W planach była atrakcyjna dzielnica z nowoczesną architekturą, ale jak dotąd powstały tylko pojedyncze budynki, a resztę krajobrazu stanowią wyburzone hale i inwestycyjny impas. Młode Miasto w Gdańsku stoi, wciąż daleko jest do kompromisu pomiędzy inwestorami a konserwatorem zabytków.
Mieszkania, biura, wypełnione ludźmi restauracje, kawiarnie i bulwary wzdłuż Martwej Wisły… Nowoczesna architektura, wieżowce, odnowione poprzemysłowe hale… Plany zagospodarowania Młodego Miasta — dzielnicy, która ma powstać na terenach postoczniowych w Gdańsku — od początku były śmiałe. Na razie jednak wizja tętniącego kawałka miasta pozostaje głównie na papierze.
Młode Miasto to nowa dzielnica planowana na terenach postoczniowych,
charakterystycznym elementem jej panoramy będą stoczniowe dźwigi
fot.: Ewa Karendys
wielkie plany, mizerny efekt
Teren, na którym działała Stocznia Gdańska, kolebka Solidarności, ma burzliwą przeszłość, a jego zagospodarowanie od początku budziło wiele emocji. Jednocześnie jest to niezwykle atrakcyjny kawałek Gdańska, położony zaledwie dwadzieścia minut spacerem od ulicy Długiej i Długiego Targu. Rozciąga się od pomnika Poległych Stoczniowców i historycznej bramy nr 2, przy której 31 sierpnia 1980 roku Lech Wałęsa ogłaszał zakończenie strajku, aż po tereny Martwej Wisły.
pomnik Poległych Stoczniowców, w tle kontrowersyjne wieże osiedla Bastion Wałowa
fot.: Ewa Karendys
Działki kilkakrotnie zmieniały właścicieli, trafiając w ręce zagranicznych funduszy inwestycyjnych i deweloperów. Jaskółką zwiastującą nowe inwestycje było wybudowane w 2014 roku z funduszy Gdańska i unijnej dotacji Europejskie Centrum Solidarności. Rdzawa bryła przypominająca kadłub statku początkowo wywoływała dyskusje, ale jej śmiała architektura dobrze wpisała się w panoramę miasta.
Wielkie emocje wzbudzała biegnącą przez tereny postoczniowe ulica ks. Popiełuszki (wcześniej Nowa Wałowa). Pieniądze na budowę arterii wyłożyli jeden z deweloperów oraz miasto. Choć w założeniu miała skomunikować i ożywić dzielnicę, przecięła tereny postoczniowe na pół. Eksperci postulowali rozdzielenie szerokiej arterii na trzy ulice o ludzkiej skali, głosy te nie zostały jednak wysłuchane.
w 2014 roku powstała ulica ks. Popiełuszki, która przecięła tereny postoczniowe
fot.: Ewa Karendys
„nie” dla wyburzeń
A inwestycje prywatne? Jedynie przy gmachu ECS‑u wyrósł niedawno niewielki biurowiec. Deweloperzy przez lata kusili ładnymi wizualizacjami, ale zdecydowana większość projektów nie została zrealizowana. Znikać zaczęło za to wiele cennych postoczniowych hal. Z krajobrazu miasta wymazano między innymi dawną wzorcownię i willę dyrektora, gdyż… kolidowały z budową nowej arterii.
w ostatnim czasie przy ECS powstał biurowiec firmy RWS Group, to jedna z nielicznych nowych prywatnych inwestycji na tym terenie
fot.: Ewa Karendys
Na większą ochronę dziedzictwa postoczniowego zaczęli naciskać aktywiści i mieszkańcy, powstała nawet inicjatywa „Nie dla burzenia Stoczni Gdańskiej” broniąca starych hal przed wyburzeniami, za którymi stali inwestorzy.
„Przede wszystkim naszym celem było wsparcie dla wojewódzkiego konserwatora zabytków w ewidencjonowaniu stoczniowych obiektów i ocaleniu tych najcenniejszych. Nie chcemy robić z dawnych terenów stoczni skansenu, ale chcemy, aby powstała tam nowoczesna, nadwodna dzielnica z wykorzystaniem historycznego dziedzictwa” —mówili aktywiści z inicjatywy „Nie dla Burzenia Stoczni Gdańskiej” [por. „GW Trójmiasto”, 09.04.2015].
Jednak nie tylko wyburzenia, ale i nieprecyzyjne plany miejscowe uderzały w ambitne wizje Młodego Miasta. Uchwalone w 2004 roku przez miejskich radnych plany zagospodarowania przestrzennego dały inwestorom wolną rękę, w wielu miejscach planiści nie wyznaczyli nawet granicy wysokości zabudowy. Efekty takiej dowolności widać na przykładzie osiedla Bastion Wałowa. Tuż obok placu Solidarności wyrosły kontrowersyjne, pięćdziesięciopięciometrowe wieże. Fala krytyki spłynęła na nie za wygląd i rozwiązania urbanistyczne.
wieże osiedla Bastion Wałowa
fot.: Ewa Karendys
W liście do inwestora o zmianę projektu zaapelowali ludzie nauki, kultury, sztuki czy miejscy działacze. Niestety, bez rezultatu.
„Rozwiązania architektoniczne i urbanistyczne, choć zgodne z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, bardziej pasują do modernistycznych przedmieść niż do śródmieścia Gdańska” — napisali.
Stocznia Cesarska i Droga do Wolności
Jak mogłyby się zmienić tereny tak zwanej Stoczni Cesarskiej, w 2018 roku pokazali architekci i urbaniści z duńskiej pracowni Henning Larsen. W opracowanym masterplanie na krańcach działki proponowali wysokościowce sięgające nawet stu trzydziestu trzech metrów, a w sercu terenu, pośród zaadaptowanych stoczniowych hal, planowali niższą zabudowę.
mieszkania, biurowce, kawiarnie… Nowe budynki obok odnowionych hal — tak mogłyby zmienić się tereny Stoczni Cesarskiej
© Henning Larsen
Na wizualizacjach dobrze prezentowała się także Droga do Wolności — reprezentacyjna promenada porośnięta sadem jabłoni. Międzynarodowy konkurs na jej projekt wygrali architekci z warszawskiej Grupy 5 Architekci. Miejska inwestycja miała rozpocząć się w 2015 roku, ale nie wystartowała do dziś.
projekt „Droga do Wolności”, proj.: Grupa 5 Architekci
© Grupa 5 Architekci
pod ochroną?
Duże inwestycje utknęły w martwym punkcie. W ostatnich latach wyraźnie widać za to zmianę kursu wojewódzkiego konserwatora zabytków. W 2018 roku ówczesna konserwator zabytków zapowiedziała zaostrzenie ochrony i wpis do rejestru zabytków terenów Stoczni Gdańskiej w granicach do 1989 roku. Mało tego, konserwator uznała, że powstające w obrębie Młodego Miasta budynki nie powinny przekraczać wysokości trzydziestu metrów (tyle ma ECS), a jej następca podtrzymał ten warunek. Pomieszało to szyki inwestorom, którzy — zgodnie z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego — planowali także wysoką zabudowę. Działania te mają związek z rządowymi staraniami o wpis terenów postoczniowych na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Na razie większość inwestorów kwestionuje zasadność wpisów, twierdząc, że zwiążą im one ręce i utrudnią zagospodarowanie części miasta, która na zabudowę czeka od lat.
Ostatnia decyzja o wpisie zapadła 7 stycznia br. i dotyczy kolejnego fragmentu Stoczni Gdańskiej — dawnej Stoczni Schichaua (wcześniej konserwator zdecydował także o wpisie Stoczni Cesarskiej). Ochroną objęto trzydzieści siedem działek i siedemnaście obiektów, w tym budynek blachowni, dwie ślusarnie, obiekty warsztatowe i magazynowe.
„Szczególną wartością terenu jest powiązanie z dziejami najnowszymi Polski, Europy i świata ze względu na spontaniczny ruch społeczny, w wyniku którego w 1980 roku powstał NSZZ Solidarność […]. Na terenie Stoczni Gdańskiej posiadali swoje stanowiska pracownicze Lech Wałęsa i Anna Walentynowicz” — uzasadnił konserwator.
pożądany kompromis
Ochrona najcenniejszych obiektów postoczniowych jest jak najbardziej potrzebna. Sęk w tym, że decyzje te zapadają zbyt późno, w momencie, gdy seria wyburzeń już się dokonała. Dyskusje wzbudza także obejmowanie ochroną tych działek, które obecnie są puste. Trzeba mieć na uwadze to, że teren ten nie zyska nowego życia bez kapitału prywatnego. To inwestorzy stawiający budynki będą także remontować istniejące hale i adaptować je do nowych funkcji. Dlatego konieczny jest kompromis. I to z obu stron.
działka przy ECS czeka na zabudowę
fot.: Ewa Karendys
Być może jego przykładem będzie nowa inwestycja planowana przy Europejskim Centrum Solidarności. Jeden z deweloperów kupił w tym miejscu blisko trzyhektarową działkę i przymierza się do budowy budynków mieszkaniowych, biurowych i usługowych. Chce, by miały od szesnastu do trzydziestu metrów wysokości.
brak wizji
Na obszarze Młodego Miasta powinna powstać dzielnica z nowoczesną architekturą i poszanowaniem materialnego dziedzictwa przemysłowego. Kłopot w tym, że choć w sprawie terenów postoczniowych odbyły się dziesiątki debat, warsztatów czy seminariów, zostały wydane publikacje, a nawet powstała Rada Interesariuszy Młodego Miasta, efektów w przestrzeni nie widać. Brakuje spójnej wizji zaakceptowanej przez wszystkie strony: mieszkańców, deweloperów, władze miejskie i urząd konserwatora. Ciągle nie wiadomo, na jakie ustępstwa w obliczu zwiększania ochrony konserwatorskiej pójdą deweloperzy oraz czy i jaką zabudowę zaakceptuje konserwator zabytków.
Ewa Karendys
dziennikarka „Gazety Wyborczej Trójmiasto”