Zobacz w portalu A&B!
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Architektura wymaga czasu. Rozmowa z Bogdanem Kulczyńskim

06 lutego '23

Z Bogdanem Kulczyńskim, laureatem Honorowej Nagrody SARP 2022, rozmawiamy między innymi o tym, jak zderzenie z rzeczywistością wpłynęło na jego wizję architektury z dzieciństwa i o tym, czy praca tym zawodzie może być wspaniałą przygodą.

Ola Kloc: Podobno chciał pan zostać architektem od najmłodszych lat, jaką wówczas miał pan wizję tego zawodu? Jak postrzega go pan dzisiaj?

Bogdan Kulczyński: To prawda… kiedy byłem w piątej klasie, czyli pewnie miałem koło 12,13 lat, może nawet trochę mniej, zapytany przez wychowawczynię, jak wszystkie dzieci w klasie, o to, kim chciałbym zostać w przyszłości, stwierdziłem, że chciałbym być architektem. Architektem chciał zostać mój ojciec Stanisław Kulczyński. Niestety mu się to nie udało, bo były to czasy zaraz po wojnie. Zaczął studia, ale nie dał rady finansowo, a tak naprawdę pewnie nie dali rady jego rodzice, bo był drugim dzieckiem, a wtedy jeszcze hierarchia urodzenia dosyć mocno decydowała, kto ma pierwszeństwo. Piąta klasa to pewnie jakiś 1965 rok, Polska była całkowicie inna, cały świat był inny, rzeczywistość była inna. Musiałem mieć wówczas wizję tego zawodu dziecięcą, bajkową, popartą zwykłymi drewnianymi klockami i zabawą w dom, w miasto, w przestrzeń. A dzisiaj, cóż, architektura jest poważnym i trudnym zawodem, jeżeli spojrzymy na nią jako całość od początku, czyli od pomysłu, do realizacji. Natomiast czysta architektura, w sensie pomysłu, zastanawiania się, jak by to mogło być, jak to nieszablonowo zrealizować, a przy tym nieskomplikowanie, tą bajką pozostała do dzisiaj, ponieważ jest to jedna wielka abstrakcja. I jeżeli nie chcemy powielać kolejnych, możliwie najtańszych projektów, to zawsze będzie wspaniałą przygodą. Myślę więc, że w moim postrzeganiu zawodu nic się nie zmieniło, ale doszła świadomość, której wtedy nie miałem. Doszedł świat ze swoją technologią, możliwościami i finansami, bo rozpatrywanie architektury bez finansów jest niemożliwe.

dom architekta

dom architekta

fot.: Hanna Długosz

 
Ola
: Zderzenie z realiami zawodu — kwestiami finansowymi właśnie, technologią — nie obdarły więc dziecięcej bajki z jej magicznej otoczki?

Bogdan Kulczyński: U podstaw chyba nie. Nigdy na początku nie myślę, czy coś się da zrobić, czy nie, ale stwierdzenia typu „no ale tak nie robimy”, „ale tak się nie da” słyszę od początków uprawiania tego zawodu, bo wykonawstwo ma swoje przyzwyczajenia i jeżeli tylko zaproponuje się coś innego, co wcale nie musi być bardziej skomplikowane, często wręcz jest prostsze, nie musi wiązać się z dodatkowymi finansami, ale jest inne niż to, co robimy na co dzień, wzbudza właśnie takie reakcje. Nasz zawód, bo mam nadzieję, że to nie tylko moja cecha, kocha tę niecodzienność, tę inność, ale cała masa osób inności po prostu nie chce, obawia się jej, chce iść na skróty, bo już tak robiła, a tu nagle trzeba pomyśleć, bo inność wymaga myślenia.

 
Ola
: Jakie rady wobec tego dałby pan młodym ludziom dopiero wchodzącym na tę zawodową ścieżkę?

Bogdan Kulczyński: W młodych ludziach jest siła do poszukiwań nowej drogi, nieobawiania się nowych rozwiązań, a w połączeniu z osobami bardziej doświadczonymi, jest to wspaniała siła nowej kreacji. Uczyłem osiem lat na Wydziale Architektury, byłem wtedy bardzo młody, to były lata tuż przed stanem wojennym, od 1979 do pewnie 1987 roku tyle można było pracować bez doktoratu lub zapisania się do partii. Wtedy były te dwie możliwości, w momencie, w którym ludzie zapisywali się do partii, mogli przejść na stanowisko wykładowcy, choć oficjalnie nikt tego tak nie ujmował. Albo trzeba było mieć doktorat. Już wtedy lubiłem pracę z młodymi ludźmi. W mojej pracowni, co już mówiłem wielokrotnie, tylko ja się starzeję. Jej podstawą są ludzie młodzi, około trzydziestu, trzydziestu paru lat, jedynie osoby, które są na samej górze kierowania biurem, mają około czterdziestki.

patio Hoża 55

patio Hoża 55

fot.: Piotr Krajewski

 
Ola
: Z czego to wynika?

Bogdan Kulczyński: Z jednej strony to są ludzie, którzy mają już jakieś doświadczenie, a z drugiej nadal są spragnieni… myślę, że to słowo „spragnieni” jest dosyć istotne, żeby chcieć, chcieć stworzyć coś innego, coś nieszablonowego. Taka składanka daje najlepszy efekt. Może też mnie się dobrze pracuje z młodymi ludźmi i mam nadzieję, że oni to czują, tę przyjazną atmosferę. Zawsze starałem się, żeby w pracowni panowała prawie rodzinna atmosfera. Nie jest to obecnie tak jednoznacznie widziane, różnie bywa w pracowniach. Są takie, gdzie dominuje rygor, wiem to od ludzi, którzy do mnie przychodzą, albo odeszli i poszli dalej, ale są ze mną nadal zaprzyjaźnieni. Łącznie z tym, że ktoś mi mówi: „Słuchaj, Bogdan, nie mogę z Tobą rozmawiać, bo u nas nie wolno rozmawiać w czasie godzin pracy, nie można mieć prywatnych rozmów”. Nie rozumiem tego, u mnie zawsze atmosfera jest otwarta, serdeczna, nie rozliczam z czasu pracy co do minuty, ponieważ uważam, że w zawodzie twórczym nie da się każdej minuty spożytkować twórczo. To jest po prostu niemożliwe i nierealne. Natomiast oczywiście zmieniły się dzisiejsze zasady pracy, normy pracy. Czas pracy nad projektem przez komputery i zmianę technologii projektowania skrócił się niemal o połowę, a jest tendencja i presja ze strony inwestorów, żeby był jeszcze krótszy. Z jednej strony przybywają więc kolejne wykazy, podpisy, tabele, tak zwane papiery, a z drugiej strony ten czas jest wciąż skracany.

 
Ola
: Czy da się to jakoś zbalansować? Architektura przecież potrzebuje czasu.

Bogdan Kulczyński: Architektura niewątpliwie wymaga czasu. Często coś się rysuje, kładziemy się spać z poczuciem, że to, co narysowaliśmy, co wymyśliliśmy, jest wspaniałe, a jak wstajemy rano i na to patrzymy, myślimy „Boże! Przecież to się do niczego nie nadaje!”, „to jest bardzo słabe”. Architektura nie jest tylko stawianiem przysłowiowych kresek. Coraz częściej słyszę od inwestora „Ale to wystarczy wcisnąć guzik w komputerze i to już się dalej tam policzy”, bo jak się już wrzuci pomysł, to ten komputer dalej sam wszystko zrobi. To jest nieprawda i to się odbywa ze szkodą dla architektury. Oczywiście, mamy dzisiaj na serwerze banki różnych naszych rozwiązań, z których możemy korzystać i jest to jakieś przyspieszenie, ale myślę, że żadna z czynności, które wykonujemy w życiu, nie zwalnia nas z myślenia, a tym bardziej, jeśli jest to praca twórcza, w której później żyją ludzie. Bo czy to są budynki, czy to są biura, czy to jest użyteczność publiczna, to jakość naszego życia zależy od przestrzeni. W zasadzie wszystko, na co patrzymy, jest architekturą. Spójrzmy na przykład na reklamy, które całkowicie zasłaniają krajobraz i domy. Na odcinku około dwudziestu kilometrów na mojej trasie do domu są budynki, które tych reklam mają po osiem! „Kwiaty”, „Kwiaty”, „Różne kwiaty”, „Cięte kwiaty”, kwiaciarnia obwieszona szyldem „Kwiaciarnia”. Zupełnie tego nie rozumiem i myślę, że właściciel tej kwiaciarni tego też nie rozumie. Nie rozumie też, że to jest potworne zaśmiecenie przestrzeni. Pamiętam, że kiedy zaczęliśmy wyjeżdżać poza Polskę, wtedy jeszcze do Czechosłowacji, moją pierwszą refleksją było, że coś tu jest nie tak. I nagle uświadomiłem sobie, wieziony taksówką czy busem z lotniska w Pradze do centrum miasta, że praktycznie nie zauważyłem ani jednej reklamy. Widziałem drzewa, krajobraz, zieleń, widziałem wszystko poza reklamą. To samo dzieje się w tej chwili we Francji. Francuzi chowają nawet linie przesyłowe, żeby nie zaśmiecały krajobrazu, żeby był maksymalnie czysty. Pilnują materiałów użytych na budynkach, skali budynków, wszystko jest jakoś uporządkowane. Natomiast niezależnie od przepisów, które są w danym państwie, w danym mieście czy w danej dzielnicy, jeżeli my nie wykażemy się świadomą kulturą przestrzeni i nie uświadomimy sobie, jak to jest ważne, jak to wpływa na nas, to myślę, że te przepisy w jakiś sposób zafunkcjonują, ale to na pewno nie będzie to, o czym mówię, o czym duża część ludzi myśli.

PKOL Athina Park

PKOL Athina Park

fot.: Piotr Krajewski

 
Ola
: Czy to jest więc kwestia edukacji?

Bogdan Kulczyński: Na pewno edukacja architektoniczna, tak zwane zajęcia plastyczne, nie wiem nawet, jak one się w tej chwili nazywają i czy w ogóle są, absolutnie powinna być. Uważam, że zawód architekta jest niezwykle przydatny dla Państwa, mówiąc bardzo górnolotnie, dla gospodarki. Architekt to nie musi być ktoś, kto tylko projektuje, dostaje nagrody i czuje się wielkim architektem. Architekt to jest też zdolność organizacji przestrzeni. Myślę, że w większych jednostkach, na przykład w szpitalach, ośrodkach wczasowych, naprawdę jest potrzebny architekt, taki organizator przestrzeni, chociażby przy urządzaniu gabinetu lekarskiego, nie mówiąc o całych oddziałach, których organizacja przestrzenna woła o pomstę do Boga. Jest wiele przestrzeni, które spotykam i niemal zakazuję sam sobie jakiegoś odruchu porządkującego, który by znakomicie funkcjonowanie tej przestrzeni usprawnił, czyli spowodował, że ludziom żyłoby się tam łatwiej, czyli lepiej.

PKOL Athina Park

PKOL Athina Park

fot.: Piotr Krajewski

 
Ola
: Przejdźmy do Honorowej Nagrody SARP, której w ubiegłym roku został pan laureatem. Kapituła doceniła między innymi pańską działalność sędziowską. Jak wygląda praca przy sędziowaniu konkursów architektonicznych? O czym należy pamiętać oceniając projekty?

Bogdan Kulczyński: Nigdy nie dobierałem zespołu sędziującego, ale myślę, że powinni go tworzyć architekci o różnych zacięciach, zarówno w sensie wrażliwości estetycznej, jak i tacy, dla których ważna jest zgodność przedstawianej pracy z wymogami, realność finansowa, czyli tacy troszkę (nie chciałbym nikogo obrazić) architekci-księgowi, którzy sprawdzają, czy ktoś gdzieś tam nie przekroczył chociaż o milimetr warunków konkursu. Wszystkie te funkcje są bardzo ważne. Prace powinny wychodzić z takich samych założeń uwzględnionych w warunkach konkursu, bo przekroczenie któregoś z nich powoduje, jeżeli jest świadome, łatwość rozwiązania pewnych kwestii, czyli tym samym projekt może być o wiele bardziej atrakcyjny. Zresztą później wykazanie przez uczestnika, że ktoś nie zmieścił się w tych warunkach, zrobił inaczej, niezgodnie, powoduje, że następuje brak porozumienia i sprawy trafiają do sądu.

Nie ukrywam, że zaczynam od oglądania, zwracania uwagi na to, jak coś zostało pomyślane, czy która z tych prac w sposobie myślenia wyróżnia się w stosunku do innych, a dopiero później sprawdzam, czy spełnia wszystkie warunki konkursu. Jeżeli coś jest fantastyczne i jest możliwa korzystna interpretacja, jestem za taką pracą, bardziej niż za pracą poprawną, ale zarazem nijaką. Sądzenie prac jest z mojego punktu widzenia bardzo trudnym zadaniem, najczęściej mamy do wyboru coś, co spełnia warunki na granicy, często przekracza finanse, natomiast jest pracą niezwykle atrakcyjną, nowatorską. Jednocześnie oczywiście, to muszę powiedzieć, jestem przeciwny pracom, które są ponad miarę drogie. Architektura powinna być (w tym dobrym tego słowa znaczeniu) prosta, powinna się posługiwać prostymi rozwiązaniami, uzasadnioną kwotą, nie powinny to być tak zwane złote klamki. Myślę, że kiedyś mówiliśmy o tym jako o pewnej wartości sposobu myślenia, sposobu realizacji czy szanowania inwestora. Od dłuższego czasu warto o tym mówić też w świetle ekologii, czyli takich budynków, które szanują ekologię, szanują proste, pozyskiwane nieomal z sąsiedztwa materiały, które nie zostawiają przerośniętego śladu węglowego, tylko szanują nas, a jednocześnie jakby to nie zabrzmiało szumnie matkę ziemię.

Smolna 40

Smolna 40

fot.: Piotr Krajewski

 
Ola
: „»Mierz siły na zamiary« ta maksyma towarzyszy Bogdanowi Kulczyńskiemu przy wielu realizowanych przez niego budynkach” mówiła podczas laudacji profesor Ewa Kuryłowicz. Jak pan to rozumie? Jak ta myśl przejawia się w pańskich projektach?

Bogdan Kulczyński: To jest sformułowanie Ewy, która odwołuje się do Adama Mickiewicza. Jest ono w Polsce często mylone, w błędnej wersji interpretuje się je: „uspokój się, bo nie dasz rady”. Ewa mówi o tym, żeby wybrać cel, cel często bardzo trudny, i przystosować do niego swoje siły, przygotować się na wysiłek, który musisz włożyć, żeby go osiągnąć. Może to jest z mojej strony dziecięce, czy niepoważne podejście, ale nie mam w sobie takiego wspomnienia mierzenia się z tematem. Zawsze wydawało mi się, zwłaszcza jak miałem dobry pomysł, że to na pewno się uda zrobić. Zawsze byłem niezwykle przyjaźnie nastawiony do tematów. Nie postrzegam tego jako trudu, jako męki, jako walki, ale jako wspaniałą pracę. Największą męką jest, jeżeli nie jestem do końca zadowolony z tego, co wymyśliłem, z tego, co narysowałem. Opór ze strony inwestora czy wykonawcy uważam za normalny. Jeżeli inwestor i wykonawca również patrzą w sposób przyjazny na to, co robią, to na ogół się dogadujemy. Wszystkim zależy na tym, aby to było po prostu coś chociaż trochę innego. I może też jest to jakieś szczęście, że takich ludzi na swojej drodze zawodowej spotykałem, którzy nie walczyli dla zasady, tylko starali się może coś uprościć, ale też wspólnie stworzyć nową wartość.

Ola: Dziękuję za rozmowę.

 
rozmawiała: Ola Kloc

Głos został już oddany

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE