Zobacz w portalu A&B!
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Centrum jest na peryferiach – rozmowa z Aleksandrą Wasilkowską

29 lipca '21

 
Agnieszka
: Skoro projektujesz teraz szkołę, to spodziewam się, że i tam wprowadzisz dziką przyrodę i empatyczne myślenie.

Aleksandra: Zaczęliśmy projektować szkołę rok temu, w pierwszym lockdownie, i już po paru miesiącach byłam bogatsza w wiedzę o tym, jak projektować takie budynki w przyszłości, żeby nie trzeba ich było zamykać w przypadku powrotów pandemii, żeby tworzyły zdrowszy mikroklimat. Mam jedno dziecko w liceum, drugie w przedszkolu, więc otrzymywałam dane sanepidowe z dwóch różnych systemów. Najpierw trzeba było zapewnić półtora metra kwadratowego na dziecko, potem dwa. Żadna szkoła nie spełnia takich norm, klasy są zbyt małe, więc w pandemii muszą być zamknięte. Gdyby każda klasa miała osobne, niekrzyżujące się wejścia, to dzieci mogłyby pozostawać w tak zwanych bańkach z wychowawcami i nie trzeba byłoby przechodzić na edukację zdalną. Oczywiście w każdej klasie powinna być co najmniej jedna umywalka.

 
Agnieszka
: Tak zaplanowano w tysiąclatkach.

Aleksandra: Bo szkoły miały mieć możliwość stać się szpitalem w przypadku wojny lub pandemii. Ta wielofunkcyjność budynków szkolnych, w ogóle wszystkich budynków, to jest bardzo ciekawy temat, który szczególnie teraz wydaje się kluczowy w myśleniu o przyszłości architektury. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć niezwykle rzadkich zdarzeń. W związku z tym każdy budynek użyteczności publicznej powinien być uniwersalny i mieć możliwość łatwej adaptacji do zmian, jeśli chodzi o wymagane wysokości pomieszczeń czy ewakuację. Modernizm po epidemii uzdrowił budynki i przewietrzył miasta i teraz też powraca refleksja na temat powietrza. Wyniki wielu badań jakości powietrza w budynkach szkolnych są zatrważające, bo prawie osiemdziesiąt procent szkół w Polsce ma złe powietrze. Okazuje się, że po piętnastu minutach w zamkniętym pomieszczeniu ze złą wentylacją dzieci po prostu zaczynają wdychać swój własny dwutlenek węgla. Źle się czują, boli je głowa, tracą koncentrację. Według prawa budowlanego nie można mieszać wentylacji mechanicznej z naturalną, ze względu na konieczność odzysku ciepłego powietrza, co okazuje się bardzo problematyczne w momencie, kiedy wentylacja mechaniczna jest źle serwisowana, a okazuje się, że często tak właśnie bywa.

projekt szkoły podstawowej w Niemczu, proj.: Pracownia Architektoniczna Aleksandra Wasilkowska

projekt szkoły podstawowej w Niemczu, proj.: Pracownia Architektoniczna Aleksandra Wasilkowska


 
Agnieszka
: Zatem chroniąc środowisko, szkodzimy człowiekowi.

Aleksandra: Tak. Przetoczyła się niedawno w naszym środowisku ciekawa dyskusja na temat budynku 2226 projektu Baumschlager Eberle. Ten budynek jest manifestem pewnego zwrotu ku korzeniom — architektury bez centralnego ogrzewania, klimatyzacji, wentylacji mechanicznej i miliona inteligentnych, ekologicznych instalacji.

 
Agnieszka
: Tak zwanego greenwashingu.

Aleksandra: Na rzecz architektury de facto średniowiecznej, bardzo prostej, czyli ze ścianami o grubości siedemdziesięciu centymetrów, bez styropianu, świetnie izolującymi, z naturalną wentylacją w postaci okien otwieranych przez czujki CO2. Jest to jednak prywatny biurowiec, a w polskich warunkach prawnych projektowanie budynków użyteczności publicznej ma wiele ograniczeń i bardzo dużo obostrzeń dotyczących samych instalacji. Architekt, żeby wymyślić zdrowy i dobrze oddychający budynek, musi podjąć dialog z projektantami instalacji sanitarnych, wymaga to specjalistycznej wiedzy. To samo dotyczy toalet — trudno zaprojektować niedyskryminujące toalety, kiedy każdy projekt musi zatwierdzić rzeczoznawca od spraw sanepidu, a on liczy wszystko zgodnie z warunkami technicznymi i nie ma jak tego zakwestionować. A przecież wiadomo, że kobieta sika średnio trzy minuty, a mężczyzna minutę, więc teoretycznie toalet dla kobiet powinno być trzy razy więcej niż dla mężczyzn. To jest czysta fizjologia, a nie ideologia.

 
Agnieszka
: Wszyscy są tego przecież od dawna świadomi, wystarczy popatrzeć na kolejki przed toaletami damskimi w kinie czy teatrze.

Aleksandra: Rozmawiamy o tym w prasie, a tak naprawdę mając tę wiedzę, powinniśmy zmieniać prawo budowlane. Czasami da się to prawo przechytrzyć, powstał na przykład bardzo sprytny projekt stadionu z przesuwną ścianą w toaletach. Gdy jest grany mecz, gdzie większość kibiców to mężczyźni, to ściana się przesuwa i jest więcej toalet męskich, a kiedy organizuje się konferencję pielęgniarek, a przeważnie są to kobiety, ściana jest przesuwana w odwrotnym kierunku i powstaje więcej toalet damskich.

projekt szkoły podstawowej w Niemczu, proj.: Pracownia Architektoniczna Aleksandra Wasilkowska

projekt szkoły podstawowej w Niemczu, proj.: Pracownia Architektoniczna Aleksandra Wasilkowska

 
Agnieszka
: A w szkole uda Ci się to elastyczne podejście przewalczyć?

Aleksandra: Nie wiem jeszcze, do jakiego ostatecznie dojdziemy rozwiązania, ale na pewno ten budynek nie będzie dyskryminował ze względu na płeć.

 
Agnieszka
: Jesteś architektką, ale także artystką, kuratorką, piszesz książki, projektujesz scenografie teatralne. Zdarzyło mi się słyszeć opinie w środowisku architektonicznym, że co to za architekt, który nie buduje, tylko rozdrabnia się na inne działania. Czy spotkałaś się z opinią, że architekci robiący inne rzeczy, to nie są prawdziwi architekci?

Aleksandra: Owszem. Znajomy galerzysta spotkał mnie kiedyś i po przeczytaniu jakiegoś wywiadu ze mną powiedział: „Ola, ty nie czytaj tego Yony Friedmana, tylko buduj!”. To było z dziesięć lat temu. Oczywiście, że chcę budować, bo przecież warto weryfikować teorię w praktyce, ale nigdy nie chciałabym rezygnować z tych wszystkich podniet, które czekają na mnie w pracy w teatrze czy w sztuce, bo jest to superinspirujące powietrze, daje mi to zdrowy dystans i krytyczne spojrzenie na samą architekturę. Nie mam poczucia, że muszę budować bardzo dużo albo za wszelką cenę. Dobrze się czuję w małej skali i w pewnym rozkroku pomiędzy sztuką a architekturą. Moja pracownia jest bardzo autorska i funkcjonowanie w sztuce czy teatrze daje mi możliwość wprowadzania ciekawych elementów do architektury.

 
Agnieszka
: Nie rozdzielasz tych dziedzin?

Aleksandra: Nie, wszystko się przenika. Z książki o toaletach wyniknęła realnie zbudowana seria toalet publicznych w Warszawie. Z projektów artystycznych i książek wzięły się też moje projekty modernizacji bazarów, które realnie powstają. Pewne rzeczy byłyby niemożliwe, gdybym tego intelektualnie nie przerobiła wcześniej na papierze. To funkcjonowanie na wielu polach jest dla mnie też dobrym modelem ekonomicznym. Pozwoliło mi to praktycznie dwa lata po studiach otworzyć własną pracownię i utrzymywać się z niej. Czasami pieniądze zarobione w sztuce czy teatrze pozwalają mi na finansowanie mniej dochodowych, ale ważnych społecznie projektów architektonicznych, a czasami odwrotnie, dzięki pieniądzom z architektury mogę pro bono zrobić rzeźby w małym parku. Dzięki temu jestem niezależna, projektuję to, co uważam za słuszne, i nie zawsze muszę spełniać tylko rynkowe zachcianki. Nie twierdzę, że to jest najlepsza czy właściwa strategia dla architekta. Ja po prostu tak funkcjonuję. Bardzo cenię różne postawy i wydają mi się one pełnoprawne. Wspaniała jest Ewa Kuryłowicz, która buduje wieżowce i zajmuje się dostępnością architektury; Agata Twardoch, która ma realny wpływ na politykę mieszkaniową, może nawet większy niż wielu budujących architektów, i Gosia Kuciewicz, która projektuje świetne wystawy i instalacje. Zarówno Ewa, Agata, jak i Gosia mają wielki wpływ na to, jak wygląda architektura i miasto. Według pomysłu Gosi powstaje urbanistyczny Uśmiech Warszawy, przecież to jest jak najbardziej realny wpływ na rzeczywistość. Architektura to przecież nie tylko budynki. Zupełnie nie rozumiem tego wyścigu na udowadnianie, kto jest bardziej architektem: ten, kto buduje, czy ten, kto myśli koncepcyjnie. To w ogóle nie ma znaczenia w szerszej perspektywie.

 
Agnieszka
: Macie wpływ na rzeczywistość, to najważniejsze.

Aleksandra: A jeśli nie miałybyśmy? Nie uważam, że wywieranie wpływu jest jakąś nadrzędną wartością. Najważniejsze jest nie szkodzić. Zaryzykowałabym nawet tezę, że najlepszy architekt, to taki architekt, który nie buduje, a na przykład jest aktywistą, albo zajmuje się konserwacją zabytków. W każdym zawodzie wielką sztuką jest jakoś sensownie zarządzać swoim ego, żeby inni też mieli z tego jakiś pożytek.

 
Agnieszka: Od lat projektujesz scenografie teatralne. Widzę w nich związek z architekturą cienia, są w tych projektach jakieś bebechy, straszne oczy, groteskowe, spuchnięte postacie. Są niepokojące i wyglądają jak wyciągnięte z podświadomości. Czy tak jest?

Aleksandra: Scenografia ma to do siebie, że jest tworzona w dialogu z jakimś konceptem literackim czy historią, którą chce opowiedzieć reżyser. Interesuje mnie pogranicze świadomości i snu, wyciągam na wierzch cielesność, dosyć ekshibicjonistyczną. Moja pierwsza scenografia, instalacja „Czarna wyspa” do „Życia seksualnego dzikich” w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego, była spełnieniem idei formy otwartej czy architektury oddolnej. Stawała się kolejnym aktorem, zawłaszczającym w jakimś sensie przestrzeń, wchodzącym w choreograficzny układ z aktorami, czasem ich zasłaniając czy zamykając. Ta płynność, ewolucyjność i performatywność interesuje mnie też w architekturze. Scenografia, projektowanie instalacji to także przyjemna odskocznia po czasie spędzonym na budowie. Daje mi paliwo, dzięki któremu mogę funkcjonować w architekturze.

 
Agnieszka: Co masz w planach? Będziesz się znowu uczyć czegoś nowego, jak już wiele razy to robiłaś?

Aleksandra: Uwielbiam eksperymentować. Kolejny tom „Architektury Cienia” będzie o cmentarzach i rytuałach związanych ze śmiercią i żałobą. Od lat bardzo mnie ten temat interesuje i wydaje mi się też jakoś zepchnięty na margines, na przykład to, jak rozwiązać problem braku cmentarzy dla mniejszości religijnych, albo jak rozwiązać kwestie kurczącego się miejsca na cmentarzach, jaki to ma związek z daną kulturą, religią i ekologią. Przygotowuję też wystawę na targowisku, gdzie jest wspaniała uliczka „z pazurami”, na której stoi obok siebie prawie sto bud manikiuru. Będę robić tam wystawę sztuki na paznokciach — pierwsza polska wystawa nail artu! [śmiech] Kto korzysta z mediów społecznościowych, ten wie, że dziś najwięcej sztuki pokazywanej w internecie powstaje na paznokciach! Fascynuje mnie to, jak sztuka może przenikać do codzienności. Lubię wprowadzać sztukę tam, gdzie się jej najmniej spodziewasz. Ta wystawa będzie kontynuacją mojej pracy architektonicznej, bo zaprojektowałam na tym bazarze dużą halę targową i prowadzę wieloletni projekt rewitalizacji tego miejsca. Lubię, gdy w jednym miejscu przeplatają się tak skrajnie różne działania.

 
Agnieszka: Dziękuję za rozmowę.

 
rozmawiała: Agnieszka RASMUS-ZGORZELSKA

Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Aleksandry Wasilkowskiej.

 
Aleksandra Wasilkowska
– architektka, artystka i scenografka. Autorka książek, między innymi „Aporia. The City Is The City”, „Warszawa jako struktura emergentna”, „Architektura Cienia”. W 2010 roku reprezentowała Polskę na 12. Międzynarodowym Biennale Architektury w Wenecji (wraz z Agnieszką Kurant), a w 2019 na Quadriennale w Pradze (wraz z Krzysztofem Garbaczewskim). Jej prace były pokazywane między innymi w Muzeum Guggenheima w Nowym Jorku, Seoul Arts Center, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie i znajdują się w kolekcji Narodowej Galerii Zachęta. Pracownia, którą prowadzi od 2007 roku, specjalizuje się w projektach rewitalizacji targowisk.

Głos został już oddany

PORTA BY ME – konkurs

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
Ergonomia. Twój przybiurkowy fizjoterapeuta
INSPIRACJE