A&B: To z czego żyją w Polsce architekci?
Mateusz: To świetne pytanie! Z powyższych wyliczeń wynika, że aby cokolwiek w tym zawodzie zarobić, należy na przykład ograniczyć liczbę godzin poświęconych na projekt, a zatem obniżyć jego jakość.
Można też w sposób niezgodny z prawem ograniczyć koszty — nie płacąc podatków, używając nielegalnego oprogramowania, oszczędzając na pensjach, bazując na pracy praktykantów zamiast doświadczonych architektów. Możliwości jest wiele.
Można też wspomagać się dodatkowymi przychodami w postaci prowizji, co oczywiście jest w kodeksie architekta traktowane jako działanie nieetyczne.
Można próbować podnosić stawkę za projekt dużo powyżej tego, co mówi rynek.
Katarzyna: Wszystko to jest z naszej perspektywy nieakceptowalne. A jednak musi być standardem na rynku.
Mateusz: Wielu z nas radzi sobie, zakładając dodatkowe działalności powiązane z praktyką architektoniczną, na przykład zakład stolarski czy firmy wykonawcze. Ale czy tak być powinno? Czy mamy na to czas? Czy nie powinniśmy wykonywać pracy, do której jesteśmy przygotowani i wykształceni, a realizację mebli pozostawić stolarzom?
Katarzyna: Największym problemem i elementem, który zaburza rynek, jest kwestia wynagrodzeń dla pracowników. W pracowniach brakuje wykształconych architektów, ponieważ nie jesteśmy w stanie spełnić ich oczekiwań finansowych. Każdemu bardziej opłaca się założyć swoją pracownię i zacząć od zaniżania stawek, aby przebić się na rynku. Koło się znowu zamyka. Z portali społecznościowych leje się hejt na właścicieli biur architektonicznych za proponowane wynagrodzenia. Ale z czego mają zapłacić więcej? Czasami nie chce mi się wierzyć, jak czytam, że ktoś bierze 12 tysięcy za projekt domku 150 metrów kwadratowych z branżami. Przy dobrych wiatrach taki projekt robi się dwa miesiące. Czyli to przychód 6 tysięcy miesięcznie. Odliczając z tego ZUS i podatki zostanie na rękę niewiele ponad 2 tysiące. Z tego trzeba opłacić branże, ewentualnego pracownika, zapłacić za programy i utrzymać siebie. Być może ja jestem kiepska z matematyki — ale to nie ma szans się udać.
Nawet jeśli na każdą osobę w firmie przypada jeden taki projekt, to na pensję (przy umowie o pracę) zostaje 2200, więc trzeba mieć z czego dopłacić do tej pensji. Jeśli pracownik nie jest w stanie zarobić na swoje stanowisko pracy z naddatkiem, aby firma miała jak się rozwijać, to coś jest nie tak. I to nie jest wina pracownika. To jest wina błędnego systemu wyliczania honorariów za projekty.
Śmiem twierdzić, że zawód architekta jest jednym z najgorzej opłacanych zawodów w naszym kraju. Zawód wymagający wielu lat nauki, zawód zaufania publicznego, wymagający wiedzy technicznej został zepchnięty do dolnej granicy wynagrodzeń. Za to nadal cieszymy się bardzo dużym szacunkiem społecznym i zaufaniem.
A&B: Jakie jest zatem wyjście z sytuacji?
Katarzyna: Rozliczanie pracy na podstawie powierzchni jest w istocie rozliczeniem ryczałtowym. Dobrze wiemy, jaki jest mechanizm działania klienta w takim przypadku. Skoro zapłacił, to wymaga. Skoro może zobaczyć pięć wersji projektu, to czemu ma poprzestać na pierwszej, dodajmy, że takiej, która mu się podoba? Może cztery pozostałe będą jeszcze ciekawsze?
To jest dokładnie tak, jak działał kiedyś ryczałt za wodę. Siedziało się w wannie, woda się lała, a my piętą regulowaliśmy jej poziom i leżeliśmy dwie godziny, nie tracąc na temperaturze. Albo ogrzewanie ryczałtowe, kiedy grzejniki grzały na maksa i otwierało się okna, jak było za gorąco. Albo system all you can eat — zapłaciłem, więc najem się za trzech, bo mogę.
Klient chce wiedzieć, ile będzie kosztować projekt, ale skąd my to mamy wiedzieć, nie znając klienta? Być może dużo mniej niż liczony stawką za metr kwadratowy, być może dwa razy więcej. W tej chwili wszystko zależy od klienta.
Mateusz: Doszliśmy do wniosku, że rozwiązanie naszego problemu można zaczerpnąć od przedstawicieli innych zawodów zaufania publicznego. Czemu nie odwrócić sytuacji i nie przejść na rozliczenie godzinowe? To niezwykle ułatwia sprawę. Ustalamy, ile pracownia musi przynieść przychodu na godzinę, aby zacząć zarabiać i na tej podstawie określamy stawkę za projekt.
To rozwiązanie jest zdecydowanie bardziej uczciwe dla obu stron niż ryczałt. Klient płaci dokładnie za wykonaną przez nas pracę. Ani mniej, ani więcej. W przypadku ryczałtu klient bardziej wymagający to ten, do którego dokładamy, a ten bardziej zorganizowany, szybko podejmujący decyzje, nieoczekujący wielu wariantów projektu teoretycznie przepłaca. A powinno być przecież odwrotnie.
Katarzyna: Proszę mi wierzyć, że od chwili wprowadzenia rozliczenia godzinowego w naszych pracowniach czas pracy nad projektem zredukował się z dziesięciu godzin do maksymalnie trzech na metr kwadratowy. Najczęściej to mniej więcej dwie godziny. Klient w tej chwili nie robi zbędnych ruchów. Szanuje nie tyle nasz czas, ile swoje pieniądze. Nadal otrzymuje projekt na najwyższym poziomie, dopasowany do jego potrzeb i realizujący jego założenia i budżet, ale przychodzi do nas lepiej przygotowany i sfokusowany. I już nie mamy telefonów z pytaniami o informacje, które można znaleźć w dokumentacji, jeżeli tylko się ją otworzy.
A&B: Czy daje to jeszcze jakieś korzyści?
Mateusz: Jednym z podstawowych problemów architekta jest brak płynności finansowej, który wynika z braku możliwości przewidzenia, kiedy otrzyma płatność od klienta. Wiąże się to bowiem z zamknięciem konkretnych etapów projektowych, co nie zawsze jest zależne od niego samego. Rozliczenie godzinowe powoduje, że możemy dokładnie przewidzieć i zaplanować, jakie kwoty zostaną zafakturowane na koniec miesiąca. Godziny pracy monitoruje specjalistyczny program, z którego można wygenerować zestawienia i raporty podsumowujące liczbę godzin przepracowanych nad danym projektem w bardzo wielu konfiguracjach. Działając w taki sposób, łatwiej jest rozbudowywać firmę, rozmawiać o pensjach czy formach zatrudnienia. Jak w każdej działalności, rolą właściciela nie powinna być rola pracownika, a rola mentora i osoby, która wybiega planami na kilka lat do przodu oraz skupia się na pozyskiwaniu klientów. Do tej pory nie było to możliwe, bo to właśnie on miał najwięcej pracy i musiał „dokładać” do wynagrodzeń dla pracowników. Totalny absurd w kontekście biznesowym.
Katarzyna: Przywrócenie prestiżu i szacunku dla zawodu architekta i wykonywanej przez niego pracy to kolejny bardzo duży plus tego systemu. Naszym priorytetem jest doprowadzić do sytuacji, w której nie tylko właściciel pracowni i główny architekt będą dobrze zarabiać, ale również wszyscy zatrudniani przez nas architekci będą mogli zarabiać solidne pieniądze, kiedy będzie nas stać na to, aby umowy o pracę stały się standardem, a dla nas nie będzie to kwestia nie do przeskoczenia w zakresie finansowym. Naprawdę jest przykro, kiedy wiemy, że wynagrodzenia w architekturze są niższe od tak często przytaczanych wynagrodzeń na kasie w dyskoncie. Jeszcze raz podkreślę, że są to ludzie po pięcioletnich studiach, nierzadko z wieloletnią praktyką i każdy z nich jest osobą ponadprzeciętnie uzdolnioną. Doszło do absurdalnej sytuacji — odradzamy młodym ludziom pójścia na architekturę. W związku z nadmiarem pracowni bardzo trudno jest się wybić na rynku, a na dodatek bardzo ciężko się z tego utrzymać. To nie jest śmieszne, ale prawdziwe: architekci pracują po 12–14 godzin na dobę. Tak cale lata wyglądała nasza rzeczywistość, aż w końcu doszliśmy do wniosku, że tak się dalej nie da, że jedynym ratunkiem jest zmiana podejścia biznesowego.
A&B: Czy klienci akceptują taki sposób rozliczeń?
Mateusz: Oczywiście bywa różnie. Są klienci, którzy nie mają uwag do tego typu rozliczeń i od razu je akceptują, przyznając, że jest to uczciwe. Są jednak i tacy, którzy chcą z góry wiedzieć, ile zapłacą za projekt. To jednak kwestia argumentacji. Odpowiadamy, że to zależy od nich, a nie od nas. My wiemy, ile zajmie nam zrobienie projektu, ale nie wiemy, jak wiele zmian będzie wprowadzał klient. Niejednokrotnie zdarzali się klienci, którzy wprowadzali zmiany już po oddaniu projektu, co wiązało się ze zmianą nie tylko koncepcji, ale i wizualizacji, dokumentacji technicznej. Rozliczając się za metr kwadratowy, trudno takie zmiany przewidzieć i wycenić. Pozostaje zacisnąć zęby i wprowadzać je w ramach z góry ustalonej ceny.
Katarzyna: Mój ulubiony przykład, jaki podaję klientom w takich sytuacjach, to prosta usługa malowania pokoju. Wyobraźmy sobie, że pan Kowalski zatrudnia malarza, który podaje ryczałtową kwotę za usługę malowania ścian. Po ustaleniu koloru z klientem malarz wykonuje swoją pracę, a następnie klient przychodzi i mówi, że jednak ten kolor mu nie odpowiada i prosi o pomalowanie na inny kolor. Aby pokazać abstrakcyjność naszego zawodu, możemy iść dalej: drugi kolor Kowalskiemu też nie odpowiada, trzeci również, a na koniec jednak dochodzi do wniosku, że pierwszy był najlepszy i prosi o pomalowanie czwarty raz. Zgodnie z zasadą „wymagam, dopóki nie będę zadowolony i pewny, że to jest właśnie to, czego oczekiwałem”. Czy ktoś zna malarza, który się na to zgodzi?
Mateusz: Na szczęście zmiana się zaczęła. Nie jesteśmy już jedynymi pracowniami, które wprowadziły ten system rozliczeń. W ramach stowarzyszenia SAW kilka pracowni już się nim posługuje, a kolejne się do tego przymierzają. Dlatego też jesteśmy dobrej myśli i zachęcamy wszystkich, aby o tym pomyśleli. Naszym zdaniem nie ma innej drogi. Na całym świecie architekt jest osobą budzącą szacunek i jest to zawód należący do najlepiej wynagradzanych. Obudźmy się! Zacznijmy realnie wyceniać swoją pracę. Liczmy!
Katarzyna: Mamy świadomość, że w jakimś sensie otwieramy puszkę Pandory, ale nie powinniśmy dalej milczeć, udawać, że jest dobrze. Nie jest dobrze. Jest bardzo źle i czas to zmienić!
A&B: Dziękujemy za rozmowę!
Katarzyna, Mateusz: Dziękujemy!
***
Mateusz Kuo Stolarski — założyciel i główny architekt w pracowni Tamizo Architects. Absolwent Wydziału Architektury Politechniki Łódzkiej. Za projekt dyplomowy z 2004 roku został nagrodzony pierwszą nagrodą w konkursie Dyplom Roku Architektura Betonowa oraz wyróżnieniem w konkursie Dyplom Roku SARP. Od Listopada 2009 roku jest członkiem zarządu łódzkiego oddziału SARP (Stowarzyszenia Architektów Polskich). Jest również członkiem założycielem oraz członkiem zarządu SAW (Stowarzyszenia Architektów Wnętrz). Poza architekturą pasjonat wzornictwa przemysłowego, grafiki użytkowej, typografii, fotografii.
Katarzyna Kuo Stolarska — absolwentka architektury i urbanistyki na Politechnice Łódzkiej. W latach 2000–2007 tworzyła projekty we własnej pracowni Rydzyńska Studio, w latach 2006–2012 prowadziła studio Rydzyńska Design, które od dziewięciu lat działa nową nazwą KUOO Architects. Współzałożycielka Stowarzyszenia Architektów Wnętrz (SAW).