Oglądaj spotkania LIVE z pracowni podczas jesiennej edycji Festiwalu Otwartych Pracowni Architektonicznych 2024
Oglądnij LIVE-wideo z pracowni biorących udział w jesiennej edycji Festiwalu Otwartych Pracowni Architektonicznych 2024 YouTube A&B Facebook A&B Festiwal Otwartych Pracowni Architektonicznych - jesień 2024
 
timer
 
timer
timer
START o 13!
DZISIAJ o 13.00
TRWA LIVE!
AFTERPARTY!
expand
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Czar Nowego Jorku – reportaż Angeliki Andrzejewskiej

10 sierpnia '22

„Big Apple” okiem architektki, interior designerki oraz entuzjastki NYC

Kiedy przeprowadzałam się do Nowego Jorku dokładnie rok temu, nie przypuszczałam jeszcze, że aż tak bardzo mi się tu spodoba. Wydaje się to dziwne, z racji wykonywanego przeze mnie zawodu architekta. Przecież Manhattan to raj dla wszystkich ekscentryków zakochanych w budynkach. Skąd wiec ten sceptycyzm z mojej strony?

dane statystyczne mrożące krew w żyłach

Analizując dane statystyczne, można się przerazić. Zatem zacznijmy od suchych faktów dla wszystkich lubiących cyferki. Populacja Manhattanu w bieżącym roku wyniosła 1 631 990 mieszkańców i wciąż rośnie. Powierzchnia samej wyspy to ok. 60 km², co daje nam gęstość zaludnienia w postaci 27 200 os./km². W tygodniu liczba ta wzrasta do 3 900 000 osób (w tym dojeżdżający do pracy z sąsiednich dzielnic: Brooklyn, Bronx, Queens i Staten Island oraz stanu New Jersey), co daje nam niewyobrażalną już liczbę 65 000 os./km² (dane według worldpopulationreview.com). Dla porównania, w Warszawie liczba ta wynosi skromne 3 500 os./km².

Szczyty budynków Hudson Yards zanikające w chmurach

Szczyty budynków Hudson Yards zanikające w chmurach,
proj.: Foster + Partners, Roche-Dinkeloo, Kohn Pedersen Fox, Skidmore, Owings and Merrill Kohn

© archiwum Angeliki Andrzejewskiej

działania architektoniczne zapierające dech w piersiach

Nowy Jork można opisać jednym słowem: TEMPO. Dotyczy to nie tylko sposobu życia i funkcjonowania mieszkańców, czy też powszechnej tu choroby zwanej pracoholizmem, ale również zmieniającej się nieustannie architektury.

Zacznę od bardzo dobrze znanego mi miejsca, w którym aktualnie znajduje się design studio, w którym pracuje — Hudson Yards (Diller Scofidio + Renfro — główny architekt i konstruktor, Rockwell Group’s — główny arch. wnętrz, Kohn Pedersen Fox, Thomas Heatherwick — założenie urbanistyczne, Foster + Partners, Roche-Dinkeloo — 50 Hudson Yards, Kohn Pedersen Fox — 55 H.Y.,30 H.Y., Skidmore, Owings and Merrill Kohn — 35 H.Y.). Jest to nowo powstały na mapie wyspy kompleks wieżowców, ze świetnie zaadaptowaną przestrzenią publiczną, na poziomie ziemi (łatwo dostępną dla wszystkich spacerujących po mieście, niekoniecznie tylko tych galopujących w międzyczasie do swojego biura na „x” piętrze jednej ze szklanych wież). Plac otwiera się na Hudson River od zachodu, z sąsiednim stanem New Jersey w tle, od południa natomiast rozpoczyna on trasę High Line'u (James Corner, Diller Scofidio + Renfro — główni architekci, Piet Oudolf — architekt krajobrazu). W samym jego sercu stoi rzeźba miejska schodów prowadzących donikąd — słynne Vessel (arch. Thomas Heatherwick).

Vessel wśród szklanych wieżowców

Vessel wśród szklanych wieżowców,
proj.: Thomas Heatherwick

© archiwum Angeliki Andrzejewskiej

To, jak to miejsce zmieniło się, od kiedy dziesięć lat temu rozpoczynały się prace renowacyjne, jest po prostu niebywałe. Nowojorczykom udało się w tak krótkim czasie stworzyć powalające swoim rozmachem miasto w mieście z zupełnie nowym, unikalnym skylinem. Dla porównania skali tego projektu, którego obszar to ok. 27 ha, na mapie Warszawy jest to teren całego Placu Defilad (ulice Marszałkowska — Świętokrzyska — Emilii Plater — Al. Jerozolimskie).

High Line

High Line,
proj.: James Corner, Diller Scofidio + Renfro, Piet Oudolf

© archiwum Angeliki Andrzejewskiej

Wchodząc na High Line i spacerując tym jedynym w swoim rodzaju, podniesionym dziewięć metrów nad ziemią, linearnym parkiem powstałym na trasie nieczynnych od lat torów kolejowych, dojdziemy do kolejnego ciekawego kawałka miasta — Meatpacking District. Najciekawsze w nim jest to, że dziś stanowi on jedną z droższych i bardziej luksusowych dzielnic miasta, a jeszcze w latach 90. ubiegłego stulecia, wypełniony był po brzegi rzeźniami i zakładami produkcji mięsa (stąd też nazwa).

Charakterystyczny budynek na jednym z powtarzających się często w Meatpacking District trójkątnych placów

Charakterystyczny budynek na jednym z powtarzających się często w Meatpacking District trójkątnych placów
(Little Flatiron Building, 675 Hudson St.)

© archiwum Angeliki Andrzejewskiej

Ulica Gansevoort Street, na której dziś designerskie butiki, salony luksusowych aut i restauratorzy z gwiazdkami Michelina biją się o lokalizację swojego biznesu, pamięta jeszcze całkiem niedawno wiszące na każdym rogu tusze świń i płynącą rynsztokami ulicy krew. Zapach surowego mięsa, wiszącego nad głowami przechodniów, udało się w tym miejscu z sukcesem zamienić na zapach idealnie usmażonego medium-rare steka.

Francuska restauracja na Gansevoort Street wypełniona turystami

Francuska restauracja na Gansevoort Street wypełniona turystami,
proj.: Richard H. Lewis Architect

© archiwum Angeliki Andrzejewskiej

Odchodząc już od tematów kulinarnych, muszę wspomnieć o jednym z najbardziej udanych i jednocześnie najtrudniejszych do zaprojektowania pod względem interpretacji tematu — miejsca kontemplacyjnego — mowa o memoriale Ground Zero (Studio Daniel Libeskind — master plan, David Brody Bond — podziemny Memorial Museum, SNØHETTA — Visitor’s Pavilion, Skidmore, Owings&Merrill — One World Trade Center). Dlaczego uważam, że temat ten jest ciężkim wyzwaniem dla architekta? Ponieważ nie ma jednego wzorca ani szablonu, który wskazałby jak poprawnie zaprojektować miejsce, mające upamiętnić tak żywe w pamięci każdego nowojorczyka (oraz każdego, który przeżył pamięcią ten dzień) tragiczne wydarzenia z września 2001 roku, jednocześnie mając za zadanie wygaszenie emocji i wprowadzenie w stan kontemplacji, ciszy i zamyślenia, ludzi odwiedzających to miejsce. Tym bardziej, gdy jest ono położone w samym sercu betonowej dżungli.

Wodospad bez dna — Ground Zero

Wodospad bez dna — Ground Zero,
proj.: Studio Daniel Libeskind, David Brody Bond, SNØHETTA

© archiwum Angeliki Andrzejewskiej

A jednak architekci, z pomocą urbanistów i tym razem podołali zadaniu. Odpowiedź w postaci dwóch zagłębionych w ziemi wodospadów, z nieustannie przelewającą się wodą w miejscu, w którym stały dwie pamiętne wieże, to rozwiązanie niemalże bezbłędne. Szum wody wycisza szum ruchliwych ulic i tym samym pomaga w uspokojeniu myśli. W jakimkolwiek miejscu na placu nie staniemy, nigdy nie ujrzymy dna, do którego spływa woda. To metafora pustki, która pozostaje w sercu po utracie najbliższej osoby. Aby się przekonać jak na odbiór tego miejsca działa ten symboliczny zabieg architektoniczny, trzeba co najmniej raz w życiu stanąć na Ground Zero i wbić swój wzrok w tę szczególną pustkę.

Na każdym choć trochę zainteresowanym przestrzenią, w której się znajduje, po której się przemieszcza i w której funkcjonuje, te przykłady kompletnej transformacji urbanistyczno-architektonicznej robią nieprzeciętne wrażenie. Natomiast dla architekta, stanowią inspirację i potwierdzenie tezy, że wszystko da się architektonicznie zrealizować. Także szukanie wymówek zostawmy tym, których wizje zmian bardziej przerażają, niż motywują do poprawy istniejących warunków.

Plakat na wejściu do Chelsea Market, nawiązujący do niedawnej przeszłości dzielnicy

Plakat na wejściu do Chelsea Market, nawiązujący do niedawnej przeszłości dzielnicy,
proj.: Albert G Zimmerman, Louis N Wirsching Jr, Vandeberg Architects

© archiwum Angeliki Andrzejewskiej

zawód niedający zmrużyć oka

Czyli odpowiednia profesja w odpowiednim miejscu. Skoro i tak nikt tu nie śpi, przynajmniej czas wykorzystywany jest w stu procentach. Muszę przyznać, że nawet efektywność związana z produktywnością tego czasu utrzymuje się na zaskakująco wysokim poziomie. Tak po prostu działa energia tego miasta. Innym pytaniem jest natomiast na jak długo starcza, ale to będę w stanie stwierdzić dopiero za parę, paręnaście czy parędziesiąt lat.

A mimo to kocham to, co robię. Na Manhattanie naprawdę można poszaleć z kreatywnością. Standardowy budżet klienta, którego w pierwszej kolejności stać na architekta, znacznie przewyższa średnią reszty świata, w tym mojej ukochanej Polski. Nie ma natomiast, nic bardziej satysfakcjonującego dla architekta niż wolność w projektowaniu, która rozwija, daje poczucie spełnienia i co nie mniej ważne, sprawia niesamowitą radość.

Dodatkowym bonusem tego zawodu jest to, że można go wykonywać tak długo, jak tylko się tego chce. Przecięty nowojorczyk żyje znacznie dłużej niż pozostali mieszkańcy Stanów Zjednoczonych, więc wygląda na to, że i pod tym względem wszystko przemawia na korzyść wyboru tej właśnie ścieżki zawodowej w tym właśnie miejscu.

***

Podsumowując, dla szukających minusów Nowego Jorku lista jest nieskończona. Zaczynając od nieziemsko wysokich kosztów wynajmu mieszkań, utrzymania, spędzania wolnego czasu, poprzez godziny spędzone w metrze (często zmieniającym swoje trasy i zatrzymującym się w podziemnych korkach, a także wypchanym po brzegi nowojorczykami, turystami i jeszcze większą ilością turystów), naziemne korki, opłaty parkingowe odstraszające wszystkich poruszających się po mieście własnym autem, wariackie tempo życia (bo przecież wiadomo, time is money) oraz pogoń za dolarem (bo znowu, time is money) w duchu jakże prawdziwie amerykańskiego konsumpcjonizmu.

A jednak można się przyzwyczaić, zaakceptować, a na końcu nawet pokochać ten styl życia. Tu jest energia. Odczuwam ją na każdym kroku, przemieszczając się po zatłoczonych ulicach, choć w większości czasu jednak pędząc z akceptowalnym jeszcze piętnastominutowym spóźnieniem, na kolejne spotkanie (dodam tylko, że spóźnienie to jest obustronne, jako że bycie na czas graniczy tu niemalże z cudem). Do tego dochodzi niesamowita różnorodność kultur ludzi zjeżdżających się z całego świata, każdego ze swoja unikalną historią i każdego chcącego zmienić coś w swoim życiu, czującego potrzebę działania, zmian, podejmowania kolejnych kroków, rozwijania się i podążania za spełnianiem swoich największych marzeń.

Krótko mówiąc, nie zamieniłabym życia w tym mieście na żadne inne.

Angelika Andrzejewska

Architektka, interior designerka oraz entuzjastka NYC.

Głos został już oddany

okno zamknie się za 5

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE