drzewa
Wiktor Bochenek: Jak to jest z tymi drzewami przy oknach? Czy naprawdę sprawiają aż tak duży problem?
Joanna Rayss: To faktycznie bywa ogromnym problemem dla mieszkańców, co jest moim zdaniem ogromnym nieporozumieniem. Wychodząc z założenia, że najlepiej kupić mieszkanie z oknami na południe, żeby „nic nam słońca nie zasłaniało” wpadamy najczęściej we własną pułapkę. Kiedy przychodzą letnie upały a światło wpadając przez południowe okna razi, uniemożliwiając pracę, chowamy się potem za żaluzjami i szukamy klimatyzatorów. Natomiast drzewo liściaste przysłaniając południowe okno, daje nam wspaniały cień latem, a kiedy przychodzi jesień i zima i pożądamy światła tych strasznych liści już nie ma. Jestem głęboko przekonana, że nie ma lepszego systemu klimatyzacyjnego niż drzewo liściaste, szczególnie od strony południowej. Sama ogromne okna w domu mam osłonięte pergolą z winoroślą, doskonale zacieniającą latem. Natomiast nasze biuro znajduje się w prawdzie na czwartym piętrze, jednak przy oknie, przy którym znajduje się moje biurko rośnie piękna brzoza. W tym pochmurnym, jesiennym okresie, pomarańczowe pędy brzozy z malutkimi „kotkami” kwiatostanów to jest coś, co poprawia mi nastrój! Życzę każdemu takiego widoku za oknem! Ta brzoza absolutnie nie zasłania nam okna. Czasami sobie sami wmawiamy problem z liśćmi i generalnie drzewami — zupełnie niepotrzebnie.
kwitnąca łąka w otoczeniu osiedlowym
© Rayss Group
Myślę, że to kwestia zrozumienia i nastawienia. Musze jednak przyznać, że faktycznie nierzadko wspieram klientów, do których trafiają reklamacje od nowych mieszkańców, którym nie podobają się drzewa sadzone przy ich oknach i mam na myśli sytuacje roślin posadzonych w prawidłowych odległościach od ścian budynków. Mam wrażenie wręcz, że czasem to są nawet ci sami ludzie, którzy walczą bardzo zawzięcie o drzewa, rosnące na działkach „cudzych”, daleko od ich okien i nieruchomości. Mnie w tej sytuacji cieszy, że moi klienci, wraz ze mną walczą o tę nową i zachowywaną zieleń. Powszechnie panujący mit złego dewelopera bywa bardzo krzywdzący. W tej branży pracują ludzie, którzy też kochają roślinność. Oczywiście patodeweloperka istnieje i trzeba z nią walczyć, ale należy pokazywać i wspierać też dobre przykłady.
podejście
Wiktor Bochenek: Jak zmienia się podejście instytucji do projektowania terenów zieleni?
Joanna Rayss: Muszę przyznać, że widzę pozytywną zmianę. Sama coraz częściej dostaję zaproszenia na wydarzenia eksperckie, konferencje i warsztaty z branży wodociągowo—kanalizacyjnej. Pracuje tam wiele osób otwartych na poszukiwanie nowych, opartych o naturę, metod zagospodarowywania, oczyszczania i recyklingu wody. Jestem przekonana, że dzieje się tak, gdyż to właśnie samorządowe jednostki kanalizacyjne borykają się ze skutkami zmian klimatu, takimi jak podtopienia czy zalania. To na nich spoczywa odpowiedzialność za te problemy, dlatego aktywnie szukają różnych rozwiązań. GWOR [Gospodarowanie Wodami Opadowymi i Roztopowymi — przyp. red] to najbardziej znana konferencja poświęcona sprawom wodociągowo kanalizacyjnym, której organizatorzy na stałe współpracują merytorycznie ze Stowarzyszeniem Architektury Krajobrazu, w którym aktywnie działam od kilku lat. Oczekuje się od nas wkładu merytorycznego w postaci właśnie edukacji przyrodniczej, wiedzy o usługach ekosystemów i zielonej infrastrukturze. Bardzo oczekiwane są wykłady o praktycznych aspektach Systemów Powierzchniowej Retencji Miejskiej opartych na zieleni retencyjnej. To jest na prawdę duża zmiana. Ze smutkiem muszę przyznać, że aktualnie najmniejsze zainteresowanie tymi zagadnieniami widzę ze strony szeroko pojętej branży architektonicznej, pomijając oczywiście pojedyncze przypadki konkretnych pracowni, z którymi współpracuję przy konkretnych projektach.
wysokie trawy również są istotnym elementem projektowania terenów zielonych
© Rayss Group
Wiktor Bochenek: Naprawdę?
Joanna Rayss: Mówię to z ręką na sercu. Ani jeden oddział SARPu, żadna jednostka Izby Architektów Polskich nie zwróciła się nigdy z zapytaniem o wsparcie czy współpracę przy np. organizacji merytorycznych szkoleń dla architektów. Ani do mnie ani do SAKu [Stowarzyszenie Architektury Krajobrazu — przyp. red]. Nawet periodyki poświęcone architekturze nie są zielenią ani zielenią retencyjną specjalnie zainteresowane. Architektura & Biznes jako pierwsza z tego środowiska, zainteresowała się tematyką architektury krajobrazu i zieleni. A to architekci przecież tworzą plany miejscowe i projektują obiekty kubaturowe w przestrzeni miast. Ta grupa zawodowa generuje problemy związane z uszczelnianiem miejskiej zlewni, więc to ona powinna być bezpośrednio zainteresowana minimalizacją negatywnych skutków urbanizacji i kompensacji hydrologicznej. Mam jednak wrażenie, że jest zainteresowana najmniej.
Wiktor Bochenek: Z czego według Pani to wynika?
Joanna Rayss: Może z niedocenienia mojej branży, która czasem jest postrzegana jako grupa ludzi od „sadzenia kwiatków”. Może też my sami jako środowisko sobie na to zapracowaliśmy — kształcenie w kierunku architektury krajobrazu ma nieustandaryzowany program edukacyjny na wyższych uczelniach, dodatkowo nie mamy tytułu zawodowego i brak uprawnień branżowych. Przez to właśnie to architekci tworzą projekty „budowy parków” które potem nie działają z perspektywy ekologicznej. Ekologia ekosystemowa powinna być bardziej upodmiotowiona w nauczaniu architektów. Owszem, mam wśród architektów sporo przyjaciół i znajomych także wśród wykładowców akademickich. Wielu z nich zaprasza mnie na wykłady gościnne na swoje zajęcia. Jednak są to pojedyncze inicjatywy a nie działanie systemowe, które z programów nauczania na kierunku architektura i urbanistyka raczej architekturę krajobrazu i przyrodę generalnie usuwa… Mam wręcz czasem wrażenie, że problemem jest większa fascynacja architektów wymyślnymi technologiami, sztuczną inteligencją, wyszukanymi materiałami, a przyroda, rośliny, „krzaki” to owszem interesująca dekoracja na wizualizacji jednak pozornie trudno przełożyć ją na język wzorów i „poważnych” rozwiązań technicznych.
Joanna Rayss
© Rayss Group
Wiktor Bochenek: Widzi pani zmianę w podejściu do zieleni?
Joanna Rayss: Takie zmiany następują. To efekt pracy bardzo wielu ludzi. Edukacja przyrodnicza w szkołach na pewno jest na wyższym poziomie niż kilka, a na pewno kilkanaście lat temu. Dochodzi też praca u podstaw wielu ekspertów, którzy popularyzują kwestie zmian klimatycznych, bioróżnorodności i środowiska. Sama też staram się udowadniać, że architekt krajobrazu to jednak inżynier, który używając tej „niepoważnej” zieleni może rozwiązywać poważne problemy.
Wiktor Bochenek: Jak reagują na konieczność wprowadzania terenów zieleni deweloperzy?
Joanna Rayss: Świadomy i dobrze wyedukowany projektant powinien umieć właściwie wytłumaczyć korzyści, które daje nam zieleń. Sama widzę stale rosnącą otwartość na zieleń pracującą u deweloperów, z którymi współpracuję (szczęśliwie z patodeweloperami mam przyjemność nie pracować). Dodatkowo pojawiają się nowe pozytywne trendy, takie jak np. nasz polski certyfikat zielonego budownictwa dedykowany budownictwu mieszkaniowemu, [wydawany przez: Polskie Stowarzyszenie Budownictwa Ekologicznego — przyp. red.], który stawia na zwiększenie wartości przyrodniczej terenów zieleni, ale również, chociażby na kwestie retencyjne. Inwestorzy coraz poważniej podchodzą do kwestii nadzoru inspektorskiego w branży zieleń na budowie weryfikujemy realność zieleni na wizualizacjach nie tylko w zakresie zgodności z projektem, lecz także z tym co jest potencjalnie dostępne w szkółkach — szczególnie w przypadku wielkości roślin. To są dowody na to, że podejście się zmienia. Ostatnio na przykład zostałam poproszona o wysłanie katalogu rodzimych roślin wykorzystanych przeze mnie w projektach zieleni osiedlowej przez jednego z najważniejszych moich klientów, który tworzy katalog pozytywnych rozwiązać pro–środowiskowych dla swoich akcjonariuszy. Nie wyobrażam sobie takich sytuacji jeszcze dziesięć lat temu. Dawniej moje projekty albo lądowały w szufladzie, albo traktowane były jako luźne szkice, do optymalizacji przez wykonawcę. Dziś nie tylko są realizowane, ale również nadzorowane. Na takich rozwiązaniach wszyscy zyskujemy.
problem z komarami
Wiktor Bochenek: Tereny wodne potrafią pojawiać się częściej w zażaleniach mieszkańców niż przyokienne drzewa. Mówi się o fetorze, komarach i innych problemach. Czy te problemy są prawdziwe, a jeśli tak, to z czego wynikają?
Joanna Rayss: Tak, faktycznie te przysłowiowe komary pojawiają się zawsze, kiedy rozmawiamy o zieleń i retencyjnej. Ludzie się czegoś obawiają, kiedy tego nie znają. Mają wyobrażenie błota i owadów, bo nadal mało jest wokół nas dobrych przykładów dobrze zaprojektowanych i zrealizowanych takiej zieleni. Dobra zieleń retencyjna to nie są oczka wodne, tereny, w których woda stoi cały czas. Z założenia systemy retencyjne, które ja projektuję, są niewielkimi zagłębieniami terenowymi. Takie ogrody deszczowe sa wypełnione wodą z założenia tylko okresowo. Komary potrzebują kilkunastu dni w stałej wodzie, by się wykluć. Poza tym, większa bioróżnorodność doprowadza do tego, że poza komarami pojawiają się też żaby, ptaki i inne stworzenia, które te komary zjadają. Jeśli teren wodny jest zrobiony tak, żeby tam były tylko stojąca woda i beton, to będą tylko komary. Chcemy dążyć do samoregulacji środowiskowej.
Przyznam szczerze, że nie słyszałam jeszcze ani jednej skargi z osiedli z dużymi systemami retencyjnymi, które funkcjonują już czwarty, piąty rok w Gdańsku. Znamy skargi z całej Polski o plagach komarów, gdzie takie projektowanie nie występuje.
Wiktor Bochenek: W obliczu nieubłagalnie postępujących zmian klimatycznych co powinno być priorytetem dla miast, które chcą się zaadaptować do tego co czeka planetę w ciągu najbliższych 30 lat?
Joanna Rayss: W mojej opinii adaptacja powinna być ściśle połączona z mitygacją, a to jest dużo prostsze, jeżeli narzędziem adaptacji jest zieleń i szeroko rozumiana zielona infrastruktura. Bez zieleni i wody miasta nie są w stanie prowadzić racjonalnej i kompleksowej polityki klimatycznej. Właściwa polityka klimatyczna powinna być oparta nie tylko na zmniejszaniu emisyjności i poprawianie jakości powietrza, lecz także na kalkulacji strat w jakości powietrza i zwiększaniu negatywnego bilansu CO2 przy usuwaniu zieleni, a nawet przy niewystarczającym udziale zieleni w tkance miasta co powinno być moim zdaniem powiązane z celami „klimatycznymi”. Szczególnie w przypadku inwestycji przemysłowych, infrastrukturalnych i składowych, które najbardziej przyczyniają się do pogarszania jakości środowiska i stopnia emisji. Kompensacja to moje słowo klucz, które pojawiało się w tej rozmowie wielokrotnie i pojawiać się powinno także szerzej w strategiach miast i regionów. Kompensacja i projektowanie oparte o ekosystemy. Tylko i aż tyle.
Wiktor Bochenek: Dziękuje za rozmowę!