Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize
Konkurs „Najlepszy Dyplom ARCHITEKTURA”

„Architektura nie powinna się mieszać do polityki”. Rozmowa ze Zbigniewem Maćkowem

03 września '24

Rozmowa pochodzi z numeru A&B 5|24

Jednym z największych wyróżnień w polskiej architekturze jest przyznawana od 1966 roku Honorowa Nagroda Stowarzyszenia Architektów. W nowym cyklu na łamach A&B o zawodowej ścieżce, działalności SARP-u i bieżących wydarzeniach ze świata architektury Wojciech Fudala rozmawia z laureatami i laureatkami tej nagrody. Tym razem jego rozmówcą jest Zbigniew Maćków, laureat Honorowej Nagrody SARP 2020.

Zbigniew Maćków

Zbigniew MAĆKÓW — Absolwent Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej (1996) i Kingston School of Architecture (1994). Założyciel dziś sześćdziesięcioosobowego biura Maćków Pracownia Projektowa (1995). Zdobywca między innymi Honorowej Nagrody SARP 2020, Honorowej Nagrody SARP Oddział Wrocław, Nagrody Roku SARP, Grand Prix „Piękny Wrocław”, Nagrody Województwa Śląskiego i ponad pięćdziesięciu nagród w konkursach architektonicznych. Przewodniczący Rady DSOIA (2010–2018), wiceprzewodniczący KSK przy ZG SARP, uczył na: PWr, UWr, Solvay Brussels School (1998–2008). Współinicjator i uczestnik projektu modelowego osiedla Nowe Żerniki we Wrocławiu, kurator architektury podczas ESK Wrocław 2016. Założyciel think tanku Gęsto (przyszłość zamieszkiwania) i startupu „diffeRent” (mieszkanie jako usługa). Prywatnie: nieporadny ojciec czwórki, psiarz, biegacz, motocyklista.

 
Wojciech Fudala
: W przyszłym roku Maćków Pracownia Projektowa obchodzi trzydziestolecie istnienia. Jak wyglądały realia pracy w 1995 roku, kiedy zaczynaliście działalność?

Zbigniew Maćków: Tamte czasy były zupełnie inne niż dzisiejsze. Liczba doczesnych problemów, które musieliśmy na bieżąco rozwiązywać, sprawiała, że na pracę projektową pozostawały w zasadzie tylko popołudnia i noce. Wyzwaniem było choćby założenie telefonu. W 1995 roku telefony komórkowe przypominały raczej mały grzejnik niż dzisiejsze smartphony i zajmowały niemal całe siedzenie w samochodzie. Żeby móc w jakikolwiek sposób porozumieć się ze światem zewnętrznym, musieliśmy założyć telefon stacjonarny. Kiedy poszedłem do Telekomunikacji, dowiedziałem się jednak, że okres oczekiwania na taki telefon wynosi dwadzieścia lat.

Kilka tygodni później, udało nam się jednak znaleźć osobę, która chciała odsprzedać numer telefonu. Ta operacja zajęła nam kolejne kilka miesięcy. Okazało się, że aby przepisać telefon na naszą firmę, musieliśmy wciągnąć poprzedniego właściciela numeru do spółki jako wspólnika. Zapłaciliśmy mu odstępne za ten telefon, tylko po to, by po kilku tygodniach go z tej spółki wypisać. Coś, co dzisiaj zajmuje 15–30 minut, wtedy zajęło nam rok, ale w końcu ten numer telefonu dostaliśmy.

przebudowa i rozbudowa zabytkowego zespołu „Młyn Maria”, budynek usługowo-mieszkalny we Wrocławiu

przebudowa i rozbudowa zabytkowego zespołu „Młyn Maria”, budynek usługowo-mieszkalny we Wrocławiu

fot.: Jakub Certowicz

Podobnych sytuacji było mnóstwo. Kiedy nawiązaliśmy współpracę z amerykańskim biurem architektonicznym, poprosili nas o podanie numeru faksu. Nie mieliśmy jeszcze wtedy telefonu, więc wręczyłem paniom na poczcie paczkę czekoladek, prosząc, aby podały mi wewnętrzny numer faksu, który na tej poczcie działał. Dzięki kolejnym paczkom czekoladek pozwoliły mi nawet wpisać ten numer faksu na wizytówce, którą wręczyłem przedstawicielowi amerykańskiego biura podczas spotkania. Nie miał pojęcia, że wysyłając angielskie faksy z Nowego Jorku do naszego biura, tak naprawdę dochodziły one na pocztę przy ulicy Kraszewskiego we Wrocławiu. Za każdym razem jeździłem tam z czekoladkami i odbierałem zagraniczne faksy, które były do nas adresowane. Zwykła czynność, która dziś odbywa się przez maila i zajmuje kilka sekund, zajmowała 2 czy 3 godziny, łącznie z wizytą w sklepie po czekoladki. Poziom absurdów, z którymi musieliśmy sobie radzić, był ogromny. Dziś jest z tym dużo łatwiej.
 
Wojciech Fudala: Jak doszło do współpracy z amerykańskim biurem, o którym wspomniałeś?

Zbigniew Maćków: Był to okres, kiedy wiele dużych podmiotów w Polsce się prywatyzowało i na rynku pojawiały się pierwsze duże pieniądze z Zachodu. Zagraniczni inwestorzy kupowali aktywa, aby następnie je rekonfigurować. Duży fundusz inwestycyjny kupił wtedy sieć domów towarowych, między innymi w centrum Wrocławia, i przebudowywał je dom po domu. Był to jednak czas kompletnej nieufności dla możliwości polskich biur projektowych. Nie wyobrażali, że możemy mieć jakiekolwiek know-how o tym, jak powinien funkcjonować współczesny na owe czasy handel, dlatego przywozili z sobą swoich architektów. W naszym przypadku było to TSR z Nowego Jorku — renomowane biuro, które specjalizowało się w funkcjach handlowych. Amerykańscy architekci potrzebowali jednak siły wykonawczej na miejscu. Nie znali polskich przepisów i potrzebowali ludzi do inwentaryzacji czy do rysowania.

Takie tandemy były wtedy częste. Zachodnie biuro dawało pewien wsad technologiczny, pokazujący jak handel wielkopowierzchniowy czy małopowierzchniowy powinien być ułożony. Polski kooperant na to wszystko nakładał znajomość przepisów i uwarunkowań. Można powiedzieć, że byliśmy dla nich czymś w rodzaju taniej siły roboczej, bo w porównaniu do stawek w Stanach, byliśmy kilkukrotnie tańsi.

modernizacja i rozbudowa domu handlowego „Renoma” we Wrocławiu

modernizacja i rozbudowa domu handlowego „Renoma” we Wrocławiu

fot.: Krzysztof Smyk


 
Wojciech Fudala
: Dobrze się czuliście w takiej roli?

Zbigniew Maćków: W tamtym czasie uważaliśmy taką współpracę za niesłychany sukces i złapanie pana Boga za nogi! Musieliśmy oczywiście głęboko schować nasze ambicje architektoniczne i przerysowywać to, co dostaliśmy z zachodnich biur. Z drugiej strony, mieliśmy jednak coś w rodzaju przyspieszonych studiów podyplomowych, w których uczyliśmy się, jak wygląda wymiana informacji, praca między branżami, praca z klientem i inne aspekty zawodu architekta. Chłonęliśmy to niemal każdym porem skóry i po dwóch latach takiej współpracy byliśmy już w stanie oferować klientom własne usługi, które były konkurencyjne wobec tych zachodnich biur. Mieliśmy know-how, mieliśmy umiejętności organizacyjne, więc mogliśmy się usamodzielnić.
 
Wojciech Fudala: Jakie były wasze pierwsze samodzielne projekty?

Zbigniew Maćków: Pracując jako podwykonawcy tych zachodnich biur, już wtedy równolegle realizowaliśmy swoje ambicje, robiąc niezależnie lokalne, małe tematy, w których mieliśmy pełną swobodę twórczą. Oprócz tego, bez przerwy startowaliśmy w konkursach. Był to dla nas wręcz nałóg, robiliśmy konkurs za konkursem, aż w końcu, po czterech latach funkcjonowania biura, udało nam się ten pierwszy duży konkurs wygrać. Był to Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego. Potężny budynek, dla nas w tamtym czasie wręcz niewyobrażalny, w samym centrum Wrocławia, o powierzchni 10 tysięcy metrów kwadratowych.

Wydział Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego

Wydział Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego

fot.: Wojciech Kryński

 
Wojciech Fudala: Dziś Wrocław jest już pełen waszych realizacji. Jak sądzisz, co stoi za sukcesem waszego biura?

Zbigniew Maćków: Trudno mi ocenić, na ile jest to zasługa pewnych cech, które mamy, a na ile jest to splot okoliczności, szczęścia i innych czynników, które nie są od nas zależne. Mogę jednak powiedzieć, że jestem niesłychanie zdeterminowanym człowiekiem i jeśli postanowię, że coś chcę zrobić, to niełatwo mnie powstrzymać. To cecha, którą wyniosłem z domu i staram się ją zaszczepić moim współpracownikom.

Muszę też przyznać, że niezwykle lubię budować. Uważam, że jest ogromna przepaść między projektem na papierze a prawdziwą realizacją, bo w czasie każdej budowy następuje wiele okoliczności niesprzyjających tej realizacji zgodnie z projektem. Dopiero po konsekwentnym dowiezieniu wizji projektowej do realizacji można mówić o jakimś sukcesie. Dlatego dziś, kiedy widzimy, że jakiś projekt ma małe szanse realizacji, to po prostu go nie bierzemy. Wolimy zrobić mniejszy temat, nawet mniej prestiżowy, ale taki, który ma szansę zostać zbudowany.

Kolejna cecha, która nas charakteryzuje to duży poziom koncentracji. Zawsze pilnowaliśmy, aby się nie rozpraszać i nie robić dziesięciu rzeczy na raz. Oprócz pojedynczych wyjątków, zawsze działamy we Wrocławiu i nigdy nawet nie myśleliśmy o założeniu filii gdzieś indziej. Wychowaliśmy się i żyjemy w tym mieście, dlatego mamy kompetencje przestrzenne, aby profesjonalnie rozwiązywać pewne problemy urbanistyczne, których we Wrocławiu jest bardzo dużo.
 
Wojciech Fudala: Z czym trzeba się mierzyć, projektując we współczesnym Wrocławiu?

Zbigniew Maćków: Wrocław jest bardzo specyficznym miastem. Kościec urbanistyczny zachował się tu jeszcze sprzed wojny, kiedy gospodarzami tej ziemi byli Niemcy. Zniszczenia wojenne sprawiły jednak, że w niektórych miejscach wyparowało niemal 95 procent dawnej zabudowy. To mało znana historia, bo dziś więcej mówi się zniszczeniach Warszawy po powstaniu warszawskim. Fakty są jednak takie, że w czasie oblężenia Wrocławia w 1945 roku, niektóre dzielnice zostały zupełnie zrównane z ziemią. Po wojnie na miasto została nałożona nowa siatka urbanistyczna, która była jednak trochę inna niż ta przedwojenna. Ta dość skomplikowana specyfika Wrocławia jest nam bliska. Rozumiemy ją i dobrze się w niej odnajdujemy.

budynek biurowo-usługowy „Nowy Targ” we Wrocławiu

budynek biurowo-usługowy „Nowy Targ” we Wrocławiu

fot.: Maciej Lulko


 
Wojciech Fudala: Jedna z waszych realizacji znajduje się jednak u nas, na Śląsku. To hala sportowa Na Skarpie w Bytomiu. Jak doszło do tego projektu?

Zbigniew Maćków: Ten projekt jest z 2007 roku, a więc z okresu dużej posuchy konkursowej. Czasem czekało się nawet dwa lata na ogłoszenie jakiegokolwiek konkursu i kiedy taki konkurs się pojawiał, to od razu się na niego rzucaliśmy, niezależnie od tego, czy był to Bytom, Szczecin czy Poznań. Bardzo lubimy robić konkursy, żeby po prostu sprawdzać się na tle innych. Chcę jednak zaznaczyć, że jeśli mamy do wyboru dużo mniej prestiżowy temat we Wrocławiu lub bardzo prestiżowy w innej części Polski, to zawsze wybierzemy ten wrocławski.
 
Wojciech Fudala: Czy zachęcałbyś dziś młodych architektów do startowania w konkursach?

Zbigniew Maćków: Oczywiście, że tak, choć wiąże się to z wieloma wyzwaniami. Konkurs to praca, która nie gwarantuje, że coś z tego będzie. Często siedzi się po nocach, a na koniec komisja konkursowa i tak podejmuje decyzję, która u wielu budzi rozczarowanie. Nie ma jednak nic piękniejszego niż wygranie jakiegoś konkursu, a potem jego zrealizowanie.

budynek mieszkalno-usługowy „Witolda 43” oraz  przebudowa z rozbudową budynku „Witolda 3840” we Wrocławiu

budynek mieszkalno-usługowy „Witolda 43” oraz  przebudowa z rozbudową budynku „Witolda 3840” we Wrocławiu

fot.: Maciej Lulko

 
Wojciech Fudala: W ostatnich tygodniach Ministerstwo Kultury ogłosiło, że nie zrealizuje kilku obiektów wyłonionych w ubiegłorocznych konkursach. Wśród nich znalazła się między innymi przebudowa dawnego hotelu Cracovia do funkcji Muzeum Designu i Architektury w Krakowie [proj.: Biuro Projektów Lewicki Łatak — przyp. red.]. Co sądzisz o takich działaniach?

Zbigniew Maćków: Uważam, że architektura nie powinna mieć jakichkolwiek styków z polityką. Wiem, że każdy rząd podejmuje decyzje gospodarcze, za które bierze odpowiedzialność, ale są rzeczy, które powinny być ponad podziałami politycznymi. Nie może być tak, że kiedy zmieniają się władze kraju czy miasta, to wszystkie projekty poprzedników wyrzucane są do kosza. Sam uczestniczyłem w procedurze konkursowej na nowy hotel Cracovia jako sędzia i uważam, że wstrzymanie tej inwestycji to nie jest ruch, który buduje zaufanie społeczne względem rządzących.

Najpierw państwo polskie odkupiło ten budynek od dewelopera, wydając środki publiczne, aby go uratować. Potem kolejne pieniądze zostały wydane, aby zorganizować konkurs i wypłacić nagrody laureatom. Teraz realizację wstrzymano, jednak budynek dawnego hotelu Cracovia pozostanie. Nadal trzeba go utrzymywać, ogrzewać i ponosić koszty napraw. Problemy będą się pogłębiać, a środki publiczne, które zostały już wydane, po prostu przepadną. Gdyby był to projekt propagandowy, to sam byłbym za tym, żeby go jak najszybciej zatrzymać. Hotel Cracovia jednak propagandowy nie był.
 
Wojciech Fudala: Czy takim propagandowym projektem jest na przykład odbudowa Pałacu Saskiego w Warszawie [proj.: WXCA — przyp. red.]? To również konkurs, który sędziowałeś. W tym przypadku projekt ma jednak zostać zrealizowany.

Zbigniew Maćków: Długo się zastanawiałem, czy powinienem sędziować ten konkurs, bo rzeczywiście było w nim czuć pewien zamiar propagandowy. Tak jak powiedziałem wcześniej, uważam jednak, że architektura nie powinna się mieszać do polityki. Jako architekt, który zna to miejsce, zastanawiałem się, czy obecna przestrzeń placu Piłsudskiego jest dobra, przyjazna i skończona. Uznałem, że nie i że powinno tam coś stanąć. Obecnie ten plac jest jednym wielkim bałaganem, z różnymi „przeszkadzajkami”, które zostały tam przypadkowo i naprędce poustawiane. Nie ma zamknięcia placu, nie ma osi i panuje tam urbanistyczny nieład, który powinno się uporządkować. A nie ma lepszej metody na uporządkowanie przestrzeni niż konkurs.

Zintegrowany Węzeł Przesiadkowy, Wrocław Stadion

Zintegrowany Węzeł Przesiadkowy, Wrocław Stadion

fot.: Jakub Certowicz


 
Wojciech Fudala: Czy wytyczne konkursowe nie powinny być jednak bardziej elastyczne i kłaść nacisk na urbanistykę tego miejsca, a nie dosłowną odbudowę?

Zbigniew Maćków: Rzeczywiście, to duży znak zapytania, czy konkurs, który preferuje rekonstrukcję tego, co było, jest najlepiej rozpisanym i wymyślonym konkursem. Tu gdzieś leży mocno dyskusyjna granica kompromisu, na który ja się zdecydowałem, kierując się swoim pragmatycznym uformowaniem. Nawet tutaj wpłynęły jednak prace, które dosyć twórczo podchodziły do kwestii rekonstrukcji, jak choćby wyróżniona praca tandemu P2PA z Wrocławia oraz francuskiego biura LAN. Zrobili bardzo poetycki projekt, któremu daleko było do takiej zero-jedynkowej rekonstrukcji tego miejsca. Więc nawet tak sztywny gorset warunków pozwalał na świeżą odpowiedź na to zadanie.
 
Wojciech Fudala: W poprzednim wywiadzie z naszego cyklu [por. A&B 4/2024] prof. Ewa Kuryłowicz stwierdziła, że ma wątpliwości co do uczciwości niektórych konkursów architektonicznych i zdarzały jej się sytuacje, kiedy z tego powodu decydowała się wystąpić z gremium sądu konkursowego. Jak się do tego odniesiesz jako członek Zespołu Koordynacyjnego Sędziów Konkursowych przy Zarządzie Głównym SARP?

Zbigniew Maćków: Trudno mi skomentować, czy takie sytuacje się zdarzają, czy nie. Oczywiście są konkursy, w których następuje domniemanie, że któryś z sędziów forsuje tę czy inną pracę. Uważam jednak, że nie należy mylić nieuczciwości z czyjąś silną osobowością. Zdarza się, że niektórzy z sędziów konkursowych próbują narzucić swój pogląd pozostałym członkom, ale mam głęboką nadzieję, że wynika to wtedy z ich wewnętrznego przekonania, a nie z nieuczciwości. Kiedy sam sędziuje jakiś konkurs i uważam, że jakaś praca odjechała na dwie, trzy długości przed innymi, to też z determinacją przekonuję koleżanki i kolegów, żeby wybrali tę pracę. Wierzę, że architekci będący w Kolegium Sędziów Konkursowych to crème de la crème zawodu. Gdy sam uczestniczę w gremiach sędziowskich, staramy się, aby decyzje były jednogłośne i często udaje się to uzyskać.
 
Wojciech Fudala: A jak oceniłbyś obecne działania twojego macierzystego, wrocławskiego oddziału SARP?

Zbigniew Maćków: Nie działam już aktywnie we wrocławskim oddziale SARP. Uważam jednak, że w poprzednich latach energia w oddziale była znacznie większa niż dzisiaj. Szczególną erupcję aktywności pamiętam z czasów, kiedy Wrocław był Europejską Stolicą Kultury 2016, a sam pełniłem tam rolę kuratora odpowiedzialnego za architekturę. SARP Wrocław otrzymał wtedy środki finansowe, które mogliśmy zagospodarować na różnego rodzaju projekty i wydarzenia.

Ubiegła kadencja SARP Wrocław była natomiast dość mocno asymetryczna. W pierwszej części działo się bardzo dużo, jednak potem, wraz z nadejściem pandemii, ta energia do działania się wyczerpała. Mam nadzieję, że nowa kadencja przyniesie nowe otwarcie.
 
Wojciech Fudala: Kiedy i dlaczego zapisałeś się do Stowarzyszenia?

Zbigniew Maćków: Jak tylko mogłem, czyli zaraz po zrobieniu dyplomu. Zawsze uważałem, że SARP to Stowarzyszenie, które nobilituje. Ma ponad sto czterdzieści lat tradycji i traktowałem je jak pewnego rodzaju klub zrzeszający najważniejsze osoby w zawodzie, od których można się najwięcej nauczyć. Przez dziesiątki lat była to najważniejsza organizacja zawodowa w naszej branży.
 
Wojciech Fudala: Uważasz, że dzisiejszy SARP nie ma już takiej pozycji?

Zbigniew Maćków: W ostatnich dziesięcioleciach SARP wpadł w pewną zapaść i marazm. Być może przyczyniło się do tego powstanie Izby Architektów, która przejęła od SARP-u wiele kompetencji. Widać też ogromną dysproporcję w sile finansowej obu organizacji. SARP zjechał trochę na boczny tor, nad czym mocno boleję. Bardzo bym chciał, żeby stał się organizacją na wzór RIBA w Anglii, która jest absolutnie prestiżowa i kreuje język debaty publicznej o najważniejszych tematach architektonicznych w kraju.

budynek mieszkalno-usługowy „Thespian” we Wrocławiu

budynek mieszkalno-usługowy „Thespian” we Wrocławiu

fot.: Krzysztof Smyk

 
Wojciech Fudala: Dlaczego tak się nie dzieje?

Zbigniew Maćków: Moim zdaniem głównym problemem jest model organizacji pracy i zarządzania Stowarzyszeniem, przy założeniu, że są to funkcje pełnione społecznie. Ten model, powstały na bazie doświadczeń i możliwości poprzedniego systemu, nie przystaje do dzisiejszych realiów i potrzeb. I to wymaga szerokiej dyskusji i gruntownej reformy. Konieczna jest kompleksowa reforma dotycząca funkcjonowania Stowarzyszenia, jego zarządzania, budżetu i tak dalej. Bez zaangażowania finansów i wprowadzenia nadrzędnej strategii działanie w SARP ograniczy się jedynie do administrowania tym, co już mamy, czyli Honorową Nagrodą SARP, Dyplomem Roku czy konkursami. Nie będzie jednak progresu w budowaniu bieżącej narracji o architekturze, którą SARP powinien moderować.
 
Wojciech Fudala: Aktywnie działasz za to w Dolnośląskiej Okręgowej Izbie Architektów. Przez dwie kadencje, w latach 2010–2018, byłeś jej przewodniczącym. Co udało się w tym czasie wypracować dla środowiska architektów?

Zbigniew Maćków: Przede wszystkim wybudowaliśmy siedzibę w zrekonstruowanym budynku dawnego przedszkola wzorcowego osiedla wystawy WuWA z 1929 roku. Do dziś jest miejscem, w którym odbywają się różne okołoarchitektoniczne aktywności, nie tylko Izbowe, ale też te organizowane przez SARP czy inne instytucje.

Po drugie udało się mocno zjednoczyć środowisko dolnośląskich architektów, wcześniej podzielonych między SARP i Izbę i odnoszących się do siebie z dużą nieufnością. Zaczęliśmy wtedy organizować wspólne wigilie, wspólne bale architekta i inne wydarzenia, gdzie my jako Izba wkładaliśmy środki, a SARP dawał energię i organizacyjne know-how.

Udało się też uruchomić, przeprowadzić i zrealizować projekt Nowe Żerniki. To potężne przedsięwzięcie, jakiego do tej pory nigdzie w Polsce nie było. SARP i Izba pracowały ramię w ramię, aby wspólnie z Miastem stworzyć modelową dzielnicę, która dziś liczy ponad 1200 mieszkań i 5000 mieszkańców.

Udało się też przekonać i namówić prezydenta miasta, Rafała Dutkiewicza, żeby w ramach Europejskiej Stolicy Kultury architektura stała się dziedziną równie ważną jak teatr, literatura, muzyka i film — pierwszy raz w historii wszystkich Europejskich Stolic Kultury architektura była niezależną dziedziną reprezentowaną w tych wszystkich oficjalnych wydarzeniach. Uzyskaliśmy na ten cel całkiem spory budżet, dzięki czemu odbyło się kilkanaście wykładów najważniejszych architektów z całego świata, pięć–sześć konkursów architektonicznych, sześć dużych wystaw architektonicznych w Muzeum Architektury. Mam wrażenie, że w tym czasie architektura była naprawdę istotną dziedziną w ramach szeroko pojętej kultury we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku.

współpraca z SARP w ramach ESK 2016

współpraca z SARP w ramach ESK 2016

© Maćków Pracownia Projektowa

W czasie mojej kadencji udało się też zrealizować wiele mniejszych rzeczy. Na przykład we współpracy z architektem miasta wydaliśmy pewien rodzaj przewodnika pokazujący, jak powinien wyglądać projekt budowlany, który składamy do urzędu. Książka ukazała się w 2013 roku, ujednolicała wszystkie interpretacje, które różniły się między sobą w zależności od urzędu. Kiedy architekt składał projekt budowlany, posługując się wytycznymi z tego swoistego manuala, miał pewność, że uzyska pozwolenie na budowę. Podobnych rzeczy było oczywiście więcej, bo starałem się wykorzystać moje osiem lat w roli przewodniczącego najlepiej, jak tylko mogłem.
 
Wojciech Fudala: Czy taka działalność pro bono się zwraca?

Zbigniew Maćków: Zacytuję tu klasyka, profesora Władysława Bartoszewskiego, który mówił, że „nie zawsze coś się opłaca, ale czasami warto”. Jeśli pytasz, czy to się opłaca, to powiem, że się nie opłaca, ale jeśli pytasz, czy warto, to odpowiedź jak najbardziej brzmi tak. Szczerze mówiąc, w czasie ośmiu lat, kiedy byłem przewodniczącym Dolnośląskiej IARP, to prawie upadła mi firma, bo nie miałem wystarczającej ilości czasu, żeby się nią zajmować. Jeśli jednak kiedyś ktoś mnie zapyta, czy warto było się w to zaangażować, to bez wahania odpowiem, że tak.
 
Wojciech Fudala: Czy twoim zdaniem architekci powinni bardziej angażować się w politykę, na przykład poprzez kandydowanie do Rady Miasta?

Zbigniew Maćków: Jak najbardziej, choć uważam, że dwadzieścia lat temu miało to większy sens niż dzisiaj. Wtedy Rada Miasta rzeczywiście była samorządem, a nie emanacją układu politycznego. Pamiętam, że w pierwszej Radzie Miasta Wrocławia było pięcioro architektów, a jeden z nich został nawet wybrany wiceprezydentem miasta. Był to bardzo dynamiczny czas, w którym powstawały znakomite budynki i założenia urbanistyczne. W kolejnych dziesięcioleciach Rada Miasta dryfowała już w taką stronę, że było tam coraz mniej samorządu, a coraz więcej partii politycznych. Dziś, żeby zostać wybranym do Rady Miasta, trzeba zapisać się do któregoś z komitetów i poprzeć któreś ugrupowanie. Jest coraz mniej szans na niezależne wejście do Rady Miasta, a nawet jeśli, to i tak trzeba mieć w tej Radzie większość, żeby cokolwiek przegłosować.

Tak czy inaczej, uważam, że w słowo „architekt” jest wpisana działalność społeczna. Trzeba jednak wybierać skuteczne metody tej aktywności i w tej chwili niekoniecznie jest to działanie w Radzie Miasta. Kluczowe jest uczestniczenie albo wręcz moderowanie dyskusji o przestrzeni, w której my jako architekci mamy wiedzę i kompetencje. Sam wyniosłem z domu przekonanie, żeby działać społecznie i się udzielać. Moi rodzice należeli do rozmaitych komitetów, organizowali zbiórki. Miałem to na co dzień w domu i sam staram się być aktywny społecznie również dziś.
 
Wojciech Fudala: Zostałeś laureatem Honorowej Nagrody SARP w bardzo młodym wieku, sporo jeszcze przed tobą. Jakie masz plany?

Zbigniew Maćków: Honorowa Nagroda SARP to absolutnie najwyższe wyróżnienie środowiskowe w Polsce, które przyznawane jest za dorobek zawodowy i za zasługi. Jestem niezwykle zobowiązany i wdzięczny za to, że kapituła postanowiła przyznać mi ją ciut wcześniej niż na etapie zwieńczenia drogi zawodowej, bo dało to duży zastrzyk energii do dalszego działania. Dzięki temu niezwykłemu wyróżnieniu mogłem przegrupować swoje priorytety i tę energię skierować na rzeczy bardziej potrzebne, pewnego rodzaju eksperymenty architektoniczne. Ich celem jest próba rozwiązania dwóch bardzo palących problemów: dostępności zasobów mieszkaniowych oraz katastrofy klimatycznej.

My, jako środowisko architektów, żadnego z tych problemów nie próbujemy obecnie rozwiązywać. Mam za to wrażenie, że realizując projekty, często wymyślamy sobie jakiś sztuczny problem, a potem pokazujemy projekt, który rzekomo ten problem rozwiązuje. Niestety jest to problem nieprawdziwy, który sami sobie kreujemy.

V Liceum Ogólnokształcące z kompleksem rekreacyjno-sportowym we Wrocławiu

V Liceum Ogólnokształcące z kompleksem rekreacyjno-sportowym we Wrocławiu

fot.: Maciej Lulko

Jeżeli chodzi o dostępność mieszkań w Polsce, abstrahując od ogólnej dyskusji, czy są one prawem, czy towarem, dziś stały się tak naprawdę aktywem inwestycyjnym. Są kompletnie niedostępne i będą coraz bardziej niedostępne dla kolejnych pokoleń, a my, architekci, patrzymy tylko na to z boku i w jakimś sensie przykładamy do tego ręce. Rozmawiają o tym politycy, a my realizujemy ich agendę. Projektujemy kolejne budynki mieszkalne, bo musimy z czegoś żyć i zarabiać, ale nie są one architekturą dostępną. Jestem przekonany, że ten problem wejdzie do głównego nurtu debaty publicznej i że za dwa–trzy lata będzie to tak poważny temat, że na ulicach zobaczymy demonstracje w kwestii dostępnych mieszkań.

Zawód architekta od początku istnienia łączył się z rozwiązywaniem prawdziwych problemów człowieka. Ludzie nie mieli dachu nad głową, potrzebowali się schronić, więc ktoś, kto miał trochę więcej wyobraźni, wymyślał, jak to zrobić. Mam jednak wrażenie, że przez ostatnie pięćdziesiąt lat ten zawód zupełnie się odkleił od rozwiązywania potrzeb. Budujemy domy dla deweloperów, robimy coraz bardziej frapujące formy geometryczne, ale nie rozwiązujemy żadnego z prawdziwych problemów. Musimy wrócić do korzeni. Oczywiście dalej trzeba jakoś zarabiać na życie, więc nie unikniemy pracy w pewnej rutynie codzienności. Chciałbym jednak, angażując własne zasoby, czas i energię spróbować zbudować tani, dostępny i bardzo ekologiczny zespół mieszkaniowy, by wrócić do dyskusji o naprawdę istotnych kwestiach w perspektywie nadchodzących dekad.
 
Wojciech Fudala: Dziękuję za rozmowę.

 
rozmawiał: Wojciech Fudala

Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości Maćków Pracownia Projektowa.

Głos został już oddany

Okna dachowe FAKRO GREENVIEW – nowy standard na nowe czasy
Okna dachowe FAKRO GREENVIEW – nowy standard na nowe czasy
Lakiery ogniochronne UNIEPAL-DREW
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE