Recenzja pochodzi z numeru 05/22 Architektura&Biznes.
Katalog wydany przy okazji wystawy poświęconej Alinie Scholtz można uznać za samodzielną publikację, monografię tej najważniejszej dla dziejów Warszawy architektki krajobrazu. Książka przywraca pamięć nie tylko o Scholtz, ale i o wciąż niedocenianej dziedzinie projektowania.
Od kilku lat na naszych oczach dokonuje się niezwykle ważna zmiana w badaniu architektury i opowiadaniu o niej. Przybywa projektów, publikacji, debat mających na celu docenienie, dostrzeżenie, podkreślenie pozycji i roli kobiet w świecie architektury, poznanie ich dokonań i weryfikację proporcji płci w tym pozornie tylko zdominowanym przez mężczyzn zawodzie. Przez dekady kobiety w świecie architektury pozostawały niewidzialne — choć istniały w nim od zawsze. Jadwiga Dobrzyńska-Łoboda, pierwsza w Polsce absolwentka studiów architektonicznych rozpoczęła je w 1915 roku wraz z pierwszym rocznikiem na otwartym właśnie Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej (swoją drogą Wydział Architektury i Wydział Chemii były jedynymi na tej uczelni, na których mogły wtedy studiować kobiety). Pracujące często w duecie z mężami, pozostawały w ich cieniu, spychano je do roli kreślarek, a ich dorobek deprecjonowano. Nie były traktowane jako samodzielne projektantki, kojarzono je z „kobiecymi” dziedzinami, jak projektowanie wnętrz, w najlepszym razie przedszkoli. Pierwszą profesorką architektury została Barbara Brukalska, a stało się to dopiero w 1948 roku. Nawet w teoretycznie równościowym dla obu płci okresie Polski Ludowej kariery Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak czy Haliny Skibniewskiej były raczej wyjątkami niż regułą.
Jesteśmy w trakcie weryfikacji wiedzy na temat architektek, odtwarzania ich dorobku, ale i porządkowania współczesnych relacji w tej branży. Bo, choć wreszcie po latach słowo „architektka” wywołuje coraz mniej głosów oburzenia, nadal w zawodzie widoczna jest nadreprezentacja mężczyzn. Jest to o tyle dziwne, że od dłuższego już czasu kobiety zdecydowanie dominują na uczelniach, na niektórych wydziałach architektury stanowią nawet 80 procent studenckiego składu.
Od czerwca do listopada 2021 roku w warszawskim Muzeum Woli można było oglądać wystawę pt. „Więcej zieleni! Projekty Aliny Scholtz” [por. A&B 10/2021] kuratorowaną przez Klarę Czerniewską-Andryszczyk i Ewę Perlińską-Kobierzyńską. Bazowała ona na badaniach prowadzonych przez zespół w składzie: Natalia Budnik, Klara Czerniewska-Andryszczyk, Grupa Projektowa Centrala (Małgorzata Kuciewicz, Simone De Iacobis), Ewa Perlińska-Kobierzyńska, a o projekt ekspozycji zadbali Małgorzata Kuciewicz i Simone De Iacobis. Wydana przez Muzeum Warszawy (którego oddziałem jest Muzeum Woli) książka „Alina Scholtz. Projektantka warszawskiej zieleni” choć towarzyszyła wystawie, jest samodzielną publikacją, w której rozdziałach opisano życie i dorobek architektki krajobrazu i zebrano katalog jej projektów i realizacji.
Tor Służewiec od wiosny do zimy
rys. Natalia Budnik
Wystawa, a w ślad za nią książka poświęcona Alinie Scholtz, doskonale wpisuje się w toczącą się debatę na temat pozycji kobiet w świecie projektowania. Robi to nawet w dwójnasób. Bo nie tylko przywraca pamięć o niezwykle ważnej dla rozwoju Warszawy postaci, docenia na nowo jej dorobek i opowiada o niewątpliwej karierze kobiety w zmaskulinizowanym świecie. Prezentacja projektów Aliny Scholtz kieruje także światła na całą dziedzinę architektury krajobrazu, udowadniając, że jest ona czymś dalece ważniejszym niż tworzenie kwiatowych kompozycji na trawnikach w parku. „Związek architektury krajobrazu z planistyką widać doskonale w twórczości i życiu Aliny Scholtz. W ciągu całej swojej kariery wielokrotnie uczestniczyła, we współpracy z architektami i urbanistami, w projektach o skali urbanistycznej. Spośród takich prac można wyodrębnić te niezwiązane z architekturą mieszkaniową, czyli parki-pomniki, założenia komemoratywne, koncepcje związane z odbudową Warszawy po II wojnie światowej czy wreszcie duże propagandowe realizacje w Polsce Ludowej — zielone monumenty” — podkreśla w książce Ewa Perlińska-Kobierzyńska, współautorka publikacji i wystawy. Już jedna z pierwszych w dorobku Scholtz realizacji — park wokół muzeum Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli — pokazuje, jak wiele może znaczyć krajobraz. Jako zaledwie dwudziestoczteroletnia absolwentka Wydziału Ogrodnictwa SGGW w Warszawie (broniąc dyplom, otrzymała tytuł inżyniera ogrodnika) w Żelazowej Woli została asystentką swojego wykładowcy i mentora, profesora Franciszka Krzywdy-Polkowskiego. Tu uczyła się tworzenia nie tylko nastroju, ale i komunikatu, narracji, opowieści za pomocą krajobrazu. Całe założenie parku i dworu w Żelazowej Woli było przecież kreacją, która miała pobudzać patriotycznie, harmonizować z nastrojem muzyki Chopina, mieścić w sobie „polskość” i stosowną malowniczość.
Alina Scholtz przez dwa lata uczyła się także na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. To tam zetknęła się z Romualdem Guttem, z którym później wielokrotnie współpracowała. Bo Scholtz współtworzyła wiele projektów dziś zaliczanych do kluczowych dla rozwoju polskiej architektury współczesnej i nieprzypadkowo każdy z nich jest do dziś ceniony także ze względu na wyjątkową rolę, jaką w nim odgrywają rośliny. To Alina Scholtz zaprojektowała ogrody przy ambasadzie Chin i willach na Mokotowie projektu Gutta, stała za projektem zieleni dla ikonicznych dziś osiedli Haliny Skibniewskiej — Sady Żoliborskie, Szwoleżerów i Sadyba. Jeszcze w latach 30. spod ręki Scholtz wyszedł projekt terenu wokół modernistycznych zabudowań Toru Wyścigów Konnych na Służewcu czy otoczenia pawilonu polskiego na wystawie „Sztuka i technika w życiu codziennym” w Paryżu w 1937 roku.
W 1945 roku Alina Scholtz dołączyła do zespołu Biura Odbudowy Stolicy, a w czerwcu 1946 roku została szefową Pracowni „Zieleń” Wydziału Urbanistycznego BOS. Jednym z pierwszych projektów z tamtego czasu jest stworzona we współpracy z Romualdem Guttem wizja odbudowy Ogrodu Saskiego — im właśnie zawdzięczamy park, który wszyscy znamy. Projekty powstające w czasie pracy Scholtz w BOS oraz w kolejnych latach do dziś kształtują Warszawę. To ona stworzyła wizję zieleni wzdłuż Trasy W-Z i Centralny Park Kultury na Powiślu, Park Moczydło na Woli, zielone otoczenie szkoły na Sadybie i pawilonu Ośrodka Obliczeniowego ZETO przy Polu Mokotowskim (oba budynki projektu Haliny Skibniewskiej).
„Zieleniary” — tak w latach powojennych i całkiem współcześnie nazywa się architektki krajobrazu, „żartobliwie, ale nieco protekcjonalnie”, jak zauważa Klara Czerniewska-Andryszczyk. Tak pisano o Alinie Scholtz i zmarłej w sierpniu 2021 roku Irenie Bajerskiej, wieloletniej współpracowniczce Marka Budzyńskiego, autorce zieleni Ursynowa (i znów osiedle w dużej mierze właśnie za zieleń cenione!) oraz twórczyni jednego z najpiękniejszych zakątków współczesnej Warszawy — ogrodu na dachu Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Czy rzeczywiście praca architektek krajobrazu jest tylko „dodatkiem” i „tłem” dla architektury? Książka o Alinie Scholtz ostatecznie rozwiewa te wątpliwości. Pokazuje znaczenie jej projektów dla rozwoju Warszawy, ale przede wszystkim sposób pracy, niezwykle bliski myśleniu urbanistycznemu, przestrzennemu, widzeniu miasta w szerokim kadrze i — dosłownie — bardzo blisko ziemi zarazem.
Mozolna (bo mało kto wcześniej się tym interesował) praca badawcza, a następnie wystawa i publikacja poświęcone Alinie Scholtz przyczyniają się do rozwoju wiedzy o dwudziestowiecznej architekturze, stanowią ważny głos w debacie o znaczeniu i roli kobiet w kształtowaniu naszej przestrzeni, pozwalają docenić na nowo wartość architektury krajobrazu. Ale to nie wszystko. Opisując pracę nad kluczowymi dla Warszawy „zielonymi” projektami, uświadamiają, że to w dużym stopniu właśnie zieleń czyni miasto miejscem znośniejszym do życia.