Kliknij i zobacz jak w prosty sposób opublikować swój projekt w A&B
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Jerzy Szczepanik-Dzikowski o kondycji zawodu architekta.

25 listopada '24

Jaka jest obecnie w Polsce kondycja zawodu architekta i jaka powinna być rola SARP w kształtowaniu i podnoszeniu pozycji architekta w procesie inwestycyjnym? — pytamy Jerzego Szepanika-Dzikowskiego z JEMS Architekci.

Jeśli na kondycję zawodu spojrzeć przez jakość architektury, to bezsprzecznie ulega ona poprawie. Mam możliwość obserwacji tego zjawiska na przestrzeni kilku dekad. Nawet odrzucając prehistoryczne dokonania komunizmu, trzeba zauważyć, że ostatnie trzydzieści lat charakteryzuje stały wzrost jakości architektury. Wzrasta poziom tak zwanej masowej produkcji, z której zniknęły na przykład „pałacyki i dworki”, większe budynki coraz częściej unikają niczym nie umotywowanego zdobnictwa. Także konkursy architektoniczne owocujące niejednokrotnie wybitnymi realizacjami, a także działalność wielu prywatnych inwestorów tworzą, jak się zdaje, coraz lepszy obraz „architektonicznej produkcji”. Obserwacja ta nie jest jednak jedynie optymistyczna — ohydy i brzydoty powstaje w Polsce nadal mnóstwo, a dodawanie do beczki dziegciu coraz więcej łyżek miodu nie zmienia smaku w satysfakcjonującym stopniu. Co więcej, spoglądanie na kondycję zawodu wyłącznie poprzez poziom architektonicznej produkcji jest o tyle fałszywe, że trzydzieści lat temu szorowaliśmy po dnie, a jest to poziom, z którego dźwigać się jest stosunkowo łatwo. Jeśli spojrzymy na dokonania polskiej architektury na tle rozwiniętych krajów zachodu i wschodu, to ocena nie wypada najlepiej, a przynajmniej niejednoznacznie. Współczesna architektoniczna produkcja nie radzi sobie ani z przedmieściami miast, ani z zabudową przemysłową i magazynową, ani we Francji, ani w Hiszpanii, ani we Włoszech, ale kultura i krajobraz w większości krajów przychodzą na ratunek. Tam, gdzie nie są zbyt silnie obecne, rzeczywistość skrzeczy. Każdemu polskiemu architektowi, który chce sobie poprawić samopoczucie, polecam wycieczkę doliną Padu, gdzie poczynań architektonicznych nie krępują urokliwe miasteczka czy szpalery cyprysów — jest brzydko jak na Mazowszu (choć płoty niższe). Mam głębokie przekonanie, że kłopoty z zagospodarowaniem naszego kraju nie są szczególne, są podobne jak w całym świecie „gospodarczego sukcesu”.

PARK AKCJI BURZA

PARK AKCJI BURZA — proj.: topoScope oraz Archigrest, 2023 rok

fot.: Krzysztof Babicki © Zarząd Zieleni m.st. Warszawy


W środowisku architektów polskich od lat słychać głosy odalece niesatysfakcjonującej kondycji zawodu, zmniejszaniu się roli architektazwiększaniu się jego odpowiedzialności. Źródeł tego stanu rzeczy upatruje się przede wszystkim w złym i nieprecyzyjnym prawie, które sytuuje architekta w niewłaściwym miejscu i nie przyznaje mu stosownych prerogatyw. W wieloletnich niesprawiedliwych i nierównych bojach o lepsze przepisy nie odnieśliśmy wyraźnych sukcesów. Warto zatem, zamiast z uporem tłuc głową w mur, zastanowić się nad przyczynami naszych niepowodzeń, w nadziei, że rozpoznanie tego stanu rzeczy pozwoli nam na efektywniejsze działanie. Być może też nie w prawie tkwi główna przyczyna.


Sięgam pamięcią wstecz, jak daleko potrafię, i rysuje mi się niezmiennie ten sam obraz architekta kreowany najpierw przez uczelnię, potem pielęgnowany w środowisku i uświęcony w SARP. Obraz architekta demiurga, architekta wyroczni wsprawach piękna, architekta, który posiadł pełną wiedzę ożyciu ludzi ispołeczeństw, którym zakreśla ramy, wjakich mają żyć izażywać swobody, pod warunkiem że poza te ramy nie wykroczą. Takiemu architektowi należny jest szacunek z racji tego, że z dumą dźwiga ciężar bycia architektem. Jakkolwiek ten opis może wydać się przesadzony lub krzywdzący, twierdzę, że mentalny profil architekta ma istotny wpływ na jego zawodowe działania, zdolność zrozumienia rzeczywistości i klienta. Rzecz jasna sama potrzeba, chęć tworzenia, wrażliwość na piękno czy wiedza o człowieku i społeczeństwie są jak najbardziej pożądane. Kiedy w postawach zawodowych ciekawość i chęć współdziałania dominują przekonanie o własnej potencji, zapobiegają wynaturzeniom.

PARK AKCJI BURZA

PARK AKCJI BURZA — proj.: topoScope oraz Archigrest, 2023 rok

fot.: Krzysztof Babicki © Zarząd Zieleni m.st. Warszawy


Musimy też przyjąć do wiadomości, że żyjemy wświecie, wktórym celem jest masowa produkcja, sprzedaż, ilość izysk. Masowość nie znosi indywidualności. Nasze kreacyjne tęsknoty zderzają się z potrzebami człowieka czasów makdonaldyzacji (aby użyć terminu George”a Ritzera) ukształtowanego przez mody, lansowane trendy, reklamy, człowieka sformatowanego przez konsumpcję i na jej potrzeby. W konsekwencji oczekiwany przez użytkownika produkt ma być w możliwie największym stopniu zestandaryzowany, poczynając od funkcji, przez rozmiar, a na technologii produkcji kończąc. Stały wzrost wymaga uniformizacji, typizacji i standaryzacji, co w miarę postępu w naturalny sposób ogranicza pole swobody w kreacji i podważa zasadność odwoływania się do piękna. Konflikt między masową produkcją a naszym zawodem, zdefiniowanym jako zawód twórczy, jest immanentnie wbudowany w dzisiejszą rzeczywistość. O ile w tworzeniu obiektów unikalnych, którymi są w pewnym stopniu budynki użyteczności publicznej (muzeów, bibliotek, teatrów czy sal koncertowych), można jeszcze mówić o kreacji, czyli o architekturze w dotychczasowym jej rozumieniu, o tyle masowa produkcja deweloperskich inwestycji mieszkaniowych czy biurowych, gdzie rynek wymaga najdalej posuniętej uniformizacji, bardziej przypomina powielanie niż tworzenie. Co gorsze, wymagania standardów technicznych i często absurdalne wymagania przepisów i procedur czynią tę produkcję niezmiernie uciążliwą, a zatem głęboko niesatysfakcjonującą. Wraz z „rozwojem” i upływem czasu zawód nasz ulega daleko idącym przekształceniom, czego miarą jest na przykład oczywisty fakt, że działający zaledwie kilkadziesiąt lat temu architekci, tacy jak Carlo Scarpa, Sigurd Lewerentz, Alvar Aalto czy Hans Scharoun, nie mieliby czego szukać na dzisiejszym rynku. Pniewskiego, Gutta czy Świerczyńskiego rynek też by nie docenił. Właściwe im podejście do architektury, które jest stale obecne w naszym stosunku do uprawiania zawodu, jest dzisiaj źródłem powszechnej zawodowej frustracji. W uproszczeniu, współczesny architekt ma do wyboru dwie drogi: jedną jest specjalizacja w kierunku produkcji dokumentacji, drugą twórczość w małej skali nakierowana na rynkową niszę, w której oczekiwana jest kreatywność, wrażliwość i umiejętność ich przełożenia na wymogi realizacji. Drogę pośrednią są w stanie wybrać tylko niektórzy zarabiający produkcją masową na możliwość finansowania konkursów, a dalej wykonania i niejednokrotnie dopłacania do projektów obiektów użyteczności publicznej. Dopłacania, bo poziom honorariów w sferze zamówień publicznych jest daleki od satysfakcjonującego.


W całej tej konfliktowej sytuacji na podkreślenie zasługuje fakt, że pierwszą potrzebą masowego odbiorcy nie jest zaspokajanie jego wrażliwości na piękno. Oczekuje on przede wszystkim produktu materialnego i wymiernego, co więcej, zgodnego z narzuconymi przez wymagania konsumpcji standardami i modami. Stąd też architekt wkraczający w strefę niemierzalnej wrażliwości zwykle konstatuje, że samotnie kroczy po polu minowym starannie obsadzonym przez przepisy, normy, wymagania dewelopera, czemu bezpośredni użytkownik jego architektury przygląda się obojętnie, jeśli nie wrogo. W konsekwencji środowisko architektów (nie tylko w Polsce) funkcjonuje w dość szczelnie zamkniętej bańce, w której jego członkowie upatrują źródła satysfakcji w publikacjach przeglądanych i czytywanych przez ich kolegów, w nagrodach przez ich kolegów przyznawanych czy w spotkaniach i sympozjach, w których ich koledzy uczestniczą. Nie chodzi więc o to, ile dobrych domów udało się zbudować, o czym wspomniałem na wstępie, ale o to, czy poza nami samymi ktoś jeszcze je zauważa. Twierdzę bowiem, że w obecnej dobie kondycja naszego zawodu nie może ulec poprawie tak długo, jak długo pozostanie on niezrozumiały. A taki jest zawód architekta, którego wyobrażenie, my, architekci, hodujemy w sobie.

PARK AKCJI BURZA

PARK AKCJI BURZA — proj.: topoScope oraz Archigrest, 2023 rok

fot.: Krzysztof Babicki © Zarząd Zieleni m.st. Warszawy


Nie ma żadnej prostej recepty na zmianę tego stanu rzeczy. Nie jest on przez kogokolwiek wykreowany, lecz jest wynikiem procesów o zasięgu globalnym, na które nie mamy wpływu. Na trudną sytuację zawodu narzekają jednakowo architekci w wielu krajach świata i można, jak się wydaje, łączyć te utyskiwania z poziomem rozwoju ekonomicznego i technologicznego postępu. Ale wyżej wskazane procesy dewastujące nasz zawód nie są jedyne. Pomimo ich nacisku w świecie architektonicznym żywa jest twórczość. Trzeba mieć nadzieję, że ludzkość, a wraz z nią architekci, nie zostanie zamknięta w bezdusznej bańce konsumpcji. Nie ma sensu przeciwstawianie się nurtowi rwącej rzeki, ale odkładanie wiosła nie przybliża nas do brzegu. Co więcej, trzeba rozumieć rzekę, aby w niej płynąć. Naszemu zawodowemu środowisku należy się głęboka refleksja nad rolą i funkcją zawodu. Z jednej strony musimy mieć świadomość potrzeb konsumentów naszych domów, z drugiej nie możemy odrzucić pozautylitarnej funkcji architektury. Zdanie Friedricha Georga Jüngera „ludzie urodzeni jedynie po to, aby spożywać, wyłączni konsumenci, nie będą w stanie stworzyć bogactwa” dotyczy także nas. Produkowanie tylko dla konsumowania jest zubożaniem.


Jeśli więc dostrzegamy dzisiaj głęboko niesatysfakcjonującą kondycję naszego zawodu, jeśli zmagamy się codziennie ze złym naszym zdaniem prawem, z rosnącym zakresem odpowiedzialności, z procedurami, z ograniczającymi nasze pole decyzyjne umowami i tak dalej, to winniśmy dostrzec, że dobrego dla nas prawa, właściwych procedur i szanujących nas umów nie uchwalą i nie podpiszą ludzie niedostrzegający wartości naszego zawodu. Nie znaczy to jednak, że przyczyna leży poza naszym środowiskiem. Uważam, że jedyną wartością istotną w dalszej perspektywie jest jakość uprawiania naszego zawodu — nie ta gwarantowana z mocy przepisów i umów, ale ta, której one nie ujmują, wiążąca się z autentyczną twórczością. Powinniśmy być dobrymi architektami, a w konsekwencji cenionymi architektami. To zadanie dla naszego środowiska na lata. Jeśli ktoś zechce zauważyć, że to nic nowego, będzie miał oczywiście rację, ale trzeba też przyznać, że działalność SARP i Izby Architektów w ostatnich latach w coraz mniejszym stopniu zdaje się na tę jakość zorientowana. Nie wystarczy zabiegać o konkursy, nie wystarczą wystawy i dyskusje, póki będą nakierowane na nas samych. Problemem naszego środowiska dzisiaj wydaje się izolacja. To, o co architekci powinni zabiegać, to bycie partnerami dla innych środowisk intelektualnych i twórczych. Architektura w jej warstwie pozautylitarnej jest sprawą wszystkich. Aby tak jednak się stało, sprawy innych winny stać się sprawami środowiska architektów. Budowanie formalnych i nieformalnych relacji z instytucjami i ludźmi świata sztuki, kultury i nauki winno być jednym z podstawowych zadań.


We wstępie do badania kondycji psychicznej w środowisku akademickim architektury w Polsce, przeprowadzonego na przełomie lat 2023 i 2024 na kilkunastu najważniejszych uczelniach kształcących architektów znajdujemy następujące zdania: „chciałabym, aby środowisko było mniej toksyczne i bardziej otwarte na zmiany”, „całe środowisko architektury w Polsce jest dosyć depresyjne” [por. A&B 06/2024, s. 92-97]. Jest to wprawdzie jednostkowa opinia, ale wypada się z nią zgodzić, jest też objawem rozczarowania. Rozczarowanie to pogłębi się zapewne wraz z wkroczeniem do zawodu. W tym samym badaniu ze stwierdzeniem „zawód architekta jest wyjątkowy — na architektach ciąży wyjątkowa odpowiedzialność” zgadza się 76,4 procent pracowników akademickich i 86,7 procent studentów. Jak się wydaje, przekonanie o „posłannictwie” architekta jest krzewione przez kadrę nauczającą na uczelniach, a może także żyje w społeczeństwie jako swego rodzaju mit założycielski naszego zawodu.


Dla przyszłych adeptów zawodu jego obraz winien być nakreślony z pełną szczerością, podobnie jak jego wyzwania. Potrzebujemy bowiem w naszym zawodzie osób, które te wezwania gotowe są podjąć. To właśnie rozczarowanie sprawia, że nasze środowisko jest „dosyć depresyjne”. Twierdzę, że możliwie ścisła współpraca uczelni i organizacji architektonicznych jest jednym z koniecznych warunków budowania świadomości młodzieży architektonicznej, a to niezaprzeczalnie służy budowaniu pozycji naszego zawodu.
Tekst ten oparzony jest kilkoma ilustracjami realizacji, które niosą w sobie czułość i wrażliwość — te najbardziej niezbędne i niezbywalne wartości architektury.

Jerzy SZCZEPANIK-DZIKOWSKI

JEMS Architekci

więcej: A&B 09/2024 – MIASTO, ARCHITEKTURA, KAPITALIZM,
pobierz bezpłatne e-wydania A&B 

Głos został już oddany

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE