Ten projekt to przykład na to, że czasem wystarczy po prostu nie przeszkadzać, pomóc stworzyć odpowiednie warunki, a potem odsunąć się na dalszy plan i pozwolić naturze działać w swoim tempie. O pełnym pokory projekcie zagospodarowania malowniczego terenu na jednym z nadwiślańskich brzegów w Warszawie opowiada Karol Żurawski.
wszystkie elementy projektu zostały zaprojektowane indywidualnie aby jak najlepiej wpasowały się w krajobraz
© Karol Żurawski, pracownia projektowa
Pod nazwą Plaża Romantyczna kryje się zielony teren rekreacyjny nad Wisłą zlokalizowany w warszawskim Wawrze. Odpowiedzialny za projekt zagospodarowania tej części miasta zespół starał się poprzez swoją ingerencję przede wszystkim nie zepsuć naturalnego krajobrazu. Czerpiąc więc inspiracje bezpośrednio z natury, sięgnęli po kształty i materiały, które sama im podsunęła, a całość uzupełnili nowymi nasadzeniami — łącznie ponad 1500 drzew i krzewów.
plan zagospodarowania terenu
© Karol Żurawski, pracownia projektowa
O wsłuchiwaniu się w miejsce, trosce o środowisko i mierzeniu się z żywiołem wody opowiada Karol Żurawski
Ola Kloc: Porozmawiajmy o warszawskiej Plaży Romantycznej…
Karol Żurawski: W rzeczywistości nie jest to plaża, tylko polanka nad Wisłą. Naturalnie nigdy nie występował w tym miejscu piasek, w odróżnieniu od naprzeciwległego brzegu wilanowskiego, na którym są piękne, duże plaże. Brzeg wawerski jest wyższy, klifowy i zielony. W trakcie przygotowywania przez nas koncepcji dzielnica Wawer wysypała tam kilka wywrotek przywiezionego piasku i zaczęła tę przestrzeń nazywać plażą. Podczas realizacji naszego projektu, który w założeniu odtwarza pierwotny charakter tego miejsca, zostawiliśmy trochę piasku, tworząc poszerzoną skarpę, po której można swobodnie schodzić do wody z kajakami i gdzie mogą bawić się dzieci.
Ola: Jak wobec tego wolałaby pan nazwać tę przestrzeń?
Karol: Zazwyczaj mówię o tym miejscu „Tereny rekreacyjne nad Wisłą”.
Ola: Brzmi dość technicznie, za nazwą Plaża Romantyczna kryje się jednak pewna obietnica.
Karol: Nazwa wywodzi się od ulicy Romantycznej, która jest tuż obok. Jest tam romantycznie, bardzo przyjemnie — jest widok na Wisłę, są przepiękne zachody słońca, które można podziwiać, siedząc na stopniach, które zrobiliśmy. Ale nie można się tam kąpać, bo jest niebezpiecznie. Więc ta plaża w nazwie jest nie do końca fortunna.
ze schodków obserwować można zachody słońca i drugi brzeg Wisły
© Karol Żurawski, pracownia projektowa
Ola: W projekcie nawiązuje pan do naturalnego charakteru miejsca. Jakie wyzwania stoją przed architektem w sytuacji, gdy oddaje pierwsze skrzypce naturze?
Karol: Od razu chciałbym dopowiedzieć, że autorów projektu było więcej. Ważną postacią był architekt krajobrazu, Łukasz Kowalski, z którym bardzo dobrze mi się współpracowało i bez którego ten projekt by się nie powiódł. Obaj mieliśmy takie podejście, że największą wartością tego miejsca jest jego naturalny charakter, piękno krajobrazu, do którego lgną ludzie. Wiele osób przychodziło tam jeszcze przed modernizacją, żeby pobyć w tym naturalnym otoczeniu z pięknymi widokami. Określiliśmy więc naturę największą wartością i staraliśmy się nie zepsuć jej projektem. Dokonać zmian, ale pozostać w tle z ambicjami projektowymi, aby dać wybrzmieć naturze.
wszystkie elementy był projektowane tak, aby jak najlepiej wpisywały się w krajobraz
© Karol Żurawski, pracownia projektowa
Jeśli chodzi o wyzwania… nie do końca odczytywałem to w takich kategoriach. Raczej trzeba było się wsłuchać w to miejsce, przyjrzeć temu, jak natura je stworzyła i niejako kontynuować tę działalność. Przykładowo przeanalizowaliśmy jakie rośliny już tam występują i takich też użyliśmy do nowych nasadzeń. Przyświecała nam myśl, by nie było widać naszej ingerencji. Pragnęliśmy, aby za trzydzieści lat, kiedy wszystko zupełnie zarośnie, nie było wrażenia, że projektował tę przestrzeń człowiek, a natura. Podobnie projektowaliśmy ścieżki. Staraliśmy się, by wyglądały, jakby to ludzie spontanicznie je wydeptali. Tak samo parking, który sprawia wrażenie, jakby ludzie po prostu wjechali samochodami między drzewa. Wcześniej był tam duży plac parkingowy. Zależało nam, żeby nawet na parkingu wybrzmiała zieleń.
tarasy schodkowe utrwaliły istniejący kształt i nachylenie brzegu;
ścieżki zostały wykonane z przepuszczalnej dla wody naturalnej nawierzchni mineralnej, a ich układ jest swobodny
© Karol Żurawski, pracownia projektowa
Ola: Może to naiwne pytanie, ale czy takie projektowanie, w którym architekt wsłuchuje się w naturę i korzysta z ekologicznych materiałów, jest trudniejsze niż budowanie z użyciem betonu i stali? Z jakiegoś powodu wciąż częściej sięga się po tę drugą opcję.
Karol: Ten projekt nie należał do prostych. Nie stosowaliśmy w nim standardowych rozwiązań. Wszystko zostało przez nas zaprojektowane, nie stosowaliśmy gotowych produktów, jak zazwyczaj się to robi w przestrzeniach publicznych czy budynkach. Tworzyliśmy wszystko rzemieślniczo, tak, żeby pasowało do siebie i do charakteru tego miejsca. I na pewno jest to wyzwaniem w tym sensie, że trzeba poświęcić dużo więcej energii i uwagi, przemyśleć dosłownie każdą śrubkę. Drewno jest znacznie bardziej ekologiczne niż stal czy beton używany powszechnie. Ale nie jest tak trwałe. Takie projekty jak ten mogą powstać tylko wtedy, gdy klient jest bardzo świadomy, a dbałość o środowisko jest wysoko na liście jego priorytetów.
wszystkie elementy zostały zaprojektowane i zrobione z surowych materiałów przez wykwalifikowanych rzemieślników i wykonawców
© Karol Żurawski, pracownia projektowa
Ola: W tym wypadku musieliście także wziąć pod uwagę żywioł wody, bo tworzyliście na terenie zalewowym. Jak przygotowaliście to miejsce niebezpieczeństwo wylania rzeki?
Karol: Specyfiką tego miejsca jest to, że cały obszar może być zalany przez wodę. Projektując, musieliśmy wziąć pod uwagę ten żywioł i zastanowić się, jak poszczególne elementy będą się zachowywały, gdy przyjdzie wysoka woda, która potrafi płynąć z prędkością nawet dwóch metrów na sekundę i wytwarza ogromne parcie. Mogę powiedzieć, że w znacznym stopniu to właśnie woda wpłynęła na kształt i sposób konstruowania małej architektury. Żeby zbudować na przykład pawilony, wbiliśmy w ziemię na bardzo dużą głębokość drewniane pale, tak jak to się robi w budowlach nad morzem albo nad rzekami. Słupy wystają nad ziemię na wysokość 2,5 metra, a pod ziemią sięgają 6 metrów, muszą być mocno zakotwione, żeby nie wyparła ich woda, żeby siła tarcia pala o ziemię nie pozwoliła wyprzeć zadaszeń. Same zadaszenia mają wyoblone kształty po to, żeby jeśli przykryje je woda, mogła je opłynąć, nie wywierając siły parcia na ścianki boczne. Kształt ten wynika też z tego, że zadaszenia posadowione są wspornikowo na palach, siły wysięgu zadaszeń od słupa mają centryczny charakter, co jest bardziej sensownym rozwiązaniem, niż gdyby kształty były kanciaste. Między innymi takie rzeczy musieliśmy brać pod uwagę.
pawilon plażowy o obłych formach — architekci zaprojektowali obiekt tak, aby, w razie podniesienia się poziomu wody, jego demontaż był możliwy bez ciężkiego sprzętu i trwał zaledwie kilka godzin
© Karol Żurawski, pracownia projektowa
Ola: Miękkie, organiczne kształty też wpisują się w wizję bliskości z naturą, która Wam przyświecała od początku.
Karol: Swobodniejsze kształty pomogły też łatwiej wpisać się pomiędzy drzewa, dostosować się do tego miejsca.
Ola: Czy wybór CLT też determinowały kwestie ekologiczne?
Karol: Ekologię braliśmy pod uwagę, ale też samo użycie drewna znacznie bardziej pasowało nam do naturalnego krajobrazu tego miejsca niż jakikolwiek inny materiał.
miękkie, opływowe kształty małej architektury zaprojektowane są tak, aby stanowiły jak najmniejszy opór dla siły płynącej rzeki
© Karol Żurawski, pracownia projektowa
Ola: Prace nad projektem zaczęliście w 2015 roku, niedawno doczekał się on realizacji, dziś jest doceniany, nagradzany, został okrzyknięty najlepszą przestrzenią publiczną w konkursie o Nagrodę Prezydenta m.st. Warszawy. Jak z perspektywy tak długiego procesu ocenia pan realizację?
Karol: Fajną rzeczą w tym procesie było to, że zostaliśmy wyłonieni do pracy nad projektem w zamkniętym konkursie, do którego zaproszonych było jedynie kilka pracowni. Oprócz ceny liczyła się w nim jakość propozycji. Zamawiający, którym był Zarząd Zieleni, poprosił o przygotowanie wstępnej, niedużej koncepcji, która umożliwiła ocenę, czego może się spodziewać po projektantach. To była lepsza procedura dla projektanta niż przetarg, w którym liczy się tylko cena. Kolejną pozytywną kwestią była współpraca z Zarządem Zieleni, w którym pracuje dużo osób z otwartymi głowami, i którym naprawdę zależy na tym, żeby zielona przestrzeń Warszawy się rozwijała, żeby służyła ludziom. Kontakt z tymi ludźmi był momentami bardzo budujący. Proces projektowania, uzgodnień wszystkich elementów projektu z Wodami Polskimi, a później prowadzenie budowy zależnej od zmieniającego się poziomu wody w rzece — wszystko to zajęło znacznie więcej czasu, niż początkowo planowaliśmy, ale chyba było warto, bo miejsce jest teraz bardzo popularne, wiele osób z tej przestrzeni korzysta.
Ola: Dziękuję za rozmowę!