reklama
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Mit białego miasta

16 maja '23

Recenzja z numeru A&B 04|2023

Lubimy tworzyć mity, idealizować zdarzenia i zjawiska z przeszłości, aby wydawały się lepsze, piękniejsze, bardziej wartościowe. Ale budowanie mitologii może mieć również cel polityczny, kiedy to ukrywanie niektórych prawd ma wykreować lepszy obraz rzeczywistości. Właśnie dostaliśmy szansę przedyskutowania na nowo prawdy o dwóch mitycznych miastach.

Zespół mieszkaniowy Funduszu Emerytalnego BGK (tzw. Bankowiec, po lewej) i biurowiec ZUS-u (po prawej), 1938

Zespół mieszkaniowy Funduszu Emerytalnego BGK (tzw. Bankowiec, po lewej) i biurowiec ZUS-u (po prawej), 1938

© Narodowe Archiwum Cyfrowe

Miasta i opowieści powstają w podobny sposób — zawsze tworzą je zwycięzcy, dla zwycięzców i zgodnie ze świadectwami zwycięzców”, zauważa już na pierwszych stronach książki Sharon Rotbard. Te gorzkie słowa pokazują fenomen naszej cywilizacji, która swoją historię lubi zapisywać rękami tych, którzy odnieśli sukces, nie uwzględniając głosu mniej szczęśliwych uczestników zdarzeń. Choć Rotbard stwierdzenie to odnosi do dziejów Izraela, doskonale oddaje ono ducha większości polskich narracji historycznych, od mitu Rzeczypospolitej szlacheckiej po długo prezentowaną wyłącznie w kategoriach sukcesu transformację ustrojową i ekonomiczną. Bo tak jak militarny czy polityczny sukces Rzeczypospolitej w XVII wieku okupiony był dramatem niższych, niedzierżących władzy warstw społeczeństwa, tak po 1989 roku wychwalany kapitalizm budował się na niedoli mieszkańców PGR-ów czy pracowników upadających fabryk. Przez lata punkt widzenia „przegranych” nie był brany pod uwagę, nie widziały ich światła ­jupiterów „propagandy sukcesu”.

     

od lewej:  Grzegorz Piątek „Gdynia obiecana. Miasto, modernizm, modernizacja 1920–1939” i Sharon Rotbard „Białe miasto, czarne miasto. Architektura i wojna w Tel Awiwie i Jafie”

© Wydawnictwo W.A.B. | © Wydawnictwo Filtry

Tym bardziej warto więc docenić trend, który zrodził się w polskiej debacie publicznej kilka lat temu, polegający na oddaniu głosu do tej pory niewidzianym uczestnikom ważnych wydarzeń i przemian. Na naszych oczach pisana jest ludowa historia Polski pomagająca „odkryć”, że żyli tu nie tylko szlachta i magnaci, lecz także kobiety i chłopi pańszczyźniani. Oddanie głosu poszkodowanym przez transformację unaocznia, że polski kapitalizm to oprócz szklanych biurowców i wyczekiwanego zachodniego kapitału, także bezrobocie, utrata poczucia bezpieczeństwa, wykluczenie, z którego pewne regiony kraju nie dźwignęły się do dziś. Idealizowanie przeszłości, tworzenie narracji skupiającej całą uwagę na zwycięzcach i beneficjentach zmian nie dzieje się samo, często jest wynikiem działań politycznych, świadomym odbieraniem głosu tym, których perspektywa nie pasuje do obrazka. Wciąż potocznie twierdzi się, że Krzysztof Kolumb odkrył Amerykę, podczas gdy raczej stłamsił żyjące tam ludy i brutalnie odebrał ziemię jej pierwotnym mieszkańcom. Australijczycy czy Kanadyjczycy dopiero od niedawna mówią o tym, jak kolonizatorzy traktowali rdzennych mieszkańców, dopiero teraz oddają im głos i prawo do bycia częścią historii.

Kamienna Góra, Dom Zdrojowy, 1930

Kamienna Góra, Dom Zdrojowy, 1930

fot.: Z. Elżanowski © Narodowe Archiwum Cyfrowe

Jak się okazuje narzędziem do pisania zwycięskiej wersji historii jest także architektura. Bo czym, jak nie jej zakłamywaniem było świadome rozbieranie zniszczonych w czasie II wojny światowej starówek miast tak zwanych Ziem Odzyskanych? Elbląg, Szczecin, Malbork, Słupsk, Legnica, Kamień Pomorski i wiele innych miast o niemieckiej czy pruskiej przeszłości straciły swoją historyczną zabudowę nie w wyniku wojennych dramatów, a działania polskich władz, które w ten sposób chciały zatrzeć ich niechciany rodowód. I choć tamta władza dawno odeszła, emocje związane z przeszłością niektórych polskich miast są wciąż żywe. Pokazały to dyskusje wokół pomysłu, by niektóre ulice na osiedlu Nowe Żerniki we Wrocławiu nazwać nazwiskami niemieckich architektów działających przed 1945 rokiem w mieście.

 Kamienna Góra, widok od strony plaży z łazienkami i hotelem Riviera

Kamienna Góra, widok od strony plaży z łazienkami i hotelem Riviera

© Narodowe Archiwum Cyfrowe

Przedyskutowywanie na nowo przeszłości, patrzenie na dziedzictwo z nowej, szerszej i bardziej sprawiedliwej perspektywy jest bardzo żywym tematem we współczesnej debacie publicznej na całym świecie. Do wyrządzania kolonizatorskich krzywd przyznają się kolejne kraje (jak Duńczycy przepraszający rdzennych mieszkańców Grenlandii za dawną politykę wobec dzieci), a mieszkańcy miast są coraz ciekawsi ich przemilczanej historii. Poszukiwanie informacji o niemieckich śladach, reliktach i mieszkańcach pochłania na przykład wielu mieszkańców Szczecina. Zaskakujące może się wydawać to, że nawet miasta o historii prostej i dumnej, z gruntu polskie i pozornie pozbawione ciemnych stron okazują się w naszej świadomości zapisane w mitycznej oprawie. Mało kto wiedział, że w latach 30. XX wieku aż dwie trzecie zabudowy Gdyni stanowiły obiekty tymczasowe, baraki i slumsy, w których w biedzie i niewygodach żyli przybysze szukający w nowo budowanym portowym mieście lepszej przyszłości. Grzegorz Piątek opisując w tomie „Gdynia obiecana. Miasto, modernizm, modernizacja 1920–1939” historię jednego z najważniejszych przedsięwzięć II Rzeczypospolitej, sztandarowego dzieła ówczesnego rządu i otoczonej do dziś kultem „perły modernizmu”, bazował nie tylko na świadectwach zwycięzców. Spojrzał na budowę Gdyni szeroko, doceniając niewątpliwe znaczenie tej inwestycji, ale nie unikając zaglądania na jej zaplecze. Opisuje więc zarówno ideowe zręby budowy portowego miasta w miejscu rybackiej wioski, jak i architektoniczne walory najważniejszych wzniesionych wówczas publicznych gmachów czy luksusowe osiedla willowe. Tyle samo uwagi poświęca jednak społecznym zjawiskom: narastającym nierównościom, działaniu spółdzielców czy, mówiąc współczesnym językiem, miejskich aktywistów, sytuacji budujących Gdynię robotników czy planujących emigrację, dla których Gdynia także była wyposażana w ułatwiającą wyjazd infrastrukturę. Historia budowy Gdyni to narastający rozdźwięk między propagandowym obrazem miasta a jego codziennością. Do dziś aktualny! Wszak miasto, w którym choć nie znikły problemy mieszkaniowe czy społeczne, od lat obecne jest w czołówkach ­rankingów na ­najlepsze miejsce do życia.

kamienica Scheibego wśród wiejsko-miejskiej zabudowy

kamienica Scheibego wśród wiejsko-miejskiej zabudowy

© Narodowe Archiwum Cyfrowe

Grzegorz Piątek tę pełną kontrastów opowieść pisze, oddając sprawiedliwość każdej ze stron. Nie umniejsza wyjątkowości tego wielkiego budowlanego przedsięwzięcia, ale nie zapomina o tych, którzy mimo starań nie stali się beneficjentami tego sukcesu; szanując i doceniając wspaniałość gdyńskiego modernizmu, pokazuje także inne, mniej efektowne oblicze legendarnego miasta. Kolejny raz udowadnia, że jako autor posiada niezwykłą umiejętność łączenia rzetelnej wiedzy historycznej i architektonicznej ze społeczną wrażliwością. Dzięki literackiemu talentowi nie traktuje miast jako zbiorów murowanych kubatur stawianych przez tajemniczych demiurgów (a tak często pisze się o architekturze i urbanistyce), ale jako żywy krwiobieg, w którym ludzie, ich działania i losy są tak samo ważne jak budowane gmachy. I tak jak wyjątkowo umiał oddać emocje i dylematy towarzyszące dźwiganiu z ruin Warszawy w książce „Najlepsze miasto świata”, tak tu ukazał nadzieje i rozczarowania związane z potężnym politycznym, propagandowym i urbanistycznym przedsięwzięciem, które miało pomóc odbudować pozycję i ­tożsamość Polski po latach zaborów.

ulica Świętojańska (róg Żwirki i Wigury), typowa zabudowa śródmiejska, druga połowa lat 30. XX wieku

ulica Świętojańska (róg Żwirki i Wigury), typowa zabudowa śródmiejska, druga połowa lat 30. XX wieku

fot.: Ernest Raulin © Narodowe Archiwum Cyfrowe

Niemal jednocześnie z książką „Gdynia obiecana” Piątka ukazała się opowieść „Białe miasto, czarne miasto” Sharona Rotbarda (sam zresztą Piątek rekomendował tę książkę wydawnictwu Filtry). Izraelski architekt, aktywista i dziennikarz analizuje dzieje budowy Tel Awiwu, miasta o jeszcze silniejszej mitologii, trudniejszej genezie i skomplikowanym politycznym kontekście. Budowa Gdyni była projektem politycznym, ale powstanie Tel Awiwu miało nieporównywalnie większy ciężar gatunkowy i było obserwowane przez społeczność międzynarodową. W Polsce oba miasta chętnie się z sobą porównuje jako owoce kultu modernizacji typowego dla lat międzywojennych i miejsce powstania licznych budowli w stylu modernistycznym. Grzegorz Piątek uznaje to zestawienie za niezbyt trafione, znacznie więcej związków, jak twierdzi, ma Gdynia z włoską Littorią zbudowaną w latach 30. z inicjatywy Benita Mussoliniego.

Pomnik Zjednoczenia Ziem Polskich na wystawie w Warszawie, prace konkursowe, 1931

Pomnik Zjednoczenia Ziem Polskich na wystawie w Warszawie, prace konkursowe, 1931

© Narodowe Archiwum Cyfrowe

Gdynia i Littoria były inwestycjami, które miały ukazać siłę nowej państwowości, ale nie były owocem trudnej, dramatycznej rywalizacji między narodami i kulturami, nie służyły stłamszeniu jednej kultury przez drugą. W przejmującej opowieści o czarnym (gorszym, wypychanym na margines, likwidowanym) mieście — Jafie, i białym wyczekanym, pięknym i nowoczesnym Tel Awiwie Rotbard pokazuje, jak jedno miasto wyrosło na krzywdzie i zniszczeniu innego: „W 1948 roku Jafa straciła nie tylko mieszkańców. Po raz pierwszy w swojej liczącej pięć tysięcy lat historii przestała istnieć jako miasto i ośrodek kultury. Zostawiono ją odartą z dziedzictwa, posiniaczoną i bez życia. Zdumiewająca była szybkość, z jaką do tego doszło, i totalność tej przemiany”. Rotbard relacjonuje procesy, dzięki którym Tel Awiw mógł się stać żywą, nowoczesną metropolią i do dziś atrakcyjnym ośrodkiem kultury, ale nie unika zwracania uwagi na towarzyszącą temu politykę, świadomie na potrzeby propagandy kształtowaną narrację, w której pomijano wiele z elementów historii miasta (nie tylko krzywdę Jafy, ale i mit o tym, jakoby telawiwski modernizm powstał rękami członków Bauhausu). Pokazuje także, jak ważną rolę w budowaniu opowieści o Tel Awiwie od samego początku odgrywała architektura, jak ważnym była narzędziem dla żydowskich budowniczych, ale też jak czytelnym jest symbolem tamtych czasów. „[…] jeśli historia telawiwskiego Białego Miasta uczy nas czegokolwiek, to właśnie tego, że nie sposób oddzielić architektury od pozostałych sfer życia. Tel Awiw skupia się na opowieści o architekturze Białego Miasta, wciąż powtarza ją swoim obywatelom i reszcie świata dlatego, że w ten sposób próbuje odciąć nas od procesu wymazywania historii — historii Jafy” — pisze Rotbard.

Dom Bawełny, 1938

Dom Bawełny, 1938

© Narodowe Archiwum Cyfrowe

Opowieści Piątka i Rotbarda są zupełnie różne, bo losy obu miast więcej dzieli niż łączy, a i sposób narracji obu autorów jest inny (Piątek pochyla się nad portowym miastem z wrażliwością i pewną czułością, Rotbard jest stanowczy w opisach i nie ukrywa swoich krytycznych sądów). A jednak warto je czytać w duecie, bo te trudne i bolesne, skomplikowane i uwikłane w politykę i propagandę historie są zarazem wyrazem wielkiej ludzkiej determinacji i wiary w to, że da się zbudować lepszy świat. Wciąż wiele się z nich możemy nauczyć.

Hala Targowa, 1938

Hala Targowa, 1938

© Narodowe Archiwum Cyfrowe

Anna Cymer

Głos został już oddany

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
Ergonomia. Twój przybiurkowy fizjoterapeuta
INSPIRACJE