totalna materialność
Całą rzecz można uznać za literacko wyimaginowaną niczym przytoczony fragment przywołanej powieści. Idąc tropem brytyjskiego historyka sztuki Nikolausa Pevsnera (1902 – 1983), który we wstępie do Historii architektury europejskiej postawił tezę, że buda na rowery jest budynkiem, natomiast katedra w Lincoln dziełem architektury, problem pozornie znika. W takim ujęciu tylko wybitne prestiżowe budynki zasługują na miano architektury niczym kamienie milowe w mieście, natomiast pozostała przestrzeń zurbanizowana będąca drogą pomiędzy nimi nie mieści się w tej kategorii i jej ocena nie ma sensu. Jednak przestrzeń zurbanizowana tak nie działa. Bardziej właściwa wydaje się definicja architektury jaką kiedyś prezentował nieżyjący już doktor Aleksander Franta na wykładach z architektury współczesnej, że architekturą jest wszystko, co zostało przez ludzi zbudowane. Kiedy byłem studentem, taki pogląd wydawał mi się jakoś zbyt ogólny i uproszczony oraz w pewnym stopniu usprawiedliwiający te nieudane efekty pracy architektów. Dzisiaj, kiedy bardziej niż wartość poszczególnych obiektów interesuje nas jakość przestrzeni, w której żyjemy, taka teza niestety w negatywnym ujęciu wydaje się jak najbardziej zasadna. Podejrzewamy, a w zasadzie już wiemy, że architektura i przestrzeń zurbanizowana nie są czymś wobec nas obojętnymi i vice versa.
Katowice
autor: Piotr Średniawa
Architektura jakby jej nie definiować jest sztuką wymyślania i projektowania, lecz przede wszystkim działalnością polegająca na realizowaniu rzeczy fizycznie materialnych. Niezaprzeczalny fakt, że obiekt architektoniczny jest przedmiotem materialnym, to stwierdzenie tak oczywiste, że ociera się o banał. Jednak wbrew pozorom jest ono o tyle istotne, że umożliwia zrozumienie funkcjonowania architektury. Swoją trwałą materialną solidnością odróżnia się od innych sztuk. Książka pozornie też jest przedmiotem, lecz sztuką staje się dopiero w trakcie jej mniej lub bardziej uważnego czytania. Film utrwalony na taśmie czy też nośniku elektronicznym też ma cechy materialne, lecz sztuką staję się dopiero podczas projekcji i to w obecności widowni. Podobnie dzieje się z muzyką i widowiskiem teatralnym, wymagającymi wykonania utworu przez muzyków lub aktorów, albo też odtworzenia z jakiegoś urządzenia. Dzieła tych kategorii sztuk wprawdzie istnieją w postaci różnorodnych zapisów, lecz naprawdę stają się sztuką i to w sposób ulotny dopiero w trakcie jej odbioru, czy to czytania, słuchania i oglądania. W stosunku do architektury pewne analogie wykazują dzieła plastyczne malarstwa i rzeźby. Wymagają jednak one od potencjalnego odbiorcy odwiedzenia muzeów, galerii lub też przeglądnięcia albumów. Jednak są one niejako więźniami tych przestrzeni, oddziałowujące swoją formą tylko w nich i wyłącznie dla selektywnej grupy odbiorców.
Można jak w osobliwym marzeniu sennym wyobrazić sobie miasto, w którym wszystkie witryny sklepowe wypełnione są obrazami od arcydzieł po malarskie kicze, a na ulicach stoją szpalery rzeźb i instalacji. Na każdym rogu ulicy grają kwartety smyczkowe, kapele ludowe i zespoły rockowe, a na placach towarzyszą happeningom i performance, orkiestry symfoniczne. Na fasadach zamiast wielkoformatowych reklam wyświetlane są różnorodne filmy, będące klasycznymi pozycjami kinematografii. Prasa codzienna, wiadomości telewizyjne, internetowe i emaile pisane są z kolei wyłącznie wierszem. Byłoby to jakieś osobliwe połączenie horroru i burleski powodujące radykalny sprzeciw oraz bunt przeciw sztuce i w taki sposób popularyzowanej kulturze. Jednak tak właśnie funkcjonuje architektura. Mimo że sztuka w XX wieku stała się w stosunku do poprzednich wieków egalitarna i coraz bardziej upowszechniana to jednak jej zakres oddziaływania społecznego jest nadal ograniczony do grupy świadomych jej odbiorców. Wyjątek stanowi architektura. Jest ona jakby stale gotowa i otwarta do percepcji i kontaktu niezależnie od woli i preferencji estetycznej odbiorcy. To odróżnia ją w zasadniczy sposób od innych dziedzin sztuki i być może dlatego nazywana jest królową sztuk. Nie sposób zamknąć architektury w przestrzeni muzealnej, bibliotece czy też sali koncertowej. Jej permanentne trwanie w otaczającej nas przestrzeni czyni z niej sztukę totalną, niezależnie od jej jakości. Mimo woli wszyscy staliśmy się jej odbiorcami, a codzienność i zwyczajność tego powszedniego zjawiska powoduje zobojętnienie na ten fakt. Jaki jest sens przywoływania tych oczywistych i znanych atrybutów architektury? Otaczająca nas zurbanizowana przestrzeń nie jest dla nas obojętna, podobnie jak jakość powietrza, którego skażenia i zanieczyszczenia też nie odczuwamy, mimo że jest ono dla naszego zdrowia szkodliwe. Obniżająca się w Polsce jakość przestrzeni, chaos i bylejakość są równie toksyczne, jak wdychany przez nas smog. Niestety podnosząca się jakość życia, rosnące wskaźniki PKB, dostęp do usług nie idą w parze mimo zaangażowania relatywnie dużych środków z poprawą jakości naszej polskiej przestrzeni.
Ten syndrom, może nie w takim nasileniu stał się również w ostatnich dekadach problemem ogólnoeuropejskim. Wykroczył on daleko poza ramy czysto estetyczne, a stał się problemem gospodarczym, finansowym, społecznym, socjologicznym, a tym samym politycznym. Współczesne systemy demokratyczne nie polegają już na kreowaniu wielkich ogólnonarodowych idei, lecz zarówno funkcjonujący na szczeblu krajowym i lokalnym politycy, jak i pretendenci do objęcia funkcji zobligowani zostali do prezentacji programów podnoszących jakość życia obywateli danych krajów, w tym jakości otaczającej ich przestrzeni.
Nowy Europejski Bauhaus
W polityce czysto pragmatyczne programy są jednak niewystarczające i potrzeba jest kreowania deklaracji o szerszym horyzoncie i dłuższej perspektywie, a jednocześnie realnie odnoszących się do bieżących wyzwań. Taką inicjatywą była Deklaracja Europejskich Ministrów Kultury uchwalona 20 – 22 stycznia 2018 r. podczas konferencji w Davos określona jako: „Ku wysokiej jakości Baukultur dla Europy”. Wobec postawionej następującej diagnozy: „świadomi tendencji do obniżenia jakości zarówno przestrzeni zbudowanych, jak i otwartych krajobrazów w całej Europie, widoczne w trywializacji prac budowlanych, braku wartości projektowych, obejmującym brak troski o zrównoważony rozwój, rosnącą eksurbanizację oraz nieodpowiedzialne użycie gruntów, degradację zabytkowej tkanki oraz utratę tradycji i tożsamości regionalnych” sformułowano szereg postulatów i zobowiązań. Między innymi tak brzmiący dezyderat: „Projektowanie przestrzeni zabudowanej, związek pomiędzy obiektami a ich otoczeniem zbudowanym przez człowieka, jak i naturalnym, spójność przestrzenna, skala, materiałowość: to czynniki mające bezpośredni wpływ na jakość naszego życia. Wysokiej jakości Baukultur wyraża się zatem w zastosowaniu świadomego, należycie omówionego projektu dla każdego przedsięwzięcia budowlanego lub związanego z zagospodarowaniem terenu, zakładającego nadrzędność wartości kulturowych nad krótkoterminową korzyścią ekonomiczną. Wysokiej jakości Baukultur spełnia tym samym nie tylko funkcjonalne, techniczne i ekonomiczne wymagania, ale zaspokaja również ludzkie potrzeby społeczne i psychologiczne”.
Warszawa
autor: Piotr Średniawa
W ślad za tymi deklaracjami Komisja Europejska rozpoczęła w 2020 r. inicjatywę Nowego Europejskiego Bauhausu, a przewodnicząca Ursula von der Leyen w orędziu o stanie Unii w 2020 r. określiła Nowy Europejski Bauhaus „jako projekt ekologiczno-gospodarczo-kulturalny, który ma łączyć design, ekologię, dostępność społeczną i cenową oraz inwestycje po to, by wesprzeć realizację Europejskiego Zielonego Ładu. Jego najważniejszymi wartościami są więc zrównoważony rozwój, estetyka i włączenie społeczne”. Trudno byłoby sformułować lepsze deklaracje dla negatywnych procesów, jakie zachodzą w polskiej przestrzeni. Gdzie jak gdzie w Europie, ale w Polsce takie hasła powinny spotkać się jak najbardziej pozytywnym odzewem i dać impuls szybkim konkretnym programom i działaniom. Jednak jak na razie recepcja idei Nowego Europejskiego Bauhausu i niewątpliwie tak potrzebnej w Polsce Baukultur spotyka się miałkimi werbalnymi deklaracjami, lub działaniami pozorowanymi i to w ograniczonym zakresie. Natomiast można odnieść wrażenie, że realizujemy nasz Nowy Nadwiślański Bauhaus, zmierzający w odwrotnym kierunku. Jak inaczej określić ostatnią nowelizacją Prawa budowlanego związaną z programem budowy domów o powierzchni zabudowy 70 m2, która stwarza niebezpieczeństwo niczym już niekontrolowanych realizacji, potęgujących chaos przestrzenny, a o ironio będąc składową programu „Polski Ład”. Mam coraz większe obawy, że niestety znacznie zwiększy się ilość zurbanizowanej przestrzeni, w stosunku do której nie będę w stanie powstrzymać moich agresywnych zapędów, być może na szczęście niemożliwych do zrealizowania, chociaż jednak trochę mi będzie szkoda.