Projektowanie to ciągłe poszukiwanie, a gdy dodamy do tego procesu sporą dozę artyzmu i odwagę inwestorów powstają rzeczy nietuzinkowe, progresywne, wyjątkowe. Taki jest też warszawski salon fryzjerski Sylwii Gaczorek stworzony przez zespół gdańskiej pracowni Jana Sikory. Awangardowa przestrzeń? Loftowe wnętrze? Tego miejsca nie da się zamknąć w żadnej z tych szufladek. To prawdziwy eksperyment!
wnętrze modnego salonu fryzjerskiego w centrum Warszawy wygląda na niedokończone
fot.: Tom Kurek
Wnętrze modnego salonu fryzjerskiego w centrum Warszawy wygląda na niedokończone — ściany obłożone są surowymi płytami gipsowo-kartonowymi, gdzieniegdzie z widocznymi łączeniami szpachlą, część betonowej posadzki pochlapana jest farbą, a recepcja znajduje się za blatem z ukruszonego, porowatego betonu. O co tutaj chodzi?
Najlepszy komplement o tym wnętrzu usłyszeliśmy po otwarciu: „A kiedy to wnętrze będzie skończone?” Odpowiedź jest jedna: Nigdy. Niedokończenie jest odpowiedzią na przestrzeń prawdziwie artystyczną i wyznaczającą trendy — tłumaczy profesor Jan Sikora, właściciel pracowni Sikora Wnętrza Architektura odpowiedzialnej za projekt wnętrza salonu przy ulicy Chmielnej.
recepcja salonu fryzjerskiego znajduje się za blatem z ukruszonego, porowatego betonu
fot.: Tom Kurek
Na tym pozornie chaotycznym tle wzrok przyciągają przemyślane rozwiązania — rozdzielające przestrzeń srebrne bloki — i intrygujące detale, między innymi nawiązujące do antycznych klasyków rzeźby i ekspresyjny obraz inspirowany twórczością Jeana-Michela Basquiata.
w części barbera wyodrębniono przestrzeń na stół do gry w billard
fot.: Tom Kurek
O procesie projektowym, idei wnętrza niedokończonego i projektowaniu fotogenicznych przestrzeni opowiada Jan Sikora.
Ola Kloc: Salon fryzjerski Sylwii Gaczorek daleki jest od stylu typowego dla branży beauty — jest surowo, artystycznie i miejscami bardzo, ale to bardzo zaskakująco. Jak powstawała ta niecodzienna wizja?
Jan Sikora: Dokładnie, właśnie taki efekt chcieliśmy osiągnąć! Przypuszczamy, że nie ma drugiego takiego salonu fryzjerskiego w Polsce, docenienie tego projektu na świecie (druga nagroda w międzynarodowym konkursie „Rethining The Future”) pokazuje, że także poza granicami naszego kraju może być ono postrzegane jako coś wyjątkowego.
Początkiem tej koncepcji była przede wszystkim sama inwestorka, której osobista ekspresja i odwaga sprowokowały nas do pójścia w stronę progresywną. Miało więc być zaskakująco, trochę surowo, ale jednak z wyraźnym rysem elegancji. Powstało wiele wariantów, ale ostatecznie wraz z inwestorką wybraliśmy coś, co kolorystycznie jest bardzo uspokojone, ale ma w sobie dużo mocnych faktur oraz wyrazisty kontrast, jak na przykład surowy beton połączony z elegancką skórzaną sofą. To poniekąd autorski styl mieszający industrial z minimalizmem i ostatnio popularnym neoantykiem.
nietypowe lustro w jednej z części salonu
fot.: Tom Kurek
Ola: Chyba najbardziej wyrazistym elementem wnętrza jest ściana obłożona czymś, co przypomina płaty folii aluminiowej. Co to za materiał? Jakie efekt chcieli państwo uzyskać?
Jan: To po prostu mata izolacyjna, czyli folia budowlana metalizowana. Cały ten projekt to wielki eksperyment i zastosowanie takiego właśnie materiału jest na to idealnym dowodem. Najbardziej dominującą częścią salonu są dwa duże kubiki ustawione pod kątem do ścian. Chcieliśmy je podkreślić, ale niezbyt agresywnie, dlatego zdecydowaliśmy się na coś bardzo refleksyjnego, lecz nie tak jak lustro. Wybraliśmy więc folię, była idealna, bo mogliśmy ją marszczyć trochę jak materiał, co sprawiło, że wyglądała ciekawiej i wpisywała się w surowy charakter. Niektórzy nawet mówią, że nawiązuje do sreberek używanych podczas farbowania włosów! To wnętrze to także hołd złożony Factory Andy'ego Warhola — kto zna tę przestrzeń, ten wie, czym naprawdę jest loftowe wnętrze — dalekie od sztampy, a bliskie idei eksperymentu.
jako dekorację architekci wykorzystali marszczoną matę izolacyjną
fot.: Tom Kurek
Ola: Wspominał pan przy okazji naszej ostatniej rozmowy, że marzy o powrocie do robienia projektów abstrakcyjnych, ten chyba jest blisko tych wyobrażeń. Czy były momenty, w których inwestorka mówiła „stop”?
Jan: Na szczęście nie! Musimy przyznać, że inwestorka odważnie przyjmowała każde pomysły od foli budowlanej na kubikach, przez metalową rzeźbę zasłon po podłogę zachlapaną różnobarwną farbą. Projekt wygląda na abstrakcyjny i o to nam głównie chodziło, lecz to dalej funkcjonalny salon fryzjerski (jeden z najlepszych w Warszawie!), przestrzeń publiczna, więc na poziomie realizacji musieliśmy zmierzyć się z wieloma problemami. Na szczęście dzięki zastosowaniu wielu autorskich elementów i współpracy z rzeźbiarzami (tak, to salon fryzjerski, w który znajdziemy prawdziwe rzeźby!) udało się tworzyć coś niezwykłego i niesztampowego, co na pierwszy rzut oka nie wygląda jak typowy salon fryzjerski. Dodatkowo wnętrze miało wyglądać na niedokończone — to także ważna idea, którą zamierzamy rozwijać w kolejnych projektach.
w salonie zaplanowano szesnaście stanowisk fryzjerskich i oddzielną strefę barbera
fot.: Tom Kurek
Ola: Biorąc pod uwagę popularność w mediach społecznościowych właścicielki salonu, Sylwii Gaczorek, wyobrażam sobie, że wnętrze musiało być „instafriendly”. Czy tworzenie fotogenicznych wnętrz to nowe wyzwanie dla projektowania?
Jan: Instagram i media społecznościowe mocno wpływają na naszą branżę, z jednej strony staramy się z tym walczyć, bo jednak działamy w przestrzeni, która jest trójwymiarowa i oddziałuje na wiele zmysłów, a z drugiej strony chcemy być elastyczni i podążać za trendami. Salon oczywiście musiał być fotogeniczny i instafriendly, ale to nie było dla nas żadne wyzwanie! Ludzkie oko uwielbia kontrasty i takie właśnie zapewniliśmy. Dodatkowo dodaliśmy kilka pewniaków, jak sofy Togo czy bardzo catchy — rzeźba Wenus z Milo, która stała się teraz najczęściej fotografowanym punktem w salonie.
rzeźby we wnętrzu są jednymi z najczęściej fotografowanych detali
fot.: Tom Kurek
Ola: Z czego jesteście najbardziej zadowoleni w tym projekcie?
Jan: Chyba ostatecznie najbardziej jesteśmy zadowoleni z możliwości stworzenia eksperymentu. Mogliśmy wyjść poza codzienne projektowanie i poszukać nowych możliwości materiałowych, nawiązać wiele nowych kontaktów z innymi twórcami. Dodatkowo czynnie uczestniczyliśmy przy powstawaniu wnętrza — sami wraz z inwestorką stworzyliśmy piękną zachlapaną posadzkę, to było coś naprawdę świetnego!
Ola: Dziękuję za rozmowę.
farbę na podłodze rozchlapywali wspólnie projektanci i inwestorka
fot.: Tom Kurek