W ostatnich latach znacząco wrosła świadomość dobra, jakie płynie z obecności zieleni w mieście. Im bardziej urzędnicy zezwalają na wycinkę drzew, a deweloperzy betonują kolejne powierzchnie, tym bardziej mieszkańcy walczą o rośliny. W tej debacie brakuje tylko głosów ekspertów.
Architekt/ka krajobrazu — to zawód zupełnie pomijany w debacie publicznej. Choć wykonujących tę pracę ekspertów i ekspertek jest wiele, mało kto o nich pamięta, co więcej są oni zatrudniani zazwyczaj do projektowania prywatnych ogrodów, bo deweloperzy i inni inwestorzy nie uważają zwykle za potrzebne wspieranie swoich przedsięwzięć profesjonalistami z tej dziedziny. W branży projektującej krajobraz powszechne jest przekonanie o byciu niedocenianym, słuszny w dużym stopniu żal o pozostawanie w tle „prawdziwych” architektów, jako ich „pośledniejsza” odmiana.
To paradoks, że w czasach, gdy o zieleni w mieście mówimy coraz więcej, krytykujemy betonowanie kolejnych powierzchni miast i walczymy z wycinkami drzew, nie doceniamy pracy tych, którzy o projektowaniu krajobrazu wiedzą najwięcej (a w mieście nie ma przecież zwykle mowy o dzikiej przyrodzie — tu zieleń najczęściej się projektuje lub dba o tę już istniejącą). Mówiąc o projektach dla miast, mamy w głowie architektów i urbanistów, ale nie projektujących tereny zielone. Wydaje się, że najwyższy czas na renesans tego zawodu. Musimy zrozumieć i docenić umiejętności tych, którzy są w stanie zaproponować optymalne rozwiązania krajobrazowe dla terenów zurbanizowanych — te przecież mogą obejmować nie tylko parki czy skwery, ale i niewielkie zieleńce, a nawet obśmiewane powszechnie rośliny w donicach. Trudno sobie wyobrazić, by był ktoś lepiej przygotowany do tego, by proponować kompozycje roślinne dla trudnych miejskich przestrzeni, to właśnie z wiedzy architektów i architektek krajobrazu należy czerpać, szukając metod, miejsc, sposobów na włączenie zieleni do coraz bardziej jej potrzebujących miast, na dobranie odpowiednich gatunków roślin, które odnajdą się betonowych dżunglach. W sytuacji, gdy zieleń w mieście staje się dobrem rzadkim, a zarazem jest coraz bardziej potrzebna, bo ratuje nas przed problemami zmian klimatycznych, najwyższy czas poświecić jej więcej fachowej uwagi.
osiedle Sady Żoliborskie
fot.: Anna Cymer
Aby ten obraz kondycji zawodu architekta czy architektki krajobrazu był sprawiedliwy, warto wyrazić żal, że eksperci z tej dziedziny zdecydowanie zbyt rzadko zabierają głos w debacie publicznej. Nie przypominam sobie wystąpień znawców projektowania zieleni odnoszących się do zjawisk, które elektryzują mieszkańców apelujących o szanowanie zielonych miejskich zasobów. Ale ten problem w takim samym stopniu dotyczy projektujących budynki: głos architektów w debatach o tym, jak w zrównoważony sposób powinny się rozwijać nasze miasta, jest także praktycznie niesłyszalny. Na tej płaszczyźnie oba te zawody wydają się równe — ich przedstawiciele, mimo kompetencji, wolą się trzymać z daleka od społeczno‑ekonomicznych sporów, w których obywatele walczą o lepszą jakość życia i oddzielenie jej od finansowych korzyści tych, którzy nasz krajobraz przekształcają.
To jednak wynik kryzysu etyki zawodowej, który warto piętnować i naprawiać, ale który nie ma bezpośredniego związku z potrzebą przywrócenia znaczenia zawodu architekta i architektki krajobrazu. Tym bardziej że jest na kim się w tej dziedzinie wzorować — mamy w Polsce bogate tradycje projektowania terenów zielonych, których rozwój zaczął się już pod koniec dziewiętnastego wieku. Za ojca tej dziedziny, prekursora i pioniera uważa się Franciszka Krzywdę‑Polkowskiego, który swoje zrozumienie dla architektury krajobrazu zbudował studiując w Moskwie, Londynie, a przede wszystkim w Bostonie i Nowym Jorku. To jemu w 1930 roku Rada Wydziału Ogrodniczego Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie powierzyła stworzenie i prowadzenie Zakładu Architektury Krajobrazu i Parkoznawstwa w Skierniewicach. To była pierwsza tego typu inicjatywa w Polsce.
W 1932 roku dyplom pod kierunkiem Krzywdy‑Polkowskiego obroniła tu Alina Scholtz, jedna z najciekawszych i wartych przypomnienia postaci z polskiej historii architektury krajobrazu. Scholtz od 1938 roku była członkinią Towarzystwa Urbanistów Polskich, od 1946 SARP, w którym przez dwie dekady szefowała Sekcji Architektury Krajobrazu.
Od 16 czerwca do 28 listopada 2021 roku w warszawskim Muzeum Woli trwać będzie wystawa pt. „Więcej zieleni! Projekty Aliny Scholtz”, mająca na celu przypomnienie tej niesłusznie zapomnianej postaci, której wpływ na współczesny wygląd Warszawy, a jeszcze bardziej na sposób i jakość życia jej mieszkańców był bardzo duży.
Żelazowa Wola dworek chopinowski
BN Polona © mat. prasowe Muzeum Woli w Warszawie
Jedną z pierwszych realizacji Aliny Scholtz był opracowany jeszcze w latach 30. wspólnie z jej opiekunem, Krzywdą‑Polkowskim projekt parku i ogrodu wokół dworku Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli. To przedsięwzięcie niosło w sobie spory bagaż symboliczny — zieleń wokół domu kompozytora musiała przecież być nie tylko efektowna, ale i stosownie „polska”. W 1949 roku Schultz dołączyła do zespołu Biura Odbudowy Stolicy — stała za projektem zieleni wzdłuż Trasy W‑Z (czy dziś przy budowach arterii samochodowych ktoś zaprząta sobie głowę zielenią?), ogrodów przy Pałacu Brühla, terenu Toru Wyścigów Konnych na Służewcu.
Trasa W-Z
fot.: Zbyszko Siemaszko, NAC © mat. prasowe Muzeum Woli w Warszawie
Przez wiele lat Alina Scholtz blisko współpracowała z Romualdem Guttem, niezwykle świadomym architektem, który dobrze zdawał sobie sprawę z rangi zieleni w kontekście architektonicznym. Dla Gutta Scholtz opracowała ogród przy ambasadzie Chin w Warszawie oraz przy ambasadach PRL w Pekinie i w Pjongjangu (tu współpracowała ze Zbigniewem Karpińskim), odbudowę Ogrodu Saskiego czy Kopiec Piłsudskiego w Krakowie. Zaprojektowała także ogród przy domu własnym Romualda Gutta przy ulicy Górnośląskiej w Warszawie. To według jej koncepcji (we współpracy z Marią Szczypiorską) powstał stołeczny Park Moczydło. Przez wiele lat Scholtz pracowała także przy powstawaniu projektów osiedli mieszkaniowych — to ona stała za projektami zieleni na osiedlach projektu Haliny Skibniewskiej, sadach Żoliborskich, osiedlu Szwoleżerów czy na Sadybie.
osiedle Szwoleżerów
fot.: Anna Cymer
Z dorobku Aliny Scholtz można czerpać i dziś — choć grunty w mieście stały się cennym elementem spekulacji, a co za tym idzie, na zieleń przeznacza się je rzadko (wszak zieleń nie przynosi dochodu), to właśnie ta architektka krajobrazu pokazywała, że w tej pracy nie chodzi tylko o malownicze ukształtowanie rabat, ale też dobranie gatunków roślin, które dobrze będą znosiły miejskie warunki i polski klimat (Scholtz była wielbicielką rajskich jabłoni czy głogów, które według niej doskonale harmonizowały z zabudową mieszkaniową). Byłoby wspaniale, gdyby przygotowywana na czerwiec wystawa poświęcona Scholtz stała się punktem wyjścia do dyskusji na temat obecności architektów krajobrazu we współczesnym procesie projektowania.