniej dwóch, trzech różnorodnych stref.

wilgotne łąki na osiedlu Beauforta w Gdańsku

wilgotne łąki na osiedlu Beauforta w Gdańsku

© Archiwum Autorki

Wiktor: Możliwe jest ich pogodzenie?

Joanna: Jest to niezbędne, choć niekoniecznie łatwe. To z pewnością duże wyzwanie dla architektów krajobrazu, ale wyzwania są po to, żeby je podejmować. W małych parkach i skwerach nie uda się z pewnością umieścić wszystkich możliwych stref, czasem czterech, tylko dwie, może trzy. To kwestia wyważenia potrzeb i możliwości.

 

Wiktor: Reasumując, małe park i skwerki są konieczne w miastach, ale powinny mieć więcej niż jedną funkcję?

Joanna: Tak, koniecznie musimy myśleć o nich jako o czymś żywym. Ekosystem to proces, który z założenia już po kilku tygodniach nie będzie wyglądał jak w dniu „oddania do użytkowania”. Podobnie opieka nad terenami parków — powinniśmy projektować ich utrzymanie pod kątem zmienności i zastępowalności gatunkowej. Wtedy również będziemy maksymalizować ich funkcjonalność pod kątem świadczonych usług ekosystemowych. Im więcej stref, tym więcej wyciśniemy z nich usług, a to nasz żywy interes.

 

Wiktor: Schodząc dalej w dół. Niżej jest zieleń przydrożna — ta przy drogach, chodnikach i ścieżkach. Czy jest potrzebna, jak o nią dbać i projektować z zachowaniem bezpieczeństwa ruchu drogowego?

Joanna: Świetnie, że o to pytasz, w miastach to chyba temat najtrudniejszy. Najtrudniejszy, bo ekosystemy i ich populacje do swego prawidłowego funkcjonowania, rozwoju i przetrwania potrzebują łączności. Z definicji każdy system powinien być spójny i połączony, a tereny zielni w mieście powinny stanowić z założenia właśnie spójny miejski ekosystem. Układy komunikacyjne zaprojektowane we właściwy sposób mogą stawać się swoistymi zielonymi korytarzami — o tym mówi ekologia krajobrazu/ ekologia miasta. Dodatkowo to potencjalnie także narzędzie działające jako bufor wyłapujący wszelkie drogowe zanieczyszczenia. Zieleń przydrożna może, a nawet powinna łagodzić wszelkie dyskomforty, trzeba tylko właściwie ją zaprojektować i utrzymywać.

zieleń może i powinna być elementem infrastrukturalnym

zieleń może i powinna być elementem infrastrukturalnym

© Archiwum Autorki

Wiktor: Czyli nie musi to być rozjechany trawnik albo usychający krzew tylko co?

Joanna: Może to być roślinność bardziej wytrzymała. Można łączyć funkcje zieleni przydrożnej z elementami buforowymi i retencyjnymi, stosując roślinność o naturalnej funkcji filtrów ekologicznych w glebach o zwiększonej pojemności retencyjnej. W naszym klimacie sporo jest zbiorowisk roślinnych będących doskonałym wzorcem dla tego typu nasadzeń. Jedyny problem, jaki tu widzę, to estetyka — tego typu roślinność nie zawsze wygląda tak, jak życzy sobie przeciętny mieszkaniec miasta. Nie jest to typ roślinności „eleganckiej” a już na pewno nie mogą to być uproszczone monokultury. Myślę jednak, że warto lobbować za estetyką natury, bo to ma ona ogromną wartość użytkową dla nas ludzi i naszych miast.

Swoją drogą to paradoksalne, że potrafimy w naszych miastach znieść najbrzydsze reklamy, skrzynki elektryczne i nieestetyczną nawierzchnię chodników, ale zieleń i rabata, która nie odpowiada naszym gustom, staje się największym problemem.

 

Wiktor: Może powinienem zapytać zamiast o piłę i łopatę, o piłę i kosiarkę?

Joanna: Czemu nie? Marzy mi się w dobie popularności branży fitness powrót kosy. Nie ma nic lepszego dla mężczyzny czy kobiety dbających o zdrowie jak wzięcie kosy w ręce! 

 

Wiktor: Na fali popularności „Chłopów” nie jest to wykluczone.

Joanna: Może na fali renesansu tradycji słowiańskich moglibyśmy powrócić do zawodów w sianokosach :) A poważnie serio myślę, że powinniśmy promować pracę z kosą.

Wiktor: W architekturze krajobrazu i jej trendach pojawiają się zjawiska, które przebijają się marketingowo — to mikrolasy, łąki kwietne czy ogrodowy deszczowe. Czy nie ma w nich jednak jakiegoś pierwiastka greenwashingu, czy te wszystkie rozwiązania nie zawierają tego elementu?

Joanna: Elementy te same w sobie nie zawierają greenwashingu. Dla mnie greenwashing to użycie dobrego zjawiska do budowy „marki” czy PRu w sposób, w którym suma korzyści ekologicznych jest znacznie niższa niż koszty włożone na samo działanie i jego popularyzację. Nawet z najlepszych rzeczy możemy zrobić greenwashing. Łąka kwietna wysiana na kwadracie o rozmiarach dwa na dwa metry, dodatkowo złożona jedynie z obcych gatunków roślin jednorocznych to taki przykład. Ekstensywna łąka kwietna wzorowana na naturalnych zbiorowiskach łąk okresowo zalewanych wysiana w obniżeniach terenu dla kompensacji hydrologicznej zainwestowania to fantastyczne wykorzystanie usług ekosystemowych i doskonały przykład błękitno–zielonej infrastruktury.

Głos został już oddany

okno zamknie się za 5

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
Ergonomia. Twój przybiurkowy fizjoterapeuta
INSPIRACJE