Dwumiasto Cieszyn. Polskie, czeskie, wspólne?
panorama czeskiego Cieszyna, na pierwszym planie po prawej — rotunda romańska
O co chodzi z tym Cieszynem, czemu wyczuwam tu jakieś dziwne napięcie? To pytanie kieruję do samego siebie, jednocześnie zachwycając się cieszyńską Wenecją — wzdłuż ulicy Przykopa płynie intrygujący, sztuczny kanał wodny, historycznie wykorzystywany przez licznych fachowców i cechy rzemieślnicze. Przy tak zwanej Młynówce działały kiedyś manufaktury i warsztaty garbarzy, kowali, białoskórników, tkaczy i sukienników, wykorzystujących w swej pracy energię i możliwości płynącej wody. Pozostały po nich wspomnienia i jedna z najbardziej uroczych uliczek i układów architektonicznych, jakie miałem przyjemność w życiu podziwiać. To miejsce, ze swoimi mostkami nad Młynówką, niskimi domkami i historią zapraszającą do zapoznania się z nią bliżej, już dziś piękne, oryginalne, wciągające. Choć również jakieś jeszcze nieogarnięte, niegotowe, by przejrzeć się z dumą w lustrze. Trochę zaniedbane, trochę nieodkryte na nowo, jak krakowski Kazimierz w 1995 roku.
cieszyńska Wenecja
fot.: Wojciech Wandzel © UM Cieszyn
Cieszyńska Wenecja z Młynówką po mądrej rewaloryzacji, rześkiej reinterpretacji może być takim samym hitem jak przepowiadana przeze mnie w Bielsku-Białej ulica Schodowa, polska odpowiedź na rzymskie Schody Hiszpańskie, mniej może spektakularne, ale bardziej klimatyczne (uwaga, ulica Schodowa jest też w Cieszynie). Właśnie — Schodowa — taka nazwa ulicy oznacza, że miasto nie leży na nudnym płaskim terenie, a na ciekawym pofałdowanym, to również skrzętnie w myślach odnotowuję, wiedząc, że miasta na wzgórzach często są naprawdę cool.
cieszyńska Wenecja
fot.: Wojciech Wandzel © UM Cieszyn
Oglądam muzeum, kolejne zaułki i podwórka, skanuję ściany w Urzędzie Miasta. Jem świetne japońskie jedzenie w Kusa Sushi i myślę. Zaglądam do pobliskiej knajpy Tramwaj, kątem oka rejestruję budynek teatru, gorączkowo kartkuję stos przyniesionych z Kornela książek i już powoli zaczynam myśleć, że jestem blisko swojego celu. Odczuwam radość, bo odkrywam miasto piękne, budzące znacznie głębszą niż spodziewana refleksję, miasto zaskakujące.
Żeby nie było, że to moje poznawanie Cieszyna złożone jest z samego zachwytu: śmierdzi smogiem, że aż wstyd. Wiele fasad jest szarych, burych i ponurych. Zionie prowincją. Blokowiska na wzgórzach są tak samo brzydkie, jak wszędzie w Polsce. Po czeskiej stronie zero historycznych klimatów — ich brak jest wyczuwalny.
Kuszą mnie krzykliwe, po czesku pisane, kolorowe reklamy wzdłuż Olzy, spiętrzone po polskiej stronie. Wbijam tam: gąszcz straganów z mydłem i powidłem przenosi mnie w czasie i przestrzeni. Czeski film, pełno Czeszek i Czechów, rajstopy, futra, buty, płaszcze, majtki, biustonosze i kalosze. Jakbym wtopił w rejwach warszawskiego Jarmarku Europa w 1993 roku — tam, gdzie dziś dumnie wznosi się polski Stadion Narodowy. Młodszym wyjaśnię — dawniej rozpychał się w tym miejscu postkomunistyczny relikt Stadionu Dziesięciolecia, mieszczący w młodziutkiej, tandetnej, rodzącej się, świeżej i pełnej energii polskiej wersji rozkwitającego kapitalizmu największy bazar ówczesnej Europy.
Także to polsko-czeskie kłębowisko przedsiębiorczości rodem z odległej epoki kompletnie mnie urzeka. Gdybym był Duńczykiem, powiedziałbym sam do siebie: „Tutaj jest klawo jak cholera, Egon”. Jem placki ziemniaczane z pieczarami w miejscowym barze, który bez wahania nazywam w duszy kultowym.
Rozmawiam z kelnerem w kolejnej fajnej knajpie — U Trzech Braci można się napić piwa rzemieślniczego z czeskiego Cieszyna, marka nazywa się Baraba. Następnym razem wybiorę się do samego browaru, na czeską stronę, mają ponoć własną knajpę — uwielbiam pić piwo, słuchając rozbrzmiewającej dookoła czeskiej mowy.
ulica Trzech Braci
fot.: Rafał Soliński © UM Cieszyn
Właśnie: Czesi. Gdy jem sushi, rejestruję ich przy stoliku obok. Czuć, że Cieszyn żyje polsko-czesko, handluje, spaceruje, wchodzi w relacje. Niekoniecznie wyłącznie pozytywne — jakaś część społeczeństwa po jednej i drugiej stronie rzeki z pewnością odczuwa resentymenty, poczucie krzywdy, karmi swą uwagą i emocjami demony przeszłości.
Ale ja wiem swoje, nauczyła mnie tego szefowa Żydowskiej Gminy Wyznaniowej w Bielsku-Białej, wspaniała Dorota Wiewióra: „nie ma sensu żyć przeszłością”. To trochę tak, jakby dziś ktoś przypominał nam o Wołyniu, próbując psuć nasz wzruszający, czuły, polsko-ukraiński festiwal życzliwości i współpracy. Nie ma sensu żyć przeszłością, to okropna cecha (nie mylić ze znajomością historii).
Open Air Museum, proj.: RS+ Robert Skitek
fot.: Wojciech Wandzel © UM Cieszyn
A więc dla mnie liczy się tu i teraz, wyfiltrowane z przeszłości i skupione na świadomym i pozytywnym kreowaniu przyszłości. W Cieszynie jest mnóstwo integracyjnych inicjatyw czesko-polskich, transgranicznych projektów unijnych, śladów niezwykle bogatej, obfitej historii, ze świetnym Open Air Museum (proj.: RS+ Robert Skitek) na czele. Muzeum Śląska Cieszyńskiego (najstarsze publiczne muzeum w Polsce) pełne jest wspomnień, oddychających cesarsko-książęcą, nieco wiedeńską atmosferą. Wspomnień natrętnie przypominających o tym, że kiedyś to było dumne, niezależne księstwo cieszyńskie, nie jakieś tam śląskie czy bielskie, a cieszyńskie właśnie. Cieszyńska Książnica (co warte podkreślenia, założona przez polskiego katolika), też pod wieloma względami rekordowa, próbuje nam coś powiedzieć, coś przekazać. Tak, ja już wiem, co chce powiedzieć: tu mieszkała od dawna i mieszka do dzisiaj największa w Polsce społeczność ewangelicka. W Bielsku-Białej opowiadał mi o tym pastor Krzysztof Cienciała: protestanci (i Żydzi) — oni wszyscy umieli czytać, pisać i rachować. Miało to wpływ na katolickich sąsiadów: ci masowo podejmowali edukacyjny wysiłek, by podołać codziennej konkurencji ze strony bardziej oświeconych starszych i młodszych braci w wierze (i sióstr oczywiście też). Stąd księstwo cieszyńskie to był tradycyjnie region o najwyższym w Polsce współczynniku gramotności, najlepszym oczytaniu, wykształceniu — z wszystkimi tego konsekwencjami. Wśród nich znajdziemy między innymi należące do Szlaku Zabytków Techniki Muzeum Drukarstwa, tradycje drukowania książek są tu bowiem ultra długie, wyjątkowo ważne i wciąż żywe. To między innymi dlatego Kornel Filipowicz napisał te znamienne słowa: „Ukochana, dumna prowincja”. Czytanie, pisanie, literatura, książki, języki polski, czeski i niemiecki, różne wyznania, protestanci, ateiści i katolicy. Z tych składników powstaje cieszyńska, oryginalna mikstura, społeczeństwo niezwykle ekumenicznie uzdolnione, współpracujące.