Katarzyna: W jaki sposób w skali osiedla w Gdańsku deweloperzy są zaangażowani w ten temat?
Joanna: Współpraca z deweloperami to najważniejszy element układanki, bo to oni faktycznie tworzą nową strukturę naszych miast. To właśnie dzięki współpracy z otwartym na moje pomysły deweloperem sama zdobyłam praktyczną wiedzę i umiejętności, testując różne rozwiązania projektowe na etapie wdrażania SPRIM w plan zagospodarowania projektowanego osiedla wielorodzinnego. Co ważne, sam projekt nie był inspirowany wymogami prawa lokalnego. Było to po prostu klasyczne osiedle budowane „w polu kapusty” bez istniejącej infrastruktury. Należało więc znaleźć sposób na zagospodarowanie spływu wody opadowej w terenie bezodpływowym. Ustaliliśmy wspólnie, że nie interesują nas żadne rozwiązania podziemne. Ze względu na trudne uwarunkowania geomorfologiczne nie było też możliwości realizacji klasycznych, infiltrujących zbiorników retencyjnych ani powszechnie stosowanych skrzynek rozsączających. Stworzyliśmy więc pierwszy taki w naszym kraju system zieleni, którego integralnym elementem jest właśnie SPRIM. Udało nam się stworzyć system zieleni retencyjnej funkcjonującej jako system powierzchniowo nawadniający osiedlową zieleń, zwiększający jej bioróżnorodność, a co najważniejsze dla dewelopera — tańszy niż powszechnie stosowane rozwiązania podziemne, techniczne, betonowe. To dowodzi, że tworzenie SPRIM nie wymaga specjalnych zapisów. Możemy to robić oddolnie nawet przy braku zaangażowanej gminy. Może w przyszłości taki pilotaż stanie się podstawą dla stworzenia lokalnej ZI.
SPRIM w trakcie realizacji —Osiedle Idea w Gdańsku
fot.: Joanna Rayss
W przypadku Gdańska natomiast to nie deweloper stał się inicjatorem wdrażania pierwszego pilotażu. Był to prawdziwie oddolny projekt. Mój dobry kolega, Przemek Kluz, socjolog współpracujący sporadycznie z gdańską spółką komunalną zarządzającą między innymi podwórkami (Gdańskie Nieruchomości) przy budynkach komunalnych, zwrócił się do mnie z prośbą o wsparcie przy rozwiązaniu problemu notorycznie zalewanych i bardzo zdegradowanych podwórek w dzielnicy Stogi. Oczywiście chętnie się zgodziłam. Zorganizowaliśmy, wspólnie ze studentami Sopockiej Szkoły Wyższej (w której prowadziłam wówczas zajęcia projektowe związane z regeneracją obszarów zdegradowanych) i przedstawicielkami zespołu podwórkowego Gdańskich Nieruchomości oraz lokalną Radą Dzielnicy warsztaty z mieszkańcami. Miały one na celu pokazanie innych, niestandardowych możliwości zastosowania zieleni retencyjnej jako sposobu rozwiązania ich problemu. Studenci wygenerowali wizje projektowe, obrazy czasami nierealne, ale otwierające oczy na możliwości. Spotkało się to z dużym zainteresowaniem mieszkańców, a w rezultacie określiliśmy wytyczne funkcjonalne do przyszłego, profesjonalnego projektu budowlano-wykonawczego. Po pewnym czasie intensywne działania wspomnianego kolegi oraz Rady Dzielnicy i innych zaangażowanych lokalnie osób sprawiły, że znalazły się pieniądze na projekt — miałam przyjemność go opracować. Potem, dzięki przekonaniu władz miasta, że będzie to cenny pilotaż, znalazły się także pieniądze na realizację. To było kilka lat temu. Dla mnie sukcesem jest fakt, że kolejne wspólnoty chcą mieć podobną rewolucję na swoich podwórkach.
Pożądane zachowania deweloperów można także kształtować poprzez odpowiednią politykę lokalną. W Gdańsku istnieje spółka komunalna Gdańskie Wody zajmująca się właśnie polityką wodną. Jednym z rezultatów pierwszego w Polsce Gdańskiego Panelu Obywatelskiego była decyzja ówczesnego prezydenta miasta Pawła Adamowicza o zaakcentowaniu polityki małej retencji poprzez utworzenie w spółce zespołu merytorycznego zajmującego się retencją. Miałam go przyjemność przez dwa lata współtworzyć, współpracując ze specjalistami hydrotechniki, hydrologii, inżynierii sanitarnej i gospodarki wodnej. Jestem przekonana, że nasz rozwój warunkuje właśnie takie przekraczanie granic swojej specjalizacji branżowej. Wspólnie stworzyliśmy wtedy zręby nowej polityki retencyjnej miasta, która nadal się rozwija i jest narzędziem, które wcześniej czy później musi się przekształcić w zieloną infrastrukturę. To taki uniwersalny klucz do zamka. Obecnie, dzięki wypracowanym warunkom technicznym miasto mobilizuje wszystkich inwestorów do tworzenia zieleni retencyjnej w każdej nowej inwestycji. Wymaga się zagospodarowania konkretnej ilości spływu wody opadowej z terenów uszczelnionych jako kompensacji zainwestowania. Jest to twardy warunek przyłączenia się z przelewem nadmiarowym do miejskiego systemu. Nawet w przypadku terenów bezodpływowych miejski Wydział Architektury weryfikuje projekty, korzystając z wiedzy merytorycznej kompetentnych pracowników tej spółki. Ścisła współpraca jednostek miejskich jest bardzo ważna. W Gdańsku jesteśmy w połowie drogi, mamy coraz więcej punktów z retencją. I nie są to pojedyncze ogródki deszczowe czy beczki o nieokreślanych efektach retencyjnych — to są tysiące metrów sześciennych wody retencjonowanych w SPRIM.
zieleń pracująca na Osiedlu Idea w Gdańsku
fot.: Joanna Rayss
SPRIM oferuje także proste narzędzie do przeliczania wartości usług ekosystemowych. Często mamy dobre chęci, ale one nie wystarczają, kiedy wkracza Excel. Bo jak zamienić drzewo, które produkuje ogrom tlenu, oczyszczając powietrze ze szkodliwych pyłów zawieszonych i tak dalej, na język tabeli kalkulacji miejskiej inwestycji? W toku pracy nad retencją zauważyłam, że SPRIM jest prostym narzędziem do przekładania walorów zieleni właśnie na złotówki. Dzięki zastosowaniu metody kosztów zastępczych jesteśmy w stanie bardzo łatwo porównać, ile kosztuje zagospodarowanie metra sześciennego wody opadowej dla różnych dostępnych rozwiązań. Na przykład, jaki będzie koszt przy zastosowaniu podziemnego, betonowego zbiornika albo skrzynek rozsączających, a ile będzie kosztowała zieleń o tej samej pojemności retencyjnej. Muszę tu zdecydowanie powiedzieć: z mojego doświadczenia wynika, że zieleń zawsze jest dużo tańsza! Dlatego nie stać nas na pomijanie zieleni jako narzędzia do retencjonowania i zagospodarowania wody opadowej w naszych inwestycjach. A dla deweloperów optymalizacja kosztów inwestycji to podstawa.
Katarzyna: Przyznajesz, że na początku ścieżki zawodowej przypatrywałaś się rozwiązaniom za granicą. Czy możesz skomentować poziom zaawansowania współczesnych polskich rozwiązań w zakresie zielonej infrastruktury — w Gdańsku, ale nie tylko — w stosunku do poziomu różnych miast na Zachodzie? Skąd czerpać najlepsze rozwiązania i czy w Polsce mamy jeszcze dużo do nadrobienia?
Joanna: Często sami siebie nie doceniamy. Z zachwytem patrzymy na innych, ale robimy to bardzo powierzchownie. Wydaje mi się, że takim przecenianym przykładem jest Kopenhaga. Oczywiście jest to fantastyczny przykład miasta świadomie kształtującego politykę związaną z gospodarowaniem wody opadowej dzięki konsekwentnemu wdrażaniu Cloudburst Management Plan. Jest tam coraz więcej fantastycznych przyrodniczo i „dizajnersko” przykładów zieleni retencyjnej będących konsekwencją tej polityki. Jednak zawsze musimy patrzeć krytycznie: miasto myśli wyłącznie o wodzie opadowej, nie widząc potencjału zielonej infrastruktury. Ponadto rozwiązania kopenhaskie bazują jednak w większości na ogromnej infrastrukturze podziemnej. Są więc bardzo kosztowne, rozkładają się na bardzo długi czas realizacji, a odpowiedzialność za zarządzanie wodą opadową leży praktycznie w zupełności po stronie miasta. Natomiast zieleń, którą widzimy, jest niewielką częścią całej inwestycji. Według mnie to niepotrzebne przeinwestowanie. Można zrobić to taniej, lepiej i szybciej.
zieleń pracująca na Osiedlu Idea w Gdańsku
fot.: Joanna Rayss
Nie znam miasta na świecie, które by łączyło zieloną infrastrukturę z zarządzaniem wodą opadową w sposób zamierzony, kompleksowy i idealny. Myślę, że należy się uczyć od każdego, weryfikując rozwiązania pod kątem naszych uwarunkowań lokalnych. Dla wielu osób wzorem jest także Berlin. Jednak te rzeczywiście interesujące rozwiązania mają tam charakter bardzo punktowy i lokalny. Są rozsiane w strukturze miasta, a kompleksowe myślenie o łączeniu miejskiego systemu zieleni z wodą, o ile wiem, nie funkcjonuje. Fantastycznie wodą zarządzają Holendrzy. Sądzę, że najlepsze w skali miasta, kompleksowe zarządzanie wodą opadową — Water Sensitive Urban Design — funkcjonuje w Australii, między innymi w Melbourne.
Dodam jeszcze, że aby zobaczyć dobre rozwiązania związane z retencją wody, nie musimy wcale jednać do Kopenhagi, Berlina czy Londynu. Zapraszam na Pomorze, bo mamy już sporo kompleksowych i efektywnych funkcjonalnie, a także bardzo różnorodnych przestrzeni związanych z zieloną retencją i SPRIM. Nie tylko na terenie samego Gdańska, ale i w okolicach.
Osiedle Beauforta w Pogórzu, projekt wielobranżowy: Rayss Group, inwestor: Euro Styl
fot.: Joanna Rayss
Katarzyna: Jakie są największe wyzwania wdrażania tych rozwiązań do systemu miejskiego? Czy barierą są koszty, rozwiązania formalne, brak wiary w ich skuteczność lub ważkość?
Joanna: Uważam, że największym problemem są ludzie, to, że wdrażanie takich rozwiązań wymaga współpracy interdyscyplinarnej i docenienia specjalistów z innych branż. Mamy z tym w Polsce duży problem. Żeby coś zaprojektować, muszę współpracować z branżystami, przede wszystkim z architektem — bez jego zrozumienia i chęci współpracy nie zrobię nic. Muszę także współpracować z projektantami sanitarnymi, konstruktorami, projektantami oświetlenia, drogowcami. Przyznam jednak, że to architekci — w największym stopniu odpowiedzialni za kształt współczesnych miast — są grupą najmniej zainteresowaną tworzeniem zieleni retencyjnej i współpracą z moją branżą w tym zakresie. Może nie wiedzą, a może po prostu w nawale pracy nie pamiętają, że architekt krajobrazu jest specjalistą, który oprócz „sadzenia kwiatków” umie także rozwiązać problemy inżynieryjne. W Stowarzyszeniu Architektury Krajobrazu tematykę SPRIM promujemy jako inżynieryjną metodę czy narzędzie adaptacji do zmian klimatu już od kilku lat. Cieszy się ona ogromnym zainteresowaniem branży sanitarnej, branży budowlanej, całego środowiska wodno-kanalizacyjnego. Robimy mnóstwo szkoleń merytorycznych, udzielamy się na warsztatach i międzybranżowych konferencjach. Niestety jak dotąd żadna z branżowych organizacji architektów nie była zainteresowana współpracą w tym zakresie. To, moim zdaniem, wynika przede wszystkim z jakości kształcenia na uczelniach. Z programów na studiach architektonicznych wycina się i ogranicza przedmioty przyrodnicze, architekturę krajobrazu. W przypadku potrzeby projektowania „ekologicznego” architekci wolą skomplikowane, ale wyspecyfikowane przez „jakiegoś producenta” „technologie”. Nie mają natomiast zaufania do „krzaków i kwiatków”. Nie mają często świadomości, że zieleń w postaci rabatki może rozwiązać problem inżynieryjny. Nie mają wiedzy albo przekonania, że procesy generowane przez roślinność można przełożyć na wzory i język inżyniera. Nie są także świadomi, że zieleń jest także po części „specyficzną maszyną”, która, by odpowiednio funkcjonowała, wymaga określonych, często skomplikowanych warunków.
Dlatego uważam, że największym wyzwaniem jest właśnie porozumienie międzybranżowe i to, aby grupa zawodowa, która bezpośrednio odpowiada za wygląd miast i ilość betonu i zieleni, zaczęła się interesować tym problemem. W tej chwili tamujemy krwotok miejskich powodzi, a dobrze by było wyeliminować jego przyczynę. Jestem przekonana, że jest to w rękach architektów.
Katarzyna: Dziękuję za rozmowę.
rozmawiała: Katarzyna Jagodzińska
Joanna RAYSS
Dr inż. arch. krajobrazu, ekspertka w zakresie wdrażania elementów Zielonej Infrastruktury Miasta oraz Systemów Powierzchniowej Retencji Miejskiej jako narzędzi w adaptacji do zmian klimatu. Współautorka książki „System powierzchniowej retencji miejskiej w adaptacji miast do zmian klimatu — od wizji do wdrożenia”. Autorka licznych artykułów prasowych popularyzujących tę problematykę. Pracując jako specjalistka ds. małej retencji w gdańskiej spółce komunalnej Gdańskie Wody, miała okazję wpływać na zmianę miejskiej polityki zarządzania wodą opadową w kierunku większego wykorzystania zasad ekohydrologii, ekologii miasta oraz usług ekosystemów. W latach 2009–2020 prowadziła autorską pracownię projektową Zieleniarium. Od 2019 wspólniczka w Rayss Group, a od drugiej połowy roku 2021 także wiceprezeska zarządu spółki. Specjalizuje się w projektowaniu terenów publicznych, zieleni osiedlowej oraz rozwiązań z zakresu Nature Based Solutions i Ecosystem Based Solutions.