Podczas 15. międzynarodowej konferencji Docomomo w Ljubljanie zapytano jednego z ojców założycieli stowarzyszenia czy zamierza ono rozszerzyć spektrum swoich zainteresowań o architekturę postmodernistyczną. Hubert‑Jan Henket odparł przecząco. Postmodernizm — argumentował — wyrósł z idei sprzecznych wobec tych, które kształtowały ruch nowoczesny. Z neoliberalnego indywidualizmu odrzucającego wspólnotowe postulaty modernistów.
Architektura jest dokumentem epoki, w której powstała. Odzwierciedla nastroje i relacje społeczne. Postmodernizm, jak słusznie zauważył Henket, był produktem epoki, która odrzuciła ideę państwa dobrobytu na rzecz neoliberalizmu. Nie oznacza to, że architektury PoMo nie należy chronić. Przeciwnie, współzałożyciel Docomomo podkreślił istnienie takiej potrzeby. Zauważył jedynie wewnętrzną sprzeczność pomiędzy ideałami, jakim hołdował modernizm i przedstawiciele ruchu post.
proste modernistyczne formy ukryte pod postmodernistycznym kostiumem
il.: Błażej Ciarkowski
W Polsce architektura postmodernistyczna jest nierozerwalnie związana ze wspomnieniami transformacji. Wrocławski Solpol, elbląska starówka czy krakowski Dom Alchemika to produkty tej samej epoki co pirackie płyty CD i barwne podrabiane kurtki sprzedawane na bazarach oraz szare tłumy ludzi zwolnionych z upadających zakładów, którzy koczowali pod urzędami pracy. Stanowią dokument przełomu, który dziś, po upływie 30 lat, coraz częściej zaczyna być oceniany krytycznie. Indywidualny stosunek do transformacji nie powinien jednak wpływać na jej architektoniczną manifestację. Ważne przykłady obiektów wzniesionych w duchu postmodernizmu powinny zostać objęte ochroną prawną jako relikty minionej epoki. Tu jednak pojawia się ważne pytanie — czy jesteśmy z całą pewnością w stanie stwierdzić, że postmodernizm w architekturze to już przeszłość?
Witamy w Łodzi, skansenie postmodernizmu! Okopach Świętej Trójcy lat 90! Krytyk architektury Tomasz Malkowski na widok opublikowanych koncepcji nowego łódzkiego ratusza westchnął:
myślałem, że to projekty z lat 90.
Jeśli przyjrzymy się konkursom z ostatnich lat, wówczas zauważymy, że stylistyka rodem z ostatniej dekady XX wieku jest popularna wśród łódzkich projektantów.
W wyróżnionych projektach „Współczesnej kamienicy łódzkiej”, „Parkingu w kamienicy” czy „Zielonego Rynku” trudno znaleźć próby krytycznej dekonstrukcji mitu Ziemi Obiecanej. Zamiast tego odnajdziemy zarówno elementy eklektyzmu, tradycjonalizmu w duchu Leona Kriera, jak i nowego klasycyzmu spod znaku Quinlana Terry’ego. Pojawiają się nawiązania do stylistyki high‑tech oraz nieśmiertelne cytaty z dziewiętnastowiecznej architektury industrialnej. Nad wszystkim unosi się duch łódzkiego postmodernizmu spod znaku grupy Łódź Kaliska.
Zielony Rynek
il.: Błażej Ciarkowski
Nawiązanie do formacji artystycznej, która święciła tryumfy w latach 80. i 90. nie jest przypadkowe. Stanowisko architekta miasta od 2011 roku piastuje jeden z założycieli Łodzi Kaliskiej, twórca wielu interesujących projektów architektonicznych, takich jak hotel-transatlantyk czy szklana kamienica (oba niezrealizowane). Pamiętajmy jednak, że to, co było powiewem intelektualnej świeżości i udanym architektonicznym dowcipem w 1997 roku, ćwierć wieku później może budzić uzasadnione wątpliwości.
Dworzec Łódź Fabryczna z odwróconymi do wnętrza zrekonstruowanymi fałszywymi elewacjami dawnego, dziewiętnastowiecznego budynku stacji jest właśnie takim przebrzmiałym dowcipem. Podobnie ocenić można elewację jednej ze śródmiejskich kamienic przy ulicy Piotrkowskiej, której proste modernistyczne formy zostały ukryte pod postmodernistycznym kostiumem. Wprawdzie miejski architekt nie odpowiada bezpośrednio za poszczególne realizacje, ale trudno nie zauważyć jego wpływu na ogólną politykę przestrzenną oraz kształtowanie koncepcji estetycznych.
wnętrze dworca Łódź Fabryczna
fot.: Błażej Ciarkowski
Również nowa wizytówka Łodzi, poddawana rewitalizacji ulica Włókiennicza, stanowi skansen PoMo. Wizualizacje oraz dotychczasowe efekty prac budowlanych nie pozostawiają złudzeń. Zaskakujące zestawienia zrekonstruowanych fragmentów eklektycznych elewacji i „nowoczesnego” szkła refleksyjnego. Współczesne interpretacje historycznych detali i dekonstruktywistyczny sznyt Daniela Libeskinda. Jeżeli władze Łodzi faktycznie liczą, że Włókiennicza (Kamienna) będzie przyciągać rzesze turystów, być może powinna reklamować ją jako wehikuł czasu przenoszący zwiedzających w lata 90.
styl neodziaders
Postmodernizm w architekturze był nurtem związanym z określonym światopoglądem. Ba, z określoną pozycją społeczną i płcią. To architektura białego zamożnego mężczyzny. Nurt utrwalający społeczne status quo. Czy jego popularność w 2021 roku powinna nas zatem niepokoić?
W minionym roku popularność medialną zyskało słowo „dziaders” określające osobnika płci męskiej o archaicznych poglądach dotyczących kobiet i mniejszości, które to poglądy narzuca innym przekonany o swojej nieomylności na każdy temat. Bez trudu odnajdziemy „dziadersa” w świecie architektury. Jego emanacją będą wszelkie nurty konserwatywne, które zdaniem zwolenników są „naturalne”, „prawdziwe”, „zakorzenione”. Architektura, niczym sztuka pop według definicji Richarda Hamiltona, powinna być:
…dowcipna, seksualna, urzekająca, przynosząca wielki dochód.
Efektem są rozwiązania powierzchowne, łatwe w odbiorze, lecz w gruncie rzeczy kryjące pustkę pod powłoką blichtru. Jeśli więc zastanawiamy się, czy popularność postmodernizmu/neoklasycyzmu jest niepokojącym symptomem, moja odpowiedź będzie twierdząca.
Gdy przebywająca na co dzień w Paryżu historyczka sztuki ujrzała zdjęcie ukończonej elewacji kamienicy przy Włókienniczej 6, gdzie na lustrzanej szklanej ścianie pysznią się zgeometryzowane postacie kariatyd o wydatnych biustach, orzekła, że oto mamy styl
neodziaders — opierający się na tradycji rubasznego erotyzmu, połączonej z zamiłowaniem do materiałów uznawanych niegdyś za ekskluzywne i innowacyjne.
elewacja budynku przy ulicy Włókienniczej 6, proj.: Formart Pracownia Architektury
fot.: Błażej Ciarkowski
W dobie walki o prawa kobiet i erze #metoo znów objawił się duch Łodzi Kaliskiej. Obrońcy tradycyjnego porządku świata przywołają zapewne greckie kariatydy jako argument broniący realizację. Miłośnicy twórczości grupy wspomną o afirmacji piękna kobiecego ciała. Zupełnie jakby nic nie zmieniło się na przestrzeni ostatnich kilku dekad.
Rewitalizacja Włókienniczej mogła być wielką szansą na zainicjowanie zmiany. Nie będzie. Okazało się, że w obliczu globalnych przemian łódzką architekturę naprawdę stać jedynie na sterczące sutki pseudokubistycznych kariatyd.
postmodernistyczne kariatydy
il.: Błażej Ciarkowski
Łódź „na miarę naszych możliwości”
Postmodernizm odczytywany jako architektoniczny kostium neoliberalnego świata wpisuje się w kult nieustannego wzrostu. Ambitne zamierzenia inwestycyjne, których długofalowe efekty pozostawiają spaloną ziemię, możemy oglądać, chociażby w Sewilli. Nieprzypadkowo zestawiam to miasto z Łodzią. Stolica Andaluzji gościła w 1992 roku EXPO, którego organizacja była (jest?) marzeniem łódzkich władz.
Po sewilskiej wystawie pozostała ogromna infrastruktura, niszczejące tereny wystawowe oraz koszmarnie kosztowny, efektowny most zaprojektowany przez Santiago Calatravę. Łódzkie sny o potędze urzeczywistniają się w podobny sposób. Kult przeskalowanych inwestycji „na miarę naszych możliwości” przyniósł ogromny dworzec na betonowej pustyni i prowadzącą donikąd autostradę w jego pobliżu. Zmaterializował się w orientarium — nowoczesnym ogrodzie zoologicznym, którego samo powstanie jest pomysłem rodem z ubiegłego stulecia. Do pełni szczęścia brakuje tylko budynku zaprojektowanego przez Daniela Libeskinda, który wytworzy w Łodzi efekt Bilbao.
boczna elewacja dworca Łódź Fabryczna
fot.: Błażej Ciarkowski
Żadna z tych realizacji i koncepcji nie wnosi nic do lokalnej dyskusji o przestrzeni. Nie rozwiązuje podstawowych problemów miasta i jego mieszkańców. Wróćmy do konkursu na projekt nowego ratusza. Czy nie jest wymownym fakt, że nie startowali w nim czołowi polscy architekci? Że konkurs został zorganizowany bez udziału SARP? Czy w takiej sytuacji możemy się dziwić, że otrzymaliśmy rezultat w postaci koncepcji, które nic nie wnoszą do dyskusji o współczesnej architekturze i mieście?
Zapewne za jakiś czas powstanie gmach magistratu, który będzie jednocześnie „współczesny” i „nawiązujący do tradycji”. Będzie zaspokajał ambicje władz i części mieszkańców Łodzi. Nie będzie jednak stanowił odpowiedzi na żaden z palących społecznym problemów kurczącego się miasta. Stanie się kolejnym eksponatem w łódzkim skansenie PoMo.
Parafrazując popularne powiedzenie: kto mieszka w Łodzi, ten się z postmodernizmu nie śmieje.