Artykuł pochodzi z numeru A&B 02|23
Już osiem lat rządzi Poznaniem nowa ekipa, z którą poznaniacy wiązali duże nadzieje. Ale miasto rządzone przez Jacka Jaśkowiaka średnio radzi sobie z prawidłowym kształtowaniem przestrzeni i architektury. Dla poprzedników obecnych władz gwoździem do trumny okazała się budowa nowego niefunkcjonalnego dworca, zagospodarowanie jego okolic oraz nieudolna przebudowa ronda Kaponiera. Dziś niezadowolenie budzą inne inwestycje oraz poziom dialogu z mieszkańcami.
Pod koniec 2014 roku, po szesnastu latach Ryszarda Grobelnego na stanowisku prezydenta zastąpił Jacek Jaśkowiak. Dziś, osiem lat po tamtych wyborach, jakość zarządzania sprawami przestrzennymi oraz styl sprawowania władzy przypominają klimatem schyłek epoki poprzedników, mimo że podejście do kształtowania miasta jest bardziej sensowne. Wspólnymi mianownikami są natomiast kiepska koordynacja, niedostateczna jakość oraz narastająca arogancja. W 2015 roku niewiele wskazywało, że sprawy potoczą się w ten sposób.
pas zieleni z nowymi drzewami na rogu ulic Małeckiego i Kanałowej powstał zamiast miejsc parkingowych; podobne rozwiązania wprowadzono na innych ulicach dzielnic Łazarz, Jeżyce oraz Wilda, a także w śródmieściu
fot.: Jakub Głaz
Z Jaśkowiakiem i jego ekipą wiązano wtedy duże nadzieje, choć od razu było widać, że nowy prezydent powinien pilnie uzupełnić wiedzę o mieście. Mógł to zrobić i przy okazji wykorzystać swoje menedżerskie doświadczenie, by usprawnić funkcjonowanie instytucji odpowiedzialnych za rozwój miasta, a zarządzanie nim oprzeć na realnym społecznym dialogu. Tak się jednak nie stało. Wymagający głębokiej restrukturyzacji Urząd Miasta trwa do dziś w mało efektywnej postaci, z silosowym zarządzaniem decernatami, słabą koordynacją działań i bardzo nieporadną polityką informacyjną. Dla kształtowania przestrzeni, architektury i zieleni jest to mieszanka toksyczna.
Bilans ostatnich ośmiu lat jest zatem nie negatywny, ale gorzki, bo potencjał i zaufanie, którymi dysponowały nowe władze, wykorzystano tylko częściowo. Znaczące plusy z pierwszych lat rządów (lub odwleczone w czasie pochodne podjętych wtedy decyzji) coraz bardziej bledną w obliczu nowych niedociągnięć lub zaniechań. Dość wspomnieć o szykowanej od sześciu lat uchwale krajobrazowej, która miała być gotowa i dopracowana w najdrobniejszych szczegółach najpóźniej w 2019 roku. Tymczasem głosowanie nad nią zaplanowano na koniec stycznia tego roku. Nie wiadomo też, czy radni powiedzą „tak” dokumentowi, wokół którego narosły kontrowersje związane z możliwym faworyzowaniem wybranych firm outdoorowych. Uchwały nie ma, traci miasto, a korzysta na tym cały czas branża reklamowa.
plac Kolegiacki po przebudowie oddano przede wszystkim pieszym; do 2017 roku jego znaczną część zajmował parking; projekt pracowni Urbantech Krzysztofa Urbaniaka wyłoniono w konkursie z 2016 roku, prace zakończono przed rokiem
fot.: Jakub Głaz
Skutecznym „polowaniem” na nielegalne nośniki reklamowe (za które miasto nie pobiera należnych mu opłat), zajmuje się za to społecznie aktywista Tomasz Hejna. Powiedzieć, że w Urzędzie Miasta jest nielubiany, to mało. Podobnie jest zresztą z całą rzeszą innych społeczników, stowarzyszeń lub ekspertów, których Jaśkowiak od kilku lat traktuje jak awanturników i lubi przeciwstawiać „specjalistom”, ale tylko takim, którzy wspierają stanowisko magistratu. To dość zabawna arogancja, bo to właśnie społecznicy ze stowarzyszenia My Poznaniacy „wymyślili” przedsiębiorcę Jaśkowiaka jako kandydata na prezydenta w 2010 roku. Wtedy przegrał. Zwycięstwo zawdzięcza startowi z ramienia Platformy Obywatelskiej cztery lata później (oraz uwiądowi prezydentury Grobelnego). Jeśli zatem społecznicy i stowarzyszenia mają złe pomysły, to czy należy do nich również wciągnięcie Jaśkowiaka w miejską politykę?
W przypadku kwestii przestrzennych spór na linii magistrat — strona społeczna toczy się najczęściej o zieleń, przestrzeń publiczną i inwestycje deweloperskie. W ostatnich latach społeczna świadomość dotycząca znaczenia przyrody w mieście oraz zmian klimatycznych bardzo silnie ewoluowała. Wydaje się, że część decydentów za tym nie nadąża. Część, bo w sprawach zieleni da się odczuć spore dysonanse związane między innymi z faktem, że za zieleń i kwestie przyrodnicze odpowiada stanowczo za dużo jednostek. Tymczasem władze od lat bronią się przed powołaniem miejskiego przyrodnika (lub co najmniej — ogrodnika), który koordynowałby mało spójne działania.
fragment rynku Łazarskiego po przebudowie (proj. APA Jacek Bułat, realizacja: 2021 rok), widok spod targowiska w stronę ulicy Głogowskiej — na pierwszym planie teren zieleni dodany do projektu już w trakcie prac budowlanych; na placu są jeszcze co najmniej dwa podobne miejsca, które należy „odbrukować” i zazielenić
fot.: Jakub Głaz
Podobny (i, rzecz jasna, bardziej znaczący) brak odczuwa się na czele wszystkich jednostek odpowiedzialnych za przestrzeń i architekturę. Co prawda Piotr Sobczak, dyrektor Wydziału Urbanistyki i Architektury, oficjalnie nazywany jest architektem miasta, ale — podobnie jak większości jego poprzedników — brakuje mu i wizji, i nadanych przez urząd kompetencji, by kreatywnie czuwać nad perspektywicznym rozwojem Poznania. A także, co bardzo ważne, by kompleksowo koordynować wszystkie składowe miejskiej układanki: urbanistykę, transport, architekturę, estetykę i sprawy przyrodnicze. Nie został również wybrany w konkursie, podobnie jak kilku innych dyrektorów odpowiedzialnych na przykład za zieleń lub rewitalizację.
Zatrzymajmy się jednak przy zieleni. Dużym osiągnięciem są tu na przykład rozwijane coraz szerzej akcje „odbrukowania” ulic historycznych dzielnic miasta połączone z sadzeniem drzew, niskiej zieleni, uspokajaniem ruchu i cywilizowaniem parkowania. Sukcesem, mimo drobnych niedociągnięć, jest olbrzymi park Rataje ukończony w 2018 roku, o którego budowę walczyli społecznicy jeszcze za prezydentury Grobelnego.
Po stronie plusów są również inne nowe parki, kieszonkowe skwery oraz — niezmiennie, od lat — zagospodarowanie pasów zieleni przyulicznej, którymi opiekuje się bardzo kreatywny Wydział Terenów Zieleni Zarządu Dróg Miejskich. Cieszy także zmiana myślenia o „eleganckiej” zieleni parkowej, czego dowodem są wprowadzone w zeszłym roku „próchnowiska”, gdzie powalone lub ścięte drzewa rozkładają się na trawnikach ułożone w pryzmy. Rośnie też świadomość dotycząca małej retencji.
biurowiec kompleksu Nowy Rynek na rogu ulicy Wierzbięcice (proj. Medusa Group, realizacja: 2021) — po prawej wcześniejsze biurowce (proj. Maćków Pracownia Projektowa, realizacja: 2019); pusta przestrzeń po prawej jest obecnie zabudowywana najwyższym obiektem zespołu autorstwa JEMS Architekci
fot.: Przemyslaw Turlej
Z drugiej strony, mieszkańcy i aktywiści zmuszeni są co jakiś czas interweniować w obronie drzew zagrożonych wycinką podczas miejskich inwestycji lub domagać się większej ilości zieleni od drogowców (także z ZDM-u) przebudowujących ulice lub ronda (ulica Wierzbięcice lub rondo Rataje). Zadziwiające było też przychylne stanowisko władz w sprawie deweloperskich planów zabudowy zabytkowego fortu na Marcelinie połączonych z wycinką dużej liczby drzew (sprawa jest w toku, na razie inwestycja została powstrzymana).
Najsilniej natomiast wybrzmiewają protesty przeciwko zbyt małej ilości zieleni podczas licznych ostatnio przebudów placów oraz kompleksowej rewaloryzacji ulic ścisłego śródmieścia w ramach realizowanego od 2017 roku programu Projekt Centrum. Tu trzeba jednak zaznaczyć, że zarówno przebudowa rynku Łazarskiego, jak i placu Kolegiackiego oraz cały Projekt Centrum (z ulicą Święty Marcin na czele) to rezultaty konkursów chętnie organizowanych przez obecne władze, nierzadko w nowej i efektywnej formule „flamandzkiej” podzielonej na dwa etapy. Poprzednia ekipa nie miała do konkursów serca.
plac przed wejściem do centrum handlowego Stary Browar przy ulicy Ratajczaka; wybrukowaną i nieprzyjazną przestrzeń zastąpiła nasycona zielenią realizacja autorstwa 1050 Pracownia Architektury (2020 rok)
fot.: © GARTE
Skąd zatem zastrzeżenia oraz częste narzekania na „betonozę”? To wynik zmiany spojrzenia mieszkańców na to, jak powinna wyglądać przestrzeń publiczna, przy jednoczesnym usztywnieniu postawy przez Miasto, niektórych projektantów lub Biuro Miejskiego Konserwatora Zabytków. Mają oni takie samo podejście do kształtowania „salonów” miasta, jak w połowie poprzedniej dekady — wtedy, gdy były organizowane konkursy. Nagrodzone rozwiązania traktowane są często niemal jako ostateczne, choć w każdym przypadku jury dostarczało listę zaleceń pokonkursowych, niekiedy ze wskazaniem na dalsze społeczne konsultacje.
Gdyby zalecenia zostały spełnione (czego powinien dopilnować inwestor, czyli miasto), kontrowersji byłoby znacznie mniej, a oddawane do użytku przestrzenie prezentowałyby się lepiej. Nie znaczy to jednak, że są nieudane. Przeciwnie, jakość przeobrażonych miejsc znacznie wzrosła, ale — bez wielkich wysiłków — mogła być jeszcze lepsza. W przypadku rynku Łazarskiego udało się nawet wygospodarować dodatkowe pole zieleni z drzewami już podczas prac. Takich punktowych działań (poniewczasie, ale zawsze) trzeba przebudowanym placom i ulicom zafundować więcej.
Problemem jest też przewlekłość remontów w centrum oraz ich nadzwyczajna kumulacja (generalną rewaloryzację przechodzi teraz również Stary Rynek), a także zła organizacja prac i słabnące z roku na rok komunikowanie zmian i zamiarów. Winne są tu, po części, pandemia, a także wojna w Ukrainie (co władze lubią powtarzać bez ustanku) oraz konieczność wydania unijnych pieniędzy do końca tego roku. Bardzo zawodzi jednak również koordynacja działań i społeczny słuch u „producentów” magistrackich komunikatów ocierających się czasem o prostacką propagandę sukcesu. Brzmią one szczególnie przykro w sytuacji, gdy pandemia, inflacja i przewlekłe remonty dokonują dzieła zniszczenia śródmiejskiego handlu i usług. Zniszczenia zapoczątkowanego przez budowę nadmiarowych centrów handlowych położonych zbyt blisko centrum (te decyzje to wina poprzedniej ekipy).
najwyższy wieżowiec mieszkalny Poznania stoi tuz obok Dworca Głównego (róg ulic Składowej i Matyi; adres: Towarowa 39) — mierzący 73 metry wysokości budynek zaprojektowała Pracownia Architektoniczna Ewy i Stanisława Sipińskich (widok od zachodu z Mostu Dworcowego; realizacja: 2021)
fot.: Jakub Głaz
Na tym tle miło zaskakują ostatnio inwestorzy prywatni. Udany i przyjazny zielony plac zafundował poznaniakom właściciel Starego Browaru w miejscu wybrukowanego wcześniej martwego pola przed wejściem od strony ulicy Ratajczaka (proj. 1050 Pracownia Architektury, 2020). Natomiast w grudniu posadzono dorodne drzewa na tak zwanym Nowym Rynku, czyli tworzonym właśnie centralnym placu kompleksu biurowców w miejscu po dawnym dworcu PKS (za projekt placu i przestrzeni wspólnych odpowiada pracownia Ultra Architects). Zespół tych całkiem udanych budynków projektowanych przez różne pracownie (JEMS Architekci, Medusa Group, Maćków Pracownia Projektowa) to dobrze przemyślane założenie będące wynikiem inwestorskiego konkursu z 2016 roku. Szkoda tylko, że zamiast planowanych wcześniej budynków mieszkalnych w ostatnim etapie powstanie również biurowiec, tworząc w ten sposób funkcjonalną monokulturę.