Historia przebudowy centralnego placu w Sopocie to dowód na to, że prędzej czy później polskie miasta będą odchodzić od betonozy. Bo zieleni coraz głośniej domagają się mieszkańcy.
Obecny wygląd plac Przyjaciół Sopotu zyskał w 2011 roku, w wyniku wielkiej przebudowy. Pojawiła się wówczas nowa granitowa nawierzchnia i elementy małej architektury. Sęk w tym, że plac został wówczas pozbawiony terenów zielonych; enklaw, które chroniłyby przed słońcem i upałem. Efekt? Potencjał placu nie jest wykorzystany i obecnie pełni głównie funkcję komunikacyjną.
plac Przyjaciół Sopotu
fot.: Ewa Karendys
słabo tętni miejskie życie
Nie umknęło to mieszkańcom, którzy od początku nie szczędzili inwestycji głosów krytyki. Mało tego, brak zieleni tak doskwierał sopocianom, że projekt zazielenienia placu zgłosili w 2017 roku w ramach projektu do budżetu obywatelskiego.
Plac Przyjaciół Sopotu odzwierciedla ówczesne oczekiwania urzędników wobec miejskiego placu. Miała to być rozległa, równa, reprezentacyjna przestrzeń — mówi Łukasz Pancewicz, architekt, urbanista, nauczyciel akademicki na Wydziale Architektury Politechniki Gdańskiej.
Łukasz Pancewicz ubolewa, że podczas wielkiej przebudowy centrum Sopotu nie pomyślano o potrzebach użytkowników przestrzeni publicznych, decydenci skupili się wówczas na funkcji komercyjnej i reprezentacyjnej.
Sam centralny plac miał po prostu ładnie wyglądać. Niestety, stał się on ciągiem komunikacyjnym, kamienną patelnią, a w mniejszym stopniu miejscem, gdzie leniwie toczy się miejskie życie — mówi urbanista.
podczas przebudowy na placu pojawiła się nowa granitowa nawierzchnia i elementy małej architektury
fot.: Ewa Karendys
Inwestycja była zwieńczeniem trwającej do 2009 roku budowy Centrum Haffnera, które na dobre odmieniło oblicze centrum Sopotu. Powstało wówczas zabudowa handlowo‑usługowa, hotel, budynek parkingowo‑biurowy oraz Dom Zdrojowy, nawiązujący wyglądem do przedwojennego sopockiego Domu Kuracyjnego. I choć architektura wywoływała mieszane uczucia, niewątpliwym atutem inwestycji była budowa tunelu dla samochodów w ciągu ulic Grunwaldzkiej i Powstańców Warszawy. Auta zjechały pod ziemię, a piesi zyskali bezkolizyjne przejście pomiędzy Monciakiem z głównym miejskim placem a molo.
stworzyć kameralną przestrzeń
Nowe nasadzenia i aranżacja terenów zielonych, które powiększą się o 500 metrów kwadratowych — takie zmiany z inicjatywy sopocian mają zajść na placu Przyjaciół Sopotu. Pojawią się drzewa, krzewy, byliny, trawy, mała architektura, oświetlenie, zasadzonych zostanie siedemnaście kolejnych platanów, obecnie jest ich trzydzieści osiem. Autorami projektu są dwie pracownie: Gzowski Architekci oraz Restudio Jacaszek Architekci. Zespół autorski to: Maciej Jacaszek, Mateusz Gzowski, Radosław Czerniejewski, Marta Marszałek, Piotr Woszczalski, Tomasz Kisiel, Agnieszka Nowicka.
plac Przyjaciół Sopotu, po lewej: stan istniejący; po prawej: stan projektowany
© Gzowski Architekci, Restudio Jacaszek Architekci
Diagnozy dokonali mieszkańcy, wskazując, że na placu Przyjaciół Sopotu doskwiera im brak zieleni — podkreśla Maciej Jacaszek, projektant z pracowni Restudio Jacaszek Architekci. — My dodatkowo zauważyliśmy, że plac nie ma kameralnego charakteru, lecz pełni funkcję przestrzeni komunikacyjnej, łączącej ulicę Boh. Monte Cassino z placem Kuracyjnym. Spróbujemy wytworzyć te kameralne przestrzenie za pomocą zieleni. Nadamy im ramy, kształt. Sam plac definiują budynek Algi, Centrum Haffnera oraz fasady Domu Kuracyjnego, ale wnętrze urbanistyczne sprawia wrażenie niedookreślonego. Uważamy, że jeżeli na nowo zaaranżujemy przestrzeń przy użyciu drzew, krzewów, czy pnączy, kształt placu będzie bardziej zrozumiały.
nie tylko zieleń
Architekci zakładają, że fragmenty istniejącej posadzki zostaną rozebrane, tak aby można było zasadzić nową zieleń. Maciej Jacaszek podkreśla, że obecnie plac posiada charakterystyczny, indywidualnie zaprojektowany rysunek posadzki oparty na ortogonalnej kompozycji płyt granitowych w dwóch odcieniach. Drugim ważnym elementem kompozycyjnym placu są posadzone na planie okręgu platany.
koncepcja zagospodarowania placu Przyjaciół Sopotu
© Gzowski Architekci, Restudio Jacaszek Architekci
Ten plan jest czytelny jedynie z lotu ptaka, z perspektywy przechodnia — już nie — tłumaczy architekt. — Uznaliśmy, że trzeba podkreślić kształt okręgu, kontynuując istniejącą kompozycję. Proponujemy dosadzenie drzew oraz nowe elementy zagospodarowania placu: oświetlenie, pergole, ławki, które podbiją tę kompozycję. Przygotowaliśmy koncepcję, która pokazuje potencjał tego miejsca. Sugerujemy, że warto zrealizować nie tylko zieleń, ale także małą architekturę, oświetlenie, modernizację fontanny. Liczymy, że to wszystko pozwoli stworzyć wielofunkcyjną, przyjazną przestrzeń i wpisze się w oczekiwania sopocian — wyjaśnia Jacaszek.
wizualizacja koncepcji zagospodarowania placu Przyjaciół Sopotu
© Gzowski Architekci, Restudio Jacaszek Architekci
milion złotych to za mało?
Niestety, widać wyraźnie, że zazielenienie placu ciągle nie jest dla miasta inwestycją priorytetową. Od zwycięstwa projektu w budżecie obywatelskim minęło… 3,5 roku.
Jeszcze w 2017 roku odbyły się warsztaty z udziałem mieszkańców przeprowadzone przez Sopocką Szkołę Wyższą. Ogłoszone w 2018 i w 2019 roku przetargi nie zostały rozstrzygnięte, bo oferty przedstawione przez wykonawców były wyższe, niż planowało wydać miasto. W ostatnim spotkaniu wzięło udział pięćdziesięciu mieszkańców, ma ono zamknąć zaplanowany cykl konsultacji.
Po przedstawieniu koncepcji zebraliśmy ostatnie uwagi i przygotowujemy stanowisko w tej sprawie. Następnie według koncepcji zostanie zlecona dokumentacja techniczna wraz z kosztorysem, która z kolei będzie podstawą do ogłoszenia przetargu na realizację — informują sopoccy urzędnicy.
Według najnowszych zapowiedzi roboty rozpoczną się nie wcześniej niż na wiosnę. A i ten termin nie jest pewny, bo — jak słyszymy w magistracie — „wszystko zależy od wyniku przetargu”.
Miasto nigdy nie przyznało się do niedociągnięć w tym projekcie, uznając, że inwestycja była sukcesem — dodaje Łukasz Pancewicz. — Ten projekt jest przykładem na to, że mieszkańcy nie byli w stanie dogadać się z miastem. Wykorzystali narzędzie w postaci budżetu obywatelskiego jako wyraz frustracji, że włodarze nie rozwiązali problemu niewystarczającej ilości zieleni.
Podejście włodarzy do zazielenienia placu, ma też odzwierciedlenie w planowanych kosztach. Dziesięć lat temu przebudowa pochłonęła 12 mln złotych, tymczasem na zagospodarowanie placu, które będzie zgodnie z wolą mieszkańców, miasto przeznacza 1 mln złotych.