Nie mamy świadomości potencjału, jaki niosą dane w planowaniu przestrzennym. Kształcimy analityków danych na rynek biznesowy, ale nastawionych na analizę bardzo specyficznych danych dotyczących miast — nie mamy wcale — mówi Hanna Obracht‑Prondzyńska, nauczycielka akademicka specjalizująca się w projektowaniu urbanistycznym i analizie danych.
Hanna OBRACHT-PRONDZYŃSKA — adiunktka na Uniwersytecie Gdańskim w Zakładzie Studiów Przestrzennych, nauczycielka akademicka specjalizująca się w projektowaniu urbanistycznym i analizie danych. Architektka i urbanistka. Ma międzynarodowe doświadczenie akademickie i projektowe z Chin, RPA, Stanów Zjednoczonych, Kolumbii, Holandii, Rumunii, Niemiec. Pracowała w Pomorskim Biurze Planowania Regionalnego, współtworząc między innymi plan zagospodarowania przestrzennego województwa pomorskiego i obszaru metropolitalnego Gdańsk–Gdynia–Sopot.
Ewa Karendys: Jak ważne są dane w planowaniu przestrzennym?
Hanna Obracht-Prondzyńska: Dane są kluczowe dla zrozumienia rzeczy, których nie widzimy. Owszem, my urbaniści możemy posługiwać się intuicją, ale tak naprawdę bardzo wielu rzeczy nam ona nie podpowiada. Weźmy za przykład problem dostępności przestrzennej do szkół dostosowanych do potrzeb dzieci z niepełnosprawnościami. Czy mamy wyobrażenie, gdzie w mieście powinny być zlokalizowane, aby i dzieci, i ich rodziny mogły wygodnie z nich korzystać?
w mieście liczącym milion mieszkańców generuje się dziennie 30 milionów GB danych
© Hanna Obracht-Prondzyńska
Ewa Karendys: Co jeszcze?
Hanna Obracht-Prondzyńska: Choćby mieszkaniówka. Wiemy na przykład, jakie są potrzeby najbiedniejszych mieszkańców miast, bo te osoby są objęte jakąś formą opieki. Ale ucieka nam cała grupa ludzi, którzy są w luce, czyli zarabiają na tyle dużo, żeby sobie jakoś radzić bez pomocy społecznej, ale za mało, żeby wziąć kredyt. Nie mamy pojęcia, jaka to jest skala, a tym samym, jaką politykę mieszkaniową powinno prowadzić miasto. Inna kwestia: nie łączymy danych pomiędzy samorządami. Czyli na przykład bardzo dużo dzieci mieszka na suburbiach i jednocześnie korzysta z infrastruktury w mieście. Skąd samorząd ma wiedzieć, ile przygotować miejsc w szkole? Jak zagwarantować, żeby ta szkoła rzeczywiście była najbliżej tych, którzy jej potrzebują?
czy smart city to tylko technologia?
© Hanna Obracht-Prondzyńska
Ewa Karendys: Mnie dziwi to, że mimo ogromnych kłopotów z najmem krótkoterminowym w naszych miastach nie analizujemy danych z Airbnb…
Hanna Obracht-Prondzyńska: …Ani kwestii mikroklimatu, ani tego, czy tworzymy efektywne miejsca, które będą komfortowe dla różnych mieszkańców. Chciałabym kiedyś zobaczyć opracowanie analizujące, jakie są potrzeby mieszkańców względem transportu publicznego, z uwzględnieniem różnych grup, na przykład płci. Wiele się mówi o tym, że kobiety mają znacznie więcej obowiązków, dlatego podróżują nie w tej relacji, w której najczęściej organizujemy transport, czyli dom–praca, ale jeszcze do przedszkola, szkoły, przychodni, na zakupy. I o tej siatce połączeń nie myślimy, a ona jest jednak inna.
Inny przykład: w ramach projektu badawczego realizowanego we współpracy z Uniwersytetem w Hongkongu sporo czasu poświęciliśmy na badanie percepcji Trójmiasta na podstawie danych z mediów społecznościowych. Okazało się, że jeśli mieszkamy w miejscach przyjaznych do życia, z wysoką jakością usług, to nawet treści, które komunikujemy w mediach społecznościowych, mają bardziej pozytywny ładunek. Mówiąc prościej: nie jesteśmy hejterami.
problem Airbnb w Trójmieście
© Hanna Obracht-Prondzyńska
Ewa Karendys: To bardzo ciekawe.
Hanna Obracht-Prondzyńska: Właśnie. Natomiast jeśli mieszkamy w zakorkowanej okolicy, gdzie brakuje przestrzeni wspólnych, to ładunek emocjonalny, który wrzucamy do sieci, jest o wiele bardziej negatywny. Okazuje się, że namacalnie można wyczuć, jak sąsiedztwo, w którym mieszkamy, wpływa na nasze zachowanie. Przejrzeliśmy też posty z danego obszaru pod kątem językowym. Wniosek? Są miejsca chętnie zamieszkiwane przez Ukraińców, inne przez Niemców, jeszcze inne przez Hiszpanów. Można to dobrze wykorzystać w planowaniu przestrzennym, pomyśleć o centrach integracji społecznej.
Wyniki tych analiz otworzyły mi oczy na różne kwestie, na które jako planistka nie zwracałam wcześniej uwagi. Na przykład na to, że nawet w skali Gdańska popularność miejsc wśród różnych grup społecznych jest bardzo zróżnicowana. I że segregacja społeczna jest dużym ryzykiem. Dostrzegliśmy też różnice w zachowaniach turystów i mieszkańców.
Ewa Karendys: Proszę o tym opowiedzieć.
Hanna Obracht-Prondzyńska: Mieszkańcy i turyści inaczej odbierają przestrzeń, odmiennie w niej funkcjonują. Dla nas, mieszkańców, ważniejsza jest siatka ulic i wygoda w przemieszczaniu się; turysta nawiguje bardziej pod kątem charakterystycznych w mieście punktów.
Ewa Karendys: No dobrze, ale czy wyniki tych badań trafiły do samorządu?
Hanna Obracht-Prondzyńska: Te badania robiliśmy w ramach pracy naukowej, dopiero teraz, po usystematyzowaniu wyników, możemy tym tematem zainteresować samorząd.
chaotyczna zabudowa generuje wyższe koszty dla miast
© Hanna Obracht-Prondzyńska
Ewa Karendys: Czy pozyskanie tego typu danych jest trudne? Czy nasze samorządy mogłyby robić takie analizy na własną rękę?
Hanna Obracht-Prondzyńska: Dostępność danych jest bardzo zróżnicowana. Na przykład TripAdvisor nie udostępnia danych do badań, co jest zaskakujące. Jednak istnieje wiele serwisów, które zbierają dane i przekazują analitykom — zarówno za opłatą, jak i bezpłatnie. Jeśli chodzi o media społecznościowe, to przyznaję szczerze, jestem sfrustrowana tym, że Wielka Piątka [największe firmy komputerowe i programistyczne: Alphabet (dawniej Google), Amazon, Meta Platforms (dawniej Facebook), Apple i Microsoft — przyp. red.] sprzedaje nasze dane szeroko rozumianemu biznesowi, tymczasem dostęp dla planistów czy samorządów jest bardzo ograniczony. A przecież rozpoznanie potrzeb w odniesieniu do przestrzeni miasta jest istotne dla jakości naszego życia! Są jednak dane, po które samorząd mógłby sięgnąć, na przykład dane z Airbnb. Sama podjęłam to wyzwanie i zaczęłam je analizować.
Ewa Karendys: Jakie są wnioski?
Hanna Obracht-Prondzyńska: Dość zatrważające. Najem krótkoterminowy wypycha na suburbia mieszkańców z terenów, które są dobrze zaopatrzone w usługi i oferują wysoką jakość życia. Samorządy, zamiast ignorować problem, powinny raczej monitorować skalę tego zjawiska. Bez tej wiedzy nigdy nie ukształtujemy dobrej polityki mieszkaniowej.
40% ludności mieszka w strefach bezpośrednio zagrożonych zmianami klimatu
© Hanna Obracht-Prondzyńska
Ewa Karendys: Do planowania przestrzennego można też wykorzystywać dane geolokalizacyjne.
Hanna Obracht-Prondzyńska: Rzeczywiście, dane z telefonu komórkowego mają ogromny potencjał. Choćby z tego względu, że tak na dobrą sprawę nie wiemy, ilu mamy mieszkańców w miastach. Ostatnio ze swojej skrzynki wyciągnęłam ulotkę zachęcającą do zameldowania się w Gdańsku, spojrzałam na dane — rozbieżność między liczbą mieszkańców podawaną przez GUS a tym, ile osób jest rzeczywiście zameldowanych, jest duża. Żadna z tych wartości nie jest prawdziwa.
Tymczasem dane z telefonów komórkowych dają nam informację, ilu mamy aktywnych mieszkańców czy osób przebywających w mieście. To bardzo istotne, choćby pod kątem organizacji efektywnego transportu publicznego czy rozmieszczania szkół. Takie dane to skarbnica wiedzy, w 2021 roku Pomorskie Biuro Planowania Regionalnego na podstawie danych przestrzennych użytkowników telefonii komórkowej w regionie, zakupionych od firmy T-Mobile, analizowało rozbieżności pomiędzy liczbą mieszkańców zameldowanych a danymi z telefonii komórkowej. Sprawdzono też, jak się na co dzień przemieszczamy, jaki jest ruch turystyczny.
23% zgonów w miastach spowodowana jest warunkami życia
© Hanna Obracht-Prondzyńska
Ewa Karendys: Takie dane są łatwiejsze do pozyskania?
Hanna Obracht-Prondzyńska: Owszem. Natomiast cena jest zaporowa. Wiele samorządów niestety nie może sobie pozwolić na ich zakup.
Ewa Karendys: W czym tkwi problem? Dlaczego zbieranie danych, oprócz kwestii pieniędzy, to wśród samorządów raczej wyjątek niż codzienność?
Hanna Obracht-Prondzyńska: Nadal często nie ma świadomości potencjału danych. I to w zasadzie widać na każdym z etapów myślenia o mieście — od monitoringu dynamiki zmian, przez planowanie, aż po ewaluację zrealizowanych inwestycji. Uważam, że w zestawieniu z dostępnymi na rynku narzędziami, nasze dokumenty planistyczne są bardzo archaiczne.
Ewa Karendys: Archaiczne?
Hanna Obracht-Prondzyńska: Dlaczego wciąż posługujemy się plamami i kreskami, paragrafami, choć dysponujemy rozmaitymi narzędziami pozwalającymi na symulację 3D i przewidywanie konsekwencji inwestycji? Planowane realizacje możemy wpisać w istniejącą strukturę miasta i zobaczyć, jak wpłyną na krajobraz, zatłoczenie, sposób funkcjonowania obszaru, zagrożenie powodziowe, przewietrzanie, temperaturę w mieście czy kwestie transportowe, na przykład obłożenie linii komunikacji miejskiej. Mamy takie narzędzia, tylko nie potrafimy jeszcze po nie sięgać.
W kontekście udostępniania danych jest też bardzo duża obawa, do czego one zostaną wykorzystane. Poza tym deficyty są już na poziomie akademickim. Na uczelniach nadal prowadzimy za mało eksploracyjnych badań wykorzystujących dynamicznie rozwijające się dzisiaj narzędzia i, paradoksalnie, powstaje bardzo mało opracowań naukowych bazujących na szczegółowych danych. A to też przekłada się później na praktykę planistyczną.
w Wiedniu potrzeby obu płci są traktowane poważnie w procesie planowania
© Hanna Obracht-Prondzyńska
Ewa Karendys: Czy jest jakaś poprawa? Czy nasze samorządy zaczynają się bardziej interesować wykorzystaniem danych w planowaniu przestrzennym?
Hanna Obracht-Prondzyńska: Bardzo mnie cieszy, gdy widzę, że miasta sięgają po różne narzędzia, na przykład geoankiety. Wiele się w tym zakresie zmienia i większe miasta dostarczają coraz ciekawszych opracowań. Jest ciekawość i zainteresowanie, ale wiele potrzebnych opracowań rozbija się z jednej strony o fundusze, z drugiej zaś o kompetencje. Wśród samorządów są obawy, czy mają kadry, które będą w stanie posługiwać się narzędziami, danymi, w które zainwestują.
Ewa Karendys: Jakie znaczenie ma jakość danych?
Hanna Obracht-Prondzyńska: Bardzo duże, jeśli nie największe! Dla mnie, osoby pracującej z danymi na co dzień, największą bolączką jest brak integracji danych i brak ich georeferencji, czyli przypisania do przestrzeni. Mówi się, że 60 procent czasu przeznaczonego na projekt bazujący na danych zajmuje przygotowanie baz tak, aby były użyteczne. No i nie mamy w ogóle takiego zawodu jak analityk danych miejskich. Kształcimy analityków danych na rynek biznesowy, ale nastawionych na analizę bardzo specyficznych danych dotyczących miast — nie mamy wcale.
zieleń wpływa na jakość naszego życia
© Hanna Obracht-Prondzyńska
Ewa Karendys: Miejski analityk danych powinien być w każdym biurze planowania?
Hanna Obracht-Prondzyńska: Mamy jeszcze tyle kroków do wykonania, że to nie wydarzy się dzisiaj. Do tego potrzeba czasu i większej świadomości nie tylko miejskich biur planistycznych, które często już ją mają, ale też bardzo różnych instytucji: urzędów skarbowych, instytucji zdrowia, placówek oświatowych… Biuro Rozwoju Gdańska czy Biuro Architektury i Planowania Przestrzennego w Warszawie może mieć świetny sztab analityków, ale dopóki nie będzie miało dobrej jakości danych, to wiele nie zdziała w tej sprawie.
W ogóle nie wykorzystujemy potencjału danych, które już są w sieci. Trzeba dość specjalistycznej wiedzy, żeby dobrać się do tych danych i rzeczywiście zrobić z nich użytek.
Ewa Karendys: W innych krajach europejskich wykorzystanie danych ma się lepiej?
Hanna Obracht-Prondzyńska: Wiele zależy od uczelni i współpracy pomiędzy samorządem a ośrodkiem akademickim. Są miasta, które podziwiam za to, w jaki sposób się rozwijają i jak potrafią wykorzystać dane i narzędzia symulacyjne. Weźmy Amsterdam, gdzie istnieje centrum analizujące dane na temat miasta: jak ono funkcjonuje, jakie ma potrzeby. W Helsinkach powstał model miasta (tzw. cyfrowy bliźniak), który umożliwia dodawanie różnych informacji o planowanych inwestycjach i pokazywanie symulacji: w jaki sposób zmienią się warunki wodne, kwestia przewietrzania miasta czy natężenie ruchu w danych obszarach. To świetne narzędzie nie tylko pomagające planistom i projektantom w podjęciu decyzji, ale też bardzo przydatne w procesach partycypacyjnych. Widząc takie narzędzia, chciałoby się powiedzieć: kurczę, nasze planowanie przestrzenne jest naprawdę archaiczne! Dzisiaj dysponujemy narzędziami, które pozwoliłyby nam kształtować system planowania w zupełnie inny sposób.
ranking jakości życia w miastach
© Hanna Obracht-Prondzyńska
Ewa Karendys: I to taki, który pomógłby przeciwdziałać galopującym zmianom klimatu.
Hanna Obracht-Prondzyńska: Dane mogą nam na wiele rzeczy otworzyć oczy, bo dają szansę symulacji różnych rozwiązań. Następna kwestia to sztuczna inteligencja, która pozwala wygenerować wiele rozwiązań i wybrać to, które będzie najmniej szkodliwe i najkorzystniejsze z perspektywy zapewniania dobrej jakości życia w mieście.
Ewa Karendys: Rola sztucznej inteligencji w projektowaniu miast też będzie się zwiększać?
Hanna Obracht-Prondzyńska: Tak i to już się dzieje. Powstają narzędzia, które pozwalają wygenerować dla jakiegoś fragmentu miasta miliony wariantów nowej zabudowy. Z mojej perspektywy narzędzia te dadzą nam możliwość wychwycenia kiepskich rozwiązań, których planiści nie byliby w stanie przewidzieć w danej przestrzeni. Powstanie więcej opcji, które później planista będzie selekcjonował, mam nadzieję — także z uwzględnieniem danych.
Ewa Karendys: Dziękuję za rozmowę.
rozmawiała: Ewa Karendys
Ilustracje: © Hanna Obracht-Prondzyńska
więcej: A&B 12/2023 – MBA Kraków 2023: RECOVER,
pobierz bezpłatne e-wydania A&B