W rozmowach o betonozie, wycinaniu prawdziwych lasów pod „drzewne plantacje”, przeskalowanych inwestycjach czy pominięciu lokalnego kontekstu lubimy myśleć o tych zjawiskach jak o narodowych wadach. Problemy te są jednak bardziej globalne, niż nam się zdaje, co w pewnym aspekcie pokazuje książka Fredrika Kullberga — „Wojna z pięknem. Reportaż o oszpecaniu Szwecji”.
„Wojna z pięknem. Reportaż o oszpecaniu Szwecji” szwedzkiego dziennikarza Fredrika Kullberga w tłumaczeniu Aleksandry Sprengel ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa Dowody na Istnienie. Od szwedzkiej wersji różni się nie tylko spokojniejszą okładką, ale również brakiem ilustracji. Z perspektywy czytelnika książek dotyczących architektury i urbanistyki brak ilustracji może być niewybaczalnym błędem. W tym przypadku mamy do czynienia z „Serią reporterską”, w której ilustracje, o ile nie są istotnym elementem opowieści, są pomijane.
czy Szwecja może być brzydka?
Książka Fredrika Kullberga skupia się przede wszystkim na procesach modernizacyjnych Szwecji, które miały zdominować myślenie Szwedek i Szwedów o społeczeństwie. Priorytetem stało się dostosowywanie do nowoczesnej technologii i warunków tak zwanej czwartej rewolucji przemysłowej.
W krajobrazie szwedzkich regionów zaczęły wyrastać nowoczesne huby technologiczne i wielkie centra logistyczne, zwykle budowane na miejscu wycinanych leśnych zagajników. Nowoczesne galerie handlowe powstają bez odpowiedniego skomunikowania z sąsiednią zabudową, a apartamenty i budynki mieszkaniowe zarzynają lokalną architekturę, usuwając ją pod budowę wielkich kompleksów. W reportażu Kullberga dostaje się także nadzorcom szwedzkich lasów, którzy mieli wycinać wyjątkowe puszcze, zamieniając je w plantacyjne iglaste monokultury (skąd my to znamy?), brakowi ogłady w stosowaniu energetyki wiatrowej bez poszanowania krajobrazu, czy masowym niszczeniom budynków kolejowych. W książce wydanej w 2020 roku (w Polsce książka ukazała się dopiero w tym roku) Kullberg wspomina również o ludziach walczących o drzewa, którzy często spotykają się z pogardą w stosunku do swojej działalności. Problemem, który przywołuje autor, jest też częściowo betonoza.
W opisach autora Szwecja jawi się jako raj futurystów, dla których liczy się tylko to, co nowe. Tytułowa „Wojna z pięknem” to ślepe zapatrzenie w przyszłość bez docenienia tego, co już jest. Nowoczesność według Kullberga i jego rozmówców jawi się jako proces, nie tyle niepotrzebny ile nieprzemyślany i autorytarny. Proces, w którym pominięto wszelki szacunek do tego, co było. Dlaczego Szwecja boryka się z takimi problemami? Kullberg nazywa ją „krajem inżynierów”, co już samo w sobie może sugerować pewien brak wrażliwości estetycznej i społecznej.
czy tysiąclatka może być piękna?
Opisane w „Wojnie z pięknem” problemy, takie jak niszczenie tkanki starych miast, wycinanie lasów, brak odpowiedniej ochrony dóbr kultury czy przeskalowane projekty utrudniające życie lokalnym społecznościom goniącym za choćby minimalnym nadążaniem gospodarczym za dużymi ośrodkami, są jak najbardziej słuszne i warte zauważenia. Problematyczne jest jednak podejście autora do modernizmu.
Kullberg przywołuje dzieje szwedzkiego modernizmu od strony architektonicznej i politycznej. Omawia architektoniczny manifest Acceptera z 1931 roku czy socjaldemokratyczną politykę Folkhemmet. Wskazuje jak bliskie były powiązania ze środowiskami szowinistycznymi i rasistowskimi, często niewiele mające wspólnego z prawdziwym dążeniem do równości. Dostaje się również w wielu miejscach Le Corbusierowi, któremu autor wypomina współpracę z Francją Vichy czy innymi państwami totalitarnymi. W reportażu daje się odczuć, że modernizm z całą swoją funkcjonalnością był tragedią dla Szwecji.
Gdy w Polsce od lat powstają kolejne książki i filmy próbujące zrehabilitować architekturę modernizmu łącznie z próbą zerwania reputacji bloku jako szarego i ponurego, w książce Kullberga co chwile spotykamy się z pejoratywnym określeniem tego dziedzictwa. Różnica wynika przede wszystkim z genezy tego nurtu. W Polsce, przez którą przeszło piekło drugiej wojny światowej, sytuacja była zupełnie inna, niż w kumulującej bogactwo i rozwijającej się Szwecji, której żadna wojna nie nadszarpnęła. Dla Kullberga najbardziej druzgocące było usuwanie całych dzielnic miast w Szwecji, zwykle takich, które nie tylko nie były ruiną, ale nadawały się do życia. Autor wskazuje nawet, że żaden kraj nie usunął tyle działającej tkanki miejskiej pod budowę nowych osiedli po drugiej wojnie światowej co Szwecja.
To przede wszystkim spojrzenie, które trudno jest zrozumieć z polskiej perspektywy, gdzie budowy osiedli mieszkaniowych wraz ze szkołami dawały nieznane dotąd możliwości mieszkańcom obszarów wiejskich, dla których edukacja i dostęp do elektryczności lub bieżącej wody były luksusem. Pozostaje zapytać Kullberga, czy tysiąclatka może być piękna?
polskie wydanie reportażu
© Wydawnictwo Dowody na Istnienie
szersza perspektywa
Wydana w Polsce „Wojna z pięknem” wciąż pozostaje istotną pozycją, być może pozwalającą spojrzeć na polskie problemy z innej perspektywy. Być może te wszystkie nasze betonowe place, wycinane lasy, popadające w ruiny zabytki czy przeskalowane inwestycje w biura, niepraktyczne mieszkania czy centra handlowe to nie tylko „polskie piekiełko”, a raczej coś powszechnego i uniwersalnego.
Oczywiście nie powinniśmy się zasłaniać Szwecją, analizując nasze polskie wady, ale warto czasem powiedzieć: „hej, nie jesteśmy wyjątkowi w zepsuciu sobie krajobrazu”. Problemy przywoływane przez Kullberga, co podkreślił w posłowiu książki Filip Springer, mogą stać się problemami przyszłości w Polsce — w szczególności, jeśli innowacyjność zdominuje zrównoważenie.