śpieszmy się chronić postmodernistyczną architekturę…
Solpol trwa. Z biegiem lat grono zwolenników jego rozbiórki zdaje się systematycznie topnieć. Kto wie, może za jakiś czas doczeka się ujęcia w gminnej ewidencji zabytków lub nawet w rejestrze. Precedens w kwestii prawnej ochrony architektury postmodernistycznej został wszak ustanowiony w 2019, gdy do rejestru zabytków wpisano pochodzącą z lat 1992–97 cerkiew w Białym Borze.
W tym samym czasie na naszych oczach dokonuje się żywot innego obiektu, który należy uznać za wyjątkowy w skali całego kraju. Dworzec PKP w Częstochowie, bo o nim mowa, został zrealizowany w 1996 roku według projektu Ryszarda Frankowicza. Geometryczne, zdekonstruowane formy współgrają ze zdecydowaną kolorystyką opartą na kontrastowym zestawieniu czerwonej ślusarki i szkła refleksyjnego o brązowym odcieniu. We wnętrzu przestronny hol łączy część dworcową z przestrzeniami handlowo‑usługowymi, które dziś pozostają martwe. Jedynie ich skala, kolorowe posadzki i pozbawiona wody fontanna świadczą o dawnej świetności.
Dworzec w Częstochowie zaprojektowany przez Ryszarda Frankowicza.
fot.: Błażej Ciarkowski
Imponujący rozmachem gmach zdaniem wielu nie przystaje do współczesności. Rozstrzygnięty w styczniu br. konkurs zakłada zastąpienie postmodernistycznego molocha nową, zdecydowanie bardziej oszczędną i funkcjonalną strukturą. Czy jednak nie można było w planach modernizacyjnych uwzględnić zachowania, chociaż fragmentów dzieła Frankowicza „Obecny dworzec jest niefunkcjonalny i pusty” — przedstawiciele inwestora ucinali wszelkie dyskusje.
Śpieszmy się chronić postmodernę. Za chwilę może okazać się, że w historii architektury polskiej lata 90. reprezentowane są przez wielką białą plamę.
postmodernizm na peryferiach
Polskie PoMo to nie tylko te najbardziej spektakularne budynki w Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu. To także szereg obiektów o lokalnym znaczeniu, które stanowią dziedzictwo czasów transformacji.
Lata 90. to trudny okres w historii Łodzi naznaczony upadkiem przemysłu włókienniczego. Jednocześnie to moment, kiedy miasto próbuje na nowo zdefiniować swą tożsamość i z charakterystyczną dla polskiego postmodernizmu nostalgią spogląda w przeszłość. Powstaje wówczas pierwszy fragment deptaku na ulicy Piotrkowskiej, wyłożonego charakterystyczną żółto‑czerwoną betonową kostką. Wzniesiony zostaje dom handlowy Saspol — lokalny odpowiednik Solpolu, gdzie źródłem inspiracji nie była jednak amerykańska postmoderna, a tradycja XIX‑wiecznej kamienicy czynszowej. Wychowani w duchu modernizmu łódzcy architekci starszej generacji przez długi czas zarzucali autorkom, Iwonie Gortel i Helenie Kurmanowicz uprawianie „eklektyzmu”.
Saspol w Łodzi — nostalgiczne spojrzenie w przeszłość.
fot.: Błażej Ciarkowski
Dziś Łódź wstydliwie odwraca się od dziedzictwa lat 90. Czy jednak sytuacja mogłaby wyglądać inaczej w mieście, w którym najmłodsze zabytki to… architektura okresu socrealizmu! Szczególnie cenne przykłady powojennego modernizmu, który zgodnie z wykładnią Generalnego Konserwatora Zabytków stanowi „świadectwo minionej epoki”, są w najlepszym razie ujęte w gminnej ewidencji zabytków lub na liście dóbr kultury współczesnej. Wśród tych drugich odnajdziemy także kilka interesujących przykładów postmodernizmu. Bez wątpienia zarówno osiedle Radogoszcz‑Wschód (Z. Lipski, A. Owczarek, J. Wujek), jak i zabudowa wielorodzinna przy ul. Zamenhofa (B. Kardaszewski) to wyjątkowe przykłady dążeń do połączenia nowych, postmodernistycznych tendencji z realiami socjalistycznego państwa (postsocmodernizm?). Dlaczego jednak lista, której cezurą czasową jest rok 2004, niemal całkowicie pomija architekturę lat 90.?