Recenzja z numeru A&B 06|2023
„Miasto dla kobiet” to debiut Leslie Kern na naszej scenie literackiej. Doczekaliśmy się polskiego tłumaczenia wydanej trzy lata temu książki, której oryginalny tytuł brzmi „Feminist City: Claiming Space in a Man-Made World”. Za publikację odpowiedzialne jest Wydawnictwo Czarne oraz tłumaczka Martyna Tomczak.
Leslie Kern jest kanadyjską aktywistką i badaczką. Pracuje jako adiunktka na wydziałach geografii i środowiska oraz gender studies na Uniwersytecie Mount Allison w Sackville w Kanadzie. W swojej pracy koncentruje się na badaniach dotyczących urbanistyki, gentryfikacji i sprawiedliwości ekologicznej.
Miasto feministyczne, będące tematem „Miasta dla kobiet”, to miasto sprawiedliwe, równościowe, dostępne dla wszystkich, nie tylko najsilniejszych lub stanowiących większość. Dzisiejszy świat, państwa, miasta zaprojektowane są według norm. Normy zaś zaprojektowane są z myślą o modelowym człowieku — białym, pełnosprawnym, heteroseksualnym cismężczyźnie [przedrostek „cis” odnosi się do spójności płci przypisanej przy narodzinach z tożsamością płciową — przyp. red.] należącym do klasy średniej. Nierówności społeczne wbudowane są w tkankę naszego życia, nasze miasta, dzielnice i domy, a my jesteśmy do nich tak przyzwyczajeni, że czasem ich nie zauważamy. Zdajemy sobie sprawę z tego, że w miastach ulice często odśnieżane są przed chodnikami, prawda? Statystyka, która mówi, że to mężczyźni częściej poruszają się samochodami, kobiety zaś pieszo, już nie jest tak oczywista. I może w tej całej sytuacji nie było premedytacji, może nie chodziło o to, żeby kobiety miały gorzej od mężczyzn, ale jednak mają. To samo dotyczy kwestii wytyczania tras publicznego transportu czy znanej i głośnej już kwestii dostępności toalet. W „Mieście dla kobiet” przeczytamy też o kobiecym poczuciu bezpieczeństwa czy wpływie gentryfikacji na nasze życie. Książka pokazuje miasto w wielu odsłonach, Kern pisze o mieście mężczyzn, matek, przyjaciółek, mieście w pojedynkę, mieście protestów, strachu, ale także możliwości. Częsta zmiana perspektywy pomaga zrozumieć, z jak złożonym problemem przychodzi nam się mierzyć. Kanadyjska autorka przywołując liczne przykłady, naświetla kolejne aspekty nierówności oraz pokazuje rozwiązania, które okazały się skuteczne. I choć zazwyczaj miały one jedynie lokalny charakter, zadziałały na niewielką skalę, pisanie o nich może doprowadzić do ich upowszechnienia i globalizacji.
Leslie Kern „Miasto dla kobiet” — tłumaczenie: Martyna Tomczak, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023
© Wydawnictwo Czarne
Przy tak skomplikowanych zagadnieniach nigdy nie ma jednego, łatwego rozwiązania, tym wartościowsze wydaje mi się intersekcjonalne podejście autorki i ciągłe podkreślanie, że w przybliżeniu miasta kobietom nie chodzi o doklejenie do normatywnego mężczyzny normatywnej białej, pełnosprawnej, heteroseksualnej ciskobiety, a raczej czułą i dogłębną analizę sytuacji z różnych perspektyw. Bez mówienia o walce z seksizmem, rasizmem, ableizmem, uprzedzeniami w stosunku do osób LGBTQ+ nie może być mowy o lepszym świecie dla nas wszystkich.
„Miasto dla kobiet” nie jest jedynie opracowaniem socjologicznych i architektonicznych problemów, lecz także pewnego rodzaju dziennikiem, sumą doświadczeń i potyczek Kern z miastem, a właściwie miastami, w których żyła. Sceną jej życia są głównie miasta Ameryki Północnej, z Toronto na czele, a także duże światowe metropolie, między innymi Londyn. Z polskiej perspektywy czasem trudno jest więc wczuć się w pewne problemy, na przykład postkolonializm, jednak z całą pewnością to ciekawe i ważne źródło informacji. Książka stanowi również zapis uczuć, frustracji, strachów autorki. Nie zawsze podzielam uczucia Kern, przede wszystkim starałam się unikać stawiania mężczyzn w roli wrogów kobiet, co, mam wrażenie, zdarzało się autorce.
Pewne kontrowersje wzbudza także tłumaczenie tytułu. Angielskojęzyczne „Miasto feministyczne” w polskiej wersji stało się „Miastem dla kobiet”. Jak mówi powiedzenie i wiele internetowych memów, są we mnie dwa wilki. Jeden nieco bardziej wyrozumiały, który rozumie, że „odfeministkowanie” tytułu może sprawić, że więcej polskich czytelniczek i czytelników sięgnie po lekturę, bo niestety w Polsce dalej feminizmu się boimy, a niektórzy patrzą na niego wręcz z odrazą. Drugi, ten bardziej radykalny, jednak trochę dąsa się na Wydawnictwo Czarne. Jeżeli robimy unik od feminizmu w tak feministycznej książce, to gdzie jest dla niego miejsce? Kiedy wreszcie polskie czytelniczki i czytelnicy będą na niego gotowi? Najważniejszym przesłaniem Kern jest tworzenie miasta dla wszystkich: kobiet, mężczyzn, osób niebinarnych, dzieci, starców, osób z niepełnosprawnościami, wyznawców różnych kultur, o różnych kolorach skóry i różnych orientacjach seksualnych. W tym aspekcie „miasto feministyczne” wyraża to przesłanie dużo lepiej niż „miasto dla kobiet”. Warto też wspomnieć o podtytule — „Claiming Space in a Man-Made World”, „Zdobywanie swojego miejsca w świecie stworzonym przez mężczyzn” — który został w tłumaczeniu zupełnie pominięty. Nie mogę tego odżałować, bo oddaje on w pigułce to, o czym pisze i o co walczy autorka. A jest to ważna walka.
Leslie Kern pokazuje nam, że nadszedł czas, aby podważać to, co uważamy za oczywiste i niezmienialne w odniesieniu do miast, i zadać sobie pytanie, w jaki sposób możemy wspólnie budować bardziej sprawiedliwe, zrównoważone i przyjazne miasta. Lektura książki otwiera oczy na wiele bolesnych kwestii, czasem przytłacza, smuci i podnosi ciśnienie, ale ostatecznie pokazuje możliwość zmiany, a przede wszystkim to, że w naszej walce o lepszą przestrzeń nie jesteśmy same. A o to właśnie chodzi w mieście dla kobiet.