W potransformacyjnej Polsce przyjęliśmy prymat konieczności nadrabiania strat względem reklamy i koloru, która miała zastąpić PRL-owską szarość. W krajobrazie naszych miast i wsi jak grzyby po deszczu powyrastały pstrokate billboardy i banery. W pewnym momencie przestaliśmy nad tym wszystkim panować, a reklamowy chaos stał się przestrzenną stajnią Augiasza. O tym, dlaczego mamy taki problem z reklamami i co należy z nim zrobić, rozmawiamy z aktywistami zrzeszonymi jako Pogromcy Reklamozy.
Wiktor Bochenek: Dlaczego w Polsce mamy taki problem z reklamami?
Pogromcy Reklamozy: Jest to bardzo szeroki i wielowątkowy temat i nie ma tu jednej odpowiedzi, a wiele składających się na nią czynników.
Na pewno jednym z nich jest słabe prawo. Może być to dla wielu pewne zaskoczenie, ale zasady dotyczące umieszczania reklam w przestrzeni występują w wielu aktach prawnych i miejscami są dość precyzyjne i szczegółowe. Problemem jest natomiast to, że do tych regulacji nie ma skutecznych przepisów wykonawczych, a postępowania administracyjne ciągną się latami, o ile w ogóle są wszczynane. Przyczyną na pewno jest też opieszałość urzędów i różnego rodzaju instytucji, które powinny w ramach swoich obowiązków dbać o to, by nielegalne reklamy były usuwane z przestrzeni. Na przykład, Zarządy Dróg Miejskich i weryfikacja reklam w pasach drogowych należących do miasta. Ostatnia kontrola NIK w Lublinie wykazała, że na 16 skontrolowanych odcinkach dróg 36 reklam miało zezwolenie zarządcy drogi, a 399 nie. Kasa miejska z tytułu niepobranych opłat traci zatem 21,6 tysięcy dziennie. Jeśli pozostałe drogi Lublina są tak samo zaśmiecone reklamami, to miasto traci na tym 540 tysięcy dziennie, czyli ponad 16 milionów miesięcznie lub 192 miliony rocznie!
zlikwidowane reklamy po działaniu aktywistów
© Pogromcy Reklamozy
Inna kwestia to Wojewódzcy Konserwatorzy Zabytków i kontrola tego, czy na obiektach wpisanych do rejestru znajdują się reklamy, na które nie wydawali zgody. Takich instytucji jest znacznie więcej: Wydziały Architektury Urzędu Miasta, Powiatowi Inspektorzy Nadzoru Budowlanego itp. Zdarza się, że reklamy, mimo że są niezgodne z wieloma przepisami, to funkcjonują w przestrzeni przez całe dziesięciolecia…
Kolejnym powodem jest kwestia, którą nazwalibyśmy społeczną, czyli brak edukacji estetycznej i brak zrozumienia, że krajobraz jest wartością, którą trzeba chronić. Mówiąc wprost, niektórym osobom po prostu nie przeszkadza, że żyją w okolicy, w której krajobraz jest zaśmiecony setkami bannerów, ulotek, billboardów, słupów ogłoszeniowych, połykaczy, flag reklamowych, agresywnych szyldów, plakatów, siatek reklamowych zasłaniających cale elewacje budynków i całej masy pozostałych urządzeń reklamowych.
zlikwidowane reklamy po działaniu aktywistów
© Pogromcy Reklamozy
W końcu jest pewna grupa ludzi, którą roboczo nazywamy „wolnościowcami”. Według nich nie powinno być żadnych ograniczeń, a krajobraz jest po to, żeby go używać tak, jak im się podoba i twierdzą, że na swojej nieruchomości mogą umieścić wszystko, co uznają za słuszne i nikomu nic do tego, bo to jest ich święte prawo własności. Próba skutecznego uregulowania kwestii reklam w przestrzeni jest według nich zamachem na wolność i powrotem do komunizmu. Ostatnią kwestią i być może wcale nie najmniej ważną jest to, że istnieje wiele firm, które na tym zaśmiecaniu krajobrazu zarabiają. I to wcale nie są małe pieniądze. W skali całego kraju szacujemy to na setki milionow rocznie, jeśli nie więcej. Firmy te nauczyły się obchodzić czy wręcz łamać prawo i uczyniły sobie z tego źródło dochodów.
Dla przykładu w ostatnim czasie zapytaliśmy kilka Wydziałów Architektury w różnych dzielnicach Warszawy czy wydawały wymagane prawem pozwolenia na budowę dla około 150 wolnostojących billboardów. Proszę sobie wyobrazić, że z uzyskanych odpowiedzi wynika, że na 150 tylko 1 otrzymał wspomniane pozwolenie! To jest szokujące i pokazuje skalę problemu. Większość z reklam funkcjonuje w przestrzeni i ją dewastuje co najmniej kilkanaście lat, jeśli nie kilkadziesiąt… Przypuszczalnie podobnie jest w innych miastach, które nie przyjęły jeszcze tzw. Uchwały Krajobrazowej.
zlikwidowane reklamy po działaniu aktywistów
© Pogromcy Reklamozy
Wiktor: W jaki sposób można walczyć z nielegalnymi nośnikami reklamowymi?
Pogromcy: Walczyć z nielegalnymi nośnikami reklamowymi można na wiele sposobów. Najczęściej odbywa się to tak, że najpierw ustalamy sami, albo z udziałem odpowiednich urzędników czy dany nośnik jest legalny, czy nie i jeśli nie jest, to zwracamy się do odpowiedniego urzędu lub wydziału z prośbą, o doprowadzenie do jego usunięcia. Najczęściej korzystamy z przepisów dotyczących zajęcia pasa drogowego oraz prawa budowlanego.
Dla przykładu, jeśli widzimy tablicę reklamową na sygnalizacji świetlnej albo na trawniku między jezdnią a chodnikiem to najprawdopodobniej znajduje się ona w pasie drogowym. Jeśli jest to pas drogowy, można zapytać urzędników albo najczęściej też sprawdzić samemu w internecie na mapach własności gruntów dostępnych na stronach Urzędu Miasta. Do umieszczenia reklamy w pasie drogowym potrzebna jest zgoda zarządcy drogi oraz wnoszenie comiesięcznej opłaty za zajęcie pasa drogowego. Jeśli takiej zgody nie było, to zarządca drogi może nałożyć karę na właściciela takiej reklamy i doprowadzić do jej usunięcia.
zlikwidowane reklamy po działaniu aktywistów
© Pogromcy Reklamozy
Jeśli chodzi o wykorzystywanie prawa budowlanego do usuwania reklam, to podamy pewien przykład. Widzimy na prywatnej posesji wolnostojący billboard reklamowy, zgodnie z prawem budowlanym do posadowienia takiej konstrukcji potrzebne jest pozwolenie na budowę. Możemy wiec zapytać Wydziału Architektury w Urzędzie Miasta czy takie pozwolenie dla tej konkretnej posesji wydawał. Jeśli nie, należy skierować sprawę do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego z prośbą o doprowadzenie do rozbiórki takiej samowoli budowlanej.
zlikwidowane reklamy po działaniu aktywistów
© Pogromcy Reklamozy
Wiktor: Jakich narzędzi brakuje w walce z reklamozą?
Pogromcy: Umieszczanie nośników reklamowych, jak już wspomnieliśmy, regulowane jest w wielu aktach prawnych, w Prawie Budowlanym, w Miejscowych Planach Zagospodarowania Przestrzennego, Prawie o Ruchu Drogowym, Ustawie o Ochronie Zabytków i Opieki nad Zabytkami czy Rozporządzeniu Ministra Infrastruktury dot. zasłaniania okien w budynkach mieszkalnych.
Problem polega na tym, że nie mają one skutecznych przepisów wykonawczych w sytuacji, kiedy jakiś nośnik jest z nimi niezgodny, a czasem wręcz brakuje odpowiednich organów administracyjnych, które taki przepis mogłyby wyegzekwować. Dodatkowo czasem postępowania administracyjne ciągną się też latami, a właściciel takiego nośnika cały czas na nim zarabia. Potrzebne są zatem proste i skuteczne przepisy, które pozwalałyby na usuwanie nielegalnych reklam i wysokie kary administracyjne naliczane nie tak jak teraz, czyli od momentu ujawnienia nielegalnej reklamy, ale za wszystkie lata jej funkcjonowania wstecz.
Dopiero Uchwały Krajobrazowe częściowo rozwiązują problem egzekucji przepisów. Częściowo, bo dopiero bardzo mały procent gmin je przyjął. Nie ma ustawowego obowiązku wprowadzania tych uchwał. Zresztą niektóre gminy już zapowiedziały, że tego nie zrobią, bo na przykład według nich problem nielegalnych reklam nie występuje na ich terenie albo uważają, że nie ma potrzeby uporządkowania chaosu w przestrzeni. Zatem przydałoby się wstawienie zębów do obowiązujących przepisów i zmotywowanie urzędników do ich egzekwowania. Skale problemu niech naświetli przypadek Gdyni która, zanim zabrała się za przygotowanie Uchwały Krajobrazowej, sprawdziła jaki odsetek reklam w przestrzeni jest niezgodna z obecnymi przepisami i wyszło, że 80%.
Z naszych doświadczeń wynika, że ta liczba jest nawet jeszcze niedoszacowana. Dodatkowo powinniśmy wziąć przykład z Czech, gdzie presja społeczna zmusiła rząd do wprowadzania zakazu umieszczania reklam przy drogach krajowych, ekspresowych i autostradach. Podczas kierowania autem powinno się skupić na bezpieczeństwie, a nie oglądać reklamy umieszczone przy jezdni.
zlikwidowane reklamy po działaniu aktywistów
© Pogromcy Reklamozy
Wiktor: Czy obserwujecie zmiany w myśleniu na temat „reklamozy”?
Pogromcy: Zdecydowanie rośnie świadomość zjawiska tzw. visual pollution. Niektóre miasta w Polsce takie jak Sopot czy Gdańsk wprowadziły już Uchwały Krajobrazowe i problem chaosu w przestrzeni spowodowany nadmierną ilością reklam został wyeliminowany. Kolejne miasta pracują nad podobnymi uchwałami na swoim terenie. Rośnie też świadomość społeczna i powstają w różnych miastach (Kraków, Poznań) inicjatywy takie jak nasza, które próbują z reklamoza walczyć. Nie ma tygodnia, żebyśmy nie dostali prośby o wsparcie merytoryczne w walce z nielegalnymi reklamami w różnych regionach Polski. Natomiast niestety jest to nadal zbyt mało, żeby zmienić obraz Polski jako całości. Trend jest na szczęście pozytywny i mamy nadzieje, że będzie przyspieszał. Chociażby na bazie wizyty w Trójmieście czy niedługo w Krakowie (1 lipca upływają okresy dostosowawcze Uchwały Krajobrazowej) gdzie można zobaczyć, że może być normalnie.
zlikwidowane reklamy po działaniu aktywistów
© Pogromcy Reklamozy
Wiktor: Billboardy i reklamy to zło ostateczne? Czy istnieje według Was taka ilość, która jest optymalna?
Pogromcy: W tej kwestii jesteśmy dość radykalni. Są miasta na świecie takie jak Genewa, Grenoble czy Sao Paulo, które całkowicie zakazały umieszczania reklam w przestrzeni i miasta te nadal funkcjonują. Ludzie kupują samochody, ubrania, jedzenie i inne produkty, a firmy zmuszone są konkurować ceną i jakością, a nie funduszami wydanymi na promocje. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, jaką wartością dla zwykłych obywateli jest funkcjonowanie i ekspozycja reklam w krajobrazie. Co tak naprawdę my jako mieszkańcy z tego mamy? Śmiemy twierdzić, że nic albo bardzo niewiele. To inni zarabiają, a zwykły człowiek musi je oglądać, czy tego chce, czy nie. Skoro miasto ma być dla jego mieszkańców, a oni nie odnoszą z faktu ich funkcjonowania satysfakcjonujących korzyści, to rozwiązanie narzuca się samo. Mamy XXI wiek i naprawdę nie trzeba zaśmiecać każdego skrawka przestrzeni, żeby się zareklamować. Jest internet i cala masa nowoczesnych form promocji niedewastujących krajobrazu.
zlikwidowane reklamy po działaniu aktywistów
© Pogromcy Reklamozy
Wiktor: Jak długo działacie jako Pogromcy Reklamozy? Czy Wasza praca nie ma charakteru syzyfowej? Nie łapiecie się czasem za głowę i myślicie: czy to coś da?
Pogromcy: Jako Pogromcy Reklamozy działamy od około dwóch lat i w tym czasie udało się nam doprowadzić do usunięcia mniej więcej dwóch tysięcy nielegalnych nośników reklamowych. Zainspirowaliśmy też sporo ludzi do podjęcia tematu i posprzątania swojej okolicy. W myśl hasła, że jak sami nie weźmiemy odpowiedzialności za miejsce, w którym żyjemy, to nikt za nas tego nie zrobi. Są przestrzenie w Warszawie, które diametralnie się zmieniły po naszych interwencjach, co widać na setkach zdjęć, które publikujemy, na których widać te same miejsca przed usunięciem reklam i po ich usunięciu. Mamy też wrażenie, że urzędnicy różnych instytucji zaczęli bardziej przywiązywać wagę do tego tematu po naszych niewygodnych pytaniach.
Zdecydowanie uważamy, że nasza praca ma sens, a poza tym sami żyjemy w bardziej przyjaznej okolicy, bo sprzątać zaczęliśmy od swojego „podwórka”. Pozdrawiamy i zapraszamy do śledzenia naszego profilu na Facebooku.
Wiktor: Dziękuje za rozmowę!
zlikwidowane reklamy po działaniu aktywistów
© Pogromcy Reklamozy