reklama
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Modernizacja Biblioteki Publicznej przy ulicy Koszykowej w Warszawie

22 września '19
Dane techniczne
Nazwa: Biblioteka Publiczna w Warszawie
Lokalizacja: Polska, Warszawa, ul. Koszykowa 26/28
Inwestor: Biblioteka Publiczna m. st. Warszawy, Główna Biblioteka Województwa Mazowieckiego
Projekt:  
Autorzy: Andrzej Bulanda, Włodzimierz Mucha, Jacek Chyrosz, Michał Brzychcy
Współpraca autorska: Małgorzata Trybulska, Aleksandra Wójtowicz, Ilona Bitel, Paulina Paczkowska, Aneta Wardzińska, Filip Neudeck, Bartłomiej Witczak, Maciej Kaufman
Architektura wnętrz: Andrzej Bulanda, Włodzimierz Mucha, Jacek Chyrosz, Agnieszka Badowska, Ewelina Siestrzewitowska, Michał Brzychycy
Konstrukcja: Ove Arup & Partners International Odział w Polsce, Maciej Lewonowski, Wiesława Gałązka
Projekt i realizacja ściany sgrafitto Marcin Bogusławski
Generalny wykonawca Mota-Engil Central Europe SA

Powierzchnia całkowita:

9416 m²

Kalendarium

— projekt: 2009–2012
— realizacja: 2013–2015

Koszt

ok. 54,5 mln PLN

Z archiwum A&B — najlepsze polskie projekty ostatniego dziesięciolecia

[materiał oryginalny A&B 10'2015]


Na temat modernizacji Biblioteki Publicznej przy ul. Koszykowej w Warszawie z Andrzejem Bulandą z pracowni Bulanda i Mucha Architekci rozmawiał Maciek Kapołka.

Maciej Kapołka: Jakie były główne założenia ideowe projektu?

Andrzej Bulanda: Projekt jest opracowaniem konkursowym z 2006 r. To już 9 lat, a my właśnie zakończyliśmy I etap rozbudowy. Jesteśmy na półmetku, choć część dedykowana klientom jest skończona. Pozostała modernizacja starego magazynu i przeróbka szklanej plomby na budynek biurowy. Wiele się od czasu konkursu zmieniło, jeśli chodzi o realizację, jej skalę i sposób budowania, wymuszony przez brak środków finansowych. Założenia konkursowe były z dzisiejszej perspektywy niezwykle skromne. Konieczne było wygospodarowanie dodatkowej powierzchni, której brak odczuwała Biblioteka, przez przekrycie istniejących trzech dziedzińców między oficynami. Nasza praca stawiała chyba śmiałą i polemiczną z warunkami konkursu tezę potrzeby uporządkowania struktury biblioteki. Narastała ona spontanicznie przez lata, przy okazji inwestycji kubaturowej, tak aby przez te zmiany doprowadzić do: po pierwsze, zwiększenia powierzchni czytelni z uwagi na potrzebę udostępnienia zbiorów w dużo większym zakresie niż tradycyjna biblioteka (co było intencją konkursu), ale i wydobycia i włączenia głównej czytelni, znajdującej się w budynku Kierbedzia w krwiobieg zespołu czytelni. Uznaliśmy, że właśnie te zadaszone dziedzińce wraz z czytelnią w budynku frontowym stanowią prawdziwą perłę i to należy w maksymalnym stopniu udostępnić czytelnikom. Rozbudowa z lat 70. przeniosła bowiem większość czytelni do budynku nowego, stojącego przy ulicy Koszykowej, oddzielając je w konsekwencji od części zabytkowej, spychając ją tak naprawdę na ubocze. Nasza idea zakładała uczynienie z czytelni głównej i całego budynku Kierbedzia z roku 1914 (właśnie minęło 100 lat od czasu realizacji tego prywatnego daru dla mieszkańców Warszawy) osi kompozycyjnej całości założenia. Siłą rzeczy zmuszało to w konsekwencji do przeniesienia części administracyjnej i obróbki książki do budynku z lat 70. (tzw. plomby). Zabieg ten pozwalał również na uzyskanie prawidłowej i optymalnej drogi książki w bibliotece, co jest niezmiernie ważne z punktu widzenia technologii pracy. Biblioteka tej skali składająca się organizacyjnie z 7 merytorycznych i wydzielonych działów jest niezwykle skomplikowanym technologicznie produktem. Zanim książka sprawnie dotrze do rąk czytelnika, musi zostać odpowiedni przygotowana, a następnie opisana i zmagazynowana. Biblioteka działająca w nie najlepszych warunkach lokalowych i cierpiąca na chroniczny brak przestrzeni magazynowej potrzebowała tej dodatkowej powierzchni i sprawniejszej organizacji pracy. Myślę, że rozwiązanie tego problemu umożliwiło wybór naszej propozycji w tym dwuetapowym konkursie, mimo że praca polemizowała z programem i założeniami. Cenię sobie niezmiernie tę ówczesną odwagę inwestora i sądu konkursowego. Bez tej akceptacji nic by z projektu nie było. Jak się okazało, był to dopiero początek drogi i ewolucji projektu. W okresie rozmów pokonkursowych i wsłuchiwania się w potrzeby klienta doszliśmy do wniosku, że nasze pierwotne podejście nie jest wystarczająco radykalne i należy wykorzystać w pełni potencjał drzemiący w działce, tzn. zabudować ją maksymalnie w oparciu o wskaźniki Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego, który na tym terenie obowiązywał. Tak cenna działka w samym centrum Warszawy musi zostać wykorzystana w pełni. To podstawowa zasada dobrego i odpowiedzialnego projektowania. Takie rozumowanie w oparciu o zaproponowaną wstępną ideę konkursową doprowadziło nas do stworzenia koncepcji pokonkursowej, która dawała klientowi to czego najbardziej brakowało — magazyny książek. Dość powiedzieć, że w stosunku do pierwotnych założeń kubatura obiektu wzrosła dwukrotnie. Zaproponowano magazyny zwarte w podziemiach oraz nad czytelniami w charakterystycznym dziś grafitowym pudełku dzielącym przestrzeń dachu między dziedzińcami i wykorzystywanym jako pylon konstrukcyjny do utrzymywania szklanego dachu. W efekcie, racjonalnym rozwiązaniem było całkowite wyburzenie budynków na zapleczu, a następnie ich odtworzenie. Dyrekcja biblioteki ku naszej radości zaakceptowała ten kierunek myślenia i odważnie weszła w dalsze fazy projektowe.

rzut parteru

rzut parteru

© Bulanda i Mucha Architekci

Wracając do pytania. Priorytetem było dla nas zrealizowanie funkcji współczesnej biblioteki, funkcji, która w dużej mierze sami tworzyliśmy z zachowaniem ducha miejsca — tego specyficznego klimatu Koszykowej, układu dziedzińców, geografii i miejsca. Oczywiście, wyeksponowanie, jak już mówiłem, czytelni głównej i całego zabytkowego i pięknego budynku Kierbedzia i włączenie go w funkcjonalny nowy krwiobieg systemu czytelni również było kluczowe. Nie stworzyliśmy więc współczesnej maszyny na tyłach budynku Kierbedzia, tylko poruszaliśmy się w układzie odtworzonej starej geometrii, tak jakby te budynki stały tam od zawsze. Odtworzyliśmy też ślady późniejszych nawarstwień (rozbudowa Edgara Norwertha), gdyż biblioteka przechodziła już parokrotnie próby rozbudowy, a jedna z wizji zakładała jej powiększenie aż do ulicy Pięknej. Mam nadzieję, że zamysł jest czytelny i starzy bywalcy Koszykowej odnajdą w nowych czytelniach i dziedzińcach ślady przeszłości, a co za tym idzie skalę i tektonikę wnętrz. Oczywiście, nie ma wątpliwości, że jest to budynek współczesny, cezura między budynkiem historycznym a częścią uznaną za nową jest czytelna. Jest to linia komunikacji z dwoma windami i systemem kładek. Nie wszystko zostało więc podporządkowane funkcji. Na pewno nie za cenę zafałszowania układu historycznego. Chcieliśmy tu zrealizować ideę, sformułowaną kiedyś przez Renzo Piano, mojego ulubionego twórcę, który powiedział kiedyś: Nieważne, czy budynek jest stary czy nowy, ważne żeby miało się wrażenie, że jest tu od zawsze. Właśnie takich doznań oczekiwałbym od przyszłych użytkowników.

rzut 1. piętra

rzut 1. pietra

© Bulanda i Mucha Architekci

MK: Jak opisaliby Państwo zaproponowaną formę?

AB: W zasadzie odpowiedziałem już na to pytanie, wprowadzając w długi proces dochodzenia do końcowego rezultatu. Jest to próba znalezienia nowej kubatury i jej maksymalizacja, a w końcowym etapie nowego wizerunku miejsca (fasada od Koszykowej), wyrażona spółczesnym językiem przy jednoczesnym podporządkowaniu się zastanym uwarunkowaniom, istniejącemu układowi przestrzennemu, klimatowi miejsca i chęci wyeksponowania wartościowej architektury historycznej. Takie generalne porządki raz na sto lat, aby sprostać nowym wyzwaniom na następną setkę.

rzut 2. piętra

rzut 2. piętra

© Bulanda i Mucha Architekci

MK: Czy zreorganizowany układ funkcjonalny bardzo różni się od oryginalnego, zwłaszcza rozpatrując go pod kątem użytkownika?

AB: Tak, gdyż, jak wspomniałem, włączono do krwiobiegu biblioteki jej historyczną czytelnię, która pozostawała na skutek zmian dokonanych w latach 70. z boku, ze stratą dla wizerunku miejsca. Teraz została na skutek zmian programowych i przegrupowania bloków funkcjonalnych umieszczona w korpusie czytelniczym i stanowi serce całego kompleksu czytelni, z których składa się Biblioteka na Koszykowej. Czytelnicy w pełni będą się mogli cieszyć budynkiem historycznym i przestrzeniami przeszklonych dziedzińców. Budynek z lat siedemdziesiątych stanie się częścią administracyjną biblioteki.

rzut 3. piętra

rzut 3. piętra

© Bulanda i Mucha Architekci

MK: „Zielona ściana” w zamknięciu dawnego podwórza bardzo wyróżnia się na tle eleganckiej, białej architektury. Czy była obecna w projekcie od początku, jako jeden z kluczowych elementów, czy pojawiła się w ciągu trwania prac projektowych. Jak opisaliby Państwo jej działanie w przestrzeni?

AB: „Zielona ściana” była elementem obecnym od początku projektu konkursowego. Biblioteka swymi otwartymi dziedzińcami stykała się z sąsiednimi kamienicami. Były to XIX-wieczne podwórka studnie, często ze ślepymi ścianami porośniętymi winem czy bluszczem. Ten efekt chcieliśmy osiągnąć w dziedzińcu dedykowanym odpoczynkowi, na którym znajduje się kawiarnia. Jest to na pewno silny element identyfikujący dziedziniec wschodni. Dziedziniec zachodni, wejściowy jest ograniczony wielkogabarytowym graffiti. Między tymi ścianami powstał główny element przestrzenny i komunikacyjny biblioteki — dwie panoramiczne windy stojące w narożnikach, połączone systemem kładek, z których wchodzi się do czytelni na piętrach. To jest też umowna cezura dwóch światów — nowego i starego.

przekrój A–A

przekrój A–A

© Bulanda i Mucha Architekci

MK: Zastosowane materiały, rozwiązania techniczne i konstrukcyjne, a nawet meble obecne w nowej czytelni, wybrane i zaprojektowane zostały z dużą pieczołowitością. Efekt końcowy robi duże wrażenie. Czy na etapie prac projektowych i budowlanych koordynacja międzybranżowa i wykonawcza stwarzała kłopoty? Jak poradzili sobie Państwo z ich pokonaniem?

AB: Aranżacja wnętrz była elementem projektu podstawowego, wynikającego z narzuconej przez inwestora technologii i potrzeb funkcjonalnych. Natomiast na etapie projektu wnętrz, który wykonywaliśmy na zlecenie generalnego wykonawcy zaprojektowano meble, kolorystykę i detale, w tym bardzo istotne oświetlenie. W warunkach Ustawy o zamówieniach publicznych jest to niezwykle trudne w związku ze znanymi powszechnie tendencjami do redukcji kosztów i stosowania tzw. „zamienników”, które tak naprawdę nigdy zamiennikami nie są. Ale jakoś udało się wymusić na GW realizację projektu zgodnie z ideą projektową. Kosztowało nas to oczywiście dużo zdrowia i nerwów, ale mam wrażenie, że odnieśliśmy sukces. Jednak, jak się chce, to można i nie powinno zgadzać się na wszystko. Każdy kompromis jest w tej materii zgniły i prowadzi do osłabienia pierwotnej koncepcji ze szkodą dla idei.

przekrój B–B

przekrój B–B

© Bulanda i Mucha Architekci

MK: Z pewnością również budżet nie był bez znaczenia. Jak odnosiła się do rozwiązań dyrekcja biblioteki? Czy współpraca z nią układała się pomyślnie, także pod tym kątem?

AB: Realizacja tak dużego i skomplikowanego projektu była możliwa z uwagi na zaangażowanie inwestora w budowę czy modernizację własnej siedziby, a z drugiej strony obnażyła wszystkie absurdy systemu finansowania i rozliczania inwestycji tego typu, gdzie w grę wchodzą fundusze unijne. To, że udało się jakoś to wszystko dopiąć i zamknąć jest zasługą niewątpliwie dyrekcji biblioteki i naszej determinacji w egzekwowaniu wysokiej jakości. Jest to jednak dopiero I etap rozbudowy, a bez jej dokończenia podstawowa idea projektowa i programowa nie może być w pełni zrealizowana. Odbywa się to ze szkodą dla prawidłowego funkcjonowania obiektu, w który zainwestowano już grube miliony, a ostatecznego pełnego efektu nie widać. To jest w jakimś sensie marnotrawstwo grosza publicznego. Projekt ten uzmysłowił też decydentom oczywistą prawdę, że istotnym kosztem inwestycji jest koszt późniejszej eksploatacji. Nie sztuka coś nowocześnie wybudować, potem zgodnie z założeniami obiekt taki często technicznie skomplikowany należy profesjonalnie serwisować i utrzymywać. Na to nie ma pieniędzy lub są zazwyczaj niedoszacowane. Nie jest to zresztą żaden wyjątek. To powszechna bolączka wszystkich nowych obiektów. Wiadomo, że obiekt tej klasy, nieprofesjonalnie eksploatowany wkrótce popadnie w ruinę, a na pewno nie będzie cieszył użytkownika w sposób wynikający z drzemiących w nim możliwości technicznych.

MK: Jakie były główne wyzwania projektowe w przypadku tego obiektu?

AB: Biblioteka jest z założenia złożoną funkcją, w dużej mierze podporządkowaną technologii. Taka technologia powinna powstać i uwzględniać możliwości późniejszych zmian w epoce rewolucji technologicznej, w której żyjemy. Przecież na dobrą sprawę nikt nie wie jak będzie wyglądała biblioteka za paręnaście lat. Projekt, który operuje budynkami istniejącymi, zabytkami w zwartej zabudowie centrum miast też nie ułatwia sprawy. Do tego dochodzi fakt ciągłej pracy biblioteki podczas modernizacji oraz wszystkie nonsensy ustawowe. To były główne wyzwania projektowe. Już w czasie realizacji okazało się, że geometria zespołu jest inna niż na inwentaryzacji, a warunki gruntowe są trochę słabsze od zakładanych. Było nerwowo, ale jakoś się udało. To, oczywiście, potwierdza zasadę, że takie obiekty muszą być niezwykle precyzyjnie przygotowane do projektowania już na etapie danych wyjściowych — ekspertyz, ale, jak to w Polsce, na to nigdy nie ma funduszy, bo wydaje się, że jakoś to będzie i się uda. Skąd my to znamy! Ta „bylejakość” dotyczy wszystkich dziedzin życia.

MK: Biblioteka mieści się w zabytkowym budynku Kierbedziów. Jak duży wpływ na zaproponowaną formę miał obiekt oryginalny?

AB: Zasadniczą. Wyznaczył zręby idei i zorganizował przestrzennie układ funkcjonalny. Był punktem odniesienia i inspiracją. Poza tym historia jego powstania, w tym postawa Rodziny Kierbedziów, darczyńców sprawiła, że mieliśmy świadomość uczestniczenia w czymś ponad zwykły komercyjny projekt. Wpisanie się w historię tak ważnego budynku publicznego, o takiej historii, we własnym mieście jest czynnikiem motywującym.

MK: Jak duży wpływ na zaprojektowaną przez Państwa architekturę miało otoczenie biblioteki?

AB: Żadnego, gdyż projekt dotyczy zabudowy wewnątrzkwartałowej w istniejącej gęstej tkance XIX-wiecznej Warszawy. Był raczej próbą prześledzenia nawarstwień i zmian ze wszystkich etapów kolejnych rozbudów, ich oceny i pokazania użytkownikom jako wartości miejsca, pływającej na jego klimat.

MK: Czy dodaliby Państwo na koniec trochę informacji na temat podejścia do tego projektu z perspektywy autorów?

AB: Zawsze do projektu podchodzimy poważnie i z pełnym zaangażowaniem, a następnie bronimy swoich racji, wierząc, że kompromisy w architekturze niczego dobrego nie przynoszą. Oczywiście, staramy się reprezentować inwestora jako jego profesjonalne narzędzie w naturalnym konflikcie z wykonawcą. Mam oczywiście wiele spostrzeżeń co do problemów, jakie ujawniły się w toku paroletniej pracy nad projektem i realizacją, ale to nie miejsce na te przemyślenia i uogólnienia, bo wydaje się , że część z tych spraw to problemy, z którymi borykają się wszyscy zaangażowani w proces inwestycyjny. Życie pokaże, czy wygenerowany klimat odpowiada czytelnikom i zaakceptują nową współczesną formułę starej biblioteki na Koszykowej. Ponadto Biblioteka nie jest skończona. Czekamy na kolejny etap i jego pełną realizację, aby móc ocenić poprawność pierwotnych założeń projektowych i poziom akceptacji lub niezadowolenia użytkownika. Zakończenie prac II etapu, głównie budynku plomby i danie mu nowej fasady zmieni percepcję tego miejsca. Między innymi w parterze ma powstać księgarnia i klub — coś dla uatrakcyjnienia przestrzeni miejskiej. To na pewno ożywi to miejsce, dziś trochę zdegradowane i zapyziałe. Nada mu inną rangę i skalę. Wtedy powiew nowości będzie widoczny już na zewnątrz, na ulicy. Biblioteka nie ma też nowego wejścia, które powinno logicznie zostać zrealizowane w I etapie, ale ze względów finansowych je pominięto. Te dwa nieukończone elementy na pewno nie pozwalają w pełni ocenić idei, która miała w swym założeniu uczynić starą, magiczną bibliotekę na Koszykowej na wskroś współczesnym, przyjaznym miejscem, gdzie stare łączy się z nowym w harmonii, tak jak w wielu podobnych miejscach na świecie. Warszawa zasługuje na tego typu rewitalizację fragmentów centrum, tak aby ludzie chcieli w nim przebywać. To wymaga jednak wizji po stronie decydentów i zrozumienia, że nie w pełni zrealizowana inwestycja jest w zasadzie marnotrawstwem publicznych środków, gdyż końcowy efekt nie może być osiągnięty. Pozostaje nam tylko trzymać kciuki za roztropność w tym względzie decydentów. Zwłaszcza władz Warszawy, którym najbardziej powinno zależeć na ukończeniu realizacji, a które nie wyasygnowały ani grosza na realizację tego warszawskiego projektu. Pani Kierbedziowa ponad sto lat temu potrafiła. To odróżnia tamten i nasz dzisiejszy świat. Sama realizacja przebiegała zgodnie z założeniami. Nie było więc radykalnych zmian ze strony inwestora czy odejścia od założeń projektowych. Oczywiście, do licznych kompromisów materiałowych zmusił nas ograniczony budżet. Dużym utrudnieniem w realizacji był fakt wykonywania prac budowlanych przy codziennej pracy biblioteki. Natrafialiśmy też na różne niespodzianki, ale to codzienność i norma w takich realizacjach. Moją największą obawę budzi rozciągnięcie w czasie inwestycji. Nigdy jej to dobrze nie robi. Oczywiście, największa satysfakcję daje uczestniczenie w realizacji tak odpowiedzialnego i ważnego projektu i pozostawienie po sobie trwałego śladu w znaczącym budynku publicznym własnego miasta. Pozwala to czasami zapomnieć o wszystkich codziennych problemach budowy. Największą satysfakcję przyniesie (oby) zadowolenie użytkowników i pracowników, bo w końcu dla nich to robimy. Pozostaje mieć nadzieję, że inwestorowi starczy determinacji w konsekwentnej realizacji tej inwestycji i doprowadzenie jej do końca w niezmienionych standardach, bez chodzenia na skróty, co może zawsze się zdarzyć w chwilach zwątpienia w realność wizji. Aby to się stało, potrzeba dziś kolejnych funduszy na ukończenie rozpoczętej realizacji. Bez tego cały dotychczasowy wysiłek pójdzie na marne. Bądźmy jednak optymistami.

MK: Dziękuję za rozmowę.

rozmawiał: Maciej KAPOŁKA

Głos został już oddany

PORTA BY ME – konkurs
Sarnie osiedle - dni otwarte 15-16 listopada
Ergonomia. Twój przybiurkowy fizjoterapeuta
INSPIRACJE