Dwa lata temu na konferencji KOKA 2018 (Konferencja o Konkursach Architektonicznych) miałem emocjonalne, pełne rozgoryczenia wystąpienie. Było to niedługo po tym, jak po wygranym przez nas konkursie na przebudowę centrum Koszalina ostatecznie nie doszło do podpisania umowy. Wystąpienie to pokazało zderzenie nowicjusza z rzeczywistością. Teraz źle mi się tego słucha.
Od czasu konferencji nasza pracownia wygrała dwa kolejne konkursy. Jedna umowa jest już podpisana, podpisanie kolejnej wydaje się na dobrej drodze. Niestety, postulaty zawarte w konferencyjnym wystąpieniu z mojej perspektywy są nadal aktualne.
- Konkurs oprócz jakości koncepcji architektonicznej powinien dawać szansę na ponad przetargowe wynagrodzenie.
- Wysokość nagród nie może być niższa od kosztów organizacji konkursu. Odwrotny podział nie stawia projektowania w centrum i jest kontrproduktywne dla budowania pozycji architekta.
- Wypracowany wzór umowy na prace projektowe powinien być załącznikiem do regulaminu każdego konkursów.
- Wskazane byłoby systemowe wsparcie środowiska dla pracowni wygrywających konkursy na etapie negocjacji kontraktu.
- Wnioski z przeprowadzonych konkursów powinny być zbierane i organizowane celem poprawy istniejących procedur.
Od kiedy pomagałem przy pierwszym konkursie, marzyłem o wygranej. Fantazjowałem o lepszym życiu zawodowym, w którym współpracuje się ze świadomym inwestorem w celu zbudowania najlepszej architektury. Tymczasem problemy pokonkursowe zadziwiająco przypominają te, z którymi zmagamy się przy innych zleceniach. Czy trzeba zatem porzucić fantazje, na które nie ma się wpływu i pogodzić z rzeczywistością ? Nie stawiam żadnych żądań. Sam nie znajduję czasu, by działać dla środowiska architektów. Muszę jednak przyznać, że trudno porzucić marzenie o obowiązującym w Polsce standardzie umowy na prace projektowe.
Karol WAWRZYNIAK
Wrześniowy numer A&B poświęcony był konkursom architektonicznym w Polsce. Bezpłatne e‑wydanie znajdziecie tutaj.