Konkursy architektoniczne są sexy. Spektakularne koncepcje, dreszcz rywalizacji, splendor (nawet jeśli chwilowy i lokalny), blaski fleszy. My, architekci, przez moment czujemy się twórcami, inwestorzy mecenasami kultury i postępu, a mieszkańcy beneficjentami nadziei na pozytywną przemianę kawałka świata wokół nich.
Pisząc i dyskutując o konkursach, najczęściej skupiamy się na trafności i nowatorstwie proponowanych w projektach rozwiązań oraz słuszności werdyktów jury. Natomiast dla nas, architektów, konkurs to przede wszystkim praca. Jeden ze sposobów pozyskiwania, a następnie realizacji zleceń. Od sposobu skonstruowania warunków samego konkursu oraz późniejszego kontraktu na projekt zależy sprawa fundamentalna — finansowe i prawne bezpieczeństwo nas i naszych pracowni. Dziwnym trafem te kwestie (najwyraźniej mniej sexy) w profesjonalnych publikacjach poruszamy znacznie rzadziej. Dlatego zaproszony do patchworku okołokonkursowych tekstów dla odmiany ten aspekt biorę na warsztat.
Można powiedzieć, że środowisko architektów od zawsze promuje konkurs jako metodę wyboru koncepcji i projektanta. Od wejścia w życie Prawa zamówień publicznych (2004) szczególnie. Konkurs stał się jedyną jakościową alternatywą dla przetargowego dyktatu najniższej ceny. Dziś znacząca większość konkursów architektonicznych to inwestycje publiczne. Skupię się zatem na nich. W ujęciu społecznym wskazujemy (my, architekci), że jest to najlepsza droga do powstawania wysokiej jakości architektury. Widzimy w tym szansę między innymi na uzyskanie godziwego wynagrodzenia za projekt oraz poprawę wizerunku architektów w społeczeństwie.
Trzeba zauważyć działania Stowarzyszenia Architektów Polskich, Izby Architektów RP oraz związanych z architekturą NGO-sów. Promocja ta rzeczywiście jest prowadzona, zarówno na szczeblu centralnym, jak i lokalnym. Poprzez konsultacje aktów prawnych, festiwale, konferencje, a także bezpośredni lobbing w instytucjach. Przykładowo w naszym szczecińskim oddziale właściwie każdy z trzynastu dotychczasowych Westivali (cykliczny festiwal architektury) poruszał te kwestie. Jego dziewiąta edycja w 2015 roku — „Wygrać Szczecin” — była w całości konkursom poświęcona (westival.pl). W rezultacie tych działań w ostatnich piętnastu latach w Szczecinie w wyniku konkursów powstało bądź jest w realizacji kilkanaście najważniejszych obiektów kultury, nauki i sportu. W tym gronie są międzynarodowo rozpoznawalne i nagradzane budynki Filharmonii Szczecińskiej i Centrum Dialogu „Przełomy”; kolejnych kilka jest w przygotowaniu. A to jedynie regionalny wycinek ogólnopolskiego tortu konkursowego. Wisienkami na nim są praktycznie wszystkie najważniejsze obiekty architektoniczne XXI wieku. Równocześnie według sprawozdania Prezesa Urzędu Zamówień Publicznych w 2019 roku było ich tylko pięćdziesiąt siedem. Zatem sukces, ale jeszcze nie do końca.
Zwłaszcza że w pogoni za ilością niestety często godzimy się na groźne kompromisy wobec zamawiających. Dopuściliśmy w ten sposób do ugruntowania toksycznych standardów naszej pracy. Świadomie piszę „my”, bo w przygotowaniu konkursów praktycznie zawsze uczestniczy ktoś spośród nas — architektów. Mimo to w zdecydowanej większości konkursów jako uczestnicy narażeni jesteśmy na konsekwencje bardzo niekorzystnych bądź wręcz groźnych dla nas zapisów regulaminów i umów: kosztochłonne zakresy prac konkursowych, odpowiedzialność za nierealny budżet inwestycji, utrata majątkowych praw zależnych w cenie nagrody, doprecyzowanie ostatecznego zakresu prac lub konieczność wnoszenia zabezpieczania należytego wykonania kontraktu. A to tylko kilka z długiej listy konkursowych grzechów głównych. Do tego jeszcze zazwyczaj mała liczba nagradzanych finansowo prac, a tym samym większe ryzyko, że startujący będą musieli dopłacić do interesu. Zatem nawet jeśli uznamy, że zwiększenie liczby konkursów jest jakimś sukcesem architektury, to niestety nie jest to jednocześnie sukces architektów.
interes publiczny, czyli czyj?
Nie chodzi o to, żeby się tu teraz użalać, tylko żeby spróbować zidentyfikować źródła tej aberracji. Jednym z nich jest opatrzne rozumienie interesu publicznego. Praktyka pokazuje, że w wydatkowaniu środków publicznych priorytetem są krótkoterminowe oszczędności budżetowe oraz zabezpieczenie instytucji (czytaj: osób je reprezentujących) przed jakąkolwiek odpowiedzialnością w przypadku zazwyczaj pojawiających się problemów. W skrócie: przerzucić ryzyko na wykonawcę, zlecić w krótkim terminie i niskiej cenie, obciążyć karami, wątpliwości rozstrzygać sądownie. Znamy to zbyt dobrze. Polityka ta jest szczególnie niewłaściwa i przeciwskuteczna przy realizacji przedsięwzięć w branżach kreatywnych. Tu za zgodny z interesem publicznym wydatek powinien uchodzić taki, który daje rozwiązania innowacyjne i zoptymalizowane pod względem długoterminowej ekonomiki wdrożenia i utrzymania. Tymczasem zasygnalizowane poniżej warunki zamówień publicznych często nie dają szans na ich powstawanie. W szerszym spojrzeniu w interesie publicznym również jest rozwój i sukces ekonomiczny lokalnych firm specjalistycznych. To właśnie on stymuluje rozwój lokalnej gospodarki.
Problem ten równie mocno dotyczy konkursów. Co po konkurowaniu jakością, gdy zwycięzca „w nagrodę” uzyskuje prawo do dobrowolnego zakucia się w dyby nierealnego budżetu, ekstremalnego terminu i grożących bankructwem kar umownych. W środowiskowych dyskusjach tematy te nie są wcale nowe. Ciekawą analizę tego problemu przeprowadziła i opublikowała w 2018 roku Małopolska Izba Architektów. SARP po długich dyskusjach uchwalił w 2019 roku nowy Regulamin Sędziów Konkursowych SARP oraz Konkursów Architektonicznych i Urbanistycznych. Relacje wielu oddziałów SARP budują obraz niekończących się walk z zamawiającymi o bezpieczne zapisy w regulaminach i umowach. Wobec ciągle dominującej rynkowo pozycji zamawiających ciężko przebić się wykonawcom z ich postulatami, zwłaszcza że linię orzeczniczą Krajowej Izby Odwoławczej można streścić następująco: „jak nie podobają ci się warunki, to nie startuj”.
kryzys — czas szukania rozwiązań
Szczególne okoliczności otwierają szczególne możliwości. Stan zagrożenia epidemiologicznego oraz widmo globalnego kryzysu powodują, że politycy wszystkich szczebli deklarują chęć wspierania przedsiębiorców. Rzadka to sytuacja, gdy interes polityczny może wymagać uwzględnienia interesu środowiska architektów.
W tych okolicznościach w szczecińskim oddziale SARP powstał pomysł, by zaproponować lokalnym samorządowcom wdrożenie szczególnego pakietu wsparcia dla branży kreatywnej. Polegać ma on na wprowadzeniu rozwiązań poprawiających warunki realizacji zamówień publicznych w tych branżach. Warto podkreślić, że rozwiązanie to nie przewiduje żadnego wsparcia finansowego. Pomoc ma polegać na uwzględnieniu specyfiki branż i ograniczeniu nieuzasadnionych kosztów i ryzyka. Będący w trakcie opracowywania program przewiduje podział rozwiązań na dwie grupy: przygotowanie założeń inwestycji oraz zasady realizacji inwestycji.
Pierwsza obejmuje: profesjonalne przygotowanie zakresu zamówienia (aby był jednoznaczny i konkretny), zapewnienie potrzebnych danych do wyceny, dobór trybu zamówienia, maksymalizację pozafinansowych (i pozaterminowych) kryteriów oceny, długości czasu uznawanego doświadczenia. Druga dotyczy głównie zapisów umowy, w szczególności: zabezpieczenia należytego wykonania kontraktu, zakresu i momentu sprzedaży praw autorskich, trybu odbioru dokumentacji, zakresu i czasu trwania rękojmi i gwarancji, zakresu i czasu sprawowania nadzoru autorskiego, generalnej symetryczności zapisów umowy.
Ważnym elementem założeń dokumentu jest wskazanie konkretnych rozwiązań ze wskazaniem korzyści z nich płynących, zarówno dla wykonawcy, jak i zamawiającego. By uniknąć zarzutów o niezgodność postulatów z PZP do udziału w przygotowaniu dokumentu zaproszono doświadczoną kancelarię prawną. Ważnym elementem programu jest uwzględnienie znaczących dla naszej branży zmian we wchodzącym w życie w 2021 roku nowym Prawie Zamówień Publicznych. Kolejnym pomysłem tej propozycji jest chęć opracowania jej we współpracy ze środowiskami reprezentującymi inne dziedziny tak zwanych branż kreatywnych, co mogłoby zwiększyć jego siłę przebicia.
W kontekście działań podejmowanych w związku z Covid-19 warte odnotowania są również działania Rady Krajowej IARP. Skierowała ona do Ministerstwa Rozwoju postulaty związane z wymaganiami PZP, w tym zniesienia wymagań dotyczących należytego zabezpieczenia kontraktu.
Zainicjowany przeze mnie projekt jest dopiero w opracowaniu, jednak zdecydowałem się podzielić jego ideą. Zainteresowanych zapraszam do kontaktu. Uważam, że działania mogące kształtować korzystne standardy warto podejmować lokalnie, szczególnie teraz, wobec tak istotnych zmian wprowadzanych przez nową ustawę PZP. Likwidacja możliwości zamówień na „architekturę” w trybie przetargu nieograniczonego oraz obowiązek organizacji konkursów architektonicznych na zamówienia o wartości powyżej tak zwanych progów unijnych to tylko główne hasła zmian. Zachęcam do ich bliższego poznania, porusza je w swoim tekście współpracujący przy projekcie mec. Piotr Mazuro. Wejście w życie nowych regulacji daje szansę na wypracowanie nowych standardów. Dlatego — jako architekci — musimy spróbować tę szansę aktywnie wykorzystać.
Tomasz MAKSYMIUK
Wrześniowy numer A&B poświęcony był konkursom architektonicznym w Polsce. Bezpłatne e‑wydanie znajdziecie tutaj.