Kliknij i zobacz jak w prosty sposób opublikować swój projekt w A&B
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Bunkrów nie ma

21 października '24

Sztuka bunkrów

Artykuł przeczytasz także w numerze A&B 04/2024 – ZIELONE MIASTO,
Pobierz bezpłatne e-wydania A&B  i czytaj więcej.

Jastrzębie-Zdrój pozbywa się słynnej samowoli, a jednocześnie czeka nas wysyp innych obiektów bez pozwolenia na budowę. Niby podziemnych, ale — kto wie, czy nie powyłażą na wierzch. Do jastrzębskiego unikatu nie zbliży się żaden z nich.

Kontrolerzy NIK wykazali, że gdyby miała być u nas wojna, to lepiej nie, może nie teraz, raczej poprośmy, żeby wróg nas polubił albo odłożył najazd na potem. Nie powiedzieli tego wprost, tylko opublikowali tekst pod sympatycznym tytułem „W schronie się nie schronisz”. Napisali, że nawet to, co ma nas jakoś zabezpieczyć, nie za bardzo się do czegokolwiek nadaje. Podali też, jaki odsetek Polaków znajdzie miejsce w schronach lub „miejscach ukrycia”. Cztery procent. Tylko w niektórych miastach bywa ciut lepiej, w takiej Gdyni aż piętnaście (!) setnych ogółu mieszkańców może liczyć na miejsce w cywilizowanej kryjówce.

A jak jest na drugim biegunie polskiej turystyki? W Zakopanem wzorem rozsławionego ostatnio misia naciągacza trzeba pewnie płacić już za samo zbliżenie się do czegoś, pod czym da się ukryć. Choćby i parasola. Na bok jednak śmichy-chichy, nie bardzo mi się chce kopać leżące Zakopane. Już dwadzieścia dziewięć lat temu postanowiłem, że nie będę dokładał się swoim wyglądem do szpetoty tego miasta. Bojkotowałem więc Zakopane, zanim to było modne, a teraz, z przekory, gdy wszyscy wieszają psy na misiu, aż chce mi się tam jechać. Tym bardziej że po raz pierwszy strzała PKP pomknie do Zakopanego Szybciej-Niż-Lux-TorpedaPrzed-Wojną. Piszę to w połowie marca i rekord nie został jeszcze pobity, bo pierwszy skład jadący według nowego rozkładu, co za niespodzianka, złapał opóźnienie.

Ale może to lepiej. Kto wie, czy nie ma pradawnej klątwy, w myśl której wojna wybucha u nas wtedy, gdy z Krakowa do Zakopanego kolej jedzie krócej niż te dwie godziny dwadzieścia. Raz się sprawdziło i starczy. Zresztą, dojedzie ten pociąg czy nie, nieważne, bo i tak nie bardzo jest jak w tym Zakopanem wysiąść. Peron odnowionego dworca już się zapadł. Niestety nie poszły w jego ślady liczne zakopiańskie miejsca i budynki z ostatnich trzech dekad, które — mimo bojkotu — znam ze zdjęć, artykułów, opowieści i książki Aleksandra Gurgula.

Do rozbiórki idzie za to właśnie inny symbol przestrzennej wolnoamerykanki. Akurat taki, który — aż się szczypię, że piszę to serio — warto by zachować. W Jastrzębiu-Zdroju biorą się po latach za jedną z najsłynniejszych polskich samowolek — potężną nadbudowę bloku. Byłem, widziałem, jest to coś przedziwnego, ale, cholera, rozbierać szkoda. Na pierwszy rzut oka ma ten samorodek więcej zalet niż niejedno legalne dzieło, a do tego całkiem nieźle siedzi w przestrzeni. Ma też i ten walor, że jest chyba najbardziej odjechanym pomnikiem szaleństw czasów transformacji. Oraz, jak dostrzega w swoim memie Paweł Mrozek [por. s. 58], nie tak bardzo różni się formą od cenionych wygibasów światowego dekonstruktywizmu. Kuleje tu raczej jakość i tryb wykonania, a nie ogólny zamysł.

Forma, historia i usytuowanie tej dachowej megawilli są przy tym ciekawsze i bardziej reprezentatywne dla czasów transformacji niż legalne lub samowolne pseudozamki, gargamele czy ubity już Czarny Kot w stolicy. Oto na dachu bloku, symbolu Polski peerelowskiej, wylądował bez jakiegokolwiek trybu, kosmiczny statek — symbol Polski transformacyjnej. Z tarasami porośniętymi małym młodnikiem, czyli zielonym dachem obsadzonym solidnie na długo przed modą na zielone dachy. Forma otwarta!

A wszystko w Jastrzębiu, które wręcz eksplodowało blokami w latach 70., robiąc to zresztą źle. W tym Jastrzębiu, w którym stanęła pierwsza w kraju fabryka wielkopłytowych domów. Żałuję, że nie dotarłem na zeszłoroczną wystawę o architektonicznych samowolkach we wrocławskim Muzeum Architektury. Kosmiczna nadbudowa była tam, jak czytałem, odpowiednio uhonorowana. Jastrzębie straci zatem jeden z dwóch architektonicznych biegunów. Bo od dwóch lat dachową samowolę na wschodzie miasta równoważy po jego zachodniej stronie słynna, zdyscyplinowana i eteryczna z zewnątrz sala koncertowa szkoły muzycznej autorstwa SLAS Architekci. Yin i yang. Szaleństwo i opanowanie. Symbol czasów chaosu kontra przejaw postępującej stabilizacji.

Idealny magnes dla turystów, którzy w ponad dziewięćdziesięciotysięcznym Jastrzębiu mogą doświadczyć też atrakcji w postaci braku kolei. Skasowali ją w tym sporym przecież mieście dwadzieścia trzy lata temu, a przywrócić mają koło roku 2030. I znów nie wiem, czy to dobry pomysł. Pierwszy raz tory doprowadzili do Jastrzębia w 1911 roku. Nie minęły trzy lata, a szlag trafił arcyksięcia Franza Ferdynanda. Przypadek? A jeśli tu też jest jakaś klątwa?

I tak, z pomocą naciąganej dykteryjki, wracam do wojny, bo nie da się inaczej. Bombardują nas niusy: wybuchnie, nie wybuchnie, za rok, za chwilę, za pięć lat, już trwa. Atom, czy jak zwykle? Dziwne, że po telewizyjnej prognozie pogody nie dają dziś prognozy wojny. Niby nikt nie chce katastrofy, ale kto wie, może to i frajda. Urban mówił, że miał nudne dzieciństwo, a potem przyszła wojna i było ciekawie. Poza tym wojna poprawia samopoczucie. To dzięki niej będziemy się rozpływać nad tym, na co dziś kręcimy przedwojennymi nosami. Kto przeżyje, będzie wzdychać do mikrokawalerek, placów z betonu, ulic zakorkowanych lśniącymi autami. Do pastelozy elewacji, wesołych reklam i bieżącej wody, na której można było zrobić luksusową herbatę Saga.

Jest tylko jeden szczegół: trzeba przeżyć, a bunkrów nie ma. Zdaje się, że jedyny ostatnio otwarty, to krakowski Bunkier Sztuki, maskowany zresztą ponownie przez kawiarnianą budę. Jest też świeżo dopuszczona prawem opcja przydomowych schronów bez pozwolenia na budowę. Czuję, że wielu obywateli usypie najpierw sporą górkę i wybuduje w niej coś, co po odkopaniu da
się przerobić na naście mieszkalnych klitek, ale runie od wybuchu sylwestrowej petardy. I żaden z tych cosiów nawet nie zbliży się
pomysłem do jastrzębskiej nadbudowy.

I kiedy zdaje się, że znikąd nadziei, czytam, że na wypadek wojny Norwedzy przerabiają samoloty na latające szpitale. Jest to jakieś wyjście. Czas na latające bunkry.

 
Jakub Głaz

Głos został już oddany

Okna dachowe FAKRO GREENVIEW – nowy standard na nowe czasy
Okna dachowe FAKRO GREENVIEW – nowy standard na nowe czasy
Lakiery ogniochronne UNIEPAL-DREW
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE