Gorączka? Wiadomo: choroba. Jest tak również w przypadku gorączki mieszkaniowej, która nie ominęła ostatnio Poznania. Buduje się dużo, szybko i bardzo przeciętnie. Nie wygasa epidemia jałowych metrów i niefunkcjonalnych rzutów. Pojawiają się też nowe niepokojące objawy. Deweloperów i projektantów odpornych na tę zarazę można liczyć na palcach jednej ręki.
To był hit internetu. Na początku roku Poznań zaistniał w kraju dzięki oryginalnej kawalerce w nowej plombie przy ulicy Rybaki. Długa kiszka przedpokoju z przyległościami stanowi w niej połowę metrażu.
Sam korytarz […] kosztuje 265 tysięcy złotych! »Fatalnie rozplanowane i koszmarnie drogie« to powinna być dewiza polskich deweloperów [...] Ta oferta to symbol patologii polskiego rynku mieszkaniowego – komentował na Facebooku warszawski aktywista Jan Śpiewak. Słowo „patodeweloperka” przewijało się w wielu komentarzach.
Śpiewak ma wiele racji. Mieszkanie z Rybaków to skrajność, ale wcale nie tak daleka od normy podporządkowanej „wyciskaniu” PUM‑u. Od wielu lat w Poznaniu (choć nie tylko) należy do tej normy kilka elementów. Mimo wad widocznych na pierwszy rzut oka nie przechodzą one do lamusa.
salony jak tramwaje
Po pierwsze, mieszkania doświetlone z jednej strony, ciemnawe i trudne do wietrzenia. Po drugie, pokój dzienny z tzw. aneksem, czyli kilkoma szafkami i kuchenką wciśniętymi w bezokienny kąt pokoju. Po trzecie, wąskie i długie pokoje z oknem na krótszej ścianie. Cztery lata temu w centrum Poznania oddawano do użytku drogie kawalerki mierzące więcej niż 40 metrów kwadratowych, doświetlone jednym oknem, sięgające 13 metrów w głąb budynku! Obecnie w ofercie są mieszkania z „salonami” jak tramwaje. W dzielnicy Naramowice można posiąść pokój z „aneksem” o szerokości 2,90 m i długości 8,5 m. Podobne okazy oferują też deweloperzy w innych częściach miasta. Do listy patologii należy włączyć też zaburzone relacje powierzchni pomieszczeń, nie tak wielkie, jak na Rybakach, ale korytarze lub balkony większe od sypialni nie należą do rzadkości.
portfenetryzm
Nowszym (również nie tylko poznańskim) trendem jest odejście od tradycyjnych okien na rzecz wszechobecnych portfenetrów — przeważnie w formie pojedynczych wąskich drzwi. Dzieje się tak niezależnie od funkcji, powierzchni czy proporcji pokojów. Ta bezsensowna moda, którą już teraz można ochrzcić mianem „portfenetryzmu”, skutkuje złym doświetleniem (zalany światłem środek, ciemne naroża pokoju), kiepskimi kadrami z wnętrza na otoczenie i nieustawnością. Sensowne upchnięcie szafy i podwójnego łóżka do ośmiometrowej sypialni z dwojgiem drzwi może stać się dyscypliną na zawodach sztukmistrzów. Bardzo często portfenetry lokowane są w murze tak, by urozmaicić rysunek elewacji, bez oglądania się na funkcjonalność. Podobnie z balkonami — czasem przynależą nie do pokoju dziennego, ale do niewielkiej sypialni, pod dyktando zewnętrznego efektu.
przykład portfenetryzmu, inwestycja przy ul. Mateckiego na Piątkowie
fot.: Jakub Głaz
Warto jednak zauważyć, że część deweloperów zorientowała się, iż klienci zaczynają wreszcie dostrzegać funkcjonalne mankamenty komercyjnej oferty. Rzuty zaczynają być bardziej elastyczne, nieśmiało wracają możliwe do wydzielenia kuchnie — głównie z myślą o mieszkaniach pod współdzielony wynajem pokoi. Do typowych marketingowych zaklęć dołączyło też ostatnio hasło „przemyślane rzuty mieszkań”. Brak jednak informacji, jak zostały przemyślane. Źle, dobrze? Z korzyścią dla inwestora czy użytkownika?