Konkurs studencki na najciekawszy projekt przestrzeni do mieszkania
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Witamy w klubie – rozmowa z Despiną Stratigakos

09 września '21


Agnieszka: Na czym polegała współpraca z producentem Barbie?

Despina: Współpraca z Mattelem była oczywiście zupełnie inna, zaczęła się jeszcze przed studencką wystawą w Michigan. Chodziło o stworzenie prawdziwej Barbie Architektki, która miała wejść na rynek i której marka podlega starannej ochronie. Zajmowałam się tym projektem z moją przyjaciółką i współpracownicą Kelly Hayes McAlonie, architektką, która wykłada także na Uniwersytecie w Buffalo i jest również w temat kobiet bardzo zaangażowana. Zaczęłyśmy pracę wyposażone w pewne założenia dotyczące tego, jak architektki i architekci powinni wyglądać. Celem firmy Mattel jest dotarcie do małych dziewczynek, a na temat tego, co się podoba dzieciom, zrobili wiele badań. Podsunęłyśmy im [śmiech] zdjęcia z „Vogue’a”, z wyrafinowanymi, eleganckimi strojami w kolorze granatowym czy brązowym. Sugerowałyśmy minimalistyczny, elegancki wizerunek dla Barbie, a oni pomagali nam wyobrazić sobie, jak rzeczy wyglądają z perspektywy małej dziewczynki. Bo nie chodzi po prostu o zminiaturyzowanie dorosłego w formie lalki. Dzieci mają własną estetykę, którą trzeba uszanować. Z tego dialogu wyłoniła się Barbie Architektka w czarnych kozakach, w czarnej marynarce, z bardzo architektonicznymi, stylowymi okularami i tubą na rysunki — bo ta ostatnia została uznana za silniejszą ikonę niż laptop — ale w kolorze ostrego różu. Decydowanie, co jest ikoniczne, co kojarzy się z architekturą, jak połączyć lalkę Barbie i architekturę, było dobrą zabawą.

Przed oficjalną premierą na zjeździe American Institute of Architects w Nowym Orleanie w 2011 roku lalka została pokazana na targach zabawek w Nowym Jorku. Wzbudziła wielkie zainteresowanie, zawojowała media. Rozpętały się niewiarygodne dyskusje na temat jej wyglądu. Tworząc lalkę, inspirowałyśmy się tym, jak studenci na uniwersytecie w Michigan wykorzystywali jej kobiecość, ich krytycznym i zdystansowanym podejściem do norm obowiązujących w branży. Ale gdy rozgorzała dyskusja, widać było, że nie chodzi tylko o lalkę. Gdy ludzie kłócili się o sukienkę, w tle rozgrywał się inny problem. Sto lat temu również gorąco debatowano, czy kobiety powinny pokazywać się na budowie w sukience — co wówczas było wykorzystywane jako argument przeciwko dopuszczeniu ich do praktykowania architektury. Jako że wtedy nie było społecznie akceptowane noszenie spodni przez kobiety, a w sukience nie można wejść na budowę, to kobieta nie mogła zostać architektką. Znowu więc byłam świadkiem, jak powracają stare argumenty — było to fascynujące i okropne jednocześnie, bo chciałoby się wejść w dyskusję, a nie było nam wolno. Chyba nie do końca sobie zdawałyśmy sprawę, w co się pakujemy, wypuszczając tę lalkę w świat [śmiech]. Na koniec jednak uważam, że ta dyskusja musiała się wydarzyć: lalka była piorunem, od którego poszedł ogień.


Agnieszka: Jak zareagował świat akademicki?

Despina: Nie doświadczyłam w moim środowisku tego rodzaju sporów. W mediach społecznościowych — owszem. Z pewnością uczestniczyli w nich także badacze czy wykładowcy. Co ciekawe, pojawił się w nich także konflikt pokoleń wśród kobiet. Dyskusje na temat makijażu, różowego koloru, sukienki, czy architektka może nosić obcasy toczyły się nie tylko między kobietami i mężczyznami, lecz także między kobietami z różnych pokoleń. Starsze kobiety z branży martwiły się, że lalka i ta wersja kobiecości są niebezpieczne, bo podważają wiarygodność kobiet w profesji. Młodsze zaś twierdziły, że starsze traktują je protekcjonalnie. Te napięcia, podobnie jak to, jak kobiety postrzegają same siebie w branży architektonicznej, nie zostały jeszcze chyba przebadane. Z dyskusji wyłoniły się więc konkurencyjne koncepcje tego, co feminizm czy upodmiotowienie oznacza dzisiaj dla kobiet w architekturze.


Agnieszka: W Polsce trwa dyskusja nad feminatywami. Niektóre architektki twierdzą, że używanie żeńskich końcówek je stygmatyzuje jako gorszą wersję architekta. Wolą męską formę, którą uważają za neutralną. Dyskutuje się też na temat wyglądu — są głosy, że na budowie lepiej nie wyglądać zbyt kobieco, bo nie jest się traktowanym z szacunkiem („zbyt kobieca, by budować”). Bywa też, że kobiety ubierające się i zachowujące bardziej męsko, są oceniane jako „zbyt męskie na kobietę”.

Despina: Tak, to sytuacja bez dobrego wyjścia. Rozumiem doskonale ten opór, tę chęć ucieczki od bycia zaszufladkowanym jako kobieta architektka. Staram się w mojej pracy pokazać, że tożsamość architekta/tki jest uwarunkowana płciowo, czy nam się to podoba czy nie. Sto lat temu praca architektek również była oceniana przez pryzmat płci. Ich dziełom zarzucano dekoracyjność. Słuchanie klienta, zwłaszcza klientki — gospodyni domu — także uważano za cechę kobiecej, niedobrej architektury. Gdy architektki zaś tworzyły budowle, które oceniano jako męskie, zarzucano im z kolei, że próbują udawać mężczyzn.


Agnieszka: W innych profesjach, w których nie panuje taka obsesja na punkcie męskości, jak choćby dziennikarstwo telewizyjne, gdy prowadząca program czy dziennikarka jest ubrana po kobiecemu, na różowo czy w kwiatki i jest mocno umalowana, nie jest to komentowane i nie uważa się jej z tego powodu za gorszą dziennikarkę. Może w architekturze to jeszcze kwestia czasu?

Despina: Możliwe. Tak wiele zachowań czy wizerunków analizuje się pod kątem płci i ocenia jako niestosowne w świecie architektury. Trzeba je koniecznie demaskować, by zrozumieć nasz system wartości i uprzedzenia. Jest tyle utalentowanych studentek architektury, których marzeniem życiowym jest projektowanie. Z całym swoim talentem, uporem i ciężką pracą nie są w stanie utrzymać się w branży. Pytamy wtedy siebie, co się dzieje? Tradycyjnie oskarżamy o to kobiety, że coś musi być z nimi nie tak, skoro nie dają rady osiągnąć sukcesu w architekturze. Rezygnują z kariery ze względu na dzieci? Badania pokazały, że nie całkiem. Nie zapytaliśmy zaś, czy może jest coś nie tak z branżą, która nie pozwala im się rozwijać.


Agnieszka: Nadal zdarzają się dobrze wychowani, świetnie wyedukowani, kulturalni mężczyźni — czyli typowi profesorowie uniwersyteccy — którym nie przyszłoby do głowy publicznie żartować z osób starszych, dzieci czy jakichkolwiek grup o słabszej pozycji w społeczeństwie i kulturze, a pozwalają sobie na seksistowskie żarty wobec studentek, wykorzystując pozycję władzy.

budownicza z Berlina prezentuje swoją odwagę dziennikarzom; pozuje do zdjęć przy naprawie dachu berlińskiego ratusza w 1910 roku

źródło: Frauen als Baumeister, „Illustrierte Frauenzeitung” 1910, t. 38, nr 2, s. 17

Despina: Uprzedzenia związane z płcią wciąż mają się zaskakująco dobrze. Są tak głęboko zakorzenione, że czasem ich nie widać. Bywa, że w ogóle nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo przeszkadzają nam w ocenie dobrego dzieła czy dobrych twórców. Zanim sto lat temu kobiety zaczęły wchodzić do architektury, nie definiowano tej dziedziny jako męska. Nieprzypadkowo właśnie w tamtym momencie nastąpiło wzmocnienie pojęcia pewnego rodzaju męskości tej profesji i podniesienie poprzeczki, w rezultacie czego tak trudno było kobietom odnosić sukcesy. Od dawna poprzestaje się na tłumaczeniu, że tak po prostu jest, świat architektury taki jest.


Agnieszka: Książka „Gdzie są architektki?” w Stanach Zjednoczonych ukazała się w 2016 roku. Czy od tego czasu coś się zmieniło w badaniach na temat kobiet w architekturze? Nowe postawy? Publikacje? Działania?

Despina: Najistotniejszą zmianą, jaką zaobserwowałam, jest pojawienie się głosów, które nie zawsze były słyszalne. Młodsi praktycy architektury, i kobiety, i mężczyźni, głośno mówią o uwarunkowaniach, które utrudniają im rozwój w profesji. Jest o wiele więcej krytyki i dyskusji niż przedtem — w mediach społecznościowych i na uczelniach — na temat tego, kto jest obecny w architekturze, a kto nie. Architektura zbudowała wokół siebie mury, nadając profesji niezwykle ekskluzywny charakter — dyskusje dotyczą więc nie tylko kobiet, lecz także kwestii rasowych, klasowych. Widać oznaki poprawy, więcej kobiet jest w stanie rozpocząć i utrzymać własną praktykę architektoniczną, ale dla mnie najważniejszą, kluczową zmianą jest właśnie ta narastająca dyskusja — bo jeśli nie rozmawiamy o zmianie, zmiana nie nastąpi. Jestem zachwycona, gdy studenci czy studentki pytają o to, czego nie ma w programie, bo to pokazuje poziom krytycznego myślenia o edukacji. Stali się o wiele bardziej śmiali w wyrażaniu swojego zdania, bardziej krytyczni na temat wykładów, tego, kto jest zaproszony do ich prowadzenia, a kto nie, zauważają różnice, nie boją się mówić o ramach, w jakich funkcjonuje architektura, prawdopodobnie chcą ją uprawiać w inny sposób niż tradycyjny. Koncept heroicznego indywidualnego architekta nie przemawia do młodszego pokolenia tak bardzo.

Jest jeszcze jedna zmiana, absolutnie fantastyczna, a właściwie symptom zmiany. „Źródło”, powieść Ayn Rand, która ukazuje architekta jako hipermęską, hiperradykalną, upartą, heroiczną figurę, przez dziesięciolecia była rodzajem biblii na uczelniach architektonicznych. Rzecz jasna, zarówno powieść, jak i nakręcony na jej podstawie film, są dzisiaj głęboko problematyczne. Kilka lat temu ze studentami na zajęciach poświęconych związkom płci i architektury regularnie zajmowaliśmy się analizą tej książki. A niedawno zdałam sobie sprawę, że studenci nie mają pojęcia o jej istnieniu. Ideał radykalnego architekta, który nie słucha swoich klientów, zupełnie nie współpracuje, już nie jest dla nich interesujący. Dzisiaj studenci angażują się w takie tematy, jak sprawiedliwość społeczna, projektowanie zespołowe. Co nie znaczy, że mamy przestać przeć naprzód. Bo postęp nie jest nam dany. Jesteśmy świadkami ekscytującego zjawiska, które nazywam trzecią falą feminizmu w architekturze. Pytanie „gdzie są architektki?”, którego prowokacyjnie użyłam jako tytułu książki, w ciągu stu trzydziestu lat było nie raz zadawane przez krytyków, dziennikarzy, architektów, po każdym artykule czy tekście rozwijała się dyskusja, i temat zanikał. Po paru latach kolejny artykuł, pytania, dyskusja… W architekturze mamy tę niepokojącą historię nawrotów pytania o kwestię płci, a następnie zapominania o temacie. Jednym z powodów, dla których napisałam tę książkę, była potrzeba pokazania tego prześladującego architekturę od dziesięcioleci dialogu. Więc bardzo ważne jest, byśmy nie zakładali, że zmiana jest po prostu kwestią czasu i należy na nią spokojnie czekać, bo jeśli nie dociśniemy pedału gazu, to znowu się zatrzymamy w miejscu. Ale jestem optymistką, wierzę, że tak się nie stanie.


Agnieszka: Dziękuję za rozmowę.


rozmawiała: Agnieszka RASMUS-ZGORZELSKA

Głos został już oddany

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE