Kiedyś budynek przedwojennego pensjonatu nad morzem, później mieszkania kwaterunkowe, dziś Willa Wincent jest jednym z najmodniejszych hoteli w Trójmieście.
fot. PION fotografia
W budynku mieszczą się 24 pokoje – od kompaktowych dla osób podróżujących w pojedynkę, po apartamenty z prywatnym tarasem, z którego rozciąga się widok na zatokę. Autorami projektu Willi Wincent są architekci Maciek Ryniewicz i Rafał Kaletowski. Inspiracją dla nich były wystawa o narodzinach Gdyni w Muzeum Miasta oraz prostota i funkcjonalizm modernizmu. Do tego wzornictwo lat 30., które stanowiło natchnienie dla polskiego wzornictwa lat 50. i 60.
nadmorski pensjonat
Budynek Willi Wincent wzniesiony w 1929 roku z inicjatywy Marii Kozierowskiej na rogu ówczesnych ulic Bocznej i Leśnej. Miał wtedy pełnić funkcję pokoi gościnnych. Niestety wojna pokrzyżowała plany właścicielki, rozpoczynając burzliwy okres w historii kamienicy. W czasie wojny kwaterowali w niej żołnierze, w okresie PRL-u znajdowały się tu mieszkania kwaterunkowe. W 2016 roku trzech gdyńskich przedsiębiorców, kupiło podupadającą kamienicę. Z ksiąg wieczystych oraz archiwów wyłoniły się wtedy nieznane dotąd elementy historii willi. Pierwotne marzenie właścicielki o stworzeniu nadmorskiego pensjonatu został właśnie wprowadzony w życie. Willa Wincent to jedno z najmodniejszych miejsc w Trójmieście.
– Gdy po raz pierwszy zobaczyliśmy ten budynek, a było to zimą 2016 roku, przypominał pustostan. Chwilę wcześniej mieszkała tam tylko jedna rodzina. W części okien były powybijane szyby, a tynk fasady pękał i odpadał – mówi architekt Maciej Ryniewicz w rozmowie na łamach Vogue.pl.
Architektom zależało na tym, by ocalić jak najwięcej z charakteru i detali starej architektury. Projekt wnętrz zakładał prostotę i funkcjonalizm modernizmu lat 30. Udało się odzyskać historyczną, drewnianą klatkę schodową, lite stopnie, poręcz i balustrada. Na podłodze, spocznikach ipiętrach dębowa jodełka. Pod wieloma warstwami farby olejnej odkryli piękny rysunek nieregularnych słojów drewna.
fot. PION fotografia
pokolorowany modernizm
Przed architektami pojawiło się wyzwanie, jak zachować najwięcej z oryginalnej tkanki, a jednocześnie stworzyć zupełnie autorski projekt. Efekt jest zaskakujący. Piękne elementy budynku zostały skrupulatnie odrestaurowane. W autorskich projektach mebli i detali wnętrza pojawiają się podobne materiały i motywy.
Wnętrza wypełniają też barwy nie mające nic wspólnego z przedwojennym modernizmem, ale za to sprawiające, że trudno o nich zapomnieć. Szmaragdowa zieleń, musztardowa żółć, winna czerwień.
– Chcieliśmy przełamać biel ścian i szarość lamperii, wprowadzając do środka trochę koloru wciąż tak rzadko spotykanego we wnętrzach mieszkań. Wybraliśmy kilka barw, które przewijają się w całym budynku – za każdym razem w innych proporcjach i zestawieniach. Dzięki temu wszystkie pokoje i apartamenty mają swój unikalny charakter. Wytraciliśmy powtarzalność tak charakterystyczną dla hoteli – mówi Ryniewicz. – Zależało nam bowiem, by stworzyć wrażenie, że ta przestrzeń jest mieszkaniem, a nie hotelem czy pensjonatem. Dlatego każde z 24 wnętrz ma autorsko zaprojektowane meble i imponującą kolekcję vintage’owego wzornictwa – zaznacza architekt.
fot. PION fotografia
wyjątkowe dodatki
Który z elementów wnętrza nie daje o sobie zapomnieć? Na trzecim piętrze, w apartamencie stoi przepiękny fotel z rogami, prawdopodobnie jedyny taki egzemplarz w Polsce. To wierna replika kultowego projektu autorstwa prof. Edmunda Homy. Projektant przeprowadził się do Gdyni zaraz po studiach. Tworzył dla miasta charakterystyczne neony, szyldy, witryny. W trójmieście też kontynuował karierę na gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych. W latach 60. pracował dla Fabryki Mebli w Gościcinie, gdzie wyspecjalizował się w siedziskach. I choć odnosił międzynarodowe sukcesy, do końca życia mieszkał właśnie w Gdyni.