PDA 2024 – materiały i technologie dla Architekta. Korzystaj z darmowej wersji online
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Przestrzeń w rękach ignorantów? „Lokalsi. Nieoficjalna historia pewnego samorządu” Andrzeja Andrysiaka

13 października '22

„Lokalsi” to nie jest książka o architekturze, ale o zjawiskach, które pośrednio mają na nią duży wpływ. Otrzeźwienie dla tych, którzy jeszcze wierzą w powszechny sukces rodzimej samorządności. Dla innych — punkt wyjścia do rozważań o zmianie sytuacji. Pozycja warta uwagi — mimo sporego przegadania.

Polskie samorządy wciąż jeszcze stawia się w kontrze do ogólnokrajowej polityki. Służą za przykład, że w Trzeciej Rzeczpospolitej coś się udało: lokalna władza rozwiązująca realne problemy. Taka, co umie wznieść się ponad koterie i politykierstwo. Że nie jest tak pięknie, to widać gołym okiem; rzadziej przebija się wiedza, że w mniejszych ośrodkach z samorządem bywa bardzo źle. „Lokalsi” Andrzeja Andrysiaka są właśnie o tym. To zimny prysznic dla optymistów, natomiast dla realistów – wyzwanie: znaleźć i opisać mniej ponure kontrprzykłady.

„Lokalsi” to bowiem studium konkretnego przypadku: Radomska – 45-tysięcznego miasta między Łodzią a Częstochową. Autor, doświadczony i dociekliwy dziennikarz, po sukcesach w Warszawie wrócił do rodzinnego miasta i wydaje tam „Gazetę Radomszczańską”. Teraz, po ponad sześciu latach, dzieli się zgromadzonymi historiami w książce – rzetelnej i dopracowanej, choć nieco zbyt mocno nasyconej detalem i rezultatami researchu. Oczywiście jest to dowodem kompetencji i dziennikarskiej rzetelności Andrysiaka, ale też i trudności z selekcją materiału – obciążonego do tego niekiedy stylem polskiej szkoły reportażu. Zabieg zbędny, bo, po pierwsze, faktów jest tyle, że nie trzeba ich cerować zwietrzałą manierą, a po drugie – utrudnia to lekturę.

inaczej być nie może?

Tak, czy inaczej nie brakuje w „Lokalsach” dobrze udokumentowanych dowodów na potwierdzenie wszelkich obaw i domysłów na temat lokalnych układów, kupczenia stanowiskami, zmów milczenia, ogólnej bezideowości, itd. itp. Niejedna historia przypomina zapewne przypadki z innych miast, co może pozostawić czytelnika z przekonaniem, że w Polsce inaczej być nie może.

Sprawy społeczne, polityczne i historyczne wybijają się w „Lokalsach” na pierwszy plan. Jest jednak rozdział, który bardziej zainteresuje tych, którym na sercu leży jakość przestrzeni i architektury. To opis konferencji dla samorządowców, urzędników i przedsiębiorców, na której – gdy przychodzi do dyskusji o planowaniu przestrzennym i rewitalizacji – na sali zostaje garstka uczestników. Zaproszeni specjaliści mówią zatem do wielu pustych krzeseł. Andrysiak relacjonuje:

Organizatorzy robią przed gośćmi dobrą minę, ale w środku dygoczą ze wściekłości […]. Przecież temat nie wziął się znikąd, samorządowcy sami go chcieli.

Po raz nie wiadomo, który uświadamiamy sobie zatem, że urządzana dziś przestrzeń będzie długotrwałym świadectwem opisywanych w „Lokalsach” miejscowych przepychanek, poziomu rządzących i obsadzania stanowisk ludźmi bez kompetencji, wizji i wyobraźni. Ale to, w zasadzie, było jasne i przed lekturą. Gorzej, że ginie nadzieja na zmianę. Ignoranci, i to świadomi swojej niekompetencji, niczego nie chcą się nauczyć, choćby im podsunąć wiedzę na złotej tacy.

To zresztą nie rzadkość i w większych miastach. Decydenci, dyrektorzy wydziałów, prezesi miejskich spółek, zapraszani na dyskusje poszerzające wiedzę o przestrzeni i architekturze, zazwyczaj są nieobecni. Ułatwia im to później, po konfrontacji z kreatywnymi propozycjami z zewnątrz urzędu, rzucanie haseł typu „nie da się”, „tak się nie robi”, „u nas to nie wyjdzie” lub – w przypływie szczerości – „pierwsze widzę”.

coś dla równowagi

Na ten smutny, ale jednak anegdotyczny przypadek, odtrutką mogą być, na szczęście, inne, również niereprezentatywne, ale pozytywne przykłady – wzięte już nie z „Lokalsów”, ale z życia. Jak choćby niedawna konferencja o rozwoju małych miast w wielkopolskim Pleszewie. Nie dość, że zgromadzeni naukowcy i samorządowcy byli w stanie rozmawiać żywo i kompetentnie o najważniejszych wyzwaniach i możliwościach, to zdarzały się też kreatywne pomysły na przekuwanie porażek w sukcesy.

Na przykład, zdaniem dr. Przemysława Ciesiółki z TUP, kurczenie się niektórych miast nie zawsze musi być szkodliwe. Niekiedy może stanowić szansę. Wiele też było w Pleszewie o tym, jak istotne są przywódcze i merytoryczne kompetencje samorządowców, którzy nawet w ramach kulawych przepisów prawa, mogą zdziałać wiele dobrego (były na to dowody!).

Lektura „Lokalsów” nastraja zatem mrocznie, ale i stanowi kontrastowe tło dla bardziej optymistycznych przykładów. Rok temu pochylaliśmy się tutaj nad książką „Zapaść” Marka Szymaniaka – przekrojowym spojrzeniem na małe miasta, które – według naukowców z PAN – zagrożone są postępującym wyludnianiem (Radomsko jest na tej liście). „Zapaść” sytuuje się gdzieś między rozpaczą a nadzieją. „Lokalsi” to ciemna strona mocy. Dla psychicznej równowagi czas na książkę równie rzetelną, jak obie te pozycje, ale tym razem z jakiegoś wyjątkowo udanego miasta.

 

Jakub Głaz

Głos został już oddany

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE