Losy siedziby łódzkiego magistratu wydają się… bardzo łódzkie. Składają się z wielkich niezrealizowanych planów i wiecznej prowizorki. Mówią one wiele o aspiracjach charakterystycznych dla danej epoki, ambicjach miasta, które zawsze chciało być metropolią. Współczesne władze Łodzi dopisują kolejny rozdział tej historii.
pękające ściany, szkoła i fabryka
Wszystko zaczęło się w 1827 roku, kiedy w południowej pierzei rynku Nowego Miasta (obecnie placu Wolności) wzniesiono murowany ratusz o klasycyzujących formach. Stanowił odzwierciedlenie lokalnych ambicji, znak wielkomiejskości i nowoczesności. Jednak, jak pisał profesor Krzysztof Stefański „wkrótce po ukończeniu ratusza wyszły na jaw poważne usterki”. Dach okazał się nieszczelny, na ścianach i sufitach pojawiły się zacieki, sztukaterie zaczęły odpadać ze ścian.
Pierwsza siedziba łódzkiego magistratu nadawała się do remontu zaledwie kilka lat po ukończeniu budowy.
Obecnie pełni funkcję siedziby Archiwum Państwowego.
fot.: Błażej Ciarkowski
Wraz ze wzrostem miasta, rosła także liczba urzędników. Stary ratusz okazał się zbyt ciasny, by pomieścić nowe struktury urzędu, które, niczym ogromny superorganizm, zajmowały kolejne lokale. Krok po kroku, pomieszczenie po pomieszczeniu, budynek po budynku, powstawał jedyny w swoim rodzaju, wrośnięty w tkankę miejską rozproszony urząd.
Co pewien czas powracała idea centralizacji, która miała zmaterializować się w nowym wspaniałym gmachu magistratu. O siedzibie władz miejskich godnej metropolii marzono tuż po odzyskaniu niepodległości, gdy w 1919 roku Adolf Goldberg i Edward Szenfeld szkicowali plan nowego centrum zorganizowanego wokół dworca Łódź Fabryczna (sic!). Niespełna dekadę później ogłoszono konkurs na projekt siedziby magistratu przy placu Wolności. Zwycięzca, Czesław Przybylski, zaproponował efektowny, modernistyczny gmach przy placu Wolności. Projekt upadł z przyczyn politycznych. Opozycyjni radni nie bez racji argumentowali, że w czasach kryzysu są sprawy ważniejsze niż budowa nowej siedziby władz. Urzędnicy musieli zadowolić się zaadaptowanym na ich potrzeby pobliskim budynkiem dawnej szkoły.
Jedna z pierwszych prób nadania siedzibie władz miejskich Łodzi właściwej oprawy architektonicznej.
Projekt konkursowy gmachu reprezentacyjnego autorstwa Czesława Przybylskiego.
źródło: „Architektura i Budownictwo” 1928, nr 1
magistrat w oficynie
Do planów budowy nowego magistratu wracano jeszcze kilkukrotnie. Wszystkie koncepcje łączyło jedno — wcześniej czy później każda trafiała na archiwalną półkę. Wizje socrealistycznych gmachów i brutalistycznych molochów pozostawały w sferze fantazji architektów i lokalnych polityków.
Tymczasem pracownicy urzędu zajmowali pomieszczenia dawnego pałacu Juliusza Heinzla przy ulicy Piotrkowskiej oraz przylegających do niego zabudowań pofabrycznych, zaadaptowanych na funkcje biurowe przez Izaaka Gutmana. Ponadto, wzorem minionych lat, na potrzeby poszczególnych wydziałów magistratu adaptowano rozmaite dostępne nieruchomości.
Obecna siedziba władz miasta – dawny pałac J. Heinzla przy ul. Piotrkowskiej.
fot.: Błażej Ciarkowski
Efektem tej polityki jest obecna sytuacja. Urząd miasta rozsiany po kilku różnych lokalizacjach jest jak żywy organizm, który wypełnił pustki w przestrzeni miejskiej. Zajął dawny pałac i fabrykę. Wypełnia oficyny śródmiejskich kamienic i dawne apartamenty w budynkach frontowych. Stanowi jedyną w swoim rodzaju rozproszoną strukturę, która swoim chaotycznym i dość przypadkowym charakterem stanowi swoiste zaprzeczenie hierarchicznej, scentralizowanej struktury urzędu.
Na tyłach pałacu Hainzla znajdują się dawne zabudowana fabryczne przekształcone przez I. Gutmana w siedzibę magistratu.
fot.: Błażej Ciarkowski
Rozproszony urząd jest tworem niedoskonałym. Powstał w nieplanowany, dość przypadkowy sposób, jako doraźne rozwiązanie problemu braku przestrzeni. Funkcjonowanie w ramach tej struktury nastręcza szeregu obiektywnych trudności pracownikom i interesantom. Jednocześnie rozproszony urząd stanowi żywy dowód elastyczności dziewiętnastowiecznej zabudowy czynszowej. Kamienica czynszowa zmienia się w siedzibę departamentu. Salon staje się gabinetem dyrekcji, a pokój berliński — sekretariatem. W dawnym pomieszczeniu dla służby umieszczono archiwum. Oficyna z szeregiem pokojów dostępnych z długiego korytarza nie wymaga nawet zbytniej adaptacji, aby stać się biurem.
urzędnicy piją kawę
Być może jesteśmy jednak świadkami końca trwającej ponad sto lat prowizorki. Władze Łodzi ogłosiły plan budowy nowej siedziby urzędu i trudno polemizować ze słusznością tej koncepcji. Rozproszony urząd, jakkolwiek interesujący, jest mało praktyczny, a budowa publicznego gmachu stanowić może wyjątkową okazję do publicznej dyskusji nad rolą architektury w mieście.
Zanim jednak Urząd Miasta Łodzi zaprezentuje pierwsze wizualizacje, zanim barwne renderingi zapełnią się uśmiechniętymi mieszkańcami i zadowolonymi urzędnikami, warto pochylić się nad słowami lokalnych polityków, którzy w bardzo szczególny sposób uzasadniają konieczność budowy.
Poszczególne oddziały i departamenty zostały ulokowane w kamienicach i oficynach. Część z nich od wielu lat czeka na remont.
fot.: Błażej Ciarkowski
„Mam już dosyć spotykania urzędników, którzy w trakcie pracy siedzą gdzieś na kawie”— stwierdziła Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi. W rozproszonym urzędzie „pracuje kilkadziesiąt osób zatrudnionych tylko i wyłącznie do przewożenia korespondencji, materiałów itp.”. Siedemdziesięciometrowej wysokości biurowiec w Nowym Centrum Łodzi ma zatem stać się sposobem na zwiększenie efektywności i oszczędności. Będzie stanowił impuls ożywiający okolice dworca Łódź Fabryczna.
Gdy Enric Miralles i Benedetta Tagliabue projektowali gmach parlamentu Szkocji, przez tamtejsze media przetoczyła się potężna dyskusja obejmująca wszystkie aspekty założenia — od lokalizacji, poprzez koncepcję bryły, po wyrażaną przez nią ideę. Czy w Łodzi doczekamy się podobnej debaty? Architekci chcieli, aby budynek związany z tożsamością Szkocji wyrastał z lokalnego kontekstu i tradycji. Łódzki urząd, już przez samo przeniesienie z Piotrkowskiej do Nowego Centrum, zrywa pewną ciągłość. Jak zmianę przyjmą Łodzianie i czy „korporacyjne” pudełko będzie „ich” urzędem?
gmach szkockiego parlamentu, widok z lotu ptaka, proj.: Miralles Tagliabue EMBT
© Scottish Parliament
powrót do przeszłości
Plan budowy nowej siedziby magistratu to swoista podróż do przeszłości. Powrót do wielkich idei sprzed stu lat oraz do… korpo‑świata lat 90. Dziś, w czasach gdy korporacje‑molochy wstawiają do swoich biur ekspresy do kawy, traktując je jako integralny element przestrzeni biurowej (niemal na równi z kserokopiarką czy komputerem), gdy Frank O. Gehry tworzy koncepcję siedziby Facebooka pomyślaną jako miejsce pracy i rekreacji, a lokale gastronomiczne stają się często przedłużeniem przestrzeni biurowej (co wyraźnie podkreślają twórcy łódzkiego Monopolis), władze Łodzi mówią o zwiększeniu kontroli, ponieważ „urzędnicy siedzą na kawie”. W specyfikacji padają pomysły stworzenia gigantycznych przestrzeni w typie open space zdolnych pomieścić do 700 osób. Pomysłom tym jest bliżej do Hongkong and Shanghai Bank z 1986 roku, gdzie Norman Forster zaprojektował przeszklone „półki” dla identycznie ubranych white collars, niż do tego, co ten sam Foster stworzył dla Steve’a Jobsa i Apple.
Architektura mówi o czasach i okolicznościach, w których powstaje. Zaprezentowana idea nowego magistratu ukazuje raczej wizję miasta‑korporacji i urzędu‑panopticonu niż nowoczesnego polis.