1.
W naszej beskidzkiej chałupie w jednym z pokoi lub raczej izb znajduje się specyficzna biblioteka. Jest to wcale niemały zbiór dość starych lub bardzo starych książek przeżywających swoją spokojną emeryturę. Jako że bardzo lubię książki i nigdy ich nie wyrzucam, w naszym miejskim mieszkaniu z czasem zgromadził się zbiór książek, których już nikt nie czyta, ani też do nich nie powraca i do nich nie zagląda. Książki te, o ile można to tak określić, deportowane są na wieś, gdzie leżąc na bibliotecznych półkach, dopełniają nieco nostalgiczny klimat chałupy. Książki te pokrywają się kurzem, pajęczynami i od czasu do czasu trzeba je przewietrzyć, żeby nie stały się ofiarami pleśni lub myszy.
Przerzucając je niedawno, natknąłem się na ciekawą pozycję. To stary, jeszcze sprzed I wojny światowej modlitewnik w formacie in folio prawdopodobnie po moich lub żony dziadkach, noszący zresztą ślady częstego użytkowania. Interesujące, że okładkę tego modlitewnika zdobią ryciny gotyckich detali, a nie secesyjnych motywów adekwatnych do czasu jego druku. Czyżby uznano już ponad sto lat temu, że architektura i plastyka utraciły swój wymiar duchowy? Większość modlitw z wyjątkiem nielicznych przypadków zmiany pisowni nie różni się od dzisiejszych. To zresztą ciekawy i ważny element stabilności i trwałości w przeciwieństwie do innych szybko przemijających pisanych tekstów.
Przeglądając ten modlitewnik, natknąłem się jednak na zbiór modlitw określonych w tytule tego rozdziału „aktami strzelistymi”. To zbiór dwudziestu jeden krótkich modlitw pisanych nieużywanym dzisiaj językiem, pełnych patosu i emfazy, egzemplifikujących oddanie i uwielbienie. Składają się one z siedmiu aktów uwielbienia, siedmiu aktów przebłagalnych i siedmiu aktów próśb i zawierzeń. Mimo że tradycja „aktów strzelistych” jest długa, ich język, tak bardzo odmienny od dzisiejszego pełnego natłoku informacji, powoduje ambiwalentne odczucia. Z jednej strony przywołują niegdysiejszą religijność społeczeństw, z drugiej pokazują, jak zmienił się dzisiejszy świat, a tym samym dyskurs i język. Patrząc z nieco innej strony to bardzo ciekawy dokument zmian zachodzących w mentalności społecznej, chociaż rodzi się pytanie, jaki wpływ miało odmawianie tych modlitw na codzienne życie ówczesnych ludzi? Ponownie odłożony na wiejską półkę modlitewnik zapadł pewnie w kolejny sen, zresztą 100-letnia chałupa to na pewno bardzo dobre dla niego miejsce. W biegu codziennych wydarzeń zresztą dość szybko o nim zapomniałem.
2.
Parę tygodni temu otrzymałem książkę wydaną przez Bibliotekę Śląską pod redakcją prof. arch. Magdaleny Żmudzińskiej Nowak „Tadeusz Barucki, architekt – podróżnik – badacz”. Ta ciekawa monografia zmarłego w 2022 roku architekta Tadeusza Baruckiego jest pokłosiem benefisu zorganizowanego w jego 100-lecie urodzin przez Bibliotekę Śląską we współpracy z organizacjami i środowiskiem śląskich architektów. Niestety było to ostatnie spotkanie z Tadeuszem Baruckim, nie tylko jak podano w tytule architektem, podróżnikiem i badaczem, ale wręcz instytucją, której wieloletni tytaniczny wysiłek miał ogromny wpływ na środowisko polskich architektów. Chyba nie ma w tym kraju architekta, który nie zetknął się z działalnością Tadeusza Baruckiego, a jego wpływ na upowszechnianie architektury świata w polskim środowisku jest trudny do przecenienia.
Czytając i przeglądając tę monografię, przypomniałem sobie starszą książkę Tadeusza Baruckiego „Architekci polscy o architekturze 1902-2000” (Wydawnictwo Salix alba, 2009) ze względu na mały format odłożoną gdzieś w bibliotece w drugim rzędzie i dawno nieprzeglądaną i czytaną. Odkurzona po paru latach książka, będąca podsumowaniem wieloletniej pracy Tadeusza Baruckiego obejmuje wypowiedzi ponad czterystu polskich architektów urodzonych pomiędzy 1844 a 1983 rokiem. To ogromne przedsięwzięcie zrealizowane przez Tadeusza Baruckiego w wyniku spotkań z większością żyjących polskich architektów i ich krótkimi przemyśleniami, a w przypadku starszych już nieżyjących architektów ich archiwalnymi wypowiedziami, niewątpliwie obrazuje idee, które zaprzątały uwagę polskiego środowiska architektów przez ponad ostatnich 120 lat.
Pamiętam jego wizytę na Śląsku paręnaście lat temu. Było to — przynajmniej dla mnie, a sądzę, że dla dużej liczby archiektektek i architektów — ważne przeżycie, zmuszające do krótkiej, ale pisemnej wypowiedzi będącej indywidualnym swoistym credo drogi zawodowej.
Te krótkie wypowiedzi mają zarówno indywidualny charakter, jak i stanowią interesującą całość poglądów, które mogą stanowić swoistą „Summa theologiae” współczesnej architektury polskiej. Gdyby spróbować wyrobić sobie pogląd na temat współczesnej rodzimej architektury na podstawie tej książki to byłby to obraz niemal rajsko anielski, wypełniony szlachetnymi intencjami i wzniosłymi ideami. Jednak ten jakże chwalebny werbalny obraz naszej architektury, nieuchronnie konfrontowany poprzez naszą wiedzą o realnych dokonaniach, które ukształtowały naszą przestrzeń w całym ubiegłym wieku, nie jest już niestety tak niebiański.
Chyba podobnie jak religijne „akty strzeliste” żyjące własnym życiem i prawdopodobnie mające niewielki wpływ na realne życie i postępowanie ludzi, tak można odnieść wrażenie, że idee zaprezentowane w książce Tadeusza Baruckiego funkcjonowały w oderwaniu od rzeczywistości niczym jakieś niematerialne duchy będące poza realnym światem wznoszonej architektury. Dla mnie najciekawsze było jednak spotkanie z Tadeuszem Baruckim podczas Kongresu Architektury Polskiej w Białymstoku w 2008 roku. Szkoda zresztą, że zaniechano organizowania takich wydarzeń będących płaszczyzną wymiany intelektualnej i merytorycznej naszego środowiska. Tadeusz Barucki przedstawił wówczas wykład poświęcony architekturze nazwanej przez niego wernakularną, chociaż być może lepszą nazwą byłaby architektura samorodna powstająca w różnych częściach świata bez udziału profesjonalnych architektów. Jak różna jest ta architektura o ogromnym ładunku autentyczności i oryginalności realizowana przez lokalne społeczności, wyrastająca wprost z równowagi pomiędzy lokalną kulturą i naturą od naszej profesjonalnej architektury podlanej wątpliwej jakości ideowym sosem naszych twórców, łącznie z moją wypowiedzią. Może to jest zapomniana, funkcjonująca gdzieś na peryferiach naszego świata recepta na tworzenie wartościowej architektury, zamiast wymyślania kolejnych aktów strzelistych.
Akty strzeliste
© Piotr Średniawa
3.
Zarówno książki, jak i czasopisma czytam dość szybko, jednak w miarę z dużą uwagą. Czasami jednak zmuszony jestem przeczytać niektóre akapity ponownie, a mimo to nadal mam kłopoty ze zrozumieniem fragmentów tekstów. Taki przypadek zdarzył mi się podczas lektury październikowej A&B z 2022 roku poświęconej tematyce zdrowego miasta. Zamieszczone zostały w tym numerze, w artykule „Jeśli nie zdrowe, to co ?”, wypowiedzi rzeczników miast na temat podejmowanych działań odpowiadających na obecne wyzwania. Zadano następujące pytania „Jak zmienia się perspektywa planowania i zarządzania miastem po pandemii i jakie rozwiązania należy wdrożyć, aby stymulować pozytywne zmiany?” Oto niektóre z tych wypowiedzi:
Kraków
Z pewnością można mówić o zauważalnym wpływie zmian klimatycznych, demograficznych, ekonomicznych czy też postępu technologicznego na prowadzenie polityki miejskiej. Rozwiązania przyjęte w ramach prowadzonych obecnie prac nad nowym Studium — dokumentem określającym politykę przestrzenną gminy — muszą podążać za tymi zmianami. Z tego powodu będą uwzględniały wyzwania i problemy związane z adaptacją do zmian klimatu oraz procesami suburbanizacynymi.
Poznań
Dla sprawnego zarządzania Miastem należało podjąć wiele działań, wdrożyć nowe, dotąd w niewielkim stopniu wykorzystywane sposoby pracy i komunikowania się, ale też rozwinąć już istniejące rozwiązania organizacyjno-zarządcze.
Gdańsk
Pandemia uświadomiła nam, jak istotne jest kształtowanie miasta zwartego, a jednocześnie zielonego. Okresy obostrzeń przyczyniły się także do zacieśnienia lub wręcz odtworzenia tradycyjnych więzi sąsiedzkich [...].
Łódź
W ramach najważniejszych wyzwań w zakresie planowania i zarządzania na poziomie strategicznym uznano konieczność adaptacji do zmian klimatu oraz ograniczenia zagrożeń dla środowiska, dążenia do neutralności klimatycznej, rozwoju infrastruktury podnoszącej konkurencyjność, atrakcyjność inwestycyjną i warunki życia w mieście, przeciwdziałania negatywnym skutkom procesów demograficznych, rozwoju i wsparcia kapitału ludzkiego oraz społecznego, a także wzrostu innowacyjności oraz zwiększenie efektywności zarządzania Miastem (w tym finansowania działań rozwojowych) oraz współpracy między sąsiednimi samorządami terytorialnymi i między sektorami.
Wrocław
Systemowe podejście do odporności miasta i jego otoczenia [...] wyrażone jest w dokumentach strategicznych skoncentrowanych na adaptacji do zmian klimatu, rozwoju przestrzennym, gospodarczym i społecznym. Wszystkie one wskazują na konieczność rozwoju miasta zwartego, miasta krótkich odległości, miasta piętnastominutowego, w którym wszystkie potrzeby — pracę, zakupy, naukę i rozrywkę — zaspokoimy w odległości krótkiego spaceru lub jazdy rowerem od domu.
Doprawdy trudno z powyższych cytatów zrozumieć oprócz wzniosłych intencji rzeczywiste konkretne działania. Można zarzucić, że są to cytaty wyrwane z kontekstu, jednak pozostała część tekstów też niewiele wyjaśnia. To kolejne już jak najbardziej współczesne „akty strzeliste” tym razem pełne obowiązującej poprawności politycznej związanej z deklaracjami o walce ze zmianami klimatu i konieczności transformacji w kierunku błękitno-zielonej infrastruktury. Niestety z dużym prawdopodobieństwem dokumentują one tylko rozziew pomiędzy deklaracjami a realnymi podjętymi działaniami, nie mówiąc o rezultatach.
4.
Te deklaracje wpisują się tak w stary modlitewnik, jak i wypowiedzi zanotowane przez Tadeusza Baruckiego, niechcący kontynuując tradycję „aktów strzelistych”. Jak widać jako społeczeństwo mamy od dawna skłonność do konstruowania werbalnych deklaracji mających niewiele wspólnego z realnym działaniem niezależnie tak od czasu, jak i panującego ustroju.
Z głębokiej już przeszłości zawodowej pamiętam taki epizod. W drugiej dekadzie gierkowskiej prosperity oczywiste stało się, że narzucane odgórnie obligatoryjnie plany inwestycyjne są zupełnie nierealne w stosunku do możliwości. Na jednej z narad dotyczących realizacji na Śląsku ogromnego osiedla wielkopłytowego w ramach planów realizacji tak zwanych KBM, czyli koncentrowanego budownictwa mieszkaniowego, dyrektor ówczesnego zjednoczenia zadał pytanie dyrektorowi jednego z kombinatów budowlanych:
— Jak zamierzacie towarzyszu dyrektorze zrealizować to trudne zadanie?
Po czym dyrektor kombinatu bez wahania udzielił takiej wysoce profesjonalnej odpowiedzi:
— My to towarzyszu dyrektorze zrealizujemy metodą DO–RO.
Wyjaśniając DO–RO to oficjalny „akt strzelisty” tamtej epoki, będący skrótem wyrazów „Dobra Robota”. Ten „akt strzelisty” będący zawołaniem ówczesnej ekipy partyjno-rządowej miał na celu kamuflaż werbalny, przesłaniający coraz większą niewydolność minionego systemu.
Minęło od tej epoki prawie pięćdziesiąt lat, a od najstarszych wypowiedzi minionego pokolenia architektów z książki Tadeusza Baruckiego prawie sto, a my nadal tworzymy kolejne „akty strzeliste” z jakąś naiwną wiarą w samospełniającą się sprawczą moc słowa. Tak jak ja odnalazłem stary modlitewnik, pewnie za sto lat ktoś nękany na przemian upałami, suszami i powodziami odnajdzie wypowiedzi naszych samorządowców i nas architektów o walce ze zmianami klimatycznymi i błękitno-zielonej transformacji i będzie zastanawiał się, o co nam wtedy chodziło i jaki był sens budowania takich osobliwych konstrukcji werbalnych.