W lutym na jednej z niezabudowanych parceli w ścisłym centrum Łodzi pojawiła się drewniana sławojka. Stanowiła znak protestu lokalnego biznesmena (i niegdysiejszego kandydata na prezydenta miasta!) wobec polityki lokalnych władz, które, zgodnie z zapisami miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, nie zgadzały się na wzniesienie 110‑metrowego wieżowca. „Nie chcecie Dubaju — będziecie mieć wychodek” — zdawał się mówić krewki przedsiębiorca.
W mediach społecznościowych rozgorzał spór. Zwolennicy przestrzegania zapisów planu wymieniali kąśliwe komentarze z wyznawcami „świętego prawa własności”. Dla mnie postawiona przy Piotrkowskiej sławojka była jednak czymś zupełnie innym — niezamierzoną wypowiedzią na temat wstydliwego problemu przestrzeni publicznej: braku publicznych toalet.
0,00002 sławojki na mieszkańca
W artykule z września 2018 roku jeden z lokalnych dziennikarzy podał zawstydzające dla miasta statystyki: „w Łodzi, 700‑tysięcznym mieście jest tylko trzynaście publicznych toalet!”. Dla porównania liczący znacznie mniej mieszkańców Olsztyn mógł się pochwalić dwudziestoma bezpłatnymi sanitariatami. A przecież zaledwie dziesięć lat temu władze miejskie mówiły o budowie publicznych WC w strefie śródmiejskiej. Strategia Rozwoju Ulicy Piotrkowskiej na lata 2009–2020 zakładała „podjęcie akcji informacyjnej (wskazującej możliwości korzystania z bezpłatnych toalet w lokalach: barach/restauracjach, klubach na Piotrkowskiej), jak również opracowanie planu i budowę nowych toalet publicznych”.
Już w 2013 roku przedstawiciel Zespołu Obsługi Piotrkowskiej i Strefy Wielkomiejskiej, tłumaczył, dlaczego nie powstała żadna (sic!) nowa toaleta publiczna przy najważniejszej ulicy miasta. Do dziś sytuacja nie uległa znaczącej poprawie. Portal internetowy Łódzkiej Organizacji Turystycznej wymienia czternaście publicznych toalet przy samej Piotrkowskiej. Problem w tym, że wszystkie zlokalizowane są w… lokalach gastronomicznych. Każdy, kto kiedykolwiek nie będąc klientem, musiał skorzystać z WC należącego do klubu bądź restauracji, wie, jak bardzo niekomfortowa jest to sytuacja. Na szczęście ŁOT wskazuje inne rozwiązanie! „Publiczne toalety znajdują się na lotnisku i na dworcach. Ogólnodostępne darmowe toalety są także w centrach handlowych”. O komunalnych przybytkach informacji brak.
toaleta (nie)dostępna
Nic dziwnego, że miejski portal internetowy dla turystów nie wskazuje publicznych WC. Kilkanaście obiektów rozrzuconych jest po całym mieście. Zaledwie kilka z nich spełnia współczesne standardy. Wiele mogłoby co najwyżej stanowić atrakcję dla miłośników mocnych wrażeń i podróży w czasie. Nieopodal jednego z łódzkich targowisk znajduje się szalet miejski, którego sama forma przywodzi na myśl minioną epokę. Do dyskretnie ukrytej pod ziemią toalety prowadzą dwa niezależne wejścia („panowie na lewo, panie na prawo”) poprzedzone stromymi schodami (windy brak). Osoby starsze, niepełnosprawne, o ograniczonych możliwościach ruchowych nie mają najmniejszych szans, aby dostać się do środka.
Toaleta publiczna przy Zielonym Rynku w Łodzi — relikt minionej epoki.
fot.: Błażej Ciarkowski
Rozwiązaniem problemów mogłyby być toalety automatyczne. Mogłyby, bowiem ilość bezobsługowych kubików jest dalece niewystarczająca. Najczęściej spotykanym rozwiązaniem są nadal popularne „toi toie”, których producent bezsprzecznie zasłużył sobie na miano „Sławoja‑Składkowskiego III RP”. Plastikowe, prefabrykowane kabiny w żywych kolorach wpisały się w polski krajobraz do tego stopnia, że gdy w łódzkim parku im. ks. J. Poniatowskiego powstała prosta samoobsługowa toaleta o elewacjach wykończonych granitem i aluminium, okrzyknięto ją „ekskluzywną”.
Jedna z nielicznych automatycznych toalet w Łodzi.
Granit i aluminium do tego stopnia urzekły lokalną prasę, że określono ją mianem „ekskluzywnej”.
fot.: Błażej Ciarkowski
nowa forma dla wiadomej funkcji
Wprawdzie w chwili, gdy do głosu dochodzi fizjologia, estetyka rozwiązań architektonicznych schodzi na dalszy plan, ale warto zastanowić się nad tym, jak wyglądają (lub mogą wyglądać) współczesne toalety publiczne.
Francuskie sanisette to proste, automatyczne kabiny sanitarne o charakterystycznych obłych formach. Ze względu na powtarzalność i wynikające z niej stosowanie w różnych lokalizacjach, mają neutralne formy. Bliżej im do elementów miejskiej infrastruktury o stricte technicznym przeznaczeniu niż tradycyjnie pojmowanej architektury. W Polsce na podobne rozwiązania zdecydowała się między innymi Warszawa. Nieopodal górnego pawilonu stacji Warszawa Powiśle stanęła neutralna w wyrazie, szara bryła.
Interesującym przypadkiem indywidualnych projektów toalet publicznych są koncepcje wyróżniane w ramach cyklicznego Konkursu KOŁO. Podczas kolejnych edycji projektanci mierzyli się z lokalizacjami o mniej lub bardziej wyraźnie zdefiniowanej specyfice — od okolic Wodogrzmotów Mickiewicza w Tatrach, poprzez warszawską plażę nad Wisłą, po Rondo Mogilskie w Krakowie. Warto podkreślić kontekstualny charakter wyróżnianych projektów i ich jakość architektoniczną, ale przede wszystkim należy zwrócić uwagę na praktyczne efekty konkursu.
Projekt toalety w Parku Zachodnim we Wrocławiu. Zwycięski projekt w Konkursie KOŁO w 2015 roku,
zgłoszony do realizacji w ramach budżetu partycypacyjnego, autorki: Aleksandra Zalewska, Anna Siwiec, Joanna Maria Ejzler.
Ilustracja dzięki uprzejmości firmy Geberit
Staraniami organizatorów zrealizowano dotąd cztery toalety: dwie w Warszawie i po jednej w Kazimierzu Dolnym oraz Krakowie. Trzy kolejne inwestycje powstają w Katowicach, Płocku i Wrocławiu. Można się jedynie zastanawiać, dlaczego Łódź, która była przedmiotem konkursu w 2011 roku, nie skorzystała z jego rezultatów…
(WC) kaczka czy dekorowana buda?
Publiczna toaleta w Kazimierzu to kameralny pawilon nawiązujący do archetypicznej formy wiejskiej chałupy, a na poziomie detalu — do drewnianych sztachet okolicznych płotów. Z kolei zlokalizowana nieopodal Stadionu Narodowego warszawska realizacja pokonkursowa rozrosła się do rozmiarów niewielkiego kompleksu składającego się z lokali gastronomicznych i tarasów widokowych, co w pełni współgra z koncepcją ożywienia prawego brzegu Wisły.
Pawilony na prawym brzegu Wisły w Warszawie, autorki projektu: Katarzyna Szpicmacher, Maja Matuszewska, Aleksandra Krzywańska.
fot.: Błażej Ciarkowski
Efektowne koncepcje prowokują jednak do pytania o potencjalny przerost formy nad banalną wszak treścią. Czy publiczna toaleta musi być „perełką architektury”? A może wystarczy, że jej neutralna forma nie rzuca się w oczy? Wreszcie — czy główna funkcja sanitariatu powinna być czytelna na pierwszy rzut oka? Ekstremalnym przykładem wydaje się architektoniczny żart, na jaki pozwolono sobie w Gandawie. Tamtejsze muzeum dizajnu wzbogaciło się o pawilon mieszczący sanitariaty. Projektanci stworzyli „budynek‑kaczkę” (zgodnie z koncepcją Roberta Venturiego wyróżniającą budynki „kaczki” i „dekorowane budy”), którego forma nie tyle wynika z funkcji, ile o niej opowiada. Toaleta ma kształt… gigantycznej rolki papieru toaletowego.
Architektoniczny żart — toaleta przy muzeum dizajnu w Gandawie.
fot.: Błażej Ciarkowski
Mamy w tym przypadku do czynienia z dwiema różnymi, a jednocześnie uzupełniającymi się kwestiami. Priorytetem powinna być dostępność publicznych sanitariatów i prostota rozwiązań. Wyrafinowana forma może (ale nie musi) przyjść w dalszej kolejności.
Niewystarczająca ilość szaletów w polskich miastach to jeden z ubocznych skutków transformacji. Badania opinii publicznej jasno wskazują, że jako społeczeństwo postrzegamy toalety publiczne jako „miejsca śmierdzionośne”. Włodzimierz Pessel przywołuje apele mieszkańców Warszawy, którzy oczekują „powszechnego dostępu do czystej toalety”. Postępująca estetyzacja i rewitalizacja przestrzeni publicznych nie zawsze jest rozwiązaniem tych jakże istotnych dla codziennego funkcjonowania problemów. Często zapomina się o, jak określił to Pessel, „zalegalizowaniu fizjologicznych potrzeb przechodniów”. Tymczasem ta niesłusznie uznana za wstydliwą, pomijana część infrastruktury może stanowić interesujący element przestrzeni miejskiej.