A co by się stało, gdybyśmy jako jednostki i architekci podjęli Wielkie Projekty w zupełnie nowej logice ZMNIEJSZANIA? Na przykład: praca niewymagająca dojeżdżania do niej samochodem. Wpłynięcie na nasze sąsiedztwo tak, by można było w nim żyć w skali pieszej lub rowerowej bez jeżdżenia do sklepów wielkopowierzchniowych. Kupowanie mniejszej ilości trwalszych, zapewne droższych rzeczy i nauczenie się, jak je naprawiać, bądź komu je powierzyć do naprawy. Kupowanie ubrań z drugiej ręki albo szycie własnych ubrań i wykonywanie własnych mebli. Kupienie działki w jak najgorszym stanie i zasadzenie na niej lasu o dobrze przemyślanym zestawieniu lokalnie występujących roślin. Ograniczenie spożycia mięsa i wysoce przetworzonych produktów. Uprawa własnych warzyw i owoców. Minimalizowanie ilości żelbetu w projektowanych przez nas budynkach. Zmniejszenie powierzchni projektowanych przez nas domów. Mycie zębów przy zakręconym kranie.
Od razu muszę zastrzec, że podjąłem kilka z tych projektów i jak na razie najlepiej wyszło mi przeniesienie pracowni do podwórka obok domu i zamieszkanie w dzielnicy, gdzie naprawdę nie trzeba mieć samochodu. Zresztą od początku pandemii pracuję z domu. Działkę kupiłem, ale jeszcze nie zalesiłem. Zmniejszyłem liczbę kupowanych ciuchów, ale wciąż zdarza mi się zgrzeszyć jakimś nie do końca usprawiedliwionym zakupem kolejnej bluzki w poziome paski. Prawie nie jem mięsa, choć nie umiem się oprzeć hiszpańskim wędlinom i okazjonalnie odnóżom biednych ośmiornic (grzech to wielokrotny: morderstwo zwierząt na lądzie i w morzu, emisja metanu, zużycie wody i ślad węglowy transportu do Polski!). Z warzywami nie wyszło, wszystko zżarły ślimaki, kupuję je więc w Spółdzielni Rolniczej. Samemu potrafię tylko złożyć meble pewnej szwedzkiej marki. Za to nie tylko potrafię zacerować skarpetki, ale nawet jako gest jeszcze bardziej minimalizujący, potrafię ich nie zacerować i nosić je długo po tym, jak zyskały specjalne otwory, przez które moje paluchy, tryumfalnie i z nadzieją, spozierają ku słońcu, jak, bez mała, Le Corbusier na plaży w Cap-Martin.
Bo mimo wszystko, Panie i Panowie, musimy pozostać optymistami i dzielnie pchać do przodu nasze Wielkie Projekty!